Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blablacar. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blablacar. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 sierpnia 2014

22 sierpnia 2014




1. Kolega Wojtek musiał wracać do Warszawy. Po analizie połączeń kolejowych, ich cen i godzin odjazdów pociągów – wybraliśmy blablacar.
Kolega Wojtek wydzwonił pana, który jechał z Zielonej Góry do Warszawy omijając autostradę. Umówił się z nim na obwodnicy Sulechowa. Czekaliśmy tam z pół godziny, bo w Zielonej był korek. W końcu pan przyjechał. Miał być Vito, był Ducato. Staliśmy obok siebie przez parę minut. Aż zadzwonił. Wojtek zadowolony dojechał na miejsce za jedyne 60 zł.
Ale wcześniej wracając do domu zatrzymałem się przed Pałckiem. Ktoś wykosił krzaki – i w końcu było widać pomnik poświęcony Bitwie pod Kijami, a dokładniej to, co po nim zostało. I to nie jest dobra informacja.

Bitwa pod Kijami była w lipcu 1759 r. (Wojna siedmioletnia) Prusacy dostali w skórę od Rosjan. Bitwa krwawa. Ponad 10 tys. zabitych.
Pomnik wystawiono w 150 rocznicę. Stał ze czterdzieści lat.
Nie jestem wielbicielem polityki historycznej uprawianej z pomocą młotka.

2. Udało mi się uratować życie nornicy. Miśka przyniosła ją do domu. Pisk nie jest specjalnie przyjemny. Wyjąłem ją Miśce z zębów, wyniosłem na trawę. Chwilę nie mogła uwierzyć, że jest wolna.
Koty są dziwne. W domu są myszy, a te wolą mordować te z pola. I to nie jest dobra informacja.

3. Ktoś na fejsie przypomniał dowcip:
Przychodzi gość do urzędu – chce się inaczej nazywać:
–A jak się pan nazywa?
–Albin Dupa
–A jak się pan chce nazywać?
–Jan Dupa.
Za chwilę nikt już nie będzie pamiętał towarzysza Siwaka i to nie jest dobra informacja, bo warszawska młodzież nie będzie wiedzieć do jakiego obciachu może prowadzić lewicowość.  

wtorek, 19 sierpnia 2014

19 sierpnia 2014


1. Najpierw mi się śniło tsunami w Wenecji. Zasadniczo do Wenecji ta Wenecja nie była podobna, ale wiedziałem, że to Wenecja. Fala sięgała trzeciego piętra, a nikomu to specjalnie nie przeszkadzało. Prawie utonąłem, ale się nie obudziłem. Potem była druga druga fala. Też się nie obudziłem. I wtedy przyśnił mi się Steven Mull, amerykański ambasador. Wyluzowany. Popatrzył mi głęboko w oczy i zapytał: Marcin, a dla kogo ty właściwie pracujesz? No i wtedy już się obudzić musiałem, choć zasadniczo mógłbym spać jeszcze dobrą godzinę.

Pojechałem do Krakowa. Przed Radomiem usłyszałem w radio, jak jakaś pani z Kancelarii Prezydenta komentuje stawiający jej szefa w – delikatnie mówiąc – niezbyt dobrym świetle materiał „Wprost”. Materiał oparty o aneks do Raportu Macierewicza.
Otóż ta pani, zamiast powiedzieć, że nie ma co komentować, bo aneks jest tajny, zaczęła opowiadać, że prezydent Kaczyński nie miał o tym dokumencie zbyt dobrego zdania. Czyli, chyba niechcący potwierdziła, że to, co napisali Latkowski z Majewskim naprawdę jest w aneksie.
I to nie jest dobra informacja, bo wolałbym, żeby urzędnicy tego szczebla myśleli zanim, coś powiedzą.

2. W Krakowie załatwiłem co miałem załatwić i pojechałem do ojca, który chciał mnie ugościć ziemniakami i maślanką. Z maślanki zrezygnowałem, wybierając w jej miejsce żurek.
Ojciec stwierdził, że woli 530 od Z4, co nie jest dobrą informacją, bo jest droższa o 50 tys.
Zresztą gust ma mniej-więcej stały. Parę lat wcześniej od MX5 wolał 5GT.
Pojechaliśmy w odwiedziny do jego siostry. Ciocia Basia opowiedziała historię swojej amerykańskiej przyjaciółki, której matka na łożu śmierci powiedziała, że tak właściwie, to nie jest jej matką. Przyjaciółka cioci Basi została w szafie wywieziona z warszawskiego getta. Więc w celu poszukiwania korzeni pojechała do Izraela. Jej małżonek wziął iPada i tym iPadem zrobił mnóstwo pięknych zdjęć. Z Izraela polecieli do Polski i tym iPadem małżonek przyjaciółki cioci Basi zrobił jeszcze więcej pięknych zdjęć. Zdjęcia były tak piękne, że przyjaciółka cioci postanowiła się nimi ze swoją przyjaciółką – ciocią podzielić.
Wujek Staszek, mąż cioci Basi podłączył iPada małżonka przyjaciółki do swojego komputera, żeby zdjęcia zgrać. Niestety machinalnie nacisnął OK i zamiast przegrać zdjęcia z iPada na komputer, przegrał z komputera na iPada. I teraz przyjaciółka cioci z małżonkiem szukają po całych Stanach kogoś, kto je odzyska. Czarno to widzę.
Wujek Staszek, to jeden z mądrzejszych ludzi, jakich znam. To on opowiadał o zdjęciach. Miałem wrażenie, że robił to by odpokutować. I ta pokuta sprawiała mu satysfakcję.
Przez większą część życia wydawało mi się, że wujek jest fizykiem jądrowym, ale się okazało, że jest fizykiem od jakiejś fizyki bardziej skomplikowanej.
Ciocia z wujkiem są osobiście zainteresowani pokojem w Gazie, bo muszą przyjaciółce cioci (z małżonkiem) zafundować wycieczkę do Izraela, żeby mogli jeszcze raz zrobić piękne zdjęcia iPadem. Wujek podłączy iPada do chmury, żeby zdjęcia się na wszelki wypadek bekapowały.

3. Później wpadłem do mojego osobistego doktora po recepty. Doktor się zbierał na dyżur. Pracuje w kilku szpitalach. Dyżuruje na Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych. Za dyżur dostaje 1500 zł. Kiedy skonstatowałem, że to kupa kasy, odpowiedział że i tak, i nie. Bo na normalnym oddziale dostaje się połowę tych pieniędzy, a przez większość czasu się śpi. Dlatego normalni lekarze nie chcą dyżurować na SOR-ach. Zostają ci zdeterminowani. I dziwni. Sugerował, żeby się SOR-ów wystrzegać, bo większość lekarzy ma tam o pracy średnie pojęcie. I to nie jest dobra informacja.
W każdym razie medycyna to niezła opcja. Jak już na nią wyślecie dzieci, pilnujcie, żeby się dobrze uczyły. Na wszelki wypadek.

Ledowe reflektory BMW są wybitne. Migacze również. Zrobiłem sobie zdjęcie pod tablicą „Diament”. Migacz oświetlił mnie jakby był zachodzącym słońcem.


Wziąłem w Radomiu autostopowicza. Kucharza-posadzkarza. Teraz wylewa, a wolałby gotować. Gdyby ktoś szukał kogoś do kuchni – mam do niego telefon.