Pokazywanie postów oznaczonych etykietą A2. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą A2. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 października 2021

26 października 2021


1. Jechaliśmy od rana. Więc o nietypowej porze. W Strzałkowie, koło drogi jest wielobudynkowa szkoła, której wcześniej nie zauważyłem, gdyż w nocy nie miała podwórka pełnego dzieci. Na jednym z budynków jest tablica poświęcona strajkowi szkolnemu. W szkole uczyli tylko o Wrześni. A przynajmniej tak zapamiętałem.
Za Wrześnią odbieraliśmy lustro. W sklepie ze stylowymi meblami, wśród bardziej, bądź mniej stylowych mejli stał ołtarz. Neogotycki. Dębowy. Piękny. Kupiłbym, ale mnie nie stać. Kosztuje 120 tys. I to jest zła informacja. 

2. Na bramkach za Poznaniem, policja trzepała busy. Chyba skutecznie, gdyż jeden stał w towarzystwie kilku radiowozów. Policjanci, ratownicy. Stał też śmigłowiec LPR-u. Śmigłowiec na parkingu, obok autostrady, to jednak widok niecodzienny. 
Złą informacją jest, że nie mam już jednak instynktu reportera, nie stanąłem, by poreporterować. 
Podobnie nie stanąłem w Świebodzinie, gdzie na Zachodniej zderzył się rowerzysta ze skuterzystą. Policja zablokowała przejazd, więc się dowiedziałem dokąd prowadzi ulica Żaków. 
W Gorzowie samorządowcy odbierali promesy pieniędzy z „Polskiego Ładu”. Ponadpartyjnie odbierali. Mój starosta dostał kasę na drogę z Toporowa do Niedźwiedzia. Jak się jeszcze uda zrobić kawałek z Niedźwiedzia do Węgrzynic, to chyba zacznę częściej jeździć do Berlina.
Nowa droga zmienia rzeczywistość. I to na wiele lat. Ta z Ołoboku do Rokitnicy ma ponad dwadzieścia lat, a wciąż jest jak nowa. 

3. Małe koty dostały sztucznego mleka. Rudzia wciąż nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Kocię przed nimi ucieka. Ale jakoś się mają. Zobaczymy, co będzie jutro.

Złą informacją jest, że nie mogę sobie przypomnieć, czy mam tu coś elektrycznego do podgrzewania. Elektryczny koc, poduszka, czy coś podobnego. 


 

niedziela, 10 października 2021

9 października 2021


1. Tym razem nie zerwało mnie przed ósmą. I to jest zasadniczo dobra informacja. Złą jest, że się i tak nie wyspałem. Udałem się do Punktu Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych. Z oponami. Tłumaczyłem tam panu, że poprzednim razem byłem z oponami w zeszłym roku, on mi, że w tym. Ja byłem pewny, że w zeszłym. Wracając dotarło do mnie, że nie mogłem być w zeszłym, gdyż opony wiozłem Lawiną. Cóż, ważne, że następnym razem z oponami przyjadę raczej nie wcześniej niż za jakieś cztery lata. 
Pojechaliśmy z Miśkiem do „Atelier u Iwonki”, odebrać lustro i lampę. Udało się je załadować. Udało się przewieźć i rozładować. Nie tłukąc. W „Atelier u Iwonki” można kupić drzwi do tabernakulum. Z pelikanem. Samicą.  


2. Później pojechałem za Poznań po płytę indukcyjno-gazową. Sympatyczna para z dzieckiem, stwierdziła, że nie są wielbicielami indukcji. Ja jestem. Tam jechałem A2, wracałem 92. Dla oszczędności 32 złotych poświęciłem 30 minut. 
Przejeżdżając przez Poznań słuchałem przez chwilę Jedynki. Pani Raczyńska z trójką profesorów załamywali ręce nad językiem dzisiejszych Polaków. Kiedy jedna z pań profesor powiedziała, że jej uczelnia mieści się na ulicy, przełączyłem się na Spotify. 
W Lidlu kupiłem dużo piwa i trzy mrożone pizze. Pani przy kasie życzyła mi miłego wieczoru. 
W Mrówce kupiłem zaprawę szamotową, w Actionie szpachelki. Parking przed Hosso był pełny. Ludzie poszli na „Bonda”? Może na „Wesele”? A może do Rossmanna? Uważam, że Świebodzin zasługuje na handlowe centrum w stylu tego z „Mallrats”. Swoją drogą kolejny kandydat na nagrodę w kategorii; debilne przetłumaczenie tytułu. 
Słońce zachodziło na Amazonie. Zdziwiło mnie, że promienie nie układają się w napis: pracuj u nas za co najmniej 22,50. 
Wróciłem, nakarmiłem koty wątróbką. Najwięcej zjadło kocie. I to jest zła informacja, gdyż to, że zjadło najwięcej, można było poznać po tym ile chwilę później wyrzygało.

3. Złą informacją jest, że nie kupiłem złączki, którą nakręca się na króciec wychodzący z płyty, by podłączyć wąż z gazem. Jeżeli sąsiedzi nie pomogą – płytę uruchomię dopiero w poniedziałek. 



 

wtorek, 5 października 2021

3 października 2021


 

1. Poza tym, że udało mi się zarazić kolegów z podstawówki filmem „Greyhound”, właściwie trudno mi jest cokolwiek o tej niedzieli napisać. I to jest zła informacja. 

2. W każdym razie, jak co roku, wyjechałem późno. Jechałem dość dziwną trasą. Pięćdziesiątka do Mszczonowa. Później, S8 do Rawy. Z Rawy Siedemdziesiątką dwójką. Z siedemdziesiątki dwójki zwykle zjeżdżałem w Brzezinach, przy cmentarzu. Tym razem pojechałem prosto. Do Łodzi. Po drodze zauważyłem skręt na Moskwę. –Gdzie mieszkasz?W Moskwie. –W Moskwie?. –W Moskwie. Pod Łodzią. Z Łodzi – jak mucha – do Zgierza. Ze Zgierza, na A2. Wprost na zwężenie. I to jest zła informacja. 

3. W każdym razie ruch an autostradzie i ekstrawagancja trasy, doprowadziły do tego, że w domu byłem bardzo późno. Złą informacją jest, że z zaległośćci na negatywach będę się długo wygrzebywał. 

wtorek, 17 sierpnia 2021

16 sierpnia 2021


1. Wstałem, odleżałem swoje w wannie i udałem się po nadredaktora Muchę. Złą informacją jest, że nie zjadłem śniadania. Z rzeczonym udaliśmy się do Mordoru. W Mordzorze przeżyłem mordorowe poszukiwanie miejsca parkingowego. Średnio skutecznie. Na koniec się okazało, że mój nowy pracodawca dysponuje miejscami w parkingu podziemnym. Parkingu w przeciwfazie do tych przed budynkiem – zupełnie pustym. 

2. Śniadania nie zjadł również nadredaktor Mucha. Udaliśmy się więc z Mordoru do Beirutu. Nadredaktor zjadł hummus z chrzanem, moi haloumiburgera. Nie byliśmy jakoś specjalnie usatysfakcjonowani, więc przeszliśmy na Wilczą by zjeść po Pho. Tam się na chwilę rozstaliśmy. Wróciłem do domu, żeby się spakować. Skutecznie. 
Znowu się pojechałem po nadredaktora Muchę i razem się udaliśmy na rozmowy na szczycie. Złą informacją jest, że nie pamiętam, czy osoba, z którą rozmawialiśmy życzy sobie występować w Negatywach, więc – na wszelki wypadek – pominę nazwisko. 
Później, po rozstaniu z Nadredaktorem udałem się na kolejne rozmowy na szczycie. Tym razem – zgodnie z precedencją – szczycie wyższym. Skoro poprzednie nazwisko pominąłem. To pominę też. 

