wtorek, 2 grudnia 2014

1 grudnia 2014


1. Ruszyliśmy. Bożena zakładała, że przy Powązkach kupi jakiś nagrobny kwiatek. Udało się o tyle, o ile. Zachwycając się mini jechałem A2 do Wiskitek. To dziwne skąd miejscowość o tak litewskiej nazwie znalazła się pod Żyrardowem. Wiskitki w każdym razie są starsze niż Warszawa. Ale to nie jest specjalnie trudne.
DK 50 przeskoczyliśmy na Gierkówkę do Mszczonowa. Gierkówka piękna, nowa. Tylko z niewiadomych przyczyn ktoś postawił na niej co chwilę ograniczenia do 100 km/godz. W miejscach tak irracjonalnych, że aż zacząłem się zastanawiać, czy nie stanęły po to, żeby ułatwić pracę załogom radiowozów z wideorejestratorami.
Mini mimo swojej gokartowości nie było jakoś specjalnie męczące. Może opony były trochę zbyt głośne, ale inne pewnie by nie były tak ładne.
Mini to dziwny samochód. Ale dużo lepiej wymyślony niż nowy Garbus, czy pięćsetka. Człowiekowi, który się przyzwyczai do pewnych rozwiązań trudno będzie jeździć samochodem nie premium. A kiedy dotrze do niego, że w mini wygląda jak w samochodzie narzeczonej, zacznie się rozglądać za BMW. A to, że w BMW pewne elementy wyposażenia, do których się przyzwyczaił kosztują dwa razy więcej niż w mini? Nie będzie miało znaczenia.
Ciekawe tylko, czy z nowym samochodem wcześniejszy użytkownik mini nawiąże taki sam związek emocjonalny.
Wydaje mi się, że mógłbym mieć mini. I to jest zła informacja, bo taki samochód zupełnie nie jest dla mnie. I to, że mi się tak wydaje, świadczy o tym, że mini jest wymyślone tak dobrze, że można przez nie stracić rozsądek.

2. Kiedyś Gierkówką jeździłem często. Najlepsza średnią uzyskiwałem na odcinku między Piotrkowem a Częstochową. Droga prosta jak drut. Bez terenów zabudowanych. Ze skrzyżowaniami, na których ciągle zdarzały się potworne wypadki. Prawym pasem TiR-y dziewięćdziesiątką. Lewym – przedstawiciele handlowi dwa razy szybciej. Czasem ktoś z mocniejszym niż 1,9TDI silnikiem mogący jechać szybciej niż 180.
Tym razem mało kto przekraczał 140.
Ludzie inaczej jeżdżą. Przez dziesięć lat sporo się zmieniło. I to nie jest kwestia fotoradarów, bo akurat na tamtym odcinku nie ma ich dużo.
Nie zmieniło się to, że z perspektywy Drogi Krajowej nr 1 Częstochowa jest potwornie brzydka. Nie pomógł temu nowo wybudowany wiadukt, nie pomogła Galeria Jurajska. Jest strasznie.

Za Siewierzem zauważyliśmy niesamowite zjawisko. Zmierzch, chmury, a w nich punktowa łuna. Trudno mi to opisać, ale warto to zobaczyć. Stoi tam wielka szklarnia, której lampy odbijały się od chmur. Chłodne kolory zmierzchu wymieszane z żółtym światłem lamp. Nie potrafię tego opisać i to jest zła informacja.

3. Szopienice rozkopane. Chwilę zajęło zanim udało nam się objazdy ogarnąć. Na cmentarzu zmarzłem. Zawsze marznę tam na cmentarzu. Może dlatego, że nie bywam tam w lecie?
Żeby dojechać do domu zrobiliśmy jakieś gigantyczne kółko. W bramie na obiecanego psa czekał młody człowiek. Doczekał się i wyglądał na zadowolonego, choć było ciemno. Zostawiłem Bożenę i ruszyłem do Krakowa.
Nie chcąc walczyć z nawigacją pokonałem chyba z pięć zakazów ruchu (nie dot. poj. budowy). Jakoś mi się jechało, aż w Olkuszu nie zatrzymała mnie Policja. Wyciągnęli mnie z grupy pięciu samochodów. Na laserowym urządzeniu pokazali, że przekroczyłem prędkość o 27 kilometrów. Zdziwiony byłem bardzo, bo wyhamowałem kiedy zaczynał się teren zabudowany. Okazało się, że wcześniej stał znak ograniczenia do 50. Panowie byli mili. Tłumaczyli, że gdybym jechał 72, to by mnie nie zatrzymywali. Sto złotych i cztery punkty.
Przy okazji zobaczyłem policyjny system komputerowy. Do szyby kii przymocowany jest stosunkowo duży ekran. Warunki przetargu musiały być fascynujące. Okno, które interesuje policjantów zajmuje połowę ekranu. Na reszcie widać pulpit WindowsXP. Ekran niezbyt ostry, więc widać słabo. Wszystko działa jakby chciało a nie mogło. Zaprojektowane tak, żeby było trudniej. Te Windowsy to chyba po to, żeby było można grać w sapera.

Pojechałem dalej. Pierwszy mandat od dobrych trzech lat. No i mogło być gorzej.
Po jakimś czasie dopadły mnie wątpliwości. A może tam nie było ograniczenia. Może się dałem zrobić. Sprawdziłem później na street view – ograniczenie było. To, że miałem wątpliwości to bardzo złą informacja. Obywatel do Policji powinien mieć zaufanie. Ale jak tu mieć zaufanie po takiej akcji jak ta w PKW?

Ojciec oglądał transmisję z komisji sejmowej, która wezwała ważnego policjanta, by go przepytać w sprawie zatrzymania dziennikarzy. No i ważny policjant plątał się w zeznaniach. Jego wyjaśnienia były sprzeczne z tym, co usłyszałem na procesie. Od zeznających funkcjonariuszy.
I co? I nic.

Dojechałem do Krakowa. Zagłosowałem. Mój kandydat przegrał.

Wracałem do Szopienic autostradą. 18 złotych za jakieś 70 kilometrów.  

2 komentarze:

  1. Pozytywne jest to, że twój kandydat przegrał. Na szczęście - jak zwykle :) Poza tym bardzo dobrze się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle? Kilka wyborów wygrał.

    OdpowiedzUsuń