Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Andrzej Zybertowicz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Andrzej Zybertowicz. Pokaż wszystkie posty

środa, 19 stycznia 2022

18 stycznia 2022


1. Odsłuchałem wczorajszego Mazurka z Zybertowiczem. Od pewnego momentu wiadomo było, że nic z tego nie będzie. I to jest zła informacja. W każdym razie Andrzej przegrał zakład, który sam wymusił na Mazurku. Bielecki jest starszy. 

2. Wtorek dzień zebrań. Pięciu w sumie. Mój nowy szef pojechał na ferie, musiałem więc napisać wstępniak. Co jest złą informacją, bo zamiast doglądać pracy innych, sam musiałem pracować. No i na koniec dnia kupiłem komputer, bo Pro 2.1 z El Capitan niestety nie dał rady.  

3. Wieczorem oglądaliśmy „Szeregowca Ryana”. Z przykrością zauważyłem, że scena desantu, która robiła na mnie wcześniej wielkie wrażenie się technologicznie zestarzała. Ale film wciąż daje radę. U nas takich nie robią. I to jest zła informacja. 


 

niedziela, 5 grudnia 2021

5 grudnia 2021


1. W nocy spadł kolejny ładunek śniegu. Słusznej wielkości. Wczoraj miało miejsce pierwsze spotkanie Dr ze śniegiem. Biel Kocia też nabrała sensu. 

Nie dałem się wciągnąć niedzielnej publicystyce. Nie słyszałem więc, co w którymś z programów powiedział Andrzej Zybertowicz. Z echa, które do mnie dotarło mogę się domyślać, że powiedział – jak to zwykle bywa – prawdę. W najmniej pożądanej przez słuchaczy wersji. 

Gdy ktoś mówił, że na Kremlu strzelają korki szampana – tłumaczyłem, że tam, to raczej wódkę piją. Znudziło mi się, gdyż wzbudzenie jakiejkolwiek refleksji wśród powtarzających ten banał nie było chyba możliwe. 

Sukcesem bezdyskusyjnym rosyjskich specjalistów od informacji jest doprowadzenie do tego, że dziś wszyscy są nazywani sojusznikami Kremla. W tym szumie trudno zauważyć, kto takim jest naprawdę. 
Nikt już nie pamięta, że Trump był przecież marionetką Putina. A współpraca z Trumpem miała być narażaniem bezpieczeństwa Polski. Ci, którzy to wtedy opowiadali, dalej są nie wychodzą z mediów. I to jest zła informacja. 

2. Wbrew własnym zasadom udaliśmy się do placówki pocztowej Lidl i placówki pocztowej Biedronka. W placówce pocztowej Lidl, po remoncie, niczego nie można znaleźć. I to jest zła informacja. Pojawiły się automatyczne kasy. Ustawione za blisko. 
W placówce pocztowej Biedronka kolejki. Jak to na poczcie. Pokazałem pani w kasie, że zamiast żonglować dziewięciokilowym sześciopakiem mineralnej, wystarczy oderwać kod paskowy z opakowania. Ciekawe, czy ziarno innowacji trafi na odpowiedni grunt. 

3. Nowe odcinki „Narcos”. Naszła mnie myśl, że meksykańskie wesela przypominają jakoś te nasze. Ale może wszystkie wesela są podobne?

Lawina zaliczyła próbę zimnej nocy – nic nie rozładowuje już akumulatora. Złą informacją jest, że prawdopodobnie tak dostał w skórę, że pewnie zaraz będzie trzeba go wymienić. 



 

niedziela, 21 listopada 2021

21 listopada 2021


 

1. Śniło mi się amerykańskie wojsko. W Polsce. A wcześniej Andrzej Zybertowicz. Amerykańskiemu wojsku zwinąłem dwa okolicznościowe ołówki. Złą informacją jest, że jeszcze nikt nie stworzył urządzenia, które by przenosiło przedmioty ze snu do jawy. Jeżeli ktoś będzie nad takim urządzeniem pracował, powinien uważać, żeby przypadkiem przedmioty te nie lądowały na Jawie. 

2. Włączyłem telewizor, a tam Andrzej Zybertowicz. Jakieś więc związki pomiędzy snem a jawą istnieją. Trafiłem na moment, w którym marszałek Czarzasty perorował, o braku działań polskiej dyplomacji: zamknęliście tylko jeden kanał. Samoloty wciąż latają. 

Odpowiedział mu Fogiel: już trzy Państwa, kilkanaście linii lotniczych. 

Czarzasty: Czyli mówi pan, że nic nie lata…

To wszystko u Rymanowskiego. Oglądanie takich programów to zdecydowanie strata czasu. I to jest zła informacja. 
Strata czasu z jednym wyjątkiem. Bez piętnastu sekund z marszałkiem Zgorzelskim mógłbym sobie nie utrwalić dlaczego PSL należy omijać dużym łukiem. 

3. „Trotyl na wraku tupolewa”. Przejrzałem tamten numer „Rzeczpospolitej”. Bardzo porządnie zrobiona gazeta. W październiku będzie dziesięć lat. Już taka nie jest. 