3. Ruszyłem do Rokitnicy. Jeszcze w Warszawie dorwała mnie burza. Zlało mnie, gdy tankowałem na byłym Orlenie przy Łopuszańskiej. Potem lało jeszcze bardziej. Zjechałem na MOP koło zjazdu na Grodzisk. I czekając na to, aż przejdzie zajmowałem się Gazetą, w której: protest gorzowskich ratowników medycznych, bukszpanową ćmę, budowę Miejskiego Centrum Kultury w Gorzowie i o tym, gdzie mogła się dziać akcja „Szatana z siódmej klasy”.
Deszcz przeszedł. Jechało się nieźle. LPG na autostradzie tańsze niż przy świebodzińskim Tesco. 

Prawie dojechałem do domu. Zatrzymały mnie w Świebodzinie rogatki przejazdu kolejowego. Trzymały chwilę. Przejechał towarowy. Dziwne wagony DB ciągnięte przez polski elektrowóz. Po pół godzinie stania zawróciłem i przejechałem objazdem koło Policji i Straży pożarnej. Ciekawe, czy gdybym się nie zdecydował na objazd, czy dalej bym tam stał. Nie wiem. I to jest zła informacja. 

Kiedy podjechałem do bramy, z wiejskiej ciemności wyszedł Kocio. Konkretnie od strony dębów posadzonych z okazji urodzin Führera. Wszedł do domu. Pokręcił się chwilę i poszedł. Rudzi nie ma. Kocięcia nie ma od wczoraj. Rudzia rano wpadła zjeść. 


 

niedziela, 15 sierpnia 2021

14 sierpnia 2021


 

1. Śniło mi się – mniejsza z tym, co. Ważny wniosek – na starość stałem się państwowcem. Przynajmniej we śnie. 
Po roku z okładem wróciłem do skręcania półek. Z Miśkiem. Skręciliśmy dwie. I, że tylko tyle, to zła jest informacja. Wyszło 30 minut na jedną. Klapa paki Lawiny świetnie robi za stół montażowy.

Kocia nie było przez całe przedpołudnie. W końcu przyszedł. Zjadł i zasnął. Kiedy spał, Rudzia przyprowadziła Kocię. 

2. Ktoś musiał rzucić akumulatorową klątwę, gdyż gdy mieliśmy ruszyć z Miśkiem do Warszawy się okazało, że akumulator w Audim odmówił współpracy. Został Audi odpalony Lawiną. Pojechaliśmy bojkotując Kulczyka. Zagęściło się przed Tarnowem Podgórnym. Przez Poznań jechało się zbyt długo. Później było jako-tako. Września by night nie jest zbyt interesująca. Zatankowałem na Orlenie w Słupcy. No i przez Wacławów wjechaliśmy na A2. 
Na A2 ciągle ktoś mi zajeżdżał drogę. Misiek sugerował, że powinienem obtrąbiać. A na pewno błyskać światłami. Przed jednym i drugim mam wewnętrzny opór. I to jest zła informacja. W każdym razie dojechaliśmy przed północą. Odstawiłem Miśka na zupełnie mi nieznaną część Białołęki i dojechałem na Wilczą. 

3. Kraken/Beirut z poluźnionym reżimem. Znaczy: po północy można wyjść na zewnątrz ze szklanką. Prawdopodobnie stalker pojechał na wakacje. Złą informacją jest, że kiedyś wróci. 
Usiadłem w Noli (naprzeciw domu), żeby napisać Negatywy. Obok siedzi para. Pan podrywa panią na samolot. Że własny. Czteroosobowy. Ale z tyłu jest mało miejsca. Widok mam na 911. Szare. Pan od samolotu ma syna w Zurychu. Nie rozróżniam modeli 911. Ten nie jest może najładniejszy. Ale i tak miło popatrzeć. Pan od samolotu mówi, że kobietom jest łatwiej. Pani pyta: dlaczego jest łatwiej (już się wkurwiłam). Przez żółte na ulicy światło nie jestem pewien, czy porsche aby nie ma złotych felg. 
To nie mój issue – powiedziała pani od pana z samolotem. Ale nie wiem à propos czego. 
Ale nie chcę na koniec drugiej randki, żebyś swoich decyzji życiowych uzależniał ode mnie – powiedziała pani. Podjechał samochód opel. Na śląskich numerach bez świateł. SLU. Z Lublińca. Strasznie wyje silnik wentylatora chłodnicy. 
Po to ja kupiłem samolot, żeby móc wozić psa – powiedział pan od samolotu. Pani ma problem ekologiczny, z samolotem. Lubliniecki opel odjechał. Bez świateł. Pan od samolotu opowiadając o Szwajcarii mówi „retroromański”. Czyli historia przestaje być interesująca. Później przyszedł fotograf Laska i by było na tyle. 






wtorek, 3 sierpnia 2021

2 sierpnia 2021


1. Położyłem się spać o piątej, wstałem po dziewiątej. Jak to ostatnio, 2 sierpnia bywa. Z Oleksandrem pojechałem do BBN-u. Oleksandr prowadził samochód francuski Scenic, który na dużym środkowym wyświetlaczu awanturował się po niemiecku. Nie widziałem, w jakiej sprawie się awanturował, gdyż okulary były nie takie. 
Później pojechałem się spotkać z pewnym – zdecydowanie nie byle jakim – żołnierzem. No i na tym spotkaniu zakończyłem oficjalne urzędowanie w Warszawie. 

2. Jeżeli na skrzyżowaniu Rakowieckiej z Puławską się nie przejdzie na wschodnią stronę, trzeba iść aż do Batorego. Takie to pedestrianfriendly miasto. 
W Krakenie, a właściwiej: w Beirucie siedział dawno niewidziany Krzysztof. Dwa stoliki dalej stała klatka z dwiema papugami. Klatka bardziej przypominała akwarium. Ale takie niezupełne. Z jednej strony były szczebelki. Przez te szczebelki, chyba właściciel poił papugi piwem. A przynajmniej jedną papugę. Kiedy miałem lat niewiele upiłem papugę spirytusem. Najpierw nie mogła trafić na patyczek, później dostała czkawki, na koniec miała kaca. Nie jestem z tego dumny.
Wróciłem do domu. Zacząłem się pakować. Przed kamienicę naprzeciwko przyjechała na sygnale policja. Później straż. W dwa auta. Zablokowali ruch. Na koniec przyjechało pogotowie. Nie wiem w jakim celu, gdyż kontynuowałem pakowanie.

3. Się spakowałem, zapakowałem, przyszedł Misiek, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy na zachód. Droga poszła żwawo, gdyż trafiliśmy na zająca w A6. Albo S6. Zając jechał w bardzo porządny sposób, trzymając się prawego pasa. Chyba, że się nie dało. 
Zaraz za Świebodzinem drogę przebiegł lis. Później, było jeszcze kilka. Ale nie czekały grzecznie aż przejedziemy w krzakach, na poboczu. 

No i właśnie przyszedł Kocio. Je. Wygląda zdrowo. 


 

piątek, 30 lipca 2021

29 lipca 2021


1. Kocio przyszedł o świcie i się od razu zaczął awanturować. Wciągnąłem go do łóżka i na jakieś dwie godziny odpuścił. Wstałem. Przyszła Rudzia. Coś tam zjadła. Kocio wstał. Zjadł więcej. Można odnieść wrażenie, że nie jest między nimi najlepiej. Rudzia stara się przychodzić, kiedy Kocia nie widać. Miejmy nadzieję, że to chwilowe problemy. 

