Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jarosław Kaczyński. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jarosław Kaczyński. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 stycznia 2021

26 stycznia 2021


1. Siemoniak u Mazurka. Fascynujące jest tempo w jakim potrafi diametralnie zmieniać zdanie. Przypomniał mi zabawkę mojego brata. Latający talerz. Jeżdżący znaczy. Z napisem Mars z boku. To były jakieś wczesne lata osiemdziesiąte. Od tego czasu wiem co znaczy „mars” od tyłu. Wyprowadziłem kiedyś z równowagi – dzięki tej wiedzy – pracownika firmy tytoniowej. Prywatnie męża koleżanki mojej z „Gazety Krakowskiej”. Przyniósł kiedyś przedpremierowo parę paczek marsów. Wyciąga. Z dumą pokazuje. Mówi, że to hit będzie. A ja na to – a wiesz jak jest „mars” od tyłu. Nie wiedział. Sprawdził. 

Jeżdżący latający talerz jeździł prosto, kiedy na coś wpadał, praktycznie bez zmiany prędkości zmieniał kierunek. Znowu jechał prosto. Aż na coś wpadł. Zmieniał kierunek. I tak dalej. Zupełnie jak Siemoniak u Mazurka. Mówił jedno. Mazurek go punktował. Zmieniał zdanie. Dalej jechał. Znowu zderzenie z Mazurkiem. Znowu zmiana. Zupełnie jakby miał z boku napis Mars. Zła informacją jest, że robił to w takim tempie i takim przekonaniem, że pewnie mało kto to zauważył. 


2. Siemoniak przypomniał wczorajszego Hołownię. Bożena była pod wrażeniem pustki, którą wypełnione były jego słowa. Zasadniczo trudno jest wypełnić coś pustką. Najpopularniejszym wyjątkiem są słowa polityków. Naprawdę mogą być pełne pustki. Zauważyła, że jedyne co miał konkretnego do powiedzenia, to zgrabnie przeprowadzona krytyka władzy. Ale nic więcej. Żadnej wizji. Zacząłem jej tłumaczyć, że najwyraźniej z badań wyszło, że do uzyskania dwucyfrowego wyniku w wyborach to wystarczy. Że plany – przepraszam za wyrażenie – konstruktywne, się robi, kiedy się idzie po władze. A po władzę aktualnie nikt się nie wybiera. 
Badacze nie wymyślą idei która może ponieść. [Jedyny, znany mi, który miewał takie przebłyski, to Tęgi Łeb] Badacze będą będą pytać na fokusach. A, że ludzie na fokusach nie mają pojęcia, jak należy zmieniać świat, więc zapytani czy walić w PiS kulturalnie, czy ostro? Odpowiadają jak chcą badacze. Kulturalnie, bądź ostro. Ci od Hołowni wolą kulturalnie.
Czy się komuś to podoba czy nie – jak na razie jedynym poważnym politykiem, który ma jakąś spójną wizję politycznej przyszłości jest Jarosław Kaczyński. 
W 38 milionowym kraju wypadałoby, żeby było takich ludzi więcej. Nie ma i to jest zła informacja. 

3. Pojechaliśmy w do gazownika. W dwa auta. Gazownik, jak gazownik. Tylko czystszy niż średnia. Wymieni świece. Siedem. Złą informacją jest, że zapomniałem, którą z ośmiu wymienił Jacek. Może zostanie rozpoznana po stanie. Gazownik powiedział, że zrobi auto jutro. Albo pojutrze. Gdyby zrobił pojutrze – rozwaliłoby to moje plany. Ale powinien jutro. Chyba, że coś znajdzie, co się nie uda jutro zrobić. 

Od Gazownika pojechaliśmy do skupu palet. Wcale nie po to, żeby sprzedać paletę, tylko kupić skrzynie, które Bożena wypatrzyła na OLX. OLX* kiedyś nazywał się tablica.pl. Jakiś marketingowiec pewnie wymyślił, że to nie jest wystarczająco nowocześnie, bo nie ma V, Q albo X w nazwie. Pewnie to jeszcze przebadał i wyszło mu oczywiście to, co chciał. Tak to zwykle z badaniami jest. {Dyrektor Zydel to teraz Dyrektor Muzeum Zydel, więc się nie powinien – jako były badacz – oburzać. Ma większe problemy.]
Skrzynie, w których Bożena chce sadzić różne rosnące rzeczy, okazały się opakowaniami na coś, co przyszło z Niemiec. Porządnie zrobionymi opakowaniami. Nie na tyle porządnie, żeby wyglądały na opakowania na rakietową amunicję, ale i tak na tyle porządnie, że będzie można w nich siać i sadzić. Podwiózł je sympatyczny młody człowiek. Sztaplarką. Ze strasznie długimi widłami. Skoro wózek widłowy, to pewnie są to widły. Pomógł mi załadować je na pakę chevroleta. Paka, to po amerykańsku bed. Jakoś to mnie – nie wiedzieć czemu – śmieszy. 
Otwarta klapa paki przedłuża ją o dobre pół metra. 

