Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jacek Sasin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jacek Sasin. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 24 listopada 2014

23 listopada 2014


1. Pojechałem do Makro, żeby kupić tuńczyka (mrożony, niecałe 50 zł za kilogram, dobry). Stałem chwilę przed półką z burbonami i w końcu się zdecydowałem na litrowego Jacka Danielsa (Tak, wiem to nie burbon, tylko Tennessee Whiskey. Dla tych, którzy nie wiedzą: Jack nie jest burbonem, bo jest filtrowany przez węgiel drzewny pozyskany z klonu cukrowego. Filtrowanie zmienia smak – coś dodaje do destylatu, a burbon de jure żadnych domieszek mieć nie może).

W Makro można kupić prawie półtorametrowe pluszowe miśki. Myślałem przez chwilę, czy sobie takiego nie kupić. Nie zdecydowałem się. Teraz żałuję. I to jest zła informacja.

2. Do samochodu wsiadałem dokładnie, kiedy rozpoczynała się debata HGW vs Sasin. Udało mi się odpalić w telefonie aplikację TVP Info, telefon bluetoothem podłączyć z systemem audio BMW. I muszę przyznać, że procesor dźwięku zrobił coś takiego, że wrażenie było jakbym siedział między nimi. I to nie była dobra informacja. Nie będę pisał o debacie. Kto chce, może sobie sam ją przesłuchać. Napiszę tylko, że fascynuje mnie klucz, którym Donald Tusk dobierał kobiety na ważne funkcje w PO. Co nim kierowało? Strach? Nienawiść? Nie mogę tego rozkminić.

3. W Faktach po Faktach oglądałem prof. Rzeplińskiego. Prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Wyborców, którzy mieli problem z ogarnięciem „listy zbroszurowanej” nazwał analfabetami.
Byłem na kilku rozprawach Trybunału i muszę przyznać, że mają one wiele wspólnego z konferencjami PKW. I to jest zła informacja.
Na jednym z procesów sędzia prof. Rzepliński stwierdził, że to, iż do Polski przyjeżdża tylu Ukraińców jest dowodem na to, że w Polsce jest lepszy system emerytalny niż na Ukrainie. [gdyby ktoś chciał, mogę podać datę – znajdzie sobie w stenogramie]

Później wystąpił prof. Osiatyński. Wiktor. Koleżanka Kolenda zapytała go o okupację PKW, czy to zamach na demokrację (jakoś tak to szło). Profesor Osiatyński odpowiedział, że nie. Że to zwykłe chuligaństwo, że w każdym kraju się to zdarza.
Słowa Prezesa Trybunału skomentował – demokracja jest też dla analfabetów.
Prof. Osiatyński stwierdził, że sądy powinny wyniki wyborów do sejmików unieważnić. Bo mętne sformułowanie w instrukcji głosowania i to, że na pierwszej stronie zamiast wyraźnej instrukcji była lista PSL stwarzało nierówność szans wyborczych. Komitety wyborcze powinny tak uzasadnione protesty kierować do właściwych sądów. „Uważam, że byłaby podstawa do powtórzenia wyborów do Sejmików”.
Koleżanka Kolenda żegnając się stwierdziła: „Propozycja powtórzenia wyborów do sejmików jest warta rozważenia.”

Żeby Kolenda i Osiatyński też chcieli podpalić Polskę! Co za czasy.  

piątek, 21 listopada 2014

20 listopada 2014


1. Dyrektor Ołdakowski napisał na Twitterze, że kandydatka, na którą głosowali z żoną dostała tylko jeden głos.
Ciekawe co by było, gdyby wszyscy głosujący poszli sprawdzić protokoły. Och, nie wcale tego nie napisałem. Ja nie chcę cynicznie podpalić Polski.

Andrzej Duda całkiem nieźle mówił pod PKW. Mam wrażenie, że sam fakt kandydowania zrobił z niego jeszcze lepszego mówcę. Kandydat Duda wezwał pana Prezydenta, żeby ten wymógł na Prezesach Sądów, którzy rekomendowali członków PKW, by te rekomendacje wycofali. Miałem wcześniej podejrzenia, że pan Prezydent zaprosił panów Prezesów Sądów, właśnie po to, żeby wymóc na nich wycofanie rekomendacji. I żeby pokazać, że jest aktywny i rozwiązuje kryzys.
Tak, kryzys rozwiązałby na prośbę kandydata Dudy.
Stracił więc pewnie do tego serce. A może Prezesi Sądów powiedzieli mu, że chyba im się nie chce rekomendacji wycofywać i co im zrobi.
Pan Prezydent rozwiązał więc kryzys w inny sposób. Ogłosił, że kryzysu nie ma. I jest to jakaś koncepcja.
Choć co w takim razie z dyrektorem Ołdakowskim i jego (bądź szanownej małżonki) zaginionym głosem? Żeby się to źle nie skończyło dla dyrektora Ołdakowskiego (bądź szanownej małżonki). Bo to by była bardzo zła informacja.

2. Pojechałem na prezentację nissana e-NV200. Elektrycznego miejskiego dostawczaka. Muszę przyznać, że czekałem na to auto. Bo w tego rodzaju samochodzie jest dużo więcej miejsca na baterie. Złą informacją jest, że samochód ma ich tyle samo, co Leaf. I to jest zła informacja.
Ma za to możliwość odzyskiwania energii hamowania, której Leaf nie miał (w każdym razie ten Leaf którym jeździłem). Siedemset kilo ładowności, wchodzą dwie palety. Rozsądne, oszczędzające prąd patenty. Podgrzewana kierownica i fotele zużywają mniej prądu niż ogrzewanie całej kabiny. Jeździłem pewnej zimy autem, w którym nie działało ogrzewanie. Działało podgrzewanie foteli. Mimo ostrych mrozów dało się przeżyć.
Razem z redaktorem naczelnym magazynu „Manager” miast wytyczoną przez organizatorów trasą, pojechaliśmy po drewno do Baniochy. Samochód dostawczy, więc idealny test. W połowie drogi redaktor naczelny magazynu „Manager” przypomniał sobie, że za chwilę musi być na GPW. Wracałem więc z Baniochy w sposób zupełnie sprzeczny z zasadami optymalizacji jazdy elektrycznym samochodem – znaczy szybko i agresywnie. No i powyżej 90 km/godz. samochód przestaje być wyścigówką. Ma jeszcze jedną wadę – kierowca ma bardzo ograniczoną widoczność (w prawo). Po za tym – w porządku pojazd. Udało nam się wrócić z Baniochy na Puławską w kwadrans, nie zużywając całego prądu. Mam nadzieję, że redaktor naczelny magazynu „Manager” zdążył na swoje spotkanie.
Pojechałem jeszcze do stacji szybkiego ładowania – baterie, w związku z tym, że są jak w Leafie, ładują się tyle samo czasu, co te w Leafie. Czyli jakieś ich 80% w pół godziny. Gdyby baterii było więcej ładowałyby się pewnie dłużej.
Na konferencji wystąpił pan z łódzkiej firmy kurierskiej, która używa Leafa i testowała e-NV200. Dziennikarze nie wierzyli mu, że Leaf się opłaca, on tłumaczył, że się opłaca, a jeszcze bardziej by się opłacał, gdyby miał dostęp do szybkiej ładowarki.
Za jakiś czas Nissan ma zarejestrować samochód testowy. Mam zamiar sobie nim jeszcze pojeździć. Więc gdyby ktoś się chciał przeprowadzać, to mogę pomóc, ale bez wnoszenia.

3. Wracałem do domu w korku na Puławskiej. Jednym okiem oglądałem na telefonie konferencję Sasina. O co zapytał go pierwszy dziennikarz? O sytuację w PKW.
Tego na pewno chcieli się dowiedzieć wyborcy od kandydata na stanowisko prezydenta miasta.
Wróciłem do domu w sam raz na konferencje prezesa Kaczyńskiego, który po spotkaniu z Leszkiem Millerem ogłaszał swój plan. Kiedy ogłosił dziennikarze zaczęli zadawać pytania. Nieco idiotyczne. Bardzo raczej idiotyczne. Mówiąc „koledzy z SLD” takie wrażenie najwyraźniej musiał zrobić prezes Kaszyński, że nie mogli dojść do siebie.
Nie pomógł im Leszek Miller. Ten z kolei powiedział „pan premier Jarosław Kaczyński”. Więc jakaś dziennikarka zaczęła go pytać o skrócenie kadencji. Sejmu.
Strasznie ci reporterzy sejmowi wrażliwi są. I to jest zła informacja.

Poszliśmy z Bożeną do Krakena. I było bardzo przyjemnie. Krewetki z wybitnym sosem. Pojawił się dyrektor Zydel, ale nie udało mi się wyciągnąć od niego żadnych interesujących informacji.
Potem Krzysiek wrócił z krótkiego koncertu Morrisseya. Bardzo krótkiego. Ale wyglądał na zadowolonego.

Kiedy wróciliśmy do domu zacząłem szukać informacji, czy dr Sokała dalej pracuje na kieleckim Uniwersytecie. I chyba pracuje. 




Pani poseł Agnieszka Kozłowska-Rajewicz napisała na Twitterze:
„Pomyliłam tubki i umyłam zęby kremem dermosan. Teraz mam bardzo nawilżone dziąsła. Płukanie nie pomaga. Co robić?!!”
Pani Agnieszka zanim została wybrana do Europarlamentu, była Pełnomocnikiem Rządu do spraw Równego Traktowania. Ma Donald Tusk rękę do kobiet.