środa, 16 września 2015

16 września 2015


7–8 września

1. W Poniedziałek wylądowaliśmy w Krakowie. W Warszawie lało. W Krakowie wręcz przeciwnie. Z Balic trafiliśmy do hotelu postawionego w miejscu parkingu, na którym Francuz (chyba z Korsyki) zastrzelił Andrzeja Zauchę. Trzymałem na tym parkingu Taunusa. Rocznik 1975. Dojeżdżałem nim do pracy. Piechotą 350 metrów, samochodem 1200. 
Samochodu już nie ma, więc nieistnienie parkingu mi aż tak bardzo nie przeszkadza. Zresztą nie mieszkam już przy Syrokomli. Chyba, że w hotelu. 
Z okna widok miałem na budynek Biprocenwapu. Swoją drogą ciekawe czym ta firma się teraz zajmuje. Pewnie wynajmem powierzchni biurowej. 
Ze dwadzieścia pięć lat temu na części parkingu był autokomis. Stało tam porsche 924, które chciałem przez chwilę mieć. Może i dobrze, że się nie udało. Zresztą jakoś specjalnie się nie starałem.
I to jest zła wiadomość, Bo może gdybym się wcześniej zaczął starać – wszystko by było lepiej.



2. Udałem się do kolegi Krzysztofa znanego w pewnych kręgach jako Mistrz Bronisław.  W tak zwanym międzyczasie urodziła mu się dwójka dzieci. Wciąż ma jeden z najbardziej krakowskich widoków jakie mogę sobie wyobrazić.
Później z kolegą Jankiem udaliśmy się do Pięknego Psa. Trzeciego. Który chyba najwięcej wspólnego ma z pierwszym. Trochę „Dziady”. Albo pierwszy odcinek „Czterdziestolatka”. Przemazujący się ludzie, których nie widziałem ze dwadzieścia pięć lat. 
Kiwi mówiący: dziadek, tylko tego nie spierdolcie, choć ponoć głosował i głosować będzie na Platformę. Wielka ci odpowiedzialność na nas spoczywa. 

Później poszliśmy na Sławkowską, gdzie ktoś reaktywował Free Pub. Nie dajcie się zwieść – jest tam zupełnie inaczej niż w oryginalnym. Za to w Dekafencji jest jak zwykle. 
Wieczór przyjemny. Nie tak hardkorowy jak drzewiej bywało. 

Cóż, widać symptomy starości. I to nie jest dobra informacja

3. Pojechaliśmy do Krynicy. Po drodze widziałem krowę. Zapomniałem jak duże jest to zwierzę. Leżała koło stacji benzynowej i żuła. Na stacji dwóch panów odkurzało mercedesy obrendowane firmą – partnerem polskiego Davos. Swoją drogą, skoro polskiego, to raczej Dawos.

Spędziliśmy tam parę godzin. Złą informacją jest, że język macedoński jest jednak zbyt trudny, nie rozumiałem przemowy macedońskiego prezydenta, a sprawiał wrażenie niezłego mówcy.

Wracaliśmy Viano, którego kierowca (pan Sławek) słucha RMF-u. Przypomniało mi się, że dwadzieścia lat temu wieczorem zamiast przerywanej reklamami nawalanki radio nadawało niezłą polityczną publicystykę. I komu to przeszkadzało?



1 komentarz:

  1. "Zresztą nie mieszkam już przy Syrokomli."
    Tusk ostatnio też już prawie nie.
    https://goo.gl/maps/XFjQq6aB86D2

    OdpowiedzUsuń