Ze skrzyniami na pace pojechaliśmy do Lidla. Szczerze mnie ubawiły przecenione wegańskie hamburgery w lodówce z mięsem. 

Nie chciało mi się ściągać skrzyń z paki, więc wstawiłem chevroleta do stołówki. Żeby wjechać trzeba składać lusterko. Ale się mieści. Nawet przedłużony o pół metra otwartej klapy. 
Wieczorem przez moment oglądałem Paszporty Polityki. Dziadersi łaszący się do progresywnej młodzieży. Nawet śmieszne. 


*Historia z nazwą OLX jest nieprawdziwa. Zmienił się właściciel. Nowy miał już globalną sieć o tej nazwie. 

poniedziałek, 11 maja 2020

9 maja 2020


1. Urodziny nie są moim ulubionym dniem w roku. Zdecydowanie wolę czas je poprzedzający. Zresztą podobnie mam ze świętami – kiedy już się zaczną to wiadomo, że zaraz się skończą. I to jest zła informacja.
Rok temu świętowałem w trasie między San Francisco a Reno. Dwa lata temu zorganizowałem imprezę w Beirucie. Trzy lata temu – nie pamiętam, Cztery – w Kanadzie, pięć – w ciszy wyborczej, osiem w barze Tektura – tym, którego miejsce zajął Kraken. Wtedy kolega z harcerstwa ofiarował mi książkę z dedykacją Jarosława Kaczyńskiego. To była pierwsza taką dedykacja. Drugą dostałem już osobiście. W „Porozumieniu przeciw monowładzy” książce, dzięki której – muszę przyznać – sporo zrozumiałem z dzisiejszej rzeczywistości.
W międzyczasie była jeszcze jedna impreza. Urządziłem proszony obiad. Głównym daniem były krewetki z pomidorami. W pewnym momencie się okazało, że osiemdziesiąt (około) procent męskiej części gości zadziwiająco długo na balkonie pali papierosy (w tej grupie również kilku niepalących). Wyszedłem na balkon, by sprawdzić co się dzieje. Wszyscy w milczeniu podglądali sąsiadkę z przeciwka.To właściwie połowa historii. Drugiej nie napiszę. I to jest zła informacja.

2. Przyjechał Piotr z kolegą swoim Mrówą i Dyziem. Dyzio to wilczarz – chart irlandzki. Wilczarz, czyli pies na wilki. Naprawdę wielki pies. Dyzio jest młody, sprawia wrażenie nie do końca pozbieranego. No i jest chartem. Piotr opowiadał, jak rzucił się w pogoń za sarną, dogonił ją (nie był to dla niego jakiś specjalny problem) przewrócił, po czym dokładnie wylizał i porzucił. Sarna wstała i poszła w swoją drogę. Pewnie nie opowiadała kolegom, co ją spotkało, bo i wstyd, i pewnie by nie uwierzyli.
Dyzio się wyraźnie nudził. Brakowało mu kogoś do zabawy. W końcu zaległ w trawie i zaczął drzemać.
Nie wiedzieć czemu przypomniał mi się „Dreamcatcher” Kinga i Duddits z jego niepasowaniem do świata i jednym celem życia. (Najstarszy Analityk Szacki powinien wiedzie o co mi chodzi, bo zawsze występuje z kolekcją książek Kinga w tle.) Więc z Dyziem jest tak samo. Jego wielkość, potencjalna krótkość życia, chorowitość, niepozbieranie straci znaczenie, kiedy się pojawi wilk zły. Dyzio stanie się wtedy sobą i sprawi mu łomot.

Zasadniczo, to Piotr przyjechał by zobaczyć co udało mi się odkuć w stodoło-stołówce. Ale kiedy już zobaczył, namówił mnie, byśmy się zajęli zbieraniem drewna zalegającego przy płocie. Pocięciem i zbieraniem. Wydawało mi się, że to będą resztki po ściętej rok temu suchej sośnie i parę kawałków akacji. Wyszło tyle, że musiałem pożyczyć od sąsiada Tomka Renatę, której skrzynię w całościśmy zapełnili. I to jest zła informacja, bo wciąż to czuję, W rękach, plecach, nogach. Zajmowanie się drzewem lepsze efekty daje niż siłownia. (Zgaduję bo nigdy z siłownią nie miałem na poważnie do czynienia).

