Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Financial Times. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Financial Times. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 28 lutego 2016

26 lutego 2015


1. Nie pamiętam, co robiłem rano. I to jest zła informacja. Spotkałem się z kilkoma ważnymi postaciami. Usłyszałem Bóg wie ile ważnych informacji, którymi się niestety nie mogę raczej z nikim podzielić. Nuda.
Przed Pałacem hałaśliwie protestowali fizjoterapeuci. Tak się składa, że akurat my zrobiliśmy wcześniej wszystko, żeby byli zadowoleni, więc chyba zatrzymali się przed Pałacem, żeby odpocząć. Swoją drogą dobrze, że nie było w kraju ni jednej demonstracji KOD-u, bo gdyby była – jakaś telewizja bądź gazeta, rzeczonych fizjoterapeutów by do rzeczonego KOD-u zapisała.

2. Po raz pierwszy do ponad pół roku wpadłem do Faster Doga. Państo właścicieli zastałem w zdrowiu. I to jest dobra informacja. Od dawien dawna czekają na dostawę meloników Stetsona. Bezskutecznie. I to jest informacja zła.

3. O mały włos się nie spóźniliśmy na lotnisko. Przez co nie widzieliśmy lądowania casy z seryjnym mordercą. W związku z tym, że wciąż jestem chory postanowiłem nosić czapkę. Pasztuńską. W związku chyba z tym najpierw nie chciano mnie wpuścić na lotnisko, później [delikatnie] przetrzepano mi walizkę. Ale cóź, człowiek z brodą w czapce jak Osama może budzić niepokój.
Z Krakowa do Zakopanego [jak to się mówi w Kancelarii] na kołach. Korki mniejsze niż w Warszawie.
W Zakopanem wieczór spędziłem w towarzystwie nadwornego fotografa. Jedliśmy pizzę i patrzyliśmy na niekoszernego Bonda. Hotel Czarny Potok powinien w reklamowych ulotkach informować, że daje szanse obcować z kineskopowymi telewizorami. Ekran 4 do 3. Strasznie śmiesznie wygląda na takim informacja, że program nadawany jest w HD.

Kolega nadworny fotograf miał dotychczas bardzo interesujące życie. Powinien zacząć spisywać wspomnienia. Niby chce, ale jakoś mu to nie idzie. I to jest zła informacja.

Z pizzą wiąże się pewna historia. Otóż wszedlem do pizzerii. Zamówiłem pizzę. Zaczytałem się w tekście sąsiada mojego Foya [o Jarosławie Kaczyńskim] pani z obsługi zapytała z czym mam być zapiekanką. Z keczupem. Odebrałem, zjadłem. Wtedy do mnie dotarło, że nie zamawiałem zapiekanki, tylko pizzę. Zapiekankę zamawiali ludzie siedzący obok. Cóż, wszystko wina Jarosława Kaczyńskiego.


wtorek, 2 czerwca 2015

2 czerwca 2015


1. Wykazałem się wielką odpowiedzialnością i postanowiłem odnieść buty do szewca. Po pracach nad GQ została mi świadomość, że buty przynajmniej raz do roku powinny tam trafiać, bo inaczej człowiek może sobie zrobić krzywdę. No i nie wygląda najlepiej. Jak ten pan, co wpadł do Faster Doga parę miesięcy temu, w którym rozpoznaliśmy z Pawełkiem funkcjonariusza MSW.
Idąc do szewca na Hożą wpadłem do Beirutu, gdzie siedzieli kolega Krzysztof z kolegą Grzegorzem. Wpadłem, zacząłem pić kawę. Po chwili wpadł znajomy Krzysztofa, który sprowadza z Czech meble. Modernistyczne, secesyjne, czy jak je tam nazywać. Ważne, że ładne. Wynajął lokal na podwórku za Beiruto-Krakenem. I tam je chyba będzie prezentował.
Szewc podzeluje buty na środę. Może uda mi się nie zgubić kwitków, bo zawsze to robię i zawsze Szewc patrzy na mnie wilkiem. I to jest zła informacja.

