Pokazywanie postów oznaczonych etykietą DS5. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą DS5. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 3 listopada 2014

2 listopada 2014


1. Istnieje teoria mówiąca, że przy święcie robić w ziemi to nie grzech. Więc sadziliśmy. Zadołowane jeszcze przez panów kopaczy krzaczki, roślinki przywiezione z warszawskiego balkonu, wykopaną różę, pozyskane Gelendą mikro sosenki.

Poszedłem do sąsiadów pożyczyć szpadel. Swoją drogą dopiero na wsi zrozumiałem, że łopaty się mogą różnić. I służyć do różnych celów. Bez szpadla kopie się słabo.
Gienek właśnie pakował do swojego volvo paczki ze zniczami. Wrócili z jednego cmentarza i jechali na drugi. W sumie mieli do odwiedzenia chyba z pięć.
Powiedziałem, że wyjściem by były słusznej wielkości groby rodzinne. Jolka odpowiedziała, że to nie jest takie proste, bo zawsze jest druga strona. Rodzina ojca, rodzina matki.
Czyli na jedno wychodzi.
I to nie jest dobra informacja. Nie ma sposobu na korki we Wszystkich Świętych.

Od ponad tygodnia przed domem tli się kupa liści. Dziewczyny całymi dniami chciały ją mocniej rozpalić. Bez specjalnych efektów. Kupa najlepiej paliła się bez ingerencji – w środku nocy. Złapałem ją na tym parę razy, tak koło trzeciej nad ranem.
Tym razem zaczęła się mocniej palić w ciągu dnia. Palić i dymić. Późnym popołudniem od strony lasu przyszła mgła. Taka nad samą ziemią. Wkręciłem dziewczyny, że to efekt naszych liści.

2. We mgle ruszyliśmy na cmentarz w Boryszynie. Mgła miejscami była naprawdę gęsta. Przypomniało mi się jak kiedyś leciałem do Stuttgartu. Siedziałem przy skrzydle. Zawsze staram się siedzieć przy skrzydle – statystyka mówi, że te miejsca dają większą szansę na przeżycie katastrofy. Samolot schodził do lądowania. Lecieliśmy rzez chmury tak gęste, że nie było widać końca skrzydła. Zastanawiałem się jak samolot wyląduje, skoro nic nie widać. No i nagle samolot wylądował. Technika.

No więc miejscami mgła była taka, że nie byłoby widać końca skrzydła. Tyle dobrze, że w samochodzie jeden wymiar odpada, więc musiałem się skupiać tylko na tym, żeby z drogi nie zjechać i żeby kogoś nie najechać. Łatwizna.

Jadąc od strony Lubrzy, najpierw się mija Staropole. Później jest delikatny podjazd, na którego szczycie jest nieczynny przejazd kolejowy, na którym rozwaliłem oponę w hybrydowej DS5 i Marta musiała mi wysyłać kurierem z Warszawy koło, bo hybrydowa DS5 nie ma zapasu.
Zjeżdża później w dół, mija bazę Hartwiga (do której kiedyś przyjeżdżały wszystkie nowe renówki) i, na łuku, wyjeżdża się na cmentarz. Mgła jeszcze wzmocniła efekt tysięcy zniczy. Cmentarz jest mały, ale średnio na grób wypadało ze 40 świeczek. Babcia miała niezły pomysł z tym, żeby się tam kazać pochować. A zrezygnowała z krakowskiego Salwatora.
Dziewczyny zapytały, gdzie ja bym pochowany być chciał. Ja to gdzieś koło domu. W parku albo koło Rumpla. Koło Rumpla zakopałem kocię, którego nie udało mi się rususcytować i zylion gryzoni, zamordowanych przez rodzinę tego kocięcia. To by było niezłe dla mnie towarzystwo.
Złą informacją jest to, że pewnie nie zdążą się zmienić przepisy, a wymagać od żywych, żeby wykonywali jakieś podmianki urn, to chyba przesada.

3. Wracaliśmy przez nieco mniejszą mgłę. Po drodze zebraliśmy kilka sów/kań. Skręciłem na cmentarz w Rokitnicy. Niemiecki cmentarz, który trwał sobie do początku lat osiemdziesiątych, kiedy to ktoś postanowił spychaczem zrealizować na nim politykę historyczną.
Od chyba ośmiu lat zapalamy tam świeczkę. Tym razem, ktoś zapalił przed nami.
Praca u podstaw ma sens.
Jakiś czas temu wymyśliłem, że postawię tam krzyż. Nie mogę się za to zabrać. I to nie jest dobra wiadomośc.