2. Rano sympatyczny pan przywiózł erefenowską wersją enerdowskiego multicara kontener. Dwa kubiki. Pusty. Koło południa Boryszyn przywiózł silną grupę ze Staropola. I psa. W znaczeniu: wilczarza Dyzia. Z Dyziem jak z Suburbanem nieźle wygląda przy domu. Zachowuje odpowiednie proporcje. 
Silna grupa zajęła się odgruzowywaniem zagruzowanego – z uporem wartym lepszej sprawy – bocznego wejścia do piwnicy. Podczas odgruzowywania silna grupa odkopała słusznej wielkości stalową skrzynkę. I kilka ładnych, ceramicznych płytek. Zadziwiająco szybko udało im się wypełnić pierwszy kontener. Sympatyczny pan był w Zielonej u dentysty. Na następny kontener trzeba więc było chwilę czekać. 
Pojechałem do Świebodzina wyważyć koło. Dopiero u trzeciego męczygumy się udało. Pierwszy był zamknięty, drugi był zajęty. 
Wróciłem na chwilę przed tym, gdy kasta gruzu dopełniła drugi kontener. Silna grupa ze Staropola stwierdziła, że dalej dziś nie robią. Przyjadą kontynuować w sobotę. 

3. Jadąc A2 w stronę Warszawy, od pewnego momentu człowiek zaczyna z utęsknieniem wypatrywać komina niedoszłej elektrociepłowni w Pruszkowie. Tym razem komin pojawił się dość szybko. 

Wysiadłem z auta przy Wilczej. Postanowiłem zażyć wielkomiejskiego życia. Niestety się okazało, że nawet otwarty Kraken ma zamknięty bar. 

 

wtorek, 20 lipca 2021

19 lipca 2021


I nawet jeśli mówię coś od rzeczy 
Czy nawet kiedy nie chcę mówić nic 
To nawet wtedy kołysz swój berecik 
To nawet wtedy kołysz, kołysz się 
Nawet w deszczu.


1. Poniedziałek. Rozmawiałem z Sławkiem, któremu się wydawało, że Jaś Kapela, to ten chłopak, któremu prąd spalił nogi. Ten, który później był z Kamińskim (Markiem) na biegunie. Zdziwiony był bardzo, gdy docierały do niego (Sławka) echa spotkania Kapela/Stanowski. Dziś trudno nie wiedzieć o istnieniu Jasia Kapeli. 
Wypiłem później kawę z ważnym człowiekiem, który zasadniczo nie miał dla mnie czasu. Wróciwszy do domu przygotowałem do przeprowadzenia biblioteczną szafkę. Przygotowanie było proste. Trudniejsze było zniesienie szafki do Lawiny. Sam bym sobie nie poradził. Wsparł mnie kolega Czapliński. Trzeci z rzędu czytelnik negatywów, który zrobił zdjęcie Kocia. 
Przed wyjazdem spotkałem się jeszcze w Beirucie z nie mogę powiedzieć kim. Powiem tyle, że jest to zdecydowanie córka swojego ojca, co niektórym może jeszcze kiedyś zacząć przeszkadzać. 

2. Podróż. Niby łatwo poszło, bo ruch był do wytrzymania. Ale Kocio się nudził. Minęliśmy gdzieś za Wrześnią ciężarówkę Pekaesu. „Pekaes – More than expected” – jakoś mnie ten slogan rozbawił. Na odcinku Konin – Poznań przed mostami stoją żółte znaki z czołgiem i ciężarówką. Pamiętam ekscytację, gdy pierwszy raz widziałem takie znaki trzydzieści ponad lat temu w Reichu. Za Nowym Tomyślem się skończył gaz. Zjechałem na Trzciel, w którym po ulicy goniła się grupka młodzieży. 
Zatankowałem za przejazdem kolejowym w Lutolu. Kiedyś był to omijany przeze mnie Lukoil. W Świebodzinie, mimo późnej pory, spory ruch. Za to później żadnego po drodze zwierzęcia. 

3. Mój Nowy Szef zawiózł rodzinę do Krakowa, a konkretnie: na Kazimierz. Załamaliśmy z nadredaktorem Muchą ręce, gdy się nam pochwalił, że wynajął locum przy placu Nowym, zwanym w pewnych kręgach – Żydowskim. Wczesnym popołudniem przysłał zdjęcie widoku z okna. Plac Nowy, zwany w pewnych kręgach – Żydowskim. Ludzi mało. Ostrzegłem, że to się zmieni. Odezwał się po paru godzinach. Ludzi przybyło. Odkrył wśród wyposażenia locum zatyczki do uszu. Nie będę go jutro pytał jak było. 

 

sobota, 17 lipca 2021

16 lipca 2021


1. No więc wyjeżdżaliśmy do Warszawy. No więc trzeba było wcześnie wstać. No więc wstaliśmy. Kocio, jak wyszedł wieczorem, tak go nie było. Przy śniadaniu zastanawialiśmy się, czy go można na wsi, na tę parę dni porzucić. Nim doszliśmy do jakichś wniosków pojawiła się Rudzia. W dość nienachalny sposób poprosiła o jedzenie. Chwilę później przyszedł Kocio. Niby się zaczął witać, ale kiedy zauważył Rudzię, reszta świata przestała go interesować. Od razu się zaczął do niej przystawiać, ona zgrabnie dała mu do zrozumienia, że jeśli czegoś chce, to najpierw powinien porozmawiać. 
Zjedli. Oboje. Rudzia później, bardziej niż Kociem, zainteresowana była swoim odbiciem w lustrze. On się wtedy wycofał na na fotel i zaczął udawać, że śpi. Skończyło się na tym, że ona czmychnęła na taras, on został bezwzględnie wrzucony do auta. 

2. Jechaliśmy. Kocio protestował. Zasnął. Obudził go dźwięk alarmu pustego zbiornika LPG. Zaczął więc protestować jeszcze bardziej. Jechaliśmy. Zawsze, gdy się jedzie za dnia, droga wychodzi godzinę dłużej. Albo jeszcze dłużej. Można odnieść wrażenie, że zarządcy autostrady zależy na tym, żeby tak było. Bo co to za pomysł, żeby kosić trawę o godzinie 10:30. Koszenie wymaga wycięcia pasa, więc się robi korek. W nocy ruch mniejszy. A trudno sobie wyobrazić, żeby dźwięk kos na autostradzie komuś specjalnie przeszkadzał. To było u Kulczyka. Gorzej było na tzw. państwowym odcinku, za Skierniewicami. Korek na czterdzieści minut. Zwężenie. I tyle. Nikt nic nie robił. 
Swoją drogą bardziej byłbym gotów odpuścić Nowakowi ukraińskie łapówki niż to, że odcinek Łódź–Warszawa nie ma trzech pasów. Nie jest to – jak to amerykanie mawiają – nauka o rakietach, wystarczy minimum pomyślunku, żeby wyobrazić sobie, że to nie tylko ruch wschód–zachód, ale też połączenie Warszawy z A1. Chyba, że było to świadome działanie. Może trzeba będzie usunąć część ekranów i postawić na nowo, może trzeba będzie i inne rzeczy zrobić, a na każdą z nich postępowanie przetargowe przeprowadzić. 
No więc czterdzieści minut w plecy na A2, potem dwadzieścia w Alejach Jerozolimskich. Zamiast uwierzyć google maps pojechałem jak dorożkarski koń. 
W korku na Alejach zauważyłem busa oklejonego napojem energetycznym Jeb. Twórców nie było jeszcze stać na slogan „no to se jebnij”. Może kiedyś. Gdy busa wyprzedzałem, okazało się, że kierowca ma w uchwycie przy kierownicy energetyk. Ale nie jest to Jeb tylko orlenowska Verva.

3. W Warszawie ciepło. Choć teoretycznie miało padać. Poszliśmy na obiad do Krakena. Choć bardziej do Beirutu. Nie potrafię tak usmażyć halloumi. Zawsze trochę przypalam. Hummus ze chrzanem to odkrycie zeszłego tygodnia.  
Nadredaktor Mucha uważa, że nowy „Rojst” jest słaby. I to nawet rozsądnie uzasadnia. Mnie się wciąż podoba. Może chodzi o błoto. Cóż, на бесптичье и жопа соловей.
Kocio nie lubi Warszawy. Nie ma się czemu dziwić. 




 

wtorek, 13 lipca 2021

12 lipca 2021


1. W Muzeum Powstania Warszawskiego tłumy. Z dyrektorem Ołdakowskim wymienialiśmy się dykteryjkami, których niestety nie mogę zacytować, bo żem obiecał. Gdybym się złamał, to powinienem zacząć od recenzji pewnej książki, która leżała na dyrektorskiej półce. Dyrektorskiej recenzji. Bez tej recenzji – dykteryjki by miały nieco mniej sensu. Tak, czy inaczej nie namówię się do złamania obietnicy. 
Na dyrektorskiej szafce stało dzieło, którego wcześniej nie widziałem/zauważyłem. „Marszałek Piłsudski i pies”. Fragment twarzy psa przypominał podziemną kotwicę. 
Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy byłem w Mordorze. Mordor bardziej ucywilizowany. Straszy za to napisami „powierzchnia do wynajęcia”. O ile się nie mylę, to Springer się przeniósł na drugą stronę ulicy. Postępu nie jest podzielona Marynarską, tylko jest połączona wiaduktem. No i da się zaparkować, co kiedyś było mało prawdopodobne. Ale może to dlatego, że wakacje. 
Byłem też na Wiejskiej, no i jeszcze się spotkałem z bardzo ważną postacią w KC. Ciekawe, czy ktoś jeszcze używa tej nazwy. Rozmawialiśmy i lunęło. Więc rozmawialiśmy aż przestało. Musiałem bronić honoru Krakowa tłumacząc, że – nie ekscytujmy się nazwiskami – jest jednak bardziej z Jasła. Wydaje mi się, że w Jaśle to nigdy nie byłem. Choć by się to wydawało mało prawdopodobne, bo byłem i w Gorlicach, i w Krośnie, i w Pilźnie. Swoją drogą, to, że w Pilźnie nie ma browaru, który by robił oryginalne pilzneńskie piwo to jakieś niedopatrzenie. 

2. Ruszyłem koło dziesiątej. Zwykle jadę Jerozolimskimi, tym razem Połczyńską. Jerozolimskimi lepiej. Jechałem i jechałem. Z przystankiem na pierwszym Orlenie za Strykowem. A2 ma sens tylko wtedy, gdy się – excusez le mot – zapierdala. A na taki sposób korzystania z drogi było trochę za wcześnie. Przez całą trasę męczyły mnie błędy matriksu. Wielokrotnie wyprzedzana furgonetka Poczty Polskiej. Ciągnik siodłowy z opisanym na niebiesko, po niemiecku kontenerem. 

3. Dojechałem. Kocio w terenie. Więc trudno napisać, co u niego słychać. 
Przypomniało mi się, że rok temy byłem w Pułtusku. A potem na imprezie 300polityki. 
Czyli wygląda na to, że rada Aleksandra Kwaśniewskiego została – że tak powiem – zrealizowana.  


 

piątek, 21 maja 2021

20 maja 2021


1. Rano zawyły syreny. Przez chwilę nawet myślałem, że to taka akcja – Warszawa solidarna z Tel Avivem. Prezydent Trzaskowski nie takie rzeczy już robił, ale do mnie dotarło, że solidaryzowanie się z Izraelem nie jest wśród postępowców specjalnie popularne. 

Mazurek z Adamczykiem (ministrem) miał coś z pastwienia się nad niepełnosprawnym. W przeciwieństwie do Roberta, nie twierdzę, że Adamczyk (minister) jest niepełnosprawny. Chodzi mi o to, że jeżeli realizator nie zgra poziomów i gość jest zdecydowanie ciszej niż prowadzący. I gość mówi (cicho), a prowadzący w tym samym czasie to prześmiewczo komentuje (głośno) – tak, że nie można zrozumieć, co gość mówi. To zaczynamy mieć do czynienia z – w najlepszym razie – infotainmentem niezbyt wysokich lotów. 

2. Zapakowaliśmy się do auta i dość – jak na nas – wcześnie ruszyliśmy na zachód. Tym razem nie było korka na warszawsko-łódzkim odcinku A2. 
Na wysokości Poddębic zjechaliśmy z autostrady. Chciałem trafić do wielkiego sklepu z wożonymi chyba z Niemiec śmieciami. Sklep składający się z kilku dużych namiotów jest jednak przy DK72 przed Poddębicami, a nie – jak mi się wydawało – Uniejowem. Zamiast skręcić w lewo, skręciłem w prawo. I tyle było z zakupów. Rok temu kupiliśmy odkurzacz Miele. I lampę. Za grosze. Wydłubane z samochodu monety.
Za Turkiem, w Wielopolu odwiedziliśmy sklep z meblami. Kram-pol(są na Allegro). Dużo mebli. Porządnych. Za – delikatnie mówiąc – niewygórowane ceny. Duże meble tańsze niż małe. Ale to polska prawidłowość. Porządny kredens do mieszkania w bloku, przepraszam – apartamentowcu, raczej nie wejdzie.

Mam niestety ostatnio tak, że często zaczynam jechać na azymut. Więc zamiast jechać godzin trzy, jeździmy po dziesięć. Za to zwiedzamy dziwne miejsca. Przejeżdżaliśmy przez Tuliszków, Rychwał, Grodziec, Jarocin, Gostyń, Leszno. W Lesznie, w Lidlu w Centrum Handlowym Manhattan kupiliśmy precle. Tak paskudne, jak tylko mogą być paskudne lidlowe precle. I lidlowego dremela. Z tym akurat wiążę większe nadzieje niż z preclami. Obok CH Manhattan była hala sportowa z napisem „Trapez”, na której ścianie wypisano nazwiska leszczyńskich olimpijczyków. Było za daleko, bym mógł je przeczytać.
Z Leszna pojechaliśmy do Włoszakowic. Później były Brenno, Kaszczor, Mochy, Świętno i Kargowa. No i z Kargowej przez Sulechów i Skąpe, dojechaliśmy do domu. 

3. Czekała na nas paczka z Ameryki. Z częściami do Lawiny. Z niewiadomych przyczyn w bonusie dostałem dwie przednie tarcze hamulcowe. Chyba bym wolał, żeby takie prezenty były lżejsze. 
Przez trzy dni, kiedy nas nie było urosło strasznie dużo zielonego. Pewnie jutro coś skoszę. 

 

sobota, 1 maja 2021

30 kwietnia 2021


 1. Borys Budka w Graffiti. Przez Lewicę środki europejskie pójdą na Ostrołękę. (Słowo Ostrołęka padło chyba z osiem razy.) Głosowanie przeciwko nic nie zmieni, bo pieniądze są już zapisane dla Polski. Można było odnieść wrażenie, że Kępka się poddał.

–Internet wymusza kochanie dzieci – powiedział w pewnym momencie Siemoniak, nad którym pastwił się Mazurek.

W Info, jakiś poseł PO niemalże pobił prowadzącego. Nie udało się, gdyż program był w formule zdalnej. 

Są dziś fajniejsze organizacje niż ta, kierowana przez Borysa Budkę.  

2. Kamil zawiózł mnie do Pomiechówka. Odebrałem audi. Nowe hamulce, górne wahacze, zrobione wspomaganie. Silnik na benzynie pracuje perfekcyjnie. Na gazie – nie. Przyjdzie odwiedzić świebodzińskiego gazownika. 

3. Po południu ruszyliśmy na zachód. Tak przed czwartą. A2 miejscami stała. Na pomysł, żeby między Łodzią a Warszawą zrobić dwa pasy mógł wpaść tylko ktoś, kto widział interes w tym, żeby tę drogę budować jeszcze raz. 
Gdzieś na wysokości Bolimowa ktoś otworzył bramę serwisową, więc można było się z korka wyzwolić. 
Wyszło tak, że na autostradę wróciliśmy na wysokości Łęczycy. Dojechaliśmy po prawie ośmiu godzinach. Bożena miała rację. Trzeba było jechać rano.  