Nie chce mi się sprawdzać – wydaje mi się, że już o tym pisałem. W zimie chyba 2016 roku, przyjechałem na wojskowe Okęcie. Lecieliśmy do Kijowa. Standardowa kontrola bezpieczeństwa. Bramka wylosowała mnie do sprawdzenia śladów. SOL-owiec zebrał je z rąk, paską, torby. Papierek wsadzono do maszyny. Próbę powtórzono dwa razy. Przy narastającej konsternacji. Postawiono mnie z boku, żebym nie blokował kolejki. Nikt mi nic nie chciał powiedzieć. Dokładnie sprawdzono bagaż. Napięcie narastało. Zbliżał się czas odlotu. Puścili mnie, kiedy prezydencka kolumna wjeżdżała na lotnisko. Decyzję podjęto na wysokim szczeblu. Usłyszałem, że ślady trotylu, jakie mam na sobie są większe, niż kiedykolwiek widzieli na szkoleniach. Jakbym się trotylem obłożył i ten trotyl zdetonował. 
Chwilę mi zeszło, nim doszedłem do tego, skąd się te ślady mogły wziąć. Otóż przed wylotem byłem w JW na przedświątecznym spotkaniu. Nikt tam trotylu nie detonował, ale uścisnąłem kilkanaście rąk, a mój płaszczyk wisiał w szatni, obok mundurów ludzi, którzy mogli robić bardzo różne rzeczy. 
Dlaczego o tym piszę? Żeby się podzielić uzasadnioną opinią, że obecność śladów trotylu na tupolewie naprawdę niewiele znaczy. Dużo więcej znaczyła reakcja na tekst na ten temat. 
Stałem parę dni później pod Rzepą w grupie ludzi, którzy chcieli wyrazić solidarność z wyrzucanymi z pracy w tej sprawie. 
Jeszcze jedna mnie nachodzi konstatacja, otóż tym, którzy wywarli presję na właścicielu Rzepy nie tyle chodziło o ukrycie jakichś faktów. Im chodziło o wyciszenie sprawy. Tak samo, jak pewnemu panu nie tyle zależało na wyjaśnieniu sprawy, co jej nagłaśnianiu. A przede wszystkim – nagłośnieniu jego uczestnictwa w jej wyjaśnianiu. No i na tym polu osiągnął wielki sukcesem. I to jest zła informacja. 

niedziela, 31 października 2021

31 października 2021


1. Z kotami wszystko w porządku. 

Kawa na ławę zmierza w kierunku „Drugiego Śniadania Mistrzów”, tyle że z przekrzykiwaniem. 
Po dzisiejszym programie zgadzam się ze zdaniem jednego z uczestników – szkoda czasu na tam chodzenie. 
W pewnym momencie Andrzej Zybertowicz próbował się podzielić informacją, że na wzrost cen gazu miała wpływ niska produkcja zielonej energii w 2020 roku. Przez którą zużyto zapasy, które trzeba było uzupełniać. Arłukowicz ze Zgorzelskim zaczęli rechotać. 
Nasze panele 9,6 kWp, w październiku 2020 r. wyprodukowały 498,85 kWh, a w październiku 2021 – 725,15 kWh, więc coś w tym jest. 
Złą informacją jest, że przy tych dwóch stałych gościach „Kawy” na merytoryczną dyskusję szans nie ma. 

2. Niemieccy goście sąsiedniej agroturystyki z całą mocą sprzętu słuchali dudniącej muzyki. A w związku z tym jak głośno jej słuchali, to rozmawiać musieli na siebie rycząc. Przez cały prawie dzień można było słuchać dudnienia i ryków. Myśmy mogli. Sąsiedzi bliżej – musieli. 
No to może inny cytat z „Cmentarza w Pradze” Eco: 
Niemców poznałem, pracowałem nawet dla nich. To najniższa kategoria rodzaju ludzkiego, jaką można sobie wyobrazić. Niemiec wydziela średnio dwa razy więcej kału niż Francuz – nadczynność funkcji trawiennych ze szkodą dla mózgowych, dowodząca fizjologicznej niższości. W czasach najazdów barbarzyńców germańskie hordy znaczyły przemierzane szlaki niepojętą ilością odchodów. Zresztą nawet w o wiele mniej odległych stuleciach francuski podróżnik zauważał natychmiast, że jest już w Alzacji, gdy widział na drogach niezwykłej wielkości kupy. Na tym nie koniec. Niemców charakteryzuje wydzielanie cuchnącego potu; dowiedziono też, że mocz Niemca zawiera dwadzieścia procent azotu, mocz zaś innych ras – tylko piętnaście.

Żeby nie było: narrator w książę opisuje też – w podobny sposób – inne nacje. 

Złą informacją jest, że tak się dobrze bawili, iż istnieje podejrzenie, że przyjadą raz jeszcze. 

3. Przyszła grupka zadowolonych z siebie dzieci z niespotykanym tu wcześniej zawołaniem „cukierek albo psikus”. Mimo iż mnie korciło, dałem cukierek. A nawet sześć. Amerykańskich. 

Misiek – poniekąd etnograf – tłumaczy, że anglosaskie świętowanie Halloween zupełnie nie pasuje do naszej tradycji, bo u nas się o duchy – w Dziady – dbało, a tam się je – w Halloween – przepędza. 

Złą informacją jest, że jak się te nasze duchy zdenerwują, to będziemy się mieć z pyszna. 

 

wtorek, 21 września 2021

20 września 2021


1. Andrzej Zybertowicz porównał Mazurka do Moniki Olejnik. I to było nawet śmieszne. Mógł jeszcze przerwać przerywającemu mu Mazurkowi i powiedzieć, że mu daje minutę na to, żeby się wygadał. Złą informacją jest, że nie zapamiętałem z tej rozmowy niczego poza przegadywankami. 

2. Znalazłem kolejną drogę do Zielonej. Najpierw. Normalnie do Sulechowa. Później, przez Mrozów i Laskowo do Pomorska. Wody w Odrze wciąż dużo. Parkometry z Zielonej – przynajmniej te, w okolicach redakcji – nie są zainteresowane elektronicznymi płatnościami. Przez dłuższą chwilę walczyłem z aplikacją, którą powinienem móc za parkowanie zapłacić. Nieskutecznie. Bo się okazało, że do płatności nie da się podpiąć nic rozsądnego. Że trzeba przedpłacić zwykłym przelewem. Nie udało mi się więc zapłacić za parkowanie i to jest zła informacja, bo ostatnio wolę rachunki płacić. 
Kolega Olszański stwierdził, że Zielona jest trudna w deszczu. Może i coś w tym jest.

Z Moim Nowym Szefem pojechaliśmy do Gorzowa. Po drodze zboczyłem do Międzyrzecza, żeby oddać paleciak sąsiada Tomka. Pożyczyłem na tydzień pół roku prawie temu. 
Na wjeździe do Gorzowa korek, Jakiś tytan intelektu postanowił w godzinach szczytu frezować asfalt na południowym węźle. 

3. Wracałem starą trójką. Na S3 wjechałem za Skwierzyną. Zjechałem za Chrystusem. Wpadłem do likwidowanego Tesco. Będzie mi tego Tesco brakowało. 

Kocię: po pierwsze urosło, po drugie się ucywilizowało. Czyli potrafi usiedzieć na klanach. Rudzia cały dzień była w terenie. Wróciła chwilę po tym, jak w teren poszedł Kocio. No i jak poszedł – tyle go widzieli. I to jest zła informacja, bo nie wiem, czy iść spać, czy na niego czekać. 



 

niedziela, 14 marca 2021

14 marca 2021


1. Zaczęliśmy oglądać „For All Mankind” na AppleTV. Alternatywna historia podboju kosmosu po tym, jak Sowieci pierwsi lądują na księżycu. 
Usłyszałem kiedyś, że podczas konferencji prasowej, na której von Braun opowiadał o rakiecie Jupiter C, jakiś brytyjski dziennikarz zapytał: panie von Braun, jaką mamy gwarancję, że pierwszy człon tej rakiety nie spadnie na Londyn?


2. „Siódmy dzień tygodnia.” Wytrzymałem kwadrans. Umówmy się, że chodziło o problemy techniczne, a nie dobór gości dokonany w taki sposób, że i bez słuchania wiadomo było jakie słowa padną.
Później jednym okiem oglądałem resztę niedzielnych programów. Wzorcowa strata czasu. Można odnieść wrażenie, że polska telewizyjna publicystyka polityczna funkcjonuje równolegle do rzeczywistych problemów. Na koniec programu próbował to Konradowi Piaseckiemu powiedzieć Andrzej Zybertowicz. Spłynęło jak po – nomen-omen – kurze. 

Morawiecki w lecie powiedział, że wirus się cofa, a teraz widzimy, że się nie cofnął. Jak on mógł? Morawicki nie kupił szczepionek z terminem dostawy styczeń przyszłego roku, a teraz brakuje szczepionek. Jak on mógł?
Brakuje covidowych łóżek, a NFZ zalecił przesuwanie planowych zabiegów, przecież to niebezpieczne. Rząd nie przygotował nas do trzeciej fali, a teraz zamyka hotele. Można by dość łatwo przygotować automat do tworzenia treści telewizyjnej publicystyki. Tylko po co, skoro mamy żywych ludzi, którzy będą to opowiadać sami z siebie. To, że nie ma poważnej dyskusji o przyszłości Polski? Ważne, że się klika, że oglądalność jest. Że dobrze wyjdzie w Nielsenie (czy jak się tam to nazywa). 
Nikt chyba tego dziś nie pamięta. Kiedy PiS był w opozycji, jego posłów oczywiście toczyła choroba opozycyjności. Walczyli o złotą patelnię w kategorii najgłośniejszy medialny cytat. Często gadali chwytliwe głupoty. Ale jednocześnie była „Polska – Wielki Projekt”, był kongres w Katowicach. Coś planowano, nad czymś pracowano. 
A dziś? Ktoś coś słyszał? Ktoś coś zauważył? Może jest coś przykryte przez kolejne dziesiątki konferencji prasowych, których już nawet Polsat News nie transmituje przez szacunek dla czasu widzów. Zostaje sam TVN24. Ciekawe jak długo. Bo się może okazać, że widz jednak woli nawalankę w studio. 
To nie jest kraj dla starych ludzi.

3. Wiało. Tak wiało, że poprzewracało choinki w doniczkach. Obeszliśmy gospodarstwo. Idzie wiosna. Na każdym kroku jakieś nowe pędy. Obiecywałem sobie, że dokonam spustoszeń w zieleni. Nie udało się. 

Lucky, pies sąsiadów dokopał się do zwłok pochowanego przeze mnie jesienią lisa. Nie przez przypadek mówią, żeby kopać przynajmniej na metr. 

Kiedy szliśmy przez park, przypomniało mi się, że kiedy ostatni raz zbierałem liście – mam taką maszynę, którą ciągnę za traktorkiem – słuchałem radia. I tego dnia ogłoszono koniec testów szczepionki AstraZeneca. 






 

środa, 1 stycznia 2020

1 stycznia 2020


1. Rok się zaczął słabo, gdyż zamroziłem dwie butelki szampana. Naszą, lidlowską i drugą, przywiezioną przez profesorstwo Z. (jakieś arcydzieło francuskich mistrzów szampanizmu). Północ wybiła, a my z profesorem Z. wytrząsaliśmy z butelek coś o konsystencji śniegu. No i niestety śniegu nieco żółtego. A przecież każdy wie, że nie można jeść żółtego śniegu.
Sąsiad Tomek (zięć sąsiada Gienka) po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie zafundował naszej części wsi pokazu ogni sztucznych. I to nie jest zła informacja, w przeciwieństwie do tej o szampanach.
Do tego najmłodsza córka Druha (już od pewnego czasu) Sekretarza źle znosiła noworoczną kanonadę reszty wsi. Zaczęła ją dobrze znosić, kiedy wyposażyłem ją w słuchawki Bose (prezent od Bożeny), które wcześniej wielokrotnie ratowały mi życie. Na przykład podczas (słynnego w pewnych kręgach) lotu do Kuwejtu samolotem C-130 Hercules. Zintegrowaliśmy się z sąsiadami. Przyszli do nas, by zweryfikować, czy naprawdę Darek, szwagier sąsiada Gienka zostawił rok wcześniej butelkę Kłobuczanki. Zostawił. Stała za kredensem. Przed wyjściem dopełnił ją znowu i zostawił na rok przyszły. To pewnie będzie taka świecka tradycja.

Wcześniej, radująca się nadejściem Nowego Roku wioskowa młodzież zdemontowała nam bramkę. Zdemontowała i gdzieś wyniosła. Udaliśmy się z Druhem Sekretarzem na poszukiwania. Trwały krótko, gdyż ciężar bramki przeważył determinację wioskowej młodzieży. Z pomocą Dyrektora Mieszka udało nam się bramkę z powrotem zamontować. Na dwa razy, gdyż za razem pierwszym założyliśmy ją tak, że się jej nie dało zamknąć.
Wieczór zakończył się bez innych ekscesów.

2. Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski przewiduje, że Andrzej Duda wygra wybory. W pierwszej turze. W marcu 2015 przewidywał bardzo dobry winik Korwina i zwycięstwo Bronisława Komorowskiego w drugiej turze. Prawie trafił. Złą informacją jest że mi się to w ogóle chciało czytać. Tekst pojawił się chyba we wszystkich gazetach Polska Presse. Przepraszam, teraz – Polska Press (ale się ci Niemcy maskują – jakby to kolega mój pewien skomentował).

3. Dałem się nabrać na promocję Lidl Plus i kupiłem w dużej ilości tygrysie krewetki. Zaślepiła mnie chęć oszczędzenia 40% i nie zauważyłem, że są nie wyczyszczone. I to jest zła informacja. Przez godzinę musiałem im wydłubywać bebechy. Że też nikt jeszcze nie wyhodował krewetek bez przewodów pokarmowych.

Postanowiłem w Nowy Rok zrobić coś dla Planety. Otóż zostałem na Twiterze 3800030. followersem Grety Thundberg. Dlaczego jest nas tak mało?

wtorek, 29 sierpnia 2017

28 sierpnia 2017



1. Mimo kacowej pogody udało się wstać rześko. Chwilę po mnie w kuchni pojawił się Profesor. Nieco nieskładnie zacząłem przygotowywać śniadanie. Później Bożena. Przyszła i wyraziła pretensje, że śniadanie nieprzygotowane. Profesor wziął mnie w obronę: –Śniadanie może niegotowe, ale za to rozwiązaliśmy dwa geopolityczne problemy. To prawda, rozmawialiśmy o polityce. Złą informacją jest, że raczej byliśmy na etapie diagnozowania problemów, a nie ich rozwiązywania.

2. Po śniadaniu wsiedliśmy do auta i pojechali do Świebodzina, by odwieźć Profesora z Jasiem na stację. Przed wyjazdem sprawdziłem w mojej ulubionej aplikacji Infopasażer, czy pociąg aby nie jest opóźniony, bo gdyby był, to byśmy mogli jeszcze jedną herbatę wypić. Jechał zgodnie z rozkładem. Dojechaliśmy do Świebodzina. I stanęli przed przejazdem kolejowym. Na którym właśnie się zatrzymywał pociąg towarowy. My stoimy, pociąg stoi, towarowy, czas płynie. Zbliża się pora odjazdu pociągu profesorskiego. My stoimy, pociąg stoi, czas płynie. Objechać się nie da, bo ulica Cegielniana, którą się i przejazd i korki w mieście omija, jest w remoncie.
My stoimy. Pociąg rusza. Najpierw – powoli – jak żółw – ociężale. Zaczęliśmy się zastanawiać, co będzie, jeśli wagonów jeszcze ze czterdzieści będzie. Nie zdążyliśmy sprawy omówić, bo się okazało, że wagon, który stał na przejeździe był zasadniczo przedostatni. Pociąg przejechał. Szlaban zamknięty. Zaczęliśmy się zastanawiać, co będzie, jeśli szlaban zamknięty będzie czekał na następny – czyli profesorski – pociąg. Nie zdążyliśmy sprawy omówić, bo szlaban został podniesiony. Dojechaliśmy na stację na pięć minut przed odjazdem profesorskiego pociągu. Poszedłem z Profesorem i Jasiem na peron. Rozmawiamy sobie miło. A tu nagle z głośników, że pociąg opóźniony o pięćdziesiąt minut. Patrzę w moją ulubioną aplikację Infopasażer, a w niej widzę, że pociąg o czasie odjechał ze Świebodzina. A nie odjechał. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę. Pożegnałem się. Idę w stronę poniemieckiego podziemnego przejścia. Widzę panią, która już do tego przejścia ma zacząć schodzić, a tu krzyczy do niej przez okno pan kolejarz z nastawni. Krzyczy, żeby nie szła, bo ten pociąg, to będzie jednak za kwadrans, nie za pięćdziesiąt minut.
Sprawdziłem później w mojej ulubionej aplikacji Infopasażer – przyjechał opóźniony o minut dwadzieścia. Ciekawe ilu ludzi uwierzyło w komunikat o prawie godzinnym spóźnieniu i się na ten pociąg spóźniło.
Moja ulubiona aplikacja Infopasażer ściemnia. I to jest zła informacja.

W Świebodzinie ktoś chce oddać w dobre ręce 11-miesięcznego kota. Wywiesił ogłoszenia ze zdjęciem. Kot bardzo kontaktowy. Lubi spać na kolanach. A kiedy wstanie z kolan korzysta z kuwety. Albo je spokojnie karmę dla dorosłych kotów. Biały kot. Plamy na głowie i ogonie.

3. Pojechaliśmy do kantoru przy Orlenie, na którym trzy lata temu tankowałem przez czterdzieści minut gaz, bo tłum ludzi kupował hot-dogi.
Później przez Wilkowo, Borów i Ołobok do domu. Nie wiem po raz który zauważyłem jak duże jest Wilkowskie jezioro.
W domu Michał tuningował swoją Micrę. Ja próbowałem reanimować beemkę. Z takim sobie skutkiem. Pojechaliśmy z Michałem do Skąpego, żeby kupić jarzyny na zupę. Pierwszy raz byłem w skąpskim markecie Dino. Przy stoisku z warzywami zamiast foliowych worków, ktoś powiesił rękawiczki. Plastikowe. Zanim znalazłem worki [Właściwie – woreczki], zacząłem wpychać do rękawiczki marchewki. Z pięć to by i weszło.
W kolejce do kasy za nami stał pan w motocyklowym ubraniu BMW. Kupował chyba piwa, takie duże, w plastikowych butelkach. Wsadził je późnej do metalowych skrzynek przymocowanych do motocykla BMW, który stał pod sklepem.
Michał kiedyś wkręcił w windzie dwie ważne panie z korporacji, w której pracuje. Wyjaśnił, ze pan, który z windy wysiadł, a ubrany od stóp do głowy w motocyklowe skórzane wdzianko, wcale nie ma motoru. Tylko się tak ubiera, żeby trochę błysnąć. Pan był kiedyś wielką gwiazdą polskiego projektowania graficznego. Dziś już nie jest o nim tak głośno. Wtedy nie miał chyba motoru.

Sąsiad Tomek jest coraz bardziej sfrustrowany budową. Tym, że wciąż trwa. Układa panele. W ramach odreagowania w jednym z bardziej skończonych pokoi uruchomił sprzęt audio. Bardzo głośno.
Rano, przed śniadaniem słuchaliśmy przez chwilę Woronicza 17. Jednym uchem. Było bardzo hałaśliwie. Wyłączyłem i zrobiło się bardzo przyjemnie cicho.

Nim wyłączyłem rozmawiano o niesławnym wywiadzie Borysa Budki.
Przypomniało mi się, jak minister jednego z poprzednich rządów powiedział mnie i koledze Kapli, że gdyby, jak mu obiecano został ministrem obrony to by nie było Smoleńska. Później wyciął to w autoryzacji.
Dziennikarze z obcych krajów nie są w stanie zrozumieć, jak polityk może coś mówić i później to całkowicie przerabiać. Bo skoro taki jest politykiem, to chyba wie, co mówi.
Złą informacją jest, że likwidacja autoryzacji nie zdałaby egzaminu. Bo niejeden raz widziałem, co nasi dziennikarze potrafią zrobić z usłyszanym – wydawać by się mogło – prostym zdaniem.



poniedziałek, 28 sierpnia 2017

27 sierpnia 2017


1. Pojechaliśmy na grzyby. Ja, Profesor i Jaś. Profesor twierdził, że żaden z niego zbieracz. Jaś też nie miał raczej praktyki. Grzybów niewiele. Kurki – tam, gdzie zwykle. Jakiś pojedynczy podgrzybek. Pokazałem panom strzelnicę. Dawno tu nie byłem. Zauważyliśmy, że jak na polskie warunki ma bardzo długie tory [czy jak się tam to nazywa]. Betonowy kanał dla zmieniaczy tarcz też nie jest zbyt często spotykany.
Mam nadzieję, że kiedyś stanie się coś takiego, że Lasy Państwowe przekażą komuś ten teren i ten ktoś strzelnicę na nowo uruchomi. I będzie można sobie strzelać. Z różnych rzeczy do strzelania. W Dębniaku nie było śladu prawdziwków, w rydzowym miejscu – rydzów. Za to były dwa gigantyczne maślaki. Rydzowe miejsce zarosło. I to jest zła informacja, bo trudno się tam chodzi. Trudniej niż dwa lata temu.

2. Przypomniało mi się, że od paru miesięcy nie wiadomo po co płacę za Showmax. Przybyło trochę niezbyt pociągających polskich filmów. Ale też starych seriali. Na przykład „Jerycho”. Przypomniało mi się, że kiedyś nie dooglądałem go do końca. Zacząłem więc oglądać przygotowując obiad. Ładnie filmowane krajobrazy, sympatyczni bohaterowie, niby wszystko w porządku, ale powoli zaczęło mi się przypominać, że tego rodzaju seriale sprzed dekady są na dłuższą metę nudne. Dla oszczędności czasu wystarczy znaleźć w Internecie skrócony opis fabuły odcinków. I to jest zła informacja, bo już myślałem, że sobie znalazłem sposób na podróże.

Burmistrza Jercha gra Rajmond Tusk z HoC.

3. Kurek było trochę za mało jak na sos dla dziesięciu osób. Dołożyłem więc trzy sowy/kanie. I to był dobry pomysł. Jeśli las pozwoli – muszę przetestować sos z samych sów/kań.
Biesiadowanie z Profesorem było bardzo przyjemne. Próbowałem go namówić,
by napisał jeden z Negatywów. Tym razem odmówił. I to jest zła informacja. Może zrobi to następnym razem.  

niedziela, 27 sierpnia 2017

26 sierpnia 2017



1. Pokrajzegowałem wszystko drewno, jakie leżało koło domu. To, czego krajzega nie mogła ruszyć pociąłem ketenzegą z Lidla. Nie chciało mi się ułożyć pociętych pniaczków. I ich nie ułożyłem. I to jest zła informacja, bo jednak nie jest dobrze nie kończyć roboty.
Zadzwonił mechanik, że beemka jest do odbioru. Wymienione przewody paliwowe i hamulcowe. 1600 zł do zapłaty.

2. Bycie świeżym prezydentem zachodnioeuropejskiego kraju o odwiecznych mocarstwowych ambicjach jest jednak skomplikowane. Ma niby człowiek pałac w bardzo popularnym mieście, gwardzistów w białych portkach i złotych kaskach z pióropuszami. Media przez miesiące piszą, że jest wspaniały, tłumy wiwatują, dzieci kwiaty rzucają. Publicyści wszystkich krajów łączą się w bólu, pisząc, że potrzeba ich krajom kogoś takiego, jak ty.
A tu nagle się okazuje, że kiedy przychodzi do konkretów – nie jest tak prosto. Dzwoni się do środkowoeuropejskiego kraju, w którym ponoć psy tyłem szczekają i na pewno są białe niedźwiedzie. I mówi, że nie przyjedzie tam, póki kraj ten nie kupi produktów naszych zbrojeniowych fabryk. A ci, miast przybiec z kwiatami i kupić i mnóstwo helikopterów i okrętów podwodnych i rakiet przeciwokrętowych i takich innych rakiet, których jeszcze nie ma i nie wiadomo, kiedy będą – wszystko za podwójną wartość. I podziękować, że mogą kupować w naszych sieciach handlowych i rozmawiać przez naszą sieć telefoniczną i obiecać, że będą wyłącznie kupować nasze samochody zamiast niemieckich. I przeprosić, że u nich pracownicy pracują za mniej pieniędzy niż u nas. I oni, zamiast zrobić to wszystko – nie robią nic.
Zachowują się, jakby się zupełnie nie bali tego, że się na nich obrazimy.
I co? I nie wiadomo, co z tym zrobić.

Strasznie dużo ludzi jest złych na prezydenta Macrona. A tak naprawdę powinno im być go żal. Ludziom brakuje wrażliwości. I to jest zła informacja.

3. Jadąc do Świebodzina na stację, po prof. Zybertowicza, dotarło do mnie, że nie znam żeńskiej formy słowa Pers. Jedna z koleżanek Mileny, które gościmy jest córka irańskiej matki. Więc jest… Persjanką. Albo Persyjką. Chyba wolę Persjankę.
Byliśmy w Lidlu. Piąteczek, więc gęsto. Pojechaliśmy do Grene. Chyba jest już po żniwach, bo czynne jest teraz tylko do siedemnastej.

Pojechaliśmy odebrać beemkę. No i się okazało, że 1600 zł, to nie całość. Wcześniej zostawiłem 700 zaliczki. Pan mechanik zasugerował, że auto od spodu gnije. I to jest zła informacja.


Pamiętam, że w podstawówce, podczas zajęć przygotowujących do wyboru zawodu usłyszeliśmy, że jeżeli praca pozwala na poznawanie interesujących ludzi to znaczy, że jest dobra. Utrwaliło się mi to. Więc z tego powodu doceniam moją pracę.

Przyjechał mój brat. Niby po to, żeby zabrać reczy, których nie chciało mu się wieźć pociągiem. A realnie po to, żeby się z prof. Zybertowiczem spotkać. Jest wszakże jego psychofanem.

wtorek, 22 sierpnia 2017

21 sierpnia 2017



1. Człowiek, który w niedzielę wstaje o siódmej rano, mimo iż nie ma nic specjalnego do roboty jest najprawdopodobniej głupszy niż kilo gwoździ.
Wstałem o siódmej rano. I to jest zła informacja.

2. Woronicza 17. Red. Rachoń tytułował Pawła Rabieja ministrem. Rabiej zwykle nazywany bywa posłem, którym nie jest. Minister to coś nowego. Zapytałem na Twitterze o co chodzi. Po chwili w telewizorze red. Rachoń odpowiedział, że członkom komisji weryfikacyjnej taki tytuł przysługuje. XXI wiek – telewizja interaktywna.
Ryszard Petru, gdy wróci z wycieczek i się dowie, że ten jest ministrem za rządów PiS-u, pewnie wyrzuci go z partii.
Profesor Zybertowicz pod koniec programu zacytował mem. Po czym poznać lewaka? Uważa, że się nie da kontrolować granic, ale da się kontrolować globalny klimat.
Słowa zrobiły szybką karierę. Szybko pominięto fakt, że Profesor nie był ich autorem.
W Ławie polityków występował Adrian Zandberg. Mam wrażenie, że chłop się postarzał. I to jest zła informacja, bo znowu nici z młodej lewicy.

Jednak Sun Tzu przez cały czas siedzi mi w głowie. Dotarło do nie twierdzenie, że wódz może się przeciwstawić władcy, jeżeli jego rozkazy są głupie. Dyskusje o zwierzchnictwie nad siłami zbrojnymi są najwyraźniej odwieczne.

