Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Barbara Fedyszak-Radziejowska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Barbara Fedyszak-Radziejowska. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 8 lipca 2021

7 lipca 2021


1. Przez te wszystkie mecyje ze strzelaniną, pracę nad felietonem do „Dziennika Polskiego” i ogólne niepozbieranie położyłem się spać chwilę przed czwartą. O siódmej obudziła mnie śmieciarka. I tyle by było ze spania. 
Nie zamierzam być ustami Donalda Tuska – powiedziała Piaseckiemu Nowacka. Zastanawiałem się przez chwilę, czy istnieje w Polsce dziennikarz, który by na takie oświadczenie zareagował pytaniem: a którą częścią ciała Donalda Tuska pani posłanka zamierza być? I dlaczego akurat tą? Żadne nazwisko mi do głowy wpaść nie chciało. Zastanawiam się tylko, czy to aby nie efekt zżerającej nazwiska mgły COVID-owej.
Oglądałem przez chwilę Sejm. Łobuzie jeden – krzyczał do Wąsika Nitras. Łobuz – wydawać by się mogło – zapomniane słowo. A takie właściwie ładne. Wcześniej odbył się rytuał wyrzucania Brauna bez maseczki. W dzieciństwie późnym usłyszałem żart: dlaczego sejm jest okrągły? Bo cyrk nie może być kwadratowy. 

2. Później byłem świadkiem wydarzenie, które miało być kolejnym początkiem odbudowy Pałacu Saskiego. Z przyległościami. Jakiś czas temu odkryłem, że jestem wielbicielem dużych inwestycji. Przekop Mierzei– uwielbiam pomysł. Tunel w Świnoujściu – na miejscu nie byłem, sporo słyszałem. CPK zmieni Polskę. I nie chodzi o wielkie lotnisko z bunkrem dla – nie pamiętam – Mosadu? Chodzi o sieć komunikacyjną, która w końcu wiek z kawałkiem po odzyskaniu niepodległości połączy Polskę niezależnie od wytyczonych przez zaborców linii. No i teraz Pałac Saski, bez którego trudno jest mówić, że Warszawę odbudowano. 
Pojechałem do Muzeum Powstania. Dawno nie byłem. Dyrektorów spotkałem w zdrowiu. Ogarniają kolejną rocznicę. Śpiewanki będą na terenie Muzeum. Mam nadzieję, że wrócą na plac Piłsudskiego jeszcze nim Pałac Saski zostanie odbudowany. Jechałem z pewnymi obawami, czy aby prezydent Trzaskowski nie będzie próbował odreagowywać frustracji, jakie go ostatnio dotknęły na obcym mu jednak Muzeum. Panowie Dyrektorzy nie narzekali. A ja nie zapytałem.

Wcześniej rozmawiałem przez chwilę z panią dr dwojga nazwisk Fedyszak-Radziejowską. Pani Doktor zwykła słysząc coś, co się jej nie podoba, dziękować. Mówiąc, że lżej dzięki temu jej będzie umierać. Zapytałem ile trzeba mieć lat, by móc tego argumentu używać. Odpowiedziała, że przynajmniej siedemdziesiąt. Próbowałem negocjować, tłumacząc, że mężczyźni żyją krócej. Była nieugięta. 

3. Z Muzeum pojechałem do Pomiechówka. Odstawić audi na wahacz, olej i potencjalnie inne rzeczy. Jakiś kawałek przed skrętem na Modlin w rowie leżały mocno poobijane zwłoki samochodu. Ciekawe, czy długo poleżą – ceny złomu biją rekordy. Zostawiłem audi, udałem się na kolejowy dworzec. Przez chwilę miałem problem z odgadnięciem w którą stronę jest Warszawa. Dworzec w budowie. Ponoć gotowy od dłuższego czasu. Na pociąg czekałem czterdzieści minut. Po drugiej stronie torów, na ławce spał człowiek. A przynajmniej mam taką nadzieję. Głupio by było, gdyby był po – na przykład – wylewie. Pociągiem na Gdańską. W mrokach Stanu Wojennego jeździłem z Gdańskiej do Modlina oglądać twierdzę. Sporo się od tego czasu zmieniło. 
Zdążyłem do Pałacu na mecz. Mecz jak mecz. Cracovia nie straciła ani jednej bramki. Zadziwiająco dużo przedstawicieli administracji centralnej czyta 3neg.pl. Mam wrażenie, że wszyscy są zainteresowani tym, bym jak najszybciej wrócił na wieś, bo bardziej niż moje warszawskie obserwacje, interesują ich przygody Kocia (wszystko u niego w porządku). Pojawiły się próby nacisku – niektórzy chcieliby się w konkretny sposób w Negatywach pojawić. (Tak, to o Tobie Pawle. Nie pamiętam, co chciałeś, żebym napisał: brodaty nudziarz? Nic z tego).
Muszę rozważyć wejście na patronite. I chyba jedyne, co bym mógł zaofiarować hojniejszym sponsorom, to raz w miesiącu obecność w Negatywach. 

Wracałem pieszo przez pustą Warszawę. Nowe przepisy zmiotły elektryczne hulajnogi. Za to na ulice wyległy śmierdzące, hałasujące traktory i samochody z wodą w beczkach do podlewania donic z zielenią. Ciekawe, czy ktoś akceptujący pomysł przeniesienia zieleni do donic myślał o ich podlewaniu. Na pewno. Przecież miasto rządzone jest przez wybitnych fachowców, wybranych w transparentnych, uczciwych konkursach. 

Flaga Palestyny dalej wisi. Trochę się tylko pozwijała. Dziś pod Krakenem nikt nie strzelał. Wydzierała się za to z balkonu jakaś pani. Darła się na rozmawiających, ostatnich wychodzących z Krakena gości. Ot, uroki życia w mieście. 



 

piątek, 9 kwietnia 2021

8 kwietnia 2021

 


1. Żech się nie wyspał. A było tak. Kocio wyszedł. Ostatnio wracał koło północy. Tym razem nie. Doczekałem do pierwszej. Ustawiłem sobie koło łóżka telefon z podglądem tarasu. No i poszedłem spać. Spałem łypiąc co jakiś czas na telefon, czy się aby książę nie pojawił. No i do rana się nie pojawił. Wstałem. Sprawdziłem, czy nie ma go na tarasie, poza zasięgiem kamery. Nie było. Otworzyłem drzwi wejściowe, żeby wziąć wiadro na popiół. Siedzi. Widać, że długo. A umawialiśmy się, że będzie wchodził przez taras. Wszedł obrażony. Potem się okazało, że z raną poważną policzka. Znowu się tłukł. 

2. Doktora ze Stadionu u Piaseckiego nie słuchałem – założyłem, że nic nowego nie powie. Wybrałem Graffiti. Pierwsze pytanie do Mariana Banasia: Czy ma pan czas, by ćwiczyć karate? Po świątecznym oglądaniu czwartej serii „Fargo”, wszędzie widzę historie jak z „Fargo”. Chętnie bym wyjaśnił o co mi chodzi, ale czuję, że mgła covidowa mi to utrudnia. „Fargo” jest o skutkach i przyczynach. Afera prezesa Banasia jest dla mnie jak z „Fargo”. Uciekając od tych serialowych porównań – uważam, że Maran Banaś jest z gruntu uczciwym człowiekiem. Uczciwym, jak tylko może być legalista z Najwyższej Izby Kontroli. 
U Mazurka Suski. Większość rozmowy o porażce komisji Macierewicza. Za rok, przed 10 kwietnia, Mazurek będzie mógł przeprowadzić identyczną rozmowę. 

3. Do Ołoboku przyleciały bociany. Pogoda taka, że muszą sobie pluć w brodę. A, że bród nie mają – czują się jeszcze gorzej. 

Mazurka słuchałem w samochodzie – jadąc do Gorzowa do szpitala na kontrolę. Zawsze jak jadę do Gorzowa do szpitala na kontrolę – pada. Zawsze, czyli drugi raz. Pani doktor Fedyszak-Radziejowska uważa, że nie można traktować poważnie ludzi, którzy używają w rozmowie kwantyfikatorów: zawsze, każdy, nigdy. Coś w tym jest. 

Zapytałem pielęgniarkę, o co chodzi z przeciąganiem jakąś metaliczną grudką po kapilarze z krwią do gazometrii. Odpowiedziała, że nie wie, ale że tak trzeba. Zapytałem, czy nie dopuszcza możliwości, że ktoś kiedyś dla jaj to zrobił, a że był przekonujący – od tego czasu wszyscy przeciągają metaliczną grudką po kapilarze z krwią do gazometrii? Zrewanżowała się dowcipem o mnichach przepisujących książki. Skracając – koniec był taki, że przeor płakał, bo zobaczył, że zdanie „będziesz żył w celibacie” w oryginale brzmiało „będziesz żył w celi bracie”. Coś mi ten dowcip trąci „Kołem fortuny”.
Wyniki dobre. Tomografia płuc – zadziwiająco dobrze. Niestety wciąż powinienem unikać alkoholu. Niepokojące jest to, że się do abstynencji zaczynam przyzwyczajać.

Ominęła mnie ogólnonarodowa dyskusja o sposobie podłączania telefonu marki Panasonic do sieci. Jako były wybitny specjalista od mediów społecznościowych podzielę się doświadczeniem. Otóż to, że na szkoleniu pan powiedział, że tweety ze zdjęciem są lepsze niż bez – nie należy stosować bezkrytycznie. Są tweety, których treść nie wymaga uzupełnienia zdjęciem i są zdjęcia, które dla tweeta nie stanowią wartości dodanej. 

Kocio dostał szlaban. Póki mu się twarz nie wygoi. 











czwartek, 31 sierpnia 2017

30 sierpnia 2017


1. Dzień wyjazdu jest dniem straconym. I to jest zła informacja. Tym razem wyjeżdżałem dwa dni. I to jest informacja gorsza.
W poniedziałek wieczorem się okazało, że muszę jechać do apteki. Beemka jeździ w trybie awaryjnym – nie przekracza dwóch tysięcy obrotów. Znaczy – rozpędza się powoli. A jeżeli już, to do prędkości 70 km/godz. Ma to swoje plusy. Można obserwować przyrodę. Akurat w tym przypadku nie miało to specjalnego znaczenia, bo było już ciemno.
Z niewiadomych przyczyn dostępne w Sieci informacje o dyżurujących w Świebodzinie aptekach dotyczyły lat 2007–2012. Pojechałem więc do pierwszej apteki – koło której można stanąć – jaka mi do głowy przyszła. Znaczy na rondo Wileńskie. Objechałem je dwa razy, bo na miejscu się okazało, że wbrew temu, co mi się wydawało zatrzymać się nie da. Gdzieś się na moment przytuliłem na awaryjnych. Przeczytałem, że dyżuruje apteka przy Kilińskiego. Po drugiej stronie Rynku, znaczy – placu Jana Pawła II, bo Rynek, to plac targowy. Gdzie indziej. Przy aptece nie było jak stanąć. Przy Głogowskiej też nie. Stanąłem na Wałowej. Przeszedłem Głogowską na róg Kilińskiego. Do apteki. Kiliński musiał trwały ślad odcisnąć w historii Świebodzina. Ulicę ma tak blisko Rynku, przepraszam, placu Jana Pawła II. Ulica Żymierskiego jest teraz Sukienniczą, choć nikt nie zmienił tabliczek. Google też do końca nie jest przekonany, jaka to ulica. Jest w stanie w jednym oknie pisać starą, w drugim nową nazwę. Trudno.
Przed wojną Głowackiego nazywała się Herrenstrasse. Głogowska zaś – Głogowska.
W BZ-WBK przy Głogowskiej nie działały bankomaty. Na ekranach wyświetlały duży znak „STOP”.
Wracając, płoszyłem lisy albo jenoty. Sąsiad Gienek w lesie spotkał ostatnio wilka. Ja tam wilka widziałem parę lat temu w Bieszczadach. Niezły widok. A jeszcze do niedawna wilka złapać można było tylko siadając na ziemi.

2. We wtorek rano pojawił się komunikat CBOS „Oceny działalności parlamentu i prezydenta”. Badanie CAPI [cokolwiek by to miało znaczyć] 17–24 sierpnia 2017.
Od dobrych paru lat twierdzę, że socjologia to paranauka. A badanie na grupie 1009 osób, mówi co ankieterowi odpowiedziało 1009 osób. Pani dr Fedyszak-Radziejowska, dyrektor Zydel i miliony innych ludzi ma na ten temat inne zdanie. Więc wyjątkowo mogę się zgodzić, że wyniki tego badania mają znaczenie. Do wyborów prawie trzy lata.

Wyniki PAD [+/-/?] 65/28/7 – znaczy rekordowo dobre. Od lipca Przybyło 10 dobrych. Ubyło 7 złych i 3 niezdecydowanych.
Wyborcy [deklarujący głosowanie w następnych wyborach] PiS – 97/2/1. Kukiz'15 71/25/4. PO – 32/60/8. N. – 24/71/6. Ci, co nie wiedzą, czy zagłosują – 71/18/11. Niegłosujący 53/31/16.
Ci, którzy głosowali w wyborach prezydenckich: na PAD – 88/9/4; na PBK – 31/63/6; niegłosujący 59/30/12.

Wrzuciłem wynik na Twittera. Zaszumiało. Hardkorowa prawica zaczęła wypisywać, że to nie możliwe, bo wszyscy ich znajomi poczuli się po wetach zdradzeni o poranku. Red. Czarnecki, przypomniał, że PBK „był i popularny i miał zaufanie wysokie i to jeszcze w marcu 2015”. Problem polega na tym, że to nie był sondaż dotyczący zaufania, tylko ocena działalności. Czyli coś trudne do porównywania, bo PBK robił inne rzeczy niż PAD. Delikatnie mówiąc.
Ktoś napisał, że dwa procent wyborców PiS, oceniające źle – to przez takich ludzi, jak ja. No i nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Bo to dwa procent.
Ryszard Petru tym 24%, które oceniają dobrze, chyba zabroni na N. głosować.
Marszałek Borowski się zastanawiał, czy 97% to dobrze, czy źle. Zostawię to tak i się nie będę wyzłośliwiał. Bo mi się już nie chce.

Po raz kolejny się okazuje, że Twitterowe i Facebookowe tajmlajny nie do końca oddają rzeczywistość. Podobnie jak zaangażowane media. Przywiązując do nich zbyt dużą wagą można się zdziwić. I to jest zła informacja, bo siedzenie w informacyjnym silosie jest takie wygodne.

3. Mieliśmy wyjechać po południu. Wyjechaliśmy po 22. Już prawie w Warszawie skończył się gaz. Postanowiłem zatankować na taniej stacji przy Leclercu w okolicy ronda Dudajewa. Gaz tam jest tańszy na ogól o 20 groszy. A to przy 100 litrach robi 20 złotych. A to przy gazie po 1,80 robi ponad dziesięć litrów. A to przy oszczędnej jeździe daje 50 kilometrów. A to w mojej obecnej sytuacji robi dwa dni jeżdżenia. Okazało się, że na rondzie z alei Jerozolimskich nie da się skręcić, bo remontują drogę. Skręciłem wcześniej. Przed Microsoftem. Okazało się, że od tej strony też się nie da wjechać. Udało się od Jutrzenki [od strony torów]. Na stację wjechałem nie do końca po drodze – wszystko było zablokowane. Na stacji drzemał pan sprzedawca. Kibic Legii. Wydaje mi się, że tam sami kibice Legii pracują. Stała właściwie otoczona barierkami. Więc prawdopodobnie byłem jedynym klientem przez całą noc. Myślałem, że mi się ud znaleźć inną drogę wyjazdu – bezskutecznie.
Wróciłem po śladach. Wcześniej, jadąc słuchaliśmy „Jądra ciemności”. Ech, Conrad opisałby to kręcenie się po częściowo zablokowanych uliczkach w naprawdę ciekawy sposób. Mnie w Warszawie jednak się strasznie ciężko pisze. I to jest zła informacja.
Ważne, że do domu dojechaliśmy przed świtem.

wtorek, 15 sierpnia 2017

14 sierpnia 2017



1. Najpierw było Woronicza 17. Pani dr dwojga nazwisk Fedyszak-Radziejowska wyraźnie uciekała peletonowi, co chyba przeszkadzało prowadzącemu, bo niespecjalnie dopuszczał ją do głosu. Później była podróbka Kawy na ławę. Zupełnie zapomniałem, czy było tam coś interesującego. Na koniec Loża prasowa, w której red. Semka siłą spokoju dawał odpór pani z Polityki, która po latach dziennikarskiej kariery zamiast rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady, zaczęła się dziwnie ubierać i działać w ramach Obywateli RP. Red. Semka spokojny był jak skała. Imię najwyraźniej obliguje.
Muszę z kapelanem pogadać, czy da się dać na mszę, by Stwórcę błagać o to, by mnie na stare lata rozumu tak zupełnie nie pozbawiał, bo to nieprzyjemny widok. Zwłaszcza, jak się ma medialne kontakty i do tych mediów można łazić.
Przez to oglądanie telewizji informacyjnych jakoś słabo zjadłem śniadanie. I to jest zła informacja, bo jak publikuje w mediach społecznościowych dyr. Zydel – śniadanie to podstawa.

2. Pogoda była trochę niewyraźna. Do tego niedziela, więc nie wypadało krajzegować. Żeby nie było, że nic nie robimy zaczęliśmy trochę z Michałem sprzątać drugie piętro. Była tam kolekcja drzwi byle jakich z połowy lat siedemdziesiątych. Drzwi, które właściwie nadawały się do tego, żeby je pociąć krajzegą. Nie chciało się nam ich znosić po schodach, więc z dużą radością i zachowaniem bezpieczeństwa wyrzucaliśmy je przez okno. Znaczy Michał defenestrował. Ja pilnowałem, żeby wszystkie oglądające drzwi lot dzieci, były w odpowiedniej od miejsca upadku odległości. W dzieciństwie mieszkaliśmy na ósmym piętrze bloku na Piaskach Wielkich. Brat mój mając lat chyba z pięć wytargał na ósme piętro dźwigowy hak, który gdzieś znalazł. Przytargał, by wyrzucić przez balkon i zobaczyć co się stanie. [Michał zaraz zaprotestuje, że to projekcja: że to ja zrobiłem]. Hak wbił się w ziemię na głębokość około dziesięciu centymetrów.
Drzwi się nie wbijały. Się fragmentowały. Mniej lub bardziej.
Swoją drogą przez te 12 lat nazbierało się tyle niepotrzebnych rzeczy, że by należało wynająć tzw. kontener. I to jest zła informacja, bo nie bardzo wiem jak się to teraz robi.

3. Przeprowadziliśmy test kupionego przez Bożenę grilla. Zdał egzamin.
Sąsiad Gienek usłyszał od swojego szwagra, że w Niesulicach ponoć stoi robakomat. Robaki towar deficytowy. Nikt już sobie nie kopie. Wszyscy jeżdżą albo do Mrówki, albo do śp. Rzepki. Albo na Orlen przy starej dwójce, gdzie ponoć też są. Jakże ja się cieszę, że uchroniony zostałem przed natręctwem polegającym na konieczności patrzenia na spławik. Ale robakomat warto zobaczyć. Chyba, że to legenda miejska. Choć wtedy jeszcze bardziej by było warto to zobaczyć.
W każdym razie przez cały dzień chodziłem podminowany. Jakże ja nie lubię wracać do Warszawy. I to jest zła informacja.  

środa, 20 stycznia 2016

19 stycznia 2016


1. W pracy dzień pełen spotkań. Poznałem człowieka, kierującego fundacją zajmującą się tzw. polskim dziedzictwem materialnym. Z tym, że poza granicami. Kościoły na Wschodzie, biblioteki na Zachodzie. Wszystko marnieje. I to jest zła informacja.
Kiedy byliśmy w Londynie, gdzieś w kuluarach usłyszałem, że jest problem ze skanerem, którym by można digitalizować zbiory Instytutu Sikorskiego. Mam nadzieję że to się zmieni.

2. Obejrzałem debatę w Parlamencie Europejskim. Bogu dzięki nie była to pierwsza tamtejsza debata, jaką widziałem więc do pewnych zwyczajów tam panujących mogłem podejść z większą rezerwą. Mogę sobie wyobrażać, co czuli ludzie, którzy zwykle drętwieją, gdy o Polsce mówi ktoś w obcym języku. Pani dr Fedyszak-Radziejowska mówi, że większość Polaków ma wdrukowane w czasie zaborów problemy z poczuciem wartości. Mnie tam trudno się wypowiadać, bo ja z Galicji. A akurat ta część Polski radziła sobie wtenczas całkiem nieźle.

Kolega Krzysztof jakiś czas temu zauważył, że Platforma funkcjonuje w społecznym polu widzenia wyłącznie przez to, że wspominają ją członkowie PiS. Może coś w tym jest. I to zła informacja.

3. Bożena poszła na służbową kolację. Korzystając więc z okazji poszedłem do Wietnamczyka, nazywanego niesłusznie Chińczykiem na zupę Pho. [Bożena nie przepada za tą kuchnią] Zupa chodziła za mną od dłuższego czasu. Chyba nawet od Chin. Zamówiłem, zapłaciłem, usiadłem, zjadłem. Bez satysfakcji. I to jest zła informacja.