środa, 20 stycznia 2021

20 stycznia 2021


 

1. Michał Majewski został prawomocnie skazany za utrudnianie działań ABW w redakcji „Wprost” w czerwcu 2014 roku. Byłem tam wtedy. Swoją obecnością również utrudniałem działania ABW. Złą informacją jest, że najwyraźniej żyjemy w państwie z dykty, bo skoro Michał jest winny i skazany, to dlaczego nikt mnie nawet nie przesłuchał w tej sprawie. Brałem wszakże najwyraźniej udział w grupowym łamaniu prawa. 
Swoją drogą, z miesiąc później, rozmawiałem o tym z prokuratorem Seremetem, który się ze mną zgodził, że też powinienem być w tej sprawie ścigany. I co? I nic.

2. Po co zbierać śnieg, skoro można zaczekać i w końcu się stopi? No właśnie. 
Rano, przez zabłoconą pośniegowo Warszawę pojechałem do banku, żeby mi wycięli w plastiku nową kartę do konta. I wypłacili pieniądze. Dotarło do mnie, że jeszcze nigdy żadna z moich krat nie doczekała wymiany na nową ze starości. I to jest zła informacja. Pan bankowiec musiał najpierw zaktualizować ileś tam danych, gdyż poprzednim razem w oddziale byłem ze trzy lata temu. Po poprzednią kartę. 
W kolejce przede mną pani – pochodząca chyba z Wietnamu – wypłacała dolary i wpłacała złotówki. Wyglądało na to, że maszynka do liczenia pieniędzy potrafi rozpoznawać nominały. A może mi się wydawało. 
Pana bankowca nurtowało, czy aby nie jestem amerykańskim obywatelem. Dwa razy mnie o to pytał. A ja wyjątkowo nie miałem ze sobą czapeczki „Keep America Great”.


3. Pojechaliśmy do Aleksandrowa Łódzkiego. A2 do Strykowa. Jak zwykle w takich sytuacjach – woda słabo spływała z drogi, robiły się kałuże, które koła samochodów zmieniały w mgiełkę, przez którą chwilami nic nie było widać. Taki mamy klimat na tym odcinku drogi. Ważne, że ukończonym przed Euro.
Gdzieś koło Skierniewic zrobił się korek. Zwężenie. Panowie na pomarańczowo zatykali dziurę w asfalcie. Dziurę pierwszą z serii. Bo później było ich więcej. Niezbyt głębokie, średniej wielkości. Wyglądało, jakby ktoś z elektrycznym młotem wykuwał je co chwilę. Co jest właściwie mało prawdopodobne. Domyślam się, że ojcem dziur tych jest atak zimy. Jak je zmajstrował – nie jestem sobie w stanie wyobrazić. 

W Aleksandrowie, który jest obok Konstantynowa kupiliśmy samochód. Amerykański. Złą informacją jest, że po usunięciu zapachowej choinki nie udało się na razie wyzbyć jej zapachu. 

19 stycznia 2021


 

1. Śniło mi się, że się obudziłem. Podszedłem do okna i zobaczyłem, że rozpoczął się remont drogi. Była w tym jakaś logika, bo jakiś czas temu do słupa koło przystanku przymocowano tablicę z napisem objazd, co może świadczyć o tym, że jakiś remont drogi rozpocznie się w bliższym, choć trudnym do określenia czasie.
No więc patrzę przez okno i widzę rozpoczęty remont. Ale zauważam również kolumnę. I to nie naszą, tylko amerykańską. Czarne Suburbany, Bestia. Dociera do mnie, że na otwarcie remontu drogi przyjechał do nas Donald Trump. Postanowiłem, że pobiegnę szybko i zrobię sobie z nim zdjęcie. Nie mogę znaleźć telefonu, łapię więc starego Samsunga. Schodzę na parter – salon zrobił się dużo większy. Na tyle większy, że w rogu stanął kiosk Ruchu. No i w tym kiosku siedzi Donald Trump. Z jedną panią z Secret Service. Pani na mój widok łapię za broń. Ja tłumaczę, że chcę selfie zrobić. Donald Trump mówi, że nie ma sprawy. Włączam Samsunga, próbuję znaleźć aparat, nie mogę. To trwa. Trump jest coraz bardziej zniecierpliwiony. Potem już mi się śniło coś innego. Złą informacją jest, że nie mam zdjęcia z Donaldem Trumpem. Miałem mieć. Gdybym miał, to bym wrzucał je co jakiś czas na Fejsa doprowadzając do szewskiej pasji część moich znajomych. Większą część jak sądzę.

2. Pojechaliśmy do Łodzi. Przedpołudniowa jazda, to ciągłe spotkania z wyprzedającymi się TIR-ami. Mżawka, do tego woda spod kół samochodów i wycieraczki, które dostały w kość, kiedy nie chciało mi się drapać szyb przed poprzednią jazdą z Warszawy. Taka sobie przygoda.
Mijaliśmy ciężarówkę, która na tyle miała duże zdjęcie pana przed taką ciężarówką z napisem I'm proud to be a truck driver. Nie udało mi się sprawdzić, czy ten pan ze zdjęcia kierował. I to jest zła informacja. 

3. W Łodzi poddawałem się badaniom, by zyskać zaświadczenie. Przyjechałem przed drugą, wyszedłem przed siódmą. Najpierw pani psycholog spóźniła się godzinę, bo pracuje w Wojsku i jest nabór. I przychodzi bardzo dużo wspaniałych młodych ludzi. Zmotywowanych. A pan Macierewicz był dobrym ministrem i żołnierze go lubią. Zanim pani psycholog mnie przyjęła obrabiała grupę kierowców, którzy zasadniczo mieli uprawnienia, ale w związku z tym, że im się spółki łączyły i zmieniał pracodawca – musieli zrobić badania raz jeszcze. Wcześniej po raz pierwszy w życiu miałem problem z tablicą z literkami u okulisty. Psychiatra mnie zapytał, cz chciałbym mieć moździerz. Chyba odpowiedziałem dobrze. Powiedziałem, że tak, ale nie jest to takie proste. No i jeszcze musiałem szukać bankomatu. A najważniejsze, że się system sypał. Wprowadzono przepis, że poradnie muszą mieć system komputerowy. System komputerowy sprzedaje tylko jedna firma. Za pięć tysięcy złotych. System nie bardzo działa. I to, co zwykle trwało dwie godziny, dziś trwa pięć. W każdym razie mam zaświadczenie. 
Przez to wszystko cały misterny plan się zawalił. I to jest zła informacja. Musieliśmy więc podjechać do Warszawy. Z mżawki zrobił się śnieg. W Warszawie zima zaskoczyła drogowców. Pożytek taki, że sobie zakręty robiłem bokami. Najładniej mi wyszedł skręt z Hożej w Marszałkowską. 
Kiedyś, by żeby zobaczyć nieodśnieżoną w zimie drogę, trzeba było jechać w głębokie lubuskie. Dziś trzeba do Warszawy. Nowe czasy.


sobota, 30 maja 2020

28 maja 2020


1. Bladym świtem do pracy. I to jest zła informacja. Zawsze, gdy muszę użyć budzika śpię słabo, czekając aż zadzwoni. A ten nie dzwoni. W końcu decyduję się wstać na pół godziny przed tą nastawioną. Wstaję, wykonuję mnóstwo nikomu niepotrzebnych ruchów i ledwo zdążam.

2. W pracy się okazało, że muszę alarmowo jechać w lubuskie, co samo z siebie nie jest złą informacją. Złą jest, że najpierw nie mogłem wyjechać z Warszawy, później problemem był ruch przed Strykowem.