2. Od szewca udałem się do Empiku, żeby kupić weekendowy Financial Times. Zrzutu ze strony nie oprawię sobie w ramki, papierową gazetę – owszem. Kupiłem też „W Sieci” redaktor Janecki nazwał mnie znanym dziennikarzem. A ja, jak ten krawiec z telawiwskiego pomnika nieznanego żołnierza nigdy nie byłem znany jako dziennikarz.
Wsiadłem w drugą linię metra i pojechałem na zachód. Mam wrażenie, że druga linia metra coraz mniej śmierdzi wilgocią. Ale może chodzić o to, że się przyzwyczaiłem.
Z metra poszedłem do Muzeum Powstania Warszawskiego, żeby odebrać laskę, którą Bożena zostawiła w sobotę u dyrektora Ołdakowskiego. Do laski dostałem bonus w postaci krawata. Z teflonu. Kusi mnie, żeby spróbować coś na tym krawacie usmażyć, ale to chyba głupi pomysł.
Wracając do domu nawiedziłem leżącego w szpitalu kolegę. Szpital przy Lindleya jest pełen śladów bywszej świetności. Mimo wszystko nie chciałbym w nim leżeć.
Poknuliśmy z kolegą chwilę i poszedłem do Krakena, gdzie umówiony byłem z moim ulubionym wydawcą i kolegą Grzegorzem.
Część bramy vis-à-vis blokowało MINI. Nie mógł z niej wyjechać chyba VW Transporter. Przyjechała straż miejska, ale nie w tej sprawie, tylko chyba w związku z dziwnym ogródkiem Tel Avivu. Namówiłem strażnika miejskiego, żeby na chwilę przyblokował ruch na Poznańskiej, żeby chyba VW Transporter mógł wyjechać pod prąd do Wilczej [metodą ministra Macierewicza].
Udało się. Strasznie byłem dumny z siebie. Zostawiłem kolegów i wróciłem do domu. Kiedy wróciłem, to się okazało, że zapomniałem o lasce Bożeny. I to była zła informacja, bo nie lubię zapominać i wracać.

3. Obejrzeliśmy odcinek „Gry o tron”. Są zombie. Karzeł zakolegował się z Deneris. Arya zaczęła robić coś konkretnego. Czyli dobrze. Złą informacją jest, że tyle trzeba było na to czekać.  

poniedziałek, 1 czerwca 2015

31 maja 2015


1. Wstałem i pojechałem oddać BMW. Robiłem to z taką niechęcią, że aż pomyliłem Płowiecką z Połczyńską. Jedyne co jakoś osłodziło mi gorycz rozstania – to możliwość spotkania z redaktorem Pertyńskim. Oddałem 640d, odebrałem seata Toledo 1,6 TDI. Redaktor Pertyński ostrzegał, że będę się czuł jakby ktoś ukradł mi z samochodu silnik. Przesadzał. Trochę. Samochód jedzie jak BMW w trybie ECO PRO. Czyli wciskasz gaz, samochód daje ci szanse na zmianę decyzji. Jeżeli nie rezygnujesz – powoli zaczyna się rozpędzać. Z naciskiem na powoli. Można się przyzwyczaić. Silnik za to – jak zauważył redaktor Pertyński – produkuje paliwo. Czyli potrafi w mieście spalić mniej niż pięć litrów.
Wróciłem do miasta, poszedłem po bułki i precle. Precle w stylu bawarskim. Krakowskie w Warszawie zwykle są gumowe.
Po śniadaniu udałem się do Faster Doga, by nie mieć już nigdy stresu wynikającego z braku odpowiedniej marynarki. Najpierw wysłuchałem historii o gównie. Otóż cała kamienica jest pusta. Cała, poza frontem, który jest uwłaszczony. Więc dwie oficyny stoją puste, a że świat nie znosi próżni – puste mieszkania zaczęły być wypełniane przez tzw. bezdomnych, którzy zaczęli sukcesywnie puste mieszkania dezintegrować. A w przerwach chodzić do śmietnika – przepraszam za wyrażenie – srać. Srali na tyle długo, że (nie bez udziału pani cieć) gówna wypłynęły. Zalały podwórko, śmierdząc niemożebnie. Co zdecydowanie utrudniło życie Patrycji i Pawełkowi. Słabo się przecież sprzedaje ubrania w zapachu ekskrementów.
Pawełek się awanturował. Chwilę zajęło aż wyawanturował umycie podwórka. No i wciąż nie ma dobrze. Powinni się gdzieś przenieść, bo pusty budynek pachnie sprzedażą deweloperowi i remontem. Więc pewnie i tak zostaną wyrzuceni. I to będzie zła informacja.

Miasto mogłoby coś zrobić, żeby znaleźli w okolicy jakieś miejsce, bo są bardziej zasłużeni dla polskiej kultury niż niejedna galeria. Tyle gwiazd estrady ubrali. I kina. I telewizji.

2. Wystąpiłem z nazwiska w „Financial Times”. Niestety nie jako wpływowy polski bloger. I to jest zła informacja. Bo wpływowym polskim blogerem światowej sławy już raczej nie zostanę.

3. Zawieźliśmy SVX-a mojemu bratu do domu. Później nawiedziliśmy dyrektora Ołdakowskiego, który na naszą cześć zrobił (z pomocą uroczej córki) potrawę. Potrawy nie mogliśmy zjeść, bo musieliśmy wracać do Warszawy. I to jest zła informacja, bo potrawa zapowiadała się dobrze.

Wieczorem w Krakenie spotkaliśmy się z redaktorem Pereirą i intelektualistą Wildsteinem. Dowiedzieliśmy się, że po ukraińsku żółwik to черепашка. Logicznie.
Później przyszli kolega Grzegorz z Magdą. Znaczy Magda z kolegą Grzegorzem. Przez ostatnie zajęcia bardzo się dawno z kolegą Grzegorzem nie widziałem. I to jest zła informacja.
Bo z kolegą Grzegorzem dobrze się czasem spotkać.