Pokazywanie postów oznaczonych etykietą C1. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą C1. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 września 2014

22 września 2014



1. To właściwie ciekawe obudzić się ze świadomością, że ma się w brzuchu jakieś mięśnie. I, że te mięśnie bolą, więc się nie można śmiać. Płakać zresztą też nie.
Postanowiłem więc do świata podchodzić beznamiętnie, ale przeczytałem, że pan przewodniczący Tusk dał się nagrać podczas rozmowy na temat emocjonalnego stanu pani premier i się z tego wszystkiego zacząłem krztusić wodą, którą sobie w poprzedzający wieczór przygotowałem na wszelki wypadek.
Muszę bardziej uważać z płynami, bo się niestety często krztuszę.
Zjedliśmy śniadanie. Kolega Zydel przy telewizorze z „Kawą na ławę” zajmował się rozbudowywaniem swojej pozycji w mediach społecznościowych, ja zaś pakowałem samochód. Było mokro, ale nie urosły żadne nowe rydze. I to jest zła informacja.
Przechodząc obok telewizora rzuciłem jakąś pełną nienawiści uwagę w kierunku posła Szejnfelda. Kolega Zydel zdziwiony moją niechęcią zapytał: „A kto to w ogóle jest?”. Odpowiedziałem, że człowiek, którego rządząca partia wysyła do „Kawy na ławę”. Kolega Zydel coś tam burknął – czyli, że w jego mniemaniu poseł Szejnfeld nie jest wart mojej ekscytacji. (Jeżeli źle go zrozumiałem, to na pewno sprostuje)
Interesujące, że mało rzeczy było w stanie tak zjednoczyć przedstawicieli opozycji jak pani premier Kopacz. Interesujące, że parę dni temu Eryk Mistewicz napisał, że rząd PEK będzie wyjątkowo trudny do atakowania przez opozycję. Ciekaw jestem o co mu chodziło, bo idiotą na pewno Eryk nie jest. Nie ma prawa jazdy. Ale to raczej nie ma związku.

2. Ruszyliśmy do Warszawy. Muszę się jednak zgodzić z kolegą Pertyńskim, że citroen C1 nie jest tak zły jak nissan Micra. Ma idiotyczną cenę, tragiczne fotele, dziwny, trzycylindrowy silnik, tak zaprojektowaną deskę rozdzielczą, że światło może się odbijać od prędkościomierza oślepiając kierowcę, najgłupsze radio świata, ograniczone wytłumienia karoserii (przypomina w dźwiękach Malucha), ale, jeżeli się człowiek przestaje przejmować spalaniem, to nawet jedzie. Rozpędza się do około 170 km/godz. i nawet daje się prowadzić. Trzeba się tylko przyzwyczaić do reakcji na podmuch wiatru. No dobra, jeżeli nie jedzie się w nim dłużej niż cztery godziny, to nie jest taki zły.
W okolicach Konina dogonił nas redaktor Zientarski w mitsubishi w odblaskowym kolorze. Kolega Zydel pracuje w agencji, która obsadziła redaktora Zientarskiego w reklamach Toyoty. Powiedziałem, że w innym kraju redaktor Zientarski zostałby wyrzucony ze wszelkich dziennikarskich korporacji i do tego miałby problem ze znalezieniem racy w mediach. Agencja zaś, która by go zatrudniła do reklamy mogłaby mieć problem ze środowiskową komisją etyki. Kolega Zydel odparł, że u nas to się nie zdarzy, bo szef ich agencji zasiada w środowiskowej komisji etyki, oni zaś za tę kampanię dostaną pewnie jakąś nagrodę. Cóż, jaki kraj, taki terroryzm.
Po pierwszych państwowych bramkach redaktor Zientarski przyspieszył tak, że aż trudno było mi go dogonić. Kolega Zydel głośno narzekał na prędkość. Chciałem mu wytłumaczyć, że skoro taki fachowiec, jak redaktor Zientarski jedzie tak małym autem z taką prędkością, to znaczy, że jest ona bezpieczna – i nic się nam na pewno nie stanie, ale musiałem się skupiać na jeździe. Redaktor Zientarski wyciskał co mógł ze swego mitsubishi, w końcu skręcił na pierwszy parking i zatrzymał się pod toaletą. Ja nieco zwolniłem i pojechaliśmy dalej.
Kolega Zydel przyznał, że kiedy prowadzi, to się nie boi. I to nie jest dobra informacja. Ja się bać zaczynam dopiero kiedy prowadzę.

3. Dojechaliśmy do Warszawy na czas. Kolega Zydel zdążył na spotkanie, na które się spieszył.
Wieczorem przeczytałem wywiad 300polityki z ministrem Sienkiewiczem. Zauważono, że minister używa smartfonu z androidem. Czyli pewnie jest to Samsung z systemem Knox. Czyli, że MSW też wdrożyło Knox. Najlepsze, że nie ma sensu pytać w Samsungu, bo ani nie potwierdzą, ani nie zaprzeczą.
Knox to coś, co gwarantuje bezpieczeństwo danych na smartfonach, bezpieczną pocztę etc. Knox to gwóźdź do trumny Blackberry. Śmiem stwierdzić, że nawet ostatni gwóźdź do trumny. I to jest zła informacja. Ja ta, nigdy specjalnym fanem blakberaków nie byłem, ale to smutne, kiedy firmy znikają tak szybko.  

piątek, 19 września 2014

19 września 2014



1. Obudził mnie telefon. Chwilę zajęło, zanim zrozumiałem, że dzwoni Przemek z Połczyńskiej w sprawie golfa. 
Walnięta miska olejowa. Ja nie walnąłem, ale co z tego. Niby naprawa będzie z ubezpieczenia, ale niesmak jest.

Zawiozłem kolegę Wojtka do Świebodzina na blablacara. W lesie potwierdziłem, że nie ma grzybów i wróciłem do domu wciąż nienawidząc C1.
Pisząc C1 czuję ból pleców. 
Nie rozumiem. Citroen robi naprawdę niezłe samochody. C5 – polecam wszystkim. Na DS5 nawet namówiłem kolegę Piotra. C-Elysse też ok. Berlingo – w porządku.
Najgorsze jest to, że C1 jeżdżę na własną prośbę. Zażądałem dostępu do niego, żeby sprawdzić jak działa system łączenia auta z telefonem komórkowym, ale nawet tego nie sprawdzę, bo wersja z tym systemem będzie dopiero w grudniu. I to jest zła informacja, bo będę musiał C1 jeździć jeszcze raz.

W lesie, jakiś grzybiarz zgubił grzebień. Ciekawe czym się teraz czesze.

2. W domu włączyłem twittera i zakrztusiłem się herbatą, bo przeczytałem cytat z pani premier Kopacz: „To będzie rząd merytoryczny, pełen silnych osobowości i będzie spajał PO”.
Trzeba nie mieć wstydu, żeby nazywać tych ludzi „merytorycznymi”.
No cóż prawda to taka jak z „metrem w głąb”.
„Silne osobowości”. Np. Arłukowicz.
„Będzie spajał PO”. Jest szansa, że będzie.
Lokalni działacze grupowo będą się zastanawiać przy wódce „Co ta baba gada?!?” i szukać telefonu do Gowina, który wykasowali jakiś czas temu.Wybory  idą.
 Można oczywiście do pani Kopacz podchodzić tak, jak robią to niektórzy moi PiS-owscy koledzy – czyli „Im gorzej, tym lepiej”. Ale się obawiam, że będzie aż tak źle, że aż strasznie. I to jest zła informacja.