3. Pisarz Piątek odkrył, że przy Baltic Pipe będzie pracować ta sama firma, która pracowała przy Nord Stream 2. W sumie, to powinienem napisać Tomasz Piątek bajkopisarz z Pruszkowa. Wciąż przeżywam lekturę ostatniego jego dzieła tego autora. Dzieła poświęconego Prezydentowi. Głupie to strasznie i byle jak zrobione. Gdyby się znalazł jakiś adwokat – mógłbym pozwać bajkopisarza z Pruszkowa Piątka i jego wydawcę. Wydałem na to dzieło ze cztery dychy, a autorom (jako drugi występuje właściciel wydawnictwa Marcin Celiński) nie chciało się nawet sprawdzić kiedy ogłoszono decyzję o starcie w wyborach.
W każdym razie tylko jedna firma dysponuje technologią układania podmorskich rurociągów. I ta firma przestała układać Nord Stream, za to zacznie układać Baltic Pipe. Obawiam się, że nie jestem w stanie wymyślić jakie wnioski z tego wyciągnie bajkopisarz z Pruszkowa Piątek. I to jest zła informacja, bo mam się za człowieka o szerokich horyzontach.

niedziela, 27 września 2015

27 września 2015




1. Wstałem zbyt wcześnie. Wlazłem więc do wanny. W wannie, jak to w wannie wessał mnie Twitter. Tajmlajn przeżywał materiał kolegi redaktora Wójcika o tym, że PAD się spotkał w czwartkowy wieczór z Jarosławem Kaczyńskim. Kolega Redaktor użył pewnej liczby przymiotników, jakie przystoją jego periodykowi [muszę chyba na jakiś czas przestać pisać, bo przekraczam właśnie pewną granicę formalną]. Przymiotniki te przysłoniły niektórym właściwą treść. I to jest zła informacja.
Mój ulubiony redaktor naczelny tygodnika, który jako jedyny wyłamuje się z trendu wpływów reklamowych, walnął – delikatnie mówiąc – niezbyt rozsądnego tweeta. Wieść gminna niesie, że kontem rzeczonego pana zajmuje się pani, która staje na głowie, żeby nieco te tweety przyszlifować. Jej pryncypał wciąż nie ogarnia nowych mediów

2. W Makro już stoją znicze. Jeszcze tydzień i pojawią się ozdoby choinkowe. Pory roku w Makro zmieniają się szybciej niż w supermarketach. Niechęć do poznawania nazw warszawskich ulic kosztowała mnie pół godziny. Zamknięto Niemcewicza. Po drodze były informacje, ale nic mi nie mówiły. Więc razem z setką innych kierowców zwiedzałem Ochotę. Złą informacją jest, że zamiast szukać swojej drogi jechałem za stadem.
Przez część dnia pani Premier walczyła z hejtem. Na choroby autoimmunologiczne podaje się chyba sterydy.
  
3. Wieczorem wpadłem na chwilę do Muzeum Powstania na imprezę z okazji zamknięcia „Pokoju na lato” [właściwie to chyba pretensjonalna nazwa]. Tu powinienem się po raz kolejny zachwycić kulturotwórczą rolą Muzeum. Ale to by było zbyt oczywiste.
Później oglądaliśmy „The Casual Vacancy” nazwane nie wiedzieć czemu „Trafnym wyborem”. Pani J. K. Rowling potrafi. Serial warto obejrzeć choćby dlatego że jest ładny. Finał może na niektórych działać depresyjnie. I to jest zła informacja.




piątek, 21 listopada 2014

20 listopada 2014


1. Dyrektor Ołdakowski napisał na Twitterze, że kandydatka, na którą głosowali z żoną dostała tylko jeden głos.
Ciekawe co by było, gdyby wszyscy głosujący poszli sprawdzić protokoły. Och, nie wcale tego nie napisałem. Ja nie chcę cynicznie podpalić Polski.

Andrzej Duda całkiem nieźle mówił pod PKW. Mam wrażenie, że sam fakt kandydowania zrobił z niego jeszcze lepszego mówcę. Kandydat Duda wezwał pana Prezydenta, żeby ten wymógł na Prezesach Sądów, którzy rekomendowali członków PKW, by te rekomendacje wycofali. Miałem wcześniej podejrzenia, że pan Prezydent zaprosił panów Prezesów Sądów, właśnie po to, żeby wymóc na nich wycofanie rekomendacji. I żeby pokazać, że jest aktywny i rozwiązuje kryzys.
Tak, kryzys rozwiązałby na prośbę kandydata Dudy.
Stracił więc pewnie do tego serce. A może Prezesi Sądów powiedzieli mu, że chyba im się nie chce rekomendacji wycofywać i co im zrobi.
Pan Prezydent rozwiązał więc kryzys w inny sposób. Ogłosił, że kryzysu nie ma. I jest to jakaś koncepcja.
Choć co w takim razie z dyrektorem Ołdakowskim i jego (bądź szanownej małżonki) zaginionym głosem? Żeby się to źle nie skończyło dla dyrektora Ołdakowskiego (bądź szanownej małżonki). Bo to by była bardzo zła informacja.

2. Pojechałem na prezentację nissana e-NV200. Elektrycznego miejskiego dostawczaka. Muszę przyznać, że czekałem na to auto. Bo w tego rodzaju samochodzie jest dużo więcej miejsca na baterie. Złą informacją jest, że samochód ma ich tyle samo, co Leaf. I to jest zła informacja.
Ma za to możliