Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Atelier u Iwonki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Atelier u Iwonki. Pokaż wszystkie posty

piątek, 24 grudnia 2021

23 grudnia 2021


1. Przyszedł pasek klinowy. Znowu nie taki. Poddałem się i pojechałem do sklepu motoryzacyjnego, na placu targowym, nazywanym Rynkiem. Pan sprawdził. I się okazało, że z niewiadomych przyczyn, pod jednym numerem są dwa rodzaje paska. Jeden taki, jakich mam już dwa. I drugi. Taki, jaki mi piszczy. No i taki drugi, jest jeden. W Bydgoszczu. I na jutro dojedzie na dziewiątą. I odebrać będzie można do pierwszej, bo Wigilia. 
W Atelier u Iwonki dostałem w świątecznym prezencie samolocik. Znaczy dostałem czekoladki i – że używaję tej godnej potępienia, archaicznej formy – wycyganiłem samolocik. Chciałem wejść do pań weterynarek, żeby wziąć coś kotom na odrobaczanie. Nie wszedłem, gdyż było zamknięte. I to jest zła informacja. 

2. Pojechałem na dworzec kolejowy w remoncie. Ustawiłem się na rampie i czekałem na pociąg do Gdyni. Bynajmniej nie w celu odbycia podróży do Gdyni. Bynajmniej. W okolicy bardzo popularne jest używanie słowa bynajmniej w znaczeniu słowa przynajmniej. W redakcji zaś wszyscy prawie nadużywają „tobie”. W znaczeniu: „mówią tobie”, zamiast „mówić ci”. To ponoć wielkopolskie. Ze dwie osoby wrzucają też po poznańsku „nie?” w dziwnych miejscach. Że to poznańskie, pamiętam z „Następnego do raju”. Była tam mowa o poznaniaku, który nawet Modlitwę Pańską zmawiał: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, nie?”
Bynajmniej nie chciałem jechać do Gdyni. Pociągiem tym z Berlina jechała Tośka. Pociąg miał być o 14:31. Wg infopasażera jechał jak trzeba. Na minutę przed planowym przyjazdem usłyszałem, że jest opóźniony o 20 minut. Pojechałem więc na pocztę. Na poczcie tłum. Wróciłem więc na dworzec. Na dworcu mini koparka nazywająca się jak klapki zasypywała jakąś dziurę. Pociąg przyjechał opóźniony o dobre pół godziny. Złą informacją jest, że tracę zaufanie do infopasażera. 

3. No i najsłynniejszy Lubuszanin podał się do dymisji. Zrobił to tak sprytnie, że nie zdążyliśmy wsadzić tej informacji do jutrzejszej gazety. 
Usłyszałem smutną historię: sprawa by była dużo wcześniej rozwiązana, niestety decydenci nie mieli przekonania co do wiarygodności autora tekstów. Ludzie lubią sobie ułatwiać życie. I to jest zła informacja, bo często to ułatwianie bokiem im wychodzi. 

Spadł śnieg. Dużo śniegu. Na tyle dużo, że aż pojechaliśmy na wycieczkę do Ołoboku. 
W takie wieczory chciałbym sobie kupić biegówki. Rano przychodzi otrzeźwienie – kupił bym je sobie i może raz spróbował. No i by wylądowały w stołówce. Przez pięćdziesiąt lat człowiek zdążył się na sobie poznać. 

 

niedziela, 10 października 2021

9 października 2021


1. Tym razem nie zerwało mnie przed ósmą. I to jest zasadniczo dobra informacja. Złą jest, że się i tak nie wyspałem. Udałem się do Punktu Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych. Z oponami. Tłumaczyłem tam panu, że poprzednim razem byłem z oponami w zeszłym roku, on mi, że w tym. Ja byłem pewny, że w zeszłym. Wracając dotarło do mnie, że nie mogłem być w zeszłym, gdyż opony wiozłem Lawiną. Cóż, ważne, że następnym razem z oponami przyjadę raczej nie wcześniej niż za jakieś cztery lata. 
Pojechaliśmy z Miśkiem do „Atelier u Iwonki”, odebrać lustro i lampę. Udało się je załadować. Udało się przewieźć i rozładować. Nie tłukąc. W „Atelier u Iwonki” można kupić drzwi do tabernakulum. Z pelikanem. Samicą.  


2. Później pojechałem za Poznań po płytę indukcyjno-gazową. Sympatyczna para z dzieckiem, stwierdziła, że nie są wielbicielami indukcji. Ja jestem. Tam jechałem A2, wracałem 92. Dla oszczędności 32 złotych poświęciłem 30 minut. 
Przejeżdżając przez Poznań słuchałem przez chwilę Jedynki. Pani Raczyńska z trójką profesorów załamywali ręce nad językiem dzisiejszych Polaków. Kiedy jedna z pań profesor powiedziała, że jej uczelnia mieści się na ulicy, przełączyłem się na Spotify. 
W Lidlu kupiłem dużo piwa i trzy mrożone pizze. Pani przy kasie życzyła mi miłego wieczoru. 
W Mrówce kupiłem zaprawę szamotową, w Actionie szpachelki. Parking przed Hosso był pełny. Ludzie poszli na „Bonda”? Może na „Wesele”? A może do Rossmanna? Uważam, że Świebodzin zasługuje na handlowe centrum w stylu tego z „Mallrats”. Swoją drogą kolejny kandydat na nagrodę w kategorii; debilne przetłumaczenie tytułu. 
Słońce zachodziło na Amazonie. Zdziwiło mnie, że promienie nie układają się w napis: pracuj u nas za co najmniej 22,50. 
Wróciłem, nakarmiłem koty wątróbką. Najwięcej zjadło kocie. I to jest zła informacja, gdyż to, że zjadło najwięcej, można było poznać po tym ile chwilę później wyrzygało.

3. Złą informacją jest, że nie kupiłem złączki, którą nakręca się na króciec wychodzący z płyty, by podłączyć wąż z gazem. Jeżeli sąsiedzi nie pomogą – płytę uruchomię dopiero w poniedziałek. 



 

środa, 29 września 2021

28 września 2021


1. Wtorek. Dzień zebrań. I to jest zła informacjaU Mazurka – Marcin Przydacz. Mazurek o reparacje, ten, że to polityczna. Mazurek o Reparacje, ten, że to nie jest rzecz, o której decyduje podsekretarz w MSZ. Mazurek o Reparacje, ten, że w tej sprawie decydować powinien Sejm, Prezydent, Rząd. Mazurek o Reparacje, ten, że osobiście. uważa, iż się należą, że mamy moralne prawo. Na to Mazurek, że moralnie to zwyciężamy zawsze mistrzostwa w piłkę. I tu Przydacz zaprotestował. Porównywanie II wojny światowej, z piłką nożną nie jest jednak ok. 

2. Byliśmy z Rudzią u pani weterynarz. Jestem dziadersem więc nic mnie nie zmusi do pisania weterynarzyni czy weterynarki. Rudzia raczej nie jest w ciąży. Tylko tyje. Może dlatego tyje, że idzie zima. 
Korzystając z okazji, poszliśmy do „Atelier u Iwonki”. Bożena kupiła lustro i lampę. Trzeba będzie po nie przyjechać w przyszłym tygodniu. No i dostaliśmy
prezent. Po prezentowemu zapakowaną porcelanową rzeźbę. Kaczki. 

3. Pojechałem do Zielonej. Złą informacją jest, że się nie udało włożyć na jedynkę, historii o kobiecie, która najpierw na niestrzeżonym przejeździe wbiła się po szynobus, a potem wyciągała dzieci z płonącego wraku. Tekst trafił do środka z zajawką na jedynce. 
Spieszyło mi się do domu. Za Kijami dogoniłem radiowóz. Chwilę mi zajęło, zanim dotarło do mnie, że nic nie stoi przeciwko temu, żebym radiowóz wyprzedził. Wyprzedziłem. Później w dystyngowany sposób zwiększałem odległość. Do zakrętu. 

Wieczorem kontynuowaliśmy oglądanie dziwnego serialu na Netfliksie. „Nocna Cisza”. Mimo iż oglądać będę do końca – nie polecam. 


 

środa, 14 lipca 2021

13 lipca 2021


1. Wstałem. Przyszedł Kocio. Chwilę później przyszła Rudzia. Kocio się zachowywać zaczął, jakby zwariował. Rudzia jadła. On się zaczynał do niej przystawiać. Ona jadła. Kiedy on się przystawiał za bardzo, ona zgrabnie go odtrącała. Kiedy on – zrezygnowany – się oddalał, ona go zaczepiała i tańce zaczynały się od początku. Rudzia je dwa razy więcej niż Kocio. Kocio na początku naszej znajomości też jadł za dwóch. Może nawet za trzech. Z czasem mu przeszło. Jej pewnie też przejdzie. 

2. Pojechaliśmy do miasta oddać do naprawy kosiarkę. Bezskutecznie. Pan naprawiacz powiedział, że idzie na urlop i nie przyjmuje zleceń, bo nie chce, żeby ludzie do niego dzwonili – gdy będzie na urlopie – z pytaniem, czy jednak nie mógłby naprawić wcześniej. Spróbuję sam naprawić, jeżeli nie podołam – przywiozę kosiarkę za miesiąc. Kosiarka elektryczna, stiga, z napędem, ulubiona Bożeny. Teraz takich nie robią. Z napędem są tylko większe. 
Spod pana naprawiacza pojechaliśmy na targ zwany rynkiem. Są już wiśnie. Są jeszcze czereśnie. Na targ zwany rynkiem przeniosło się z budynku dworca „Atelier u Iwonki”. Kupiliśmy obraz olejny, lampę, dwa gliniane garnki, sztuczne perły i jeszcze jedną lampę. Stojącą w przeciwieństwie do tamtej – wiszącej. Nie kupiliśmy kredensu i Chrystusa. Byli obaj zbyt drodzy. 
Zasypano dziury w drodze przez las od strony Skąpego. (Dziękujemy panie Starosto). 
Udało mi się zdemontować koła kosiarki. Na razie jeszcze nie rozumiem jak działa przeniesienie napędu. Może jutro do tego dojdę. 
Pomidory wyrosły, że ho, ho. Malina wydała owoc. Właściwie nawet dwa. Ale to nie jest jej ostatnie słowo. Wyrosły też dwie – być może – brukselki. Ogrodnictwo stale udowadnia, że ma głęboki sens. 

3. Stałem się obiektem twitterowego wzmożenia. Skomentuję to tak: George Stephanopoulos, Dana Perino, Kelly McEnany, Marie Harf, Van Jones. (Dzięki Marcinie) #PozdroDlaKumatych. 








 

środa, 23 sierpnia 2017

22 sierpnia 2017


1. Wstałem, pognałem do komputera, by się dowiedzieć, że moje lampy do Suburbana są w Illinois. I to jest zła informacja, bo miałem nadzieje, że przesyłka trafi prosto do Tennessee, skąd wyleci do Europy.

2. Pojechaliśmy do Świebodzina, żeby odebrać nowy zestaw berlińskich koleżanek dziewczyn. Tym razem dwie. Typ nieco bardziej orientalny. Pojechaliśmy do Mrówki, gdzie kupiłem lokalny tygodnik. Później do Lidla, gdzie kupiłem elektryczną pilarkę.
Wróciliśmy. Wyjąłem pilarkę z opakowania. Obejrzałem, wyciągnąłem przedłużacz, podpiąłem. Zaczęło padać. Wróciłem do domu. Przestało padać. Podpiąłem przedłużacz. Zacząłem rżnąć. Zaczęło padać. Wróciłem do domu. Przestało padać. Zacząłem rżnąć. Zaczęło padać. Wróciłem do domu. Przestało padać. Zacząłem rżnąć. Zaczęło padać. Wróciłem do domu. Przestało padać. Zacząłem rżnąć. Zaczęło padać. Wróciłem do domu. Dotarło do mnie, że kupiłem urządzenie do wywoływania deszczu. I to jest zła informacja, bo chciałem kupić coś do rżnięcia gałęzi.

3. Wieczorem poszedłem do sąsiadów wypić piwo. Niby było – jak zwykle – fajnie. Ale jednak za zimno. I to jest zła informacja. Piwo, żeby smakować wymaga zmęczenia i zewnętrznej temperatury.
Obejrzeliśmy chyba najlepszy w tej serii odcinek „Gry o tron”. Później, z nudów, film z Clivem Owenem „The International”. Film ze strasznie głupią sceną strzelaniny w nowojorskim Guggenheimie. Można odnieść wrażenie, że nikt nie wie do czego służą pistolety maszynowe. I to jest zła informacja.


niedziela, 20 sierpnia 2017

19 sierpnia 2017


1. Straszono, że będzie padać. Kiedy wstałem przekonany że jest sobota – czekało na mnie niebieskie niebo i słońce. Wstałem dumny, że zdążę na program, który niektórzy złośliwi nazywają kolegium redakcyjnym „wSieci”. Niesprawiedliwie nazywają. Włączyłem „Info”. Przedstawiciela braci Karnowskich nie widać. No i dotarło do mnie, że jednak mamy piątek. I to nie zwykły, tylko taki, po zamachu terrorystycznym. I to jest zła informacja.
Bogu dziękuję, że nie pracuję w kanale informacyjnym. Bo to kanał jednak. Reporterzy miotają się po perymetrze szukając kogoś żywego, kto się na temat odezwie. Znaleziony ktoś niekoniecznie ma coś do powiedzenia. Dziesiątki wyciągniętych z dupy ekspertów [niegdyś ich wszystkich rolę wypełniał płk Dziewulski] opowiadających dotkliwie dotkliwe truizmy. Później wyrwani z wakacji politycy. Ech, szkoda gadać. Pani reporter w „Info” na żywo rozmawiać miała z restauratorem z Las Ramblas. Rzeczony gdzieś się zgubił, więc go szukała… Porzuciłem telewizor, żeby pojechać do Świebodzina.

