Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Homeland. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Homeland. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 29 grudnia 2015

27 grudnia 2015



1. Święta, święta i po świętach. [ile czasu czekałem, żeby to móc napisać]. Wstaliśmy na „Kawę na ławę” w której występował dyr. Magierowski.
Dyrektora Magierowskiego jestem głośnym wielbicielem. Niestety mam wrażenie, że był zbyt – że tak powiem – wysofistykowany. I to jest zła informacja. W dyskusjach z pewnym eurodeputowanym z Wielkopolski lepiej by sobie poradził Paweł Sito, który nie pijąc zachował zdolność nazywania rzeczy radykalnie po imieniu – normalnie przynależną wypitym.

2. Obejrzałem ostatni odcinek 5. serii „Homeland”. Mógłbym wybaczyć rosyjski akcent polskich policjantów, ale tej dziwnej, składanej blokady drogi, jaką używają – już nie.
„Homeland” w nowym wydaniu jest świetny. W nowym, czyli od śmierci Brody'ego.
W zeszłym roku zapytany o realność sytuacji z 4. serii serialu, ambasador Mull odesłał mnie do recenzji (już nie pamiętam na którym portalu). Dwóch anonimowych emerytowanych pracowników CIA mówiło, że serial – poza jednym – świetnie opisuje pracę CIA. Poza jednym – mała szansa, by agencja zatrudniała kogoś chorego psychicznie.

[UWAGA – SPOJLER] Pomysł zamachu gazowego na berliński Hauptbahnhof zrealizowany przez muzułmanów syryjskiego pochodzenia z rosyjskim błogosławieństwem – wygląda bardzo realnie.


Ciekaw jestem, czy to neofickie zawodowe skrzywienie, czy zdrowy rozsądek, ale bliżej mi było do  BND i CIA niż ograniczonej intelektualnie dziennikarki broniącej praw człowieka. 
Do następnych odcinków trzeba będzie czekać prawie rok. I to jest zła informacja. 
Zobaczymy, czy następne odcinki też będą się działy gdzieś w naszej okolicy.

3. Wcześniej zobaczyłem kawałek „Taking Chance”. Tylko kawałek. I to jest zła informacja, bo lepiej oglądać w całości.
Z miesiąc temu wracałem do Warszawy z Bukowiny z Hirkiem Wroną. Od słowa, do słowa – zgadaliśmy się, że wrażenie ten film robi nie tylko na mnie.

Ktoś na Twitter wrzucił link do tekstu o admirale Unrugu. 
Tak się kończy:
Na koniec przypomnę, że 22 października 2012 r. w zamku Montresor w Francji w wieku 82 lat zmarł Horacy Unrug, jedyny syn wiceadmirała Józefa Unruga, współtwórcy Polskiej Marynarki Wojennej. Horacy Unrug, po upadku komunizmu, wielokrotnie odwiedzał Polskę, szczególnie bliskie były jego związki z Gdynią. Polska Marynarka Wojenna starała się o sprowadzenie prochów admirała do Gdyni. Jednak Horacy Unrug wielokrotnie przypominał –Ojciec zastrzegł sobie, żebym nie dopuścił do tego, żeby był przeniesiony do Polski, dopóki jego koledzy zamordowani w okresie stalinowskim nie dostaną przynajmniej takiego samego pogrzebu jak on. Nie wiadomo jednak, gdzie są potajemnie pochowane ciała pomordowanych oficerów Marynarki Wojennej II RP. Możliwe więc, że admirał Unrug pozostanie w Montresorze na wieki.

Niemieckie wpływy na naszą kulturę bywają nie do przecenienia.


czwartek, 25 grudnia 2014

24 grudnia 2014


1. Mieliśmy wstać o świcie i ruszać. Obudziło mnie po dziewiątej, ale zanim się zebraliśmy zrobiło się południe. Pakowanie samochodu w ulewie nie należy do specjalnie przyjemnych. 
Bożena chciała przed wyjazdem coś załatwić. Woziłem ją słuchając konferencji pani Premier. To było interesujące doświadczenie. O pani Premier zdanie mam jak najgorsze. Była złym Ministrem Zdrowia, delikatnie mówiąc – nie zdała egzaminu w Moskwie, była strasznym Marszałkiem Sejmu – dlaczego by miała być dobrym premierem?
Zdanie miałem jak najgorsze, ale nie aż tak złe, jakie miałem po wysłuchaniu konferencji. Pani Premier nie potrafiła odpowiedzieć na proste pytania. Szkoda gadać. Każdy może sobie posłuchać.
Ze dwa dni wcześniej zauważyła, że na wystawie optyka na rogu z Wilczą leży „Viva” i oprawki użyte w sesji. Problem sesji w „Vivie” stał się najbardziej palącym w kraju.
To właściwie zabawne, bo bywały już podobne. Pamiętam profesora Buzka przebieranego w ubrania Rage Age. To było, kiedy był kierownikiem PE. Kolega fotograf opowiadał, że się pan profesor tak bardzo fasonami podekscytował, że aż chciał te ubrania kupić. W Parlamencie zarabiał tyle, że go było stać.

Na czym więc polega problem z sesją pani Premier w „Vivie”? Chyba na sumie elementów. Ale nie chce mi się o tym pisać
Nie udało mi się zatrzymać przy optyku, żeby zrobić zdjęcie wystawy. Znalazłem miejsce dopiero przy Pięknej. Bożena poszła do jakiegoś sklepu, ja walczyłem z zaparowanymi szybami. Chyba trzeba dołożyć czynnika do klimatyzacji. Zadzwonił kolega. Okazało się, że przechodził właśnie koło tamtego optyka. Zrobił zdjęcie i mi wysłał.
Wrzuciłem na Twittera. Tweet zaczął żyć swoim życiem. Miał wielkie powodzenie wśród dziennikarzy mejnstrimu.

W końcu zaparkowałem BMW na podwórku i ruszyliśmy Navarą. Trzy godziny później, niż zakładaliśmy. I to jest zła sytuacja.

2. To właściwie zabawne – Navara na autostradzie pali tyle, co pięciolitrowa klasa-G. Z tym, że nissan ropy, a mercedes benzyny. Szumiały relingi, szumiało okno w tylnych lewych drzwiach, ale poza tym było całkiem spoko. Bluetooth nie przekazywał muzyki, nie ma gniazda USB jest za to wejście małym jackiem (zupełnie jak w prasowym R8, z zeszłego roku). Więc zamiast Dołęgi-Mostowicza słuchaliśmy Trójki.
Pani Minister z Kancelarii Prezydenta opowiadała o inicjatywie ustawodawczej Bronisława Komorowskiego. Pan Prezydent pochylił się nad losem polskich rodziców i w – wydaje się – dość rozsądny sposób postanowił zmodyfikować prawo pracy. Brzmiało to naprawdę nieźle.
Poza jednym minusem. Większość moich znajomych, ludzi w moim wieku i młodszych pracuje na umowach o dzieło albo się samo zatrudnia. Czyli zmiany w prawie pracy ich nie dotyczy.
Prezydencki projekt ma ułatwiać życie młodym ludziom decydującym się na dziecko. Ułatwi młodym ludziom pracującym na etatach. Gdybym był złośliwy – zacząłbym się zastanawiać gdzie na etatach młodzi mają szanse na pracę? W administracji.

Pod Poznaniem zrobiłem coś z radiem i znikła Trójka. Pojawiło się za to TokFM z codziennym programem motoryzacyjnym. Koledzy zachwycali się Pulsarem. Zachwycali się Qashqaiem i jeszcze jakimiś innymi nissanami. Zachwyty przedzielali westchnieniami, że może dostaną Pulsara na test długoterminowy. Kiedyś słuchałem ich codziennie. Teraz rzadko. Ostatnio, kiedy na nich trafiłem zachwycali się BMW. Że to firma ze świetnie prowadzonym parkiem prasowym. Trudno się nie zgodzić.

Nie obejrzałem „Faktów”, więc nie wiem jak skomentowały konferencję pani Premier. I to jest zła inforamcja.

3. Zanim rozpakowałem samochód zrobiła się dziesiąta. Czyli nici z zielonogórskiego Makro. Pojechaliśmy do Tesco. Postaliśmy chwilę przy stoisku z prasą. „Vivy” nie było. Była za to „Grazia” z sesją, na którą dostarczyliśmy z kolegą Grzegorzem lancię. Warto było. Lancia wystąpiła na zdjęciach. Zupełnie za to nie wystąpiła willa, w której robiono zdjęcia. W sumie – żadna ta sesja. Stoiska z polską prasą działają na mnie depresyjnie. I to jest zła informacja.