3. Kiedy dojechałem okazało się, że muszę dalej jeździć. Zaliczyłem obie stolice województwa. Do tego jeszcze dwa inne miasta. Choć w jednym z przypadków to bardziej były przedmieścia. Dwieście pięćdziesiąt kilometrów. Czyli w sumie prawie siedemset. Złą informacją jest, że nikt jeszcze nie spopularyzował sposobu na bezpieczne czytanie mejli w czasie prowadzenia samochodu. 

niedziela, 26 kwietnia 2020

24 kwietnia 2020


1. Wyjazd do Warszawy to zawsze zła informacja.
Koło Grodziska audi poinformowało mnie o tym, że pora zająć się układem hamulcowym. Musiałem się skonsultować z red. Pertyńskim, gdyż nie do końca byłem przekonany, że piktogram oznacza hamulce. Red. Pertyński rozwiał wątpliwości. Jednocześnie zabronił mi osobiście zajmować się układem hamulcowym (przy okazji kierowniczym również). To dziwne, gdyż w TVN Turbo, w programie, w którym dwóch antypatycznych (jeden bardziej, drugi mniej) handlarzy samochodami kupuje, cyzeluje i sprzedaje samochody – proces wymiany klocków hamulcowych jest bardzo prosty. Swoją drogą wyobrażam sobie sytuację, w której jeden z bohaterów tego programu trafia na klienta, który oświadcza, że jest widzem programu i jest gotów zapłacić za auto więcej, by nie wygrał ten drugi, bo go nie lubi.

2. Warszawa przywitała mnie korkiem. I zadziwiająco wielką liczbą ludzi na ulicach. Ludzi częściowo bez masek. I nie chodzi mi o to, że mieli maski na ustach i odsłonięte nosy. Chodzi o ludzi bez masek. Zupełnie. Na przykład dwóch rowerzystów, którzy przejechali przede mną na skrzyżowaniu Hożej z Marszałkowską.
Red. Pertyński doniósł z Trójmiasta, że parkingi przy plażach są pełne.
Najwyraźniej są ludzie, którzy uwierzyli, że mają wrodzoną odporność.
W Pałacu od paru tygodni, każdy wchodzący musi stanąć oczy w oczy z kamerą termowizyjną. Jeszcze mi się nie udało uzyskać temperatury wyższej niż 36°C. I to jest zła informacja, bo kiedy zacznie się akcja ścigania zombie mogę być omyłkowo uznany za martwego.
Palacze pałacowi z zaangażowaniem palą dwa razy więcej niż zwykle. Usłyszeli, że nikotyna zmniejsza szanse na zarażenie koronowirusem. Tylko czekać aż znowu ktoś odkurzy pomysł sprzed prawie 30 lat i reaktywuje firmę „Bioferm”. Dziś jeszcze łatwiej byłoby prowadzić ludzi na takie manowce. 

3. Zrobiłem, co miałem zrobić i ruszyłem z Warszawy. Na stacji Orlenu za Strykowem kupiłem płyn odkażający. Zanim kupiłem – zatweetowałem, że płyn na stacji jest. Muszę przyznać, że dawno nie udało mi się rozpętać takiej dyskusji na Twitterze. Dysonans poznawczy najwyraźniej powoduje u niektórych wściekłość. Wielu ludzi uwierzyło, że płyn odkażający „Orlenu” nie istnieje, bo pasuje im to do ich obrazu świata.

Profesor Grodzki wygłosił orędzie. Powiedział, że wybory korespondencyjne są niebezpieczne. Parę godzin wcześniej WHO ustami dr Catherine Smallwood stwierdziło coś zupełnie przeciwnego. Profesor Grodzki już parę razy wykazał swoje oderwanie od rzeczywistości (narty we Włoszech, testy na izbie przyjęć etc.). Ciekawe, czy kiedyś do niego dotrze, że nawet jego najwierniejsi wyborcy w końcu zauważą, że – cytując klasyka – mija się z prawdą nie bez udziału świadomości. Choć w tym przypadku udział świadomości nie musi być wcale pewny.

Czasy mamy dziwne. Można twierdzić, że palenie chroni przed wirusem, można twierdzić, że płyn Orlenu nie istnieje, można, że przychodząca pocztą karta do głosowania roznosi wirusy mimo iż inne przesyłki tego nie robią. Właściwie można wszystko. 

„Fakt” przez dwa dni twierdził, że Prezydent wziął milion złotych kredytu. Na trzeci dzień odkrył, że kredyt był jednak niższy. O ponad połowę. Redakcja największego dziennika w Polsce nie potrafiła dobrze odczytać księgi wieczystej. I co? I nic. Można wszystko.

Dojechałem na końcówkę „Ściganego”. Kiedyś to potrafili robić filmy. 
Kobieta, która w niezapomniany sposób grała rolę Polish Landlady nazywała się Monika Chabrowska. Nie ma nic o niej w Wikipedii. I to jest zła informacja. 

niedziela, 22 lipca 2018

20 lipca 2018


Z życia urlopowanego urzędnika centralnej administracji.

1. Pierwsza noc na wsi i od razu przyjemny sen o pracy. Przyjemny, w odróżnieniu od snów śnionych w Warszawie. Te są nieprzyjemne.

Wstałem, poszedłem po jajka do Józka (ojca sąsiada Tomka). Susza. I to jest zła informacja. W całej wsi tylko jego ziemniaki jakoś wyglądają, bo sąsiad Tomek uruchomił swoją głębinową studnię i je podlewał. Zboże dla laika wygląda w porządku. Niestety – jak powiedział Józek – jest bardziej słomą, bo ziarna 1/3 tego co być powinno.

W Warszawie leje, na południu – zalewa, w Rokitnicy napadało raptem z pięć centymetrów. Trawnik przed domem właściwie nie istnieje. Wyrosło tylko coś takiego, co pamiętam z dzieciństwa, z nieużytków wokół osiedla Piaski Nowe.

2. Facebook przypomniał, że rok temu odebrałem Suburbana po remoncie skrzyni. Pojeździł do końca roku. Przed samym powrotem do Warszawy zaczął jeździć tylko na dwóch pierwszych biegach. No i wracaliśmy z prędkością równą bądź niższą niż 80 km/godz. Można było znieść jajko.
Suburban trafił do Węgrowa, do bardzo sympatycznego pana, który wcześniej skrzynię robił. Pan zawszę, kiedy do niego dzwonię mówi, że auto będzie po niedzieli. Siódmy miesiąc to mówi. Ale jest naprawdę sympatyczny. I profesjonalny. Ile się rzeczy ciekawych dowiedziałem podczas cotygodniowych z nim telefonicznych rozmów.
Kiedyś (w czerwcu) pojechałem do niego Kaplowozem, który przestał być renaultem Megane, a zaczął być E46. Oklejonym rdzawą folią.
Kabriolet oklejony rdzawą folią budzi w społeczeństwie aplauz. Kapla opowiadał, że pod rdzawą folią jest folia „Hello Kitty”. Kabriolet w „Hello Kitty” pewnie budziłby aplauz jeszcze większy. Z „Hello Kitty” wygrała rdza. I to jest zła informacja.

Pan naprawiacz skrzyń z Węgrowa ugościł mnie herbatą. Porozmawialiśmy o różnych skrzyniach w różnych samochodach i umówiliśmy na telefon po niedzieli. Pan naprawiacz skrzyń z Węgrowa jest posiadaczem jakiegoś renaulta, którym z kolei jest bardzo zainteresowany red. Pertyński. Zainteresowanym jako obiektem do swojego youtubowego kanału. Renault ma – póki co – wydmuchaną uszczelkę pod głowicą. Ale pan naprawiacz skrzyń z Węgrowa ma zamiar to naprawić. Pewnie zrobi to po niedzieli.