3. Zabrałem się za drzewa w parku. Mówią, że prawdziwy mężczyzna powinien zasadzić drzewo. Zasadziłem kilka – i nie jest to specjalnie skomplikowane.
Wyzwaniem to jest drzewo ściąć. Najpierw trzeba załatwić zgodę z gminy, albo powiatu (w zależności od tego, na jakiej działce drzewo rośnie). Ale jak się już tę zgodę ma, to trzeba wziąć piłę i ciąć. I to jest wyzwanie. Bo przy sadzeniu zginąć jest raczej trudno. Można oczywiście zrobić sobie krzywdę łopatą, dostać gangreny, ale to wymaga naprawdę sporo samozaparcia.
To, żeby sobie nie spuścić drzewa na głowę czy nie obciąć nogi spalinową piłą jest już bardziej skomplikowane. Potem trzeba drzewo pociąć, zwieźć, porąbać. Nie każdy sobie z tym da radę.
Walczyłem do zmroku. Coś tam zrobiłem, ale niezbyt wiele. Przyjedzie kolega Zydel – pójdzie szybciej.

Sąsiad Tomek postanowił kupić mercedesa. W124, trzylitrowy diesel. Kamila, jego żona, potrzebuje samochód, więc zamiast kupować jej jakieś byle co, da jej volvo, a sam będzie rządził w baleronie (nie jestem mądry w mercedesach, ale chyba to baleron był po beczce).
Zła informacja – samochód nie ma klimatyzacji. Nie jest też coupe. 
Zobaczymy, co z tego wyniknie.

czwartek, 18 września 2014

18 września 2014


1. Nie, żebym był jakoś specjalnie wyspany, ale z drugiej strony – nie był to najgorszy poranek w moim życiu. Pojechałem odwieźć moje buty do cholewkarza. Hipsterskość – hipsterskością, ale na to, żeby w skórzanych butach dziury mieć na wylot, raczej nie mogę sobie pozwolić.
Cholewkarz okazał się nie mieć zakładu w miejscu, gdzie mi się wydawało, że ma, więc buty dalej są dziurawe.
Podjechałem golfem po mojego kolegę Wojciecha na Żoliborz, by stamtąd wrócić do domu. Z podwórka zabrać BMW i pojechać je oddać. Golf R na koledze Wojciechu wywarł bardzo dobre wrażenie. A to się nie zdarza zbyt łatwo, bo mój kolega Wojciech jest osobą zasadniczą. I zasadniczo woli BMW. Pojechaliśmy do BMW na Wołoską, gdzie z Kamilem porozmawialiśmy o geopolityce. Zwłaszcza tej jej części, która dotyka nas bezpośrednio. Ja – na wszelki wypadek – zapytałem Kamila, czy by mi nie mógł tego BMW zostawić na dłużej. On opowiedział żart, którego nie powtórzę. Pozwolił mi jeszcze wjechać 640i do garażu. Tam gospodarskim ruchem złożył lusterko w mini ­– różni ludzie korzystają z parkingu, więc lepiej nie kusić losu. Pożegnaliśmy się, Kamil wrócił na górę, ja z kolegą Wojciechem pojechałem do Citroena na aleję Krakowską. Tam czekając na panią Emilię podsłuchiwałem, jak pan sprzedawca namawiał jakiegoś pana na używane C4 Picasso. Potencjalny nabywca był zachwycony roletami przeciwsłonecznymi w tylnych drzwiach.
Pani Emilia przyszła, wręczyła mi dokumenty i zadała pytanie, czy miałem dostać kartę paliwową. Ja, zamiast odpowiedzieć, że na pewno, powiedziałem, że nic mi na ten temat nie wiadomo.
Karta paliwowa to rzecz powoli przechodząca do historii. Kiedyś, przed laty dziennikarze motoryzacyjni tankowali za darmo, w znaczeniu – za pieniądze z budżetów firm motoryzacyjnych. Teraz już tak prawie nie ma. Może dlatego, że liczba ludzi piszących o samochodach na różne sposoby wzrosła tak, że Audi zrezygnowało z pięciogwiazdkowych hoteli na polskich prezentacjach.

Wsiadłem do C1. Po chwili już wiedziałem, że Bóg postanowił mnie zdyscyplinować, za doszukiwanie się minusów w naprawdę porządnie wymyślonych i robionych samochodach.
Dojechaliśmy do Audi na Połczyńską. Napakowałem kieszenie cukierkami, oddałem golfa, z którego olej lał się już w sposób nie pozwalający na wątpliwości. Samochód wypadnie więc na czas jakiś z prasowego parku. I to nie jest dobra informacja, również dlatego, że zawsze wieszam różne rzeczy na dziennikarzach psujących samochody. A tu, mimo iż się do winy nie poczuwam – jestem, jako zgłaszający problem – zamieszany.

2. Poszedłem do Krakena, gdzie Krzysztof i jego wspólnik Grzegorz z małżonką. Wspólnik Grzegorz skończył to samo, co ja, Jan Rokita i Bolesław Tejkowski – krakowskie liceum. Poczęstowano mnie kalmarami ze szpinakiem w środku. Nie jestem kalmarów specjalnym wielbicielem, ale to było ok. Wspólnik Grzegorz z małżonką poszli, ich miejsce zajął właściciel pobliskiej knajpy, który opowiadał, że jest całkiem nieźle, mimo iż ma zamknięte. Właściciel pobliskiej knajpy jeździ audi R8, które parkuje na różne zakazane sposoby. Doprowadzając do furii sąsiadów, którzy zamiast się cieszyć, że mogą na co dzień oglądać supersamochód wzywają straż miejską. Kamienica, w której są Beirut z Krakenem jest ponoć na sprzedaż za 20 milionów złotych. Ja nie kupię, gdyż uważam, że w związku z zagrożeniem wojną nie należy inwestować w warszawskie nieruchomości.

Kiedy właściciel pobliskiej knajpy poszedł, przyszedł człowiek, który handluje secesyjnymi meblami z Czech. Ma gdzieś w okolicy showroom, ale trzeba dzwonić, żeby się umówił. Człowiek ten opowiadał mi kiedyś, że Vaclav Klaus, kiedy był ministrem finansów, rozdawał Czechom pieniądze, za które oni remontowali kamienice, podnosili ich standard, przerabiali na hotele. Dzięki temu Praga dziś wygląda, jak wygląda, a nieruchomości są w czeskich rękach.

Człowiek, który handluje secesyjnymi meblami z Czech czymś się struł, więc pije tylko wodę i kawę. Krzysztof zaś się odchudza. Miał umówiony trening na siłowni z dietetyczką. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie treningu z dietetyczką.
Przed rozejściem się próbowaliśmy piwo, o dźwięcznej nazwie „Delirium tremens”. Ciekawa propozycja. Najciekawsze, że ma ze dwa razy więcej alkoholu niż normalny lager. I wcale tego nie czuć. I to nie jest dobra informacja. Człowiek wypije dwa takie piwa, wsiądzie do porsche, zagapi się, walnie w jakiegoś Qashqaia i będzie z tego niepotrzebna afera.

3. Wieczorem ruszyliśmy z kolegą Wojciechem na wieś. Z przykrością muszę stwierdzić, że citroen C1 to najgorszy samochód, z jakim ostatnio miałem do czynienia. Mając świadomość, że wersją, którą jeżdżę kosztuje 50 tys. zupełnie inaczej się patrzy na 200 tys. za Golfa R. Czy prawie 600 tys. za kabriolet BMW 640i.
To była najgorsza droga na wieś – jak to się teraz mówi – ever.
I to jest bardzo zła informacja, bo Francuzi potrafili kiedyś porządnie robić małe samochody.
Teraz też potrafią porządnie robić samochody niezbyt drogie. Citroen C-Elisee jest naprawdę OK, a wersja z montowaną przez dilera instalacją LPG ma sporo sensu. C1 sensu nie ma. Nie ma ani w trasie, ani w mieście. Może na zdjęciu, ale ten dizajn raczej próby czasu dobrze nie zniesie.

W Świebodzinie zatrzymała nas policja. Najwyraźniej wiedzieli, że normalni ludzie takimi samochodami w trasę się nie wybierają.

.