Obejrzeliśmy do końca „Homeland”. Na podjeździe domu Dara Adala (nie mam pojęcia, jak się to odmienia) stał nissan Qashqai. Marszałek Sikorski też ma takie auto. Przypadek?





czwartek, 4 grudnia 2014

3 grudnia 2014


1. Chwilę po tym jak wstałem okazało się, że wyszedł Esquire. 
Kiedy przyszedłem do Krakena, by się spotkać z wydawcą Marcinem miałem już egzemplarz. Pierwsze wrażenie – wstydu nie ma. I to bardzo dobra informacja, bo z Harpersem było dużo gorzej.
Wpadł kolega Zbroja. Przejrzał magazyn i od razu zauważył, że parę stron jest żywcem zerżnięta z brytyjskiego GQ. Co jest właściwie zabawne, bo wstępniak naczelny zaczyna od słów „Masz przed sobą oryginał. Jest wiele pism dla mężczyzn, również na polskim rynku, które garściami czerpią z »Esquire«. Cóż, naśladuje się najlepszych.”
Nie miałem czasu się dokładniej przyjrzeć. I to jest zła informacja, bo wypuszczenie „Esquire” to chyba najważniejsze wydarzenie w polskich mediach od czasów magazynu „Max”.

2. Redaktor Komisarz Urbański zachwycił się na fejsie spalaniem hybrydowego volvo. Że siedem z czymś po mieście.
Siedem z czymś po mieście, to z mojego doświadczenia dla diesla żaden wynik. Udało mi się uzyskać taki wynik BMW 428i GranCoupe.
Zawsze tłumaczyłem, że testy robione przez dziennikarzy niemotoryzacyjnych mają sens. Bo spojrzenie ich może być bliższe normalnemu użytkownikowi. Niestety nie zawsze to działa. Może być jak z moim kolegą Grzegorzem, który każdy samochód porównuje do swojej renówki. Oczywiście wspaniałej, kochanej, acz nieco nadgryzionej zębem czasu.
[Zresztą nawet w momencie premiery, Megane Cabrio nie była specjalnie wybitną konstrukcją]
Więc wszystkie testowe samochody, którymi jeździ, są dla niego najwspanialsze na świecie.

Hybryda Volvo jest samochodem mającym sens wyłącznie w krajach, w których kupujący „ekologiczne” samochody dostają premię z publicznych pieniędzy.
W Polsce bardziej się opłaca kupować inne modele. Wszystkie. Nawet te z silnikiem T6. Dostarczającym chyba najwięcej radości.
Plotka niesie, że Volvo niedługo przestanie te silniki produkować. I to jest zła informacja.


3. Obejrzeliśmy dwa odcinki „Homeland”. Niestety następny będzie dopiero 7. I to jest zła informacja.

wtorek, 28 października 2014

28 października 2014




1. Znowu mi się śnił amerykański ambasador. Musi jest znacznie ważniejszą postacią w moim życiu niż mi się wydaje. A może mam sobie wizę zacząć załatwiać?
Chyba jednak to pozostałości po „Homeland”.

Zanim wstałem zalał mnie fejsbukowy hejt postępowej Warszawki na „Dobry Tydzień”, gazetkę wydawaną przez Bauera, która ma łączyć życie gwiazd, poradnictwo z wartościami. Pomysł świetny. Wiem czyj. Nie napiszę. Gdybym to zrobił, to przynajmniej część postępowej Warszawki bardzo by się zdziwiła. Choć raczej nie tyle zdziwiła, co nie objęła tego swoimi postępowymi umysłami.

Chyba w grudniu spotkałem się z panem, który wtedy zarządzał projektem. Coś tam miałem spróbować zrobić. Dość szybko się poddałem, bo do tego rodzaju pisania naprawdę trzeba być fachowcem. Pożytek był taki, że przypomniałem sobie „Monte Cassino” Wańkowicza.
Na spotkaniu miałem potwornego kaca, bo dzień wcześniej imprezowałem w byłej sowieckiej ambasadzie na wieczorze z okazji prezentacji A8. Rozmawialiśmy w holu, który najpierw pusty, nagle zapełnił się paniami, które wyciągnęły lanczboksy, z lanczboksów wyjęły kanapki i zaczęły jeść. A było chyba przed dwunastą. Jadły, jakby było po drugiej.
Siedziba Bauera to potwornie depresyjne miejsce.

Ale nie o tym. Dziesiątki – wydawać się mogło – inteligentnych ludzi, którzy oburzają się na to, że w Polsce żyje kilkanaście milionów katolików i na to, że ktoś chce dla nich zrobić gazetę? Słabe to jest.


2. Pojechaliśmy do Lidla. Żadnych specjalnych obserwacji. Mam czasem taki dzień, że widzę brzydkich ludzi. I to był właśnie taki dzień. Z Lidla do stolarza. Dziewczyny zanim wysiadłem wiedziały, że nic nie zrobił. Tłumaczył się problemem ze stawami, kontuzją, reumatyzmem, tym, że jego współpracownik poszedł na emeryturę, że co ucznia weźmie, to tylko kłopot, że każdy uczeń, po pierwszej wypłacie znika, że potem jest problem przy montażach.
Uciekłem.
Do pana, który dwa tygodnie temu miał skrócić akacje. Powiedział, że skróci po pierwszym. Teraz, ci politycy [samorządowi] powariowali, przed [świętem] Wszystkich Świętych, chcą, żeby przycinać, kosić, do tego wybory, istne wariactwo.
Świebodzin miasto usprawiedliwień.

Na koniec się okazało, że zapomniałem wpakować do auta okna, żeby zawieźć go do szklarza. I to jest zła informacja.

3. Ściąłem drzewo. Słusznej wielkości klon. Suchy jak pieprz, w dolnej części zamieszkany przez mrówki. To chyba piąte mrowisko w tym roku, które za moją sprawą, bądź w mojej obecności ma źle.
Ścinanie drzewa okazuje się mieć wiele wspólnego z szybką jazdą samochodem – nie wolno się przesadnie bać, bo kiedy się człowiek boi, robi głupie ruchy.

Z pomocą sąsiada Tomka podpiąłem do Suburbana włókę. No i niestety brak blokad dyferencjałów zaowocował deficytem trakcji. Przyjdzie mi zostać traktorzystą. I to chyba nie jest dobra informacja.  

poniedziałek, 27 października 2014

26 października 2014


1. Pojechaliśmy do Frankfurtu, żeby odebrać dziewczyny z pociągu. 
Za każdym razem fascynuje mnie, że Niemcom opłaca się utrzymywać transport kolejowy. 
W Polsce przez Niemców zbudowane linie kolejowe się niszczy i za pieniądze od Niemców (unijne) robi się w ich miejsce ścieżki rowerowe, którymi nikt nie jeździ. Albo się po prostu niszczy. Mieszkaniec Frankfurtu może iść na dworzec i wie, że w ciągu pół godziny odjedzie pociąg, który za godzinę zawiezie go do Berlina. Frankfurt to spore miasto. Ale podobnie mają mieszkańcy wiosek, do których zasuwają szynobusy skomunikowane z tymi pociągami do Berlina.
A u nas co? U nas Pendolino. Miś na miarę naszych możliwości.

Gelenda spaliła średnio 12,6 litra. Tak do Trzciela. Później byłem już zmęczony i przyspieszyłem. No i średnia skoczyła do 13. Dużo. Choć z drugiej strony Suburban silnik ma ciut większej pojemności, o 180 koni słabszy. I poniżej 17 litrów raczej nie schodzi. A i setki w sześć sekund raczej nie osiągnie.
W Słubicach w Lidlu wszyscy mówili po niemiecku. Miastem partnerskim Słubic jest Frankfurt. To trochę tak, jak gdyby Praga była miastem partnerskim Warszawy.
[A, Frankfurt nad Odrą i Praga nieczeska.]

Wracaliśmy starą dwójką. Dziewczyny w pewnym momencie zażądały, by przyspieszyć. Część rodziny twierdzi, że dziewczyny tak sobie znoszą podróże, że choroba lokomocyjna etc. Ja mam zupełnie inne doświadczenia. Zdarza im się żądać bardziej agresywnej jazdy. Przy czym bezbłędnie rozpoznają kiedy samochód stać na więcej.
Kiedyś w BMW 640 GranCoupe zrobiły mi awanturę, że jadąc z tempomatem ustawionym na 150 marnuję ich czas.
Gelenda, czego by o niej nie mówić, kiedy powstawała, raczej nikt nie zakładał, że będzie jeździć z prędkością ponad 200 km/godz. 200? 140 pewnie było traktowane jako wartość rzadko osiągana. Wersja prawie 400 konna jeździ szybciej. Ale przyspieszając nie zmienia geometrii, więc hałas, który robi powietrze potęguje efekt przyspieszania. A samochód przyspiesza i przyspiesza. Więc na nastolatki działa bardzo dobrze.
Ale tak naprawdę najwięcej przyjemności sprawia ten samochód na dziurawych drogach. Drogi w dziwny sposób przestają być dziurawe.
Zastanawiam się, co będzie szybciej – remont drogi ze Skąpego do Poźrzadła, czy czas, w którym mnie będzie stać na Gelendę (nie musi być z takim silnikiem). I to, że się zastanawiam na ten temat, to zła informacja.

2. Pojechaliśmy do Świebodzina, dziewczyny w Tesco musiały kupić sobie mango, mleko sojowe i coś tam jeszcze, czego nie było w słubickim Lidlu. Ja poszedłem do Mrówki.
Nie wiem, czy to specyfika świebodzińskiej Mrówki, czy tak jest w każdej, ale obsługa jest idealna. Zatrudniają wyłącznie ludzi, którzy popracowali w Anglii?
Pan najpierw nie pozwolił mi kupić złych drzwiczek kominowych, później dopilnował bym nie przepłacił za zaprawę, na koniec przyjechał z drugim panem (obaj w kaskach) zmodyfikowanym widlakiem, który podniósł go by z najwyższej półki zdjął mi dwie styropianowe rozety.
Kiedyś pani sprzedawczyni goniła mnie na parkingu, z folią, żebym sobie ziemią z jakiegoś drzewka nie pobrudził samochodu. No i to, że sklep z dobrą obsługą robi na mnie takie wrażenie, to też zła informacja.

3. Sąsiadowi Gienkowi przestała palić piła marki Stihl. Do tego zgubił do niej klucz. Klucz do piły to połączenie tego czegoś do odkręcania świec ze śrubokrętem. Nie paląca piła potwornie frustruje. Gienek był nie tyle sfrustrowany, co nieco zmęczony. Wielokrotne próba odpalenia może wykończyć. Gienkowi sekundował jego szwagier Darek. Jako, że to nie on próbował odpalić – zaczął żartować o kolejności zapłonu. Pytał – jaka jest w pile.
–Jeden, jeden, jeden – odpowiedziałem
–Zastanawiałem się zawsze jaką jest w cienkusiu – kontynuował
–Jeden, dwa, jeden, dwa.
–A jeżeli zaczyna się od drugiego?
Na to już nie byłem w stanie odpowiedzieć.


Poszedłem do Józka (ojca sąsiada Tomka) po jajka. Pokazał mi postępy w zagazowywaniu białorusa. Robi mechaniczne sterowanie, bo nie uważa, że z elektroniką są same kłopoty. Patrząc na chevroleta i beemkę – coś w tym jest. Chevrolet ma gaźnik gazowy. Praktycznie – bezobsługowy. Wtrysk w BMW właśnie elektronicznie zmarł. A wcześniej wymagał dwa razy do roku serwisu.

Dziewczyny załamały ręce nad zniszczeniami jakie poczynili panowie kopacze. Po czym wzięły łopaty i zaczęły zbierać błoto-glinę naniesioną przez maszyny. Dmuchawa Husqvarny też się przydała, choć było zbyt mokro, żeby zrobić mgłę.

Dodatkową godzinę nocy wykorzystaliśmy na oglądanie „Homeland”. Zacząłem się zastanawiać, czy da się zapytać naszych przyjaciół z Departamentu Stanu, czy w ambasadzie wszyscy wiedzą, kto jest z CIA. I nie wiem jak to zrobić. Nie interesuje mnie tak naprawdę sytuacja w Warszawie, tylko bardziej wiedza uniwersalna.
Czy to, że pilot F15 zjawił się w kantynie ambasady, rozpoznał i zaczepił Carrie było możliwe? Chyba nie.
Chętnie bym porozmawiał o tym, jak wygląda kohabitacja CIA i Departamentu Stanu. Ale nie sądzę, żeby mi się udało znaleźć kogoś, z kim by mi się to mogło udać. I to jest zła informacja.