3. Przez lata żyliśmy w przekonaniu, że jedynym zachowanym elementem wyposażenia pałacu jest bidet. Zdemontowany ze dwanaście lat temu czekał na swój czas na poddaszu. W związku z tym, że dziewczyny zaczęły tam sprzątać, wyniosłem bidet na zewnątrz i zacząłem myć. Udało się przetkać odpływ. Bateria niestety jest niekompletna. Raczej nie uda się jej naprawić. I to jest zła informacja.
Od spodu na bidecie wyciśnięta jest data. Albo 12 8 22, albo 17 8 72. Dwie możliwości. Jeżeli to data produkcji i pierwsza wersja jest prawdziwa, to bidet faktycznie pochodzi z wyposażenia pałacu. Jeżeli druga – wstawiono go podczas remontu w 1976. Czyli z oryginalnego wyposażenia nic nie zostało. Resztki baterii, chromowane rurki odpływu wyglądają coś za porządnie jak na polską produkcję z ery wczesnego Gierka. Zresztą czy wtedy produkowano w Polsce bidety?

Po dwóch prawie tygodniach pobytu koty złapały mysz. Złapał Stary. Szybko ją wykończył. Siedzieli chwilę nad nią z Pawłem po czym gdzieś wynieśli. Wielkość szkód, jakie w tym roku myszy w kuchni narobiły wyleczyła mnie z wcześniejszego dla nich współczucia.

Wieczorem oglądaliśmy „Rogue One”. Strasznie niedisneyowski film. Dobrzy giną w imię Sprawy. I ta śmierć ma sens – prowadzi do nowej nadziei.


No i się wieczorem okazało, że jestem jednym z bohaterów plotkarskiej rubryki „Wprost”. Błędu w nazwisku nie było. W takiej sytuacji inne błędy nie miały znaczenia.  

piątek, 4 marca 2016

2 marca 2016



1. Nie chcieli mnie wpuścić do Belwederu. Znaczy, wpuścili, ale najpierw musieli gdzieś dzwonić. Człowiek pracuje raptem parę miesięcy, a już się dziwi, że go nie wszyscy BOR-owcy kojarzą. I to jest zła informacja.

2. W Belwederze było spotkanie Doradców [i Sekretarzy] do Spraw Bezpieczeństwa prezydentów krajów wschodniej flanki NATO. Kraje Wschodniej Flanki NATO brzmi lepiej, niż „Byłe Demoludy”.
Prezydent mówił o zagrożeniach. Czyli o Rosji. Na Fejsie natychmiast zaczęły się pojawiać komentarze o tym, że Rosją zagrożeniem nie jest. Że tylko przyjaźń z Rosją gwarantuje przyszłość, że Niemcy i USA to wrogowie Polski, a NATO jest słabe.
Chwilę wcześniej rozmawiałem z prof. Zybertowiczem. Dziwił że z jego dłuższej wypowiedzi o wojnie informacyjnej rozdmuchano tylko jeden fragment. I to wcale nie najważniejszy.
Słowo „wojna” nabiera właśnie nowego znaczenia. Tyle, że mało z nas to interesuje. I to jest zła informacja.


3. Wieczorem obejrzeliśmy „Spotlight”. Świetny film z mieszanym recenzjami. Film, wbrew pozorom, nie jest o tym, o czym nie powiedziano w Teleexpressie. Jest (między innymi) o mediach. Jeśli się przyjrzeć – obnaża słabość naszych. Być może dlatego nie podoba się naszym dziennikarzom. I to jest zła informacja.  

środa, 2 marca 2016

29 lutego 2016


1. Zacząłem dzień przy Wiejskiej. Dawno mnie tam nie było, ale raczej nie widać, żeby coś się zmieniło.
Z Wiejskiej, przez Pałac pojechałem do Muzeum Historii Żydów Polskich. Pierwszy raz w życiu. Ekspozycję przelecieliśmy dość szybko. Ale nawet, gdybyśmy szli powoli miałbym wrażenie niedosytu. Po tysiącu [z górką] lat historii ekspozycja powinna być większa.
Szkołę podstawową, którą udało mi się ukończyć zaprojektował mistrz Zawiejski. Ten sam, który postawił krakowski teatr Słowackiego. Mistrz Jan zmarł jako Zawiejski. Urodził się jako Feintuch.
Jego rodzina aż tak się zasymilowała, że postanowiła zmienić nazwisko na polsko brzmiące. I to raczej nie był efekt strachu przed polskim antysemityzmem, tylko przywiązanie do porozbiorowej ojczyzny.
Kraków z końca XIX wieku zawsze bardzo mi się podobał. Z czasem dotarło do mnie, że nie na tyle, żeby zazdrościć przeżycia dwóch światowych wojen i początków Ludowej Polski.
Moja prababcia była w 1945 roku starsza niż ja teraz. Ale przeżyła komunę. Zmarła prawie 10 lat później.

Po zwiedzaniu jechaliśmy windą. Silną grupą, BOR, nas kilkoro z Kancelarii i oprowadzający nas muzealnicy. Winda się zatrzymała. Drzwi się otworzyły. Na zewnątrz dwie dziewoje. Patrzą na nas i nie chcą wsiadać. Po wywartej presji wsiadły. Ale są jakieś dziwne. Okazuje się, że jedna ma nieco przysłoniętą naklejkę KOD-u, z „gorszym sortem”.
Swoją drogą niezła determinacja – postanowić, że się gorszym sortem jest i wprowadzać to w życie.
Ciekawe, czy Prezydent Obywatel Jóźwiak rozważa wprowadzenie specjalnych wagonów tramwajowych przeznaczonych wyłącznie dla „gorszego sortu”, żeby „gorszy sort” czuł się bezpiecznie i nie był narażony na obcowanie z resztą społeczeństwa.

Przy okazji się dowiedziałem, że Żydowski Księgowy przestaje być księgowym żydowskim. I to jest zła informacja, bo jak go teraz będę nazywał? Były Żydowski Księgowy?

2. Wieczorem jechałem do Kinoteki na premierę „Historii Roja”. Strasznie dawno nie prowadziłem samochodu, a co za tym idzie – nie słuchałem radia.
Dwóch dziennikarzy motoryzacyjnych, których lubiłem słuchać, zanim nie zacząłem się zajmować motoryzacją miały problem ze znaczeniem słowa „bohemian” w kontekście szlifowania kryształów. Było to bardzo śmieszne, gdyż rozmawiali o nowym SUV-ie Skody. Mówili coś o Cyganach i o bohemie. Degrengolada najwyraźniej nie dotyka tylko flagowego tytułu koncernu. I to jest zła informacja.


3. Premiera „Roja” przyciągnęła bardzo mieszane towarzystwo. Byli: i Doda i Sierakowski. [Z tym, że ten drugi nie zrobił selfie z panem Antonim] I gwiazdy różne, których nazwiska niestety zdążyłem zapomnieć. Były konie. Ale tylko na zewnątrz.
Właściwa uroczystość odbywała się w sali imienia Jurija Gagarina.
Gagarin kojarzy mi się dobrze, bo jego imienia była kiedyś szkoła, w której dziś głosuję. I osoba, na którą tam głosuję wygrywa wybory.
Porozmawiałem chwilę z profesorem Zybertowiczem o motoryzacji. Zapytał, czy lubię szybko jeździć. Tak dawno nie szybko nie jechałem, że właściwie to nie pamiętam. [i to jest zła informacja] Na wszelki wypadek odpowiedziałem jednak, że lubię.

Wyjeżdżając musiałem stanąć przy budce parkingowego, bo automat nie chciał moich 10 złotych. Przede mną stał kierowca z BOR-u. Popatrzył na siódemkę Bożeny i powiedział, że się znam na motoryzacji.
Inteligentny człowiek. A mówią, że BOR ma problemy kadrowe.  

środa, 6 stycznia 2016

4 stycznia 2016



1. Zaspałem. Haniebnie. I to jest zła informacja.

2. W Pałacu Druh Podsekretarz wręczał wolontariuszom Światowych Dni Młodzieży flagę od Prezydenta. Wolontariusze byli z różnych krajów, a zwłaszcza z Brazylii, Włoch i Francji. Księża, którzy z nimi z Krakowa przyjechali mówili o milionach pielgrzymów, których się spodziewają i o tym, że żadne miasto w Polsce nie jest na taką imprezę przygotowane.
I, że właściwie na świecie to tylko Seul. [I Watykan, Rzym – to dodano po chwili milczenia].
Nie ma co ukrywać – w dobry nastrój wprowadzają mnie dziwne rzeczy. Tym razem ubawiło mnie, że Campus Misericordiae położony jest w miejscowości Kokotów. Nad rzeką Serafą, znaną również jako Srawa. Nie bez przyczyny znaną.

Zapytałem Druha Podsekretarza, czy ze swoim nazwiskiem nie czuje dyskomfortu związanego z wypowiedzią Ministra Spraw Zagranicznych dla Bilda. Druh Podsekretarz się obruszył – jego nazwisko jest starsze niż ta sportowa dyscyplina. Pochodzi od kołodzieja. Nie zapytałem, czy Piasta.

Profesor Zybertowicz powiedział, że Negatywy są teraz gorsze niż wcześniej. Muszę się przyznać, że kiedyś miałem Profesora za osobę nieco odklejoną. Od kiedy go poznałem – zdanie zmieniłem diametralnie.
Profesor zasugerował, że jeden negatyw powinien być osobisty, drugi – polityczny, a trzeci metafizyczny. Na razie nie będę próbował.

Dyrektor Zydel przysłał mi fejsem jakieś badania CBOS-u, z których wynikało, że większość Polaków jeździ na rowerze. I to jest zła informacja – najwyraźniej praca u Prezydenta Obywatela Jóźwiaka dyrektorowi Zydlowi nie służy.
Odpisałem mu, że kiedy wprowadzimy obowiązkowe OC dla cyklistów – preferencje mogą się zmienić. Nie odpisał. A mógł na przykład zapytać, czy zacząłem jeść mięso.

3. Wieczorem w TVN24 wystąpił Bartłomiej Sienkiewicz. Pani Krajewska napisała na Twitterze, że to bardzo [mega] inteligentny polityk. Chyba bym nie chciał, żeby pani Ligia napisała kiedyś o mnie coś dobrego.

Muszę przyznać, że do ostatniej chwili czekałem na grom który w ex ministra walnie. Niestety nic takiego się nie stało. I to jest zła informacja.

Wystąpił później Leszek Miller. Chyba długo go w Faktach po Faktach nie zobaczymy, gdyż bezpardonowo zaatakował majestat prof. Rzeplińskiego przypominając jakieś zupełnie nieznaczące jego zachowania po samorządowych wyborach. Może i coś wtedy profesor robił i mówił, ale co to przy obronie demokracji. A poważnie – powiedział jedną rzecz, która do furii musiała doprowadzić parę osób. Otóż, że zamach stanu robi się przeciw legalnie wybranej władzy. A teraz legalnie władzą jest PiS.

Poszliśmy z Druhem Podsekretarzem do Beirutu. Dołączył kolega Zbroja, który został właśnie rzecznikiem Zbroją. Było trochę zabawnie, bo rzecznik Zbroja dzielił się z nami swoimi zdziwieniami związanymi z urzędem. Z nami – starymi wygami, którzy na przykład oświadczenia majątkowe wypełniali już w sierpniu, pogodzonymi z faktem, że ćwierć wieku na umowach śmieciowych nie liczy się do stażu pracy.