wtorek, 23 września 2014

23 września 2014



1. Po zainstalowaniu nowego iOS przestał mi działać Twitter. Znaczy niby działa, ale nie pokazuje zawartośći tajmlajnu. To jest zła informacja, choć ma tez swoje plusy. Ominął mnie na przykład problem, który z ministrów rządu Ewy Kopacz brał sobie do pomocy pana Boga. Nie przeprowadziłem też, jako Męska Blogerka Modowa, analizy outfitów składu Rady Ministrów. Właściwie nic straconego – strzelam, że minister Schetyna miał znowu źle zawiązany krawat, profesor Kolarska-Bobińska coś, co jej zostało po karnawale, pani premier zaś wymiętą spódnicę. Ciekawe, jak dużym szokiem będzie dla niej odkrycie, że istnieją materiały, które po 15 minutach w samochodzie nie wyglądają jak zwierzęciu z gardła wyszarpnięte.

2. Przyjechali po mnie kolędzy Kapla i Podłoga. Przyjechali citroenem DS5, który kolega Podłoga kupował pod koniec zeszłego roku i wciąż jest nim zachwycony. Narzeka trochę na fabryczne continentale, które się zużyły szybciej, niż się tego spodziewał. 
DS5 jeździ prezydent Francji. Nie wiem, czy narzeka na opony. Ja hybrydową testowałem dwa lata temu. Na przejeździe kolejowym w Staropolu (gmina Lubrza, powiat Świebodzin) walnąłem tak, że uszkodziłem oponę. Hybryda nie miała koła zapasowego, tylko zajzajer w spraju i malutki kompresorek. Zajzajer z kompresorkiem nie pomogły. Marta Turska zdjęła (raczej nie osobiście) koło z jakiejś innej DS5 i wysłała je kurierem. Dzięki temu mogłem jakoś wrócić do Warszawy. Odkryłem podczas tego testu inny sens istnienia samochodów hybrydowych. Mianowicie w lesie samochód jadący z napędem elektrycznym nie płoszy zwierzyny. Można więc oglądać ją z bliska. 

Bałem się że dizajnerskie przekombinowanie DS5 będzie na dłuższą metę męczące. Okazało się, że można się jakoś przywyczaić.
Kolega Podłoga dostał kiedyś ciekawą propozycję pracy w gazecie „Parkiet”. Odmówił, tłumacząc, że dziwnie by brzmiało, gdyby dzwoniąc przedstawiał się nazwiskiem i tytułem pisma.
No dobra, minus jest taki, że przejazd kolejowy w Staropolu (gmina Lubrza, powiat Świebodzin) nie jest przejazdem, bo torów nie ma. Znaczy nie ma torów po jego obu stronach. Zostały tylko te w asfalcie. A jako że pociąg nie chodzi, nikt tego przejazdu nie remontuje. Czyli jak się człowiek zagapi, to rozwalić może nie tylko niskoprofilową oponę, ale i felgę i rożne elementy zawieszenia.

3. Z kolegami Kaplą i Podłogą wbiliśmy się do CSW na konferencję przed otwarciem wystawy sześciu obiektów z kolekcji BMW Art Cars. 
Piszę „wbiliśmy się", bo nie do końca byłem pewien, czy na tę konferencję byłem aby zaproszony. 
Piszę „obiektów”, bo tu mamy do czynienia z czymś niejednoznacznym. Z jednej strony są to – jak pretensjonalnie by to nie zabrzmiało – arcydzieła sztuki inżynierskiej. Z drugiej, to, że posłużyły – jak pretensjonalnie by to nie zabrzmiało – za [tu miałem napisać „kanwę”, ale to brzmi jednak zbyt pretensjonalnie] [no i nie wiem, co napisać, chodzi o to, że pomalowali] dla – jak pretensjonalnie by to nie zabrzmiało – najwybitniejszych na świecie artystów. 
Calder, Lichtenstein, Warhol, Hockney, Holzer, Koons. 

Niestety CSW nie poradziło sobie z ekspozycją. Sprawdźcie sami. 
BMW wydało Bóg wie ile kasy na sprowadzenie do Warszawy tych samochodów. Bóg wie ile kosztowało ich ubezpiecznie. 
Śmiem twierdzić, że to najdroższa wystawa w historii Zamku Ujazdowskiego, niestety sposób ich ustawienia przypomina giełdę motoryzacyjną w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. 

CSW sucks.

Na konferencji spotkałem redaktora Pertyńskiego. Zgodzyliśmy się, że z dostępnych najbardziej nam odpowiada Koons i 850 CSi. Każdy z innych powodów. 

Próbowałem opowiedzieć redaktorowi Pertyńskiemu o tym, że moja miłość  do 850 nie jest już taka jak kiedyś. Coś tam tłumaczyłem, ale spojrzał na mnie w taki sposób, że po powrocie do domu sprawdziłem co ma do zaoferowania otoMoto. Coś ma.