3. Przyjechał Druh Podsekretarz z połową rodziny. Chwilę później kolega Kapla i jeszcze jeden kolega Wojciech. Druh Podsekretarz występował w koszulce polo, kolega zaś Kapla świeżo skończył drugi z kolei swój kryminał. Kolega Kapla to już pisarz pełną gębą. Wcześniej pisał, co prawda jakieś książki podróżnicze, ale jak wiadomo, książki podróżnicze czyta bardzo ograniczona grupka wariatów. Teraz wydrukowano mu już jeden kryminał, a zaraz wydrukuje się drugi. Po lekturze pierwszego, dyrektor jednego z warszawskich muzeów powiedział, że gdyby kolega Kapla był kobietą, to by się w koledze Kapli zakochał. Seksista. Ciekawe, co będzie po lekturze drugiego.
Miałem nadzieję, że drugi kryminał zakończy się wymyśloną przez mnie sceną na górze Herzla. Niestety kolega Kapla nie był w stanie doprowadzić do takiego zakończenia. I to jest zła informacja.

Przyczepił się do mnie red. Zieliński, w sprawie wczorajszych moich pretensji do panów Nowaka lub Grabarczyka.
Pretensje podtrzymuję. W imię doraźnego politycznego sukcesu (oddanie odcinka autostrady na Euro) zbudowano coś, co w dłuższym okresie było bez sensu. Odcinek Łódź–Warszawa powinien był być od początku projektowany jako trzypasmowy. I tyle.

piątek, 20 lipca 2018

19 lipca 2018





Z życia urlopowanego urzędnika centralnej administracji.

1. Kiedy człowiek nie wyjedzie wieczorem, wyjeżdża tak, by dojechać na wieczór. I to jest zła informacja.
Moim najwyraźniej nieziszczalnym marzeniem jest doprowadzić do tego, żebyśmy na wieś wyjeżdżali bez żadnego pakowania. Czytaj: bez wręcz wielogodzinnego kursowania trzecie piętro – parter – trzecie piętro.
Do mieszkania pod nami wprowadzała się jakaś pani. Rodzaj mebli mógłby świadczyć o tym, że nie będzie używać mieszkania biurowo. W ten sposób naszej części kamienicy coraz bliżej do biurowca.

W mieszkaniu pod nami mieszkała jakaś pani z anglojęzycznym panem, który zastukał pewnego wieczoru przerażony wodą lejącą się z naszego balkonu. Nie mogłem sobie przypomnieć słowa plants, ale jakoś mój pinglish chyba zrozumiał. Panią zawsze spotykałem z kabinową walizką. Z wyjątkiem jednego razu. Otóż na była na imprezie zorganizowanej w warszawskim Westinie przez amerykańską ambasadę w ichni wieczór wyborczy. Impreza była fascynująca – personel ambasady świętował zwycięstwo pani Clinton. Przynajmniej do momentu, kiedy wyszliśmy. Później ponoć było dziwnie. No i wtedy wpadliśmy na siebie z panią sąsiadką z dołu.
Większość wieczoru spędziliśmy z państwem Parysami.
Wydaje mi się, że dziś mało kto się orientuje w rozmiarach działań szefa gabinetu politycznego MSZ.

Przeprowadzkę wvykonywała firma, której nazwy nie zapamiętałem. A szkoda, bo jej pracownicy byli ujmująco uprzejmi. Kiedy przyszło nam do wyjeżdżania, a firmowy furgon blokował wyjazd, zasugerowano nam, by wyjeżdżać z bramy tyłem. Słusznie. Wyjeżdżałem przodem i musiałem pojechać kawałek pod prąd, bo nie udało mi się złożyć. Gdybym wyjechał tyłem – byłoby mi łatwiej.

2. Pojechaliśmy do Jacka do Japan Sport Service w poszukiwaniu kluczy do mieszkania. W JSS stoi beemka. Stoi, bo przed Bożym Ciałem woda zalała silnik. Wyglądało to tak: wróciliśmy ze wsi, na której przełożyłem hamulce z 750. Wracało się świetnie, bo wcześniej założyliśmy świeżo kupione koreańskie opony Nexen, które okazały się dużo, dużo lepsze od niewiele tańszych opon chińskich. Wróciliśmy. Na podwórku, kiedy zgasiłem silnik – zagotował się płyn w chłodnicy. Następnego dnia auto stało. Dzień później Bożena chciała pojechać do pracy. Wyjechała z bramy, beemka stanęła i już się jej nie udało odpalić.
Laweciarz zawiózł ją do Jacka. Dzień później zadzwonił, że po wykręceniu świec z cylindrów zaczęła lecieć woda.
Postanowiłem, że remont auta zacznę od blacharki. I że chwilę po Bożym Ciele do blacharza beemkę zawlokę.
Wciąż stoi u Jacka. I to jest zła sytuacja.

Przyjechaliśmy. Akumulator się rozładował, więc proces otwierania drzwi wymagał użycia zewnętrznego źródła prądu.

3. Jeździmy audi A8. Proces jej kupowania jeszcze opiszę. Jeździ się dobrze.
A2 Warszawa–Łódź to już permanentny korek. Już nie pamiętam, czy odpowiada za to pan Grabarczyk, czy pan Nowak. I to jest zła informacja.

Sąsiedzi prawie się wybrukowali. Skończyli by wcześniej, gdyby im nie brakło polbruku. Teraz będą czekać parę tygodni. I to jest zła informacja.
Kiedy przyjechaliśmy wielka wywrotka zrzucała zylion ton ziemi. Ziemię tę rozrzuci w weekend sąsiad Tomek używając pożyczonej od jakiegoś kolegi maszyny. Robił to samo w weekend poprzedni. Opowiadał, że proces uczenia się maszyny chwilę zajął ale już sobie dobrze radzi. Właściwie nić dziwnego, bo zdecydowanie jest zaradny.
Polbruku brakło na dojazd do przyszłej wiaty. Koło domu jest spory wybrukowany plac. Synowie Tomka jeżdżą na nim w kółko na rowerach. Z kolegami. Prawda jest taka, że kawałek równego, utwardzonego placu na wsi jest w ich sytuacji podobnie pożądany jak trawnik w mieście.

sobota, 16 lipca 2016

15 lipca 2016



1. Obudził mnie kurier. Przywiózł… No właśnie, nie wiem jak to nazwać… wygląda jak amortyzator, utrzymuje maskę w górze… siłownik? Chyba nie.
Kiedy beemka wyjechała od blacharza w zeszłym roku, dziwnym trafem się okazało, że przestały działać. Ciekawe, czy w remontowanej obok piątce nagle się nie naprawiły.
Ale pewnie nie. Człowiek poobraca się chwilę w geopolityce i wszystko zaczyna widzieć w czarnych barwach. I to jest zła informacja.

2. Wlazłem do wanny. Zacząłem przeglądać Tweetera. No i dotarło do mnie, że zapomniałem o tym, co się w nocy stało w Nicei. I to zła informacja.
Wczoraj mieliśmy iść wcześnie spać, ale oglądaliśmy „Lilyhammer”.
Mafiozo z Nowego Jorku trafia do norweskiej krainy powszechnej szczęśliwości i zaczyna ją nieco modyfikować. Oglądamy to z przerwami. Zaczęliśmy świeżo po moim powrocie z Norwegii. Mógłbym tam mieszkać. Mają bardzo fajnego króla, niesamowite krajobrazy i zdrowy stosunek do wschodniego sąsiada.
Mógłbym tam mieszkać, choć pewnie przez cały czas gdzieś z tyłku by się czaił strach, bym się tam na śmierć nie zapił. Dzień powinien się wszak różnić od nocy.
Poza widokami długo pamiętał będę kierowcę, który wiózł nas z Narwiku (dokładniej: z Håkvik) do Evenes. Miał pięćdziesiąt parę lat i chyba pierwszy raz w życiu prowadził szybciej niż z prędkością 90 km/godz. I wyraźnie sprawiało mu to przyjemność.

„Lilyhammer” jest nierówne. Początek śmieszny – autorzy fascynują się swoim pomysłem zestawienia dwóch nieprzystających kultur. Niestety fascynacja ta trwa nieco zbyt długo. Pod koniec pierwszej serii energia wraca. Druga – na razie wygląda bardzo dobrze.

3. Na wieś mieliśmy wyjechać rano. Wyjechaliśmy koło siedemnastej. Najpierw pojechaliśmy na Wiejską, żeby dać mojemu bratu klucze, by mógł doglądać słoneczników. Później na Mokotowską odebrać nowe okulary. Służba państwowa najwyraźniej nie służy mi na wzrok.
Jechaliśmy i jechaliśmy. A2 między Warszawą a Łodzią przytkana jak Autobahny w starym Reichu. Autobahny od lat parunastu poszerzane do trzech pasów.
Ciekawe o ile tańsze by było zbudowanie od razu pasów od poszerzania tego odcinka w przyszłości. Ciekawe? Chyba nie, bo nikt z tej wiedzy pożytku raczej mieć nie będzie.
Za Ołobokiem zobaczyłem na poboczu kanię. Pierwszą w tym roku. Kiedy wracałem do auta okazało się, że działa tylko jedno światło drogowe. I to jest zła informacja.


środa, 30 marca 2016

28 marca 2016



1. Postanowiłem przełożyć koła z 750 do 735, gdyż opony na tych pierwszych były wyraźnie lepsze. Wymiana koła w samochodzie osobowym wymaga wykonania serii czynności w pewnwj kolejności. Najpierw trzeba poluzować śruby. Później po zablokowaniu przynajmniej jednego z kół za pomocą podnośnika unieść samochód. Wtedy odkręcić śruby, zdjąć koło, założyć nowe, wkręcić koło nowe, wkręcić śruby, spuścić samochód, przykręcić śruby. Przy przekładaniu kół z jednego do drugiego auta trzeba czynności te wykonywać w obu naraz.
Więc zacząłem od luzowania śrub. Najpierw w 750. Udało się. Później w 735. Tył poszedł stosunkowo łatwo. Z lewego przodu udało się z trzema. Zostały dwie. I to była zła informacja.

2. Znalazłem nasadową 17, przedłużkę, grzechotkę i rurę, by ramię przedłużyć. Jedna poszła. Druga nie. Włożyłem drugą rurę. Kręcę. Strzeliła grzechotka. Wyszukałem takie coś, co się wkłada w to coś, co się nasadza na śrubę i z tego czegoś pod kątem prostym wystaje pręt. Pręt przedłużyłem jeszcze dłuższą rurą. Cięgnę – pręt się gnie. Czyli nic z tego nie będzie. Poszedłem do sąsiada Gienka. Wyszukał lepszy klucz, lepszą grzechotkę. Odkręcił. Przechodzimy na drugą stronę. Poszły cztery. Jedna nie chce. Zaczynają się rozsypywać kolejne klucze. Do akcji włączył się szwagier sąsiada Gienka – Darek. Męczymy kolejne klucze. Bezskutecznie. Główka śruby zatraca powoli swój wielokątny kształt. Darek mówi, że bez spawarki nie pójdzie. Znaczy – trzeba do śruby dospawać nakrętkę. Spawarki nie ma. Trzeba czekać na to, aż z Zielonej wróci Tomek. Zięć sąsiada Gienka.
[tu upływa parę godzin, które schodzą nam na powolnych przygotowaniach do wyjazdu]

Wraca z Zielonej Tomek. Nieźle wygląda w garniturze. Patrzy na śrubę, mówi, że trzeba spróbować z kluczem pneumatycznym. Bierzemy wózek od Gienka i jedziemy do garażu, który kiedyś był pierwszym warsztatem Tomka. Ładujemy na wózek sprężarkę i jedziemy nazad.
Przy aucie się okazuje, że nie wziąłem przewodu ciśnieniowego. Wracam więc do garażu. Po drodze się okazuje, że jednak go wziąłem, tylko po drodze spadł z wózka.
Podpinamy kompresor, zakładamy klucz. Przychodzi przyszły zięć Gienka. Mówi, że to nie zadziała, bo kompresor jest zbyt słaby. Nikt się tym nie przejmuje, bo mówi to po niemiecku – jest wszakże Niemcem. Próbujemy – nie idzie. Potem zaczyna, z tym, że nie tyle odkręcać, co okręcać się wokół śruby. Rozpoczynamy akcję spawarka. W ostatniej chwili przed wyruszeniem ekspedycji do garażu po spawarkę Tomek pyta, czy auto jeździ. Jeździ. Rezygnujemy więc z wiezienia spawarki. Jadę pod garaż. Na podwórku trzeba wykonać prosty Sokoban, bo na drodze stoi Polo. Nie ma do niego kluczyków, kierownica jest zablokowana. Przepychamy go więc najpierw do przodu, by mogła minąć go beemka, później do tyłu, by beemka mogła podjechać pod garaż.
Przychodzi Józek, ojciec Tomka. Pyta, co robimy. Mówimy, że nie możemy odkręcić śruby. Mówi, że ją odkręci. My odpowiadamy: dobra, dobra. Bierze młotek słusznej wielkości. Nieco mniejszy stalowy pręt. Wali młotkiem w przyłożony do śruby pręt. Później odkręca śrubę palcami.

Lat temu ze dwadzieścia. Na zwierzynieckim Placu na Stawach była budka z artykułami żelaznymi. Sprzedawał w niej siwy pan z siwą brodą. Wszedłem tam kiedyś byłem po przysłowiowe kilo gwoździ [nie pamiętam przysłowia o kilogramie gwoździ, ale w dzisiejszych czasach 'przysłowiowe' może być wszystko]. Nim się zdążyłem odezwać siwy pan patrząc na mnie powiedział: Bez majzla i młota chujowa robota. Czym mogę panu służyć?
I to był znak, którego naonczas nie dostrzegłem. I to jest zła informacja.

3. Zmieniłem koła. Auto mi w międzyczasie spadło z podnośnika. Bez strat w sile żywej i sprzęcie Bogu dzięki. Ruszyliśmy koło dwudziestej. Planowaliśmy o piętnastej. Przez pierwsze sto kilometrów tłukły się koła, a przynajmniej prawe przednie. Dopiero przed Poznaniem kupiłem na stacji odpowiedniej wielkości klucz i koło dokręciłem. Więc się zrobiło przyjemniej. Jechaliśmy i jechaliśmy aż dojechaliśmy do Strykowa, gdzie przed maską wyrósł nam policjant z świecącą na czerwono pałką. Najpierw kazał mi dmuchać w kierunku czegoś żółtego, aż się zapali zielona lampka. Kiedy się zapaliła na zielono po raz drugi pogratulował mi odpowiedzialności i tego, że nie prowadzę po alkoholu. Później koniecznie chciał od Bożeny dokument potwierdzający jej obywatelstwo. Dokument był zagrzebany w bagażniku, więc musiało mu wystarczyć nasze oświadczenie. Do końca miał z tym jakiś problem. Ale większym było, że się okazało, że zamiast potwierdzenia posiadania polisy OC, Bożena wydrukowała przez pomyłkę potwierdzenie wpłaty, na którym był numer polisy, ale nie było numeru rejestracyjnego auta, które ta polisa dotyczyła. Czyli mandat. Pan policjant bardzo chciał tego mandatu nie nakładać, sugerował, byśmy poszukali w mejlach, czy nie ma gdzieś polisy wersji elektronicznej – nie było. Więc potwierdził w CEPiK-u, że polisa jest, wypisał mandat, powiedział, że auto piękne. I się pożegnaliśmy.
Złą informacją jest, że trwało to wszystko z pół godziny. Więc zamiast być w domu koło północy, byliśmy przed pierwszą.