2. Podwieźliśmy panią, która od lat trzech mieszka w Holandii. Przyjechała do rodziny. Samochód jej się zepsuł. Poszła na przystanek i się okazało, że jeżdżą dwa autobusy dziennie. I to jest zła informacja.
Dojechaliśmy na dworzec. Dziewczyny ekspediowały do Vaterlandu koleżankę, która przyjechała do nas w poniedziałek. Odbiły się od obiadowej przerwy kasy, my z Bożeną udaliśmy się do „Atelier u Iwonki”, gdzie nabyliśmy dwa poniemieckie przedłużacze i dwie ramki. Jedną z czarnobiałym zdjęciem bliżej nieokreślonego zamku na górze.
Później pojechaliśmy do Tesco. Bożena chciała kupić szczotkę do kibla w promocji. Prawie się udało, bo przy kasie się okazało, że w systemie Tesco wzięta z półki szczotka do kibla za 19,90 nie istnieje. Problemem zajęły się z cztery osoby. Sprawdzając ustaliły, że ta nieistniejąca szczotka do kibla, w innym systemie kosztuje 1,90. Ale też nie istnieje.
Walki trwały dobre pół godziny. W końcu, w zgodzie z mądrością Sun Tzu, się poddaliśmy. Bożena udała się do dyskontu z niemiecką chemią, ja do Lidla. Wbrew pozorom dyskont z niemiecką chemią jest sklepem polskim. W przeciwieństwie do Lidla.

3. Minister Soloch udzielił wywiadu portalowi wPolityce. Jak tylko wywiad pojawił się na portalu, pod wywiadem pojawiły się dziesiątki anonimowych komentarzy odżegnujących ministra Solocha od czci i wiary. I porównujących go do Fransa Timmermansa. Nie wiem dlaczego akurat do niego. Nie wiem też dlaczego przypomniał mi się minister Misiewicz i dlaczego poczułem zażenowanie przypominając sobie, jak tłumaczyłem, że potrafi on ogarniać internety.

Wieczorem oglądaliśmy z dziewczynami na Netfliksie Defenders. Znaczy, nie tyle oglądaliśmy, co dziewczyny oglądały. Ja zasnąłem. I to jest zła informacja, bo teraz nie bardzo mi wypada ten serial recenzować.

Przez cały wieczór strasznie błyskało. Później parę razy zagrzmiało. I polało. Ale tylko przez chwilę.


czwartek, 10 sierpnia 2017

9 sierpnia 2017


1. Miejscem roweru jest piwnica. Nie mogłem wstać, gdyż bolały mnie mięśnie. Te, o których istnieniu zdążyłem zapomnieć. A to było tylko 16 kilometrów.
Coś mi się wiesza Press Service. I to jest zła informacja, bo poranne prasówki weszły mi w krew. Przeczytałem tekst red. Krzymowskiego o pani Premier. Śmieszny.
Nie rozumiem dlaczego red. Krzymowski ze swoim niezaprzeczalnym talentem nie zajmuje się tworzeniem powieści political fiction. Pieniądze większe. Stres mniejszy. Mogłyby być nawet te powieści oparte na motywach jego tekstów z tygodnika na N.

2. Z pomocą brata odpaliłem kosę. Wykosiłem trochę. Zgasła. Z bólem odpaliła. Zgasła. Michał wykręcił świecę. Nie wyglądała zbyt dobrze. Pojawił się pretekst by zawiesić próby koszenia i pojechać do Świebodzina.
Najpierw pojechaliśmy na targ nazywany rynkiem. Rynek w Świebodzinie jest placem Jana Pawła II i stoi na nim ławeczka z brązowym Niemenem.
Później do „Atelier u Iwonki”. W budynku dworca kolejowego jest sklep z przywożonymi z Niemiec śmieciami. Interes prowadzi bardzo miłe małżeństwo. Udało się nam pozyskać tam kilka perełek. Na przykład dość porządny gramofon firmy Perpetuum-Ebner za jedyne pięć dych. Gramofon odtwarzający również z prędkością 78 obrotów na minutę, a nie wiadomo skąd miałem dwie płyty z ariami z lat trzydziestych.
Torbę na garnitur nazywaną przez oficerów [bardziej w angielskim tego słowa znaczeniu] likwidowanego Biura Ochrony Rządu – szafą. Za jedyne trzydzieści złotych. Była ze mną w Gruzji. Nie do końca zdała egzamin, gdyż nie zapiąłem uchwytu na wieszaki i wszystko się pomięło.
Firma Perpetuum-Ebner przestała istnieć rok przed moim urodzeniem. Znaczy nie tyle znikła, co została wchłonięta przez Dual.
Kupiłem też za jakieś grosze komplet urządzeń firmy Devolo umożliwiający zsieciowanie domu przez przewody z prądem. Fachowcy się na to krzywią, a mi działa.
Firma Perpetuum-Ebner siedzibę miała w St. Georgen im Schwarzwald. Mam wrażenie, że przejeżdżałem lat temu kilka przez to miasteczko w czasie objeżdżania Cayenne GTS. Bardzo to przyjemny był wyjazd. Zwiedziliśmy muzeum Porsche w Stuttgarcie, dzięki czemu z czystym sumieniem mogę powtarzać za redaktorem Pertyńskim, że wszystko w motoryzacji zostało wymyślone wiek temu. [Wszystko, poza elektroniką, lepszymi materiałami i smarowaniem].
Bożena zazwyczaj kupuje u Iwonki ceramikę. Tym razem kupiliśmy stół. Okrągły. Z marmurowym blatem, więc zupełnie niepodobny.
Później pojechaliśmy do Mrówki, gdzie wśród sześciu rodzajów zapłonowych świec nie było takiej jak trzeba.
Z Mrówki do Grene, gdzie świec nie było wcale.
Z Grene do Stihla. W Stihlu świece były. Pan przede mną też po świecę przyjechał. Kiedy przyszło co do czego, się okazało, że zapomniał wziąć starej. Zrobił jej, co prawda zdjęcie, ale w sposób taki, że nie było widać gwintu. Metodą dedukcji sprzedawca wybrał najbardziej prawdopodobną.
–Jeżeli nie będzie pasować, będę mógł zwrócić? – zapytał klient.
–Tak, ale niech pan przywiezie też starą – odpowiedział sprzedawca.
–A Pile świecę starą, nie pańską starą – dodał.
Świeca kosztowała siedemnaście złotych. Moja też siedemnaście.
–Wszystko u pana kosztuje siedemnaście złotych – zapytałem.
–Tak, to taki sklep. Wszystko za siedemnaście – odpowiedział.
Na parkingu przed Biedronką dopadła mnie informacja, że 15 VIII nie będzie generalskich nominacji. Cóż, jak napisał kiedyś red. Skwieciński: „
Nie jest mądrze doprowadzać do desperacji kogoś, kto może wywrócić stolik”.
Zaczęli dzwonić do mnie przedstawiciele mediów. Wśród nich jedna Gwiazda. Po paru minutach rozmowy z Gwiazdą dotarło do mnie, że rzeczona Gwiazda ni w ząb nie rozumie, co do niej mówię. Nie rozumie, ale mimo to stworzy z tego jakiś przekaz. Zupełnie oderwany od rzeczywistości. I to jest zła informacja.
W Lidlu promocja tego ich podstawowego piwa. Kupujesz 18 butelek – płacisz za 12. „Słuchajcie, to jest butelka, z siedemnastego wieku, do której dziedzic nalewał wódkę. I rozpijał tą wódką pańszczyźnianych chłopów.” Tym razem się nie uda. Poza mną chyba nikt nie pije lidlowego Perlenbachera, bo to jednak sikacz.

3. Kosą z nową świecą odpaliła. Zacząłem kosić. Nie pokosiłem zbyt długo, bo kolega dyrektor Marcin przysłał mi zdjęcie stojącej przy A2 tablicy „Świebodzin zaprasza”.
Poszedłem w ślady Świebodzina i też zaprosiłem. Przyjechali [Marcin z żoną i synem]. Zwiedzili posiadłość. Kolega dyrektor Marcin skomentował, że Iwaszkiewiczowski klimat. Nie napiszę, co odpowiedziałem. I to jest zła informacja, bo autocenzura świadczy o słabości charakteru.
Pojechali, choć syn jednorocznoisiedmiomiesięczny nie chciał zejść z kosiarki. Za jakieś siedem lat może być z niego pożytek – nogi dosięgną do pedałów.
Pojechali nad morze. Może wpadną, kiedy będą wracać. Mnie nie będzie, bo to będzie piętnasty. Ponoć pierwszy taki piętnasty od czasu, kiedy Święto Wojska Polskiego przestano świętować swoje święto w rocznicę bitwy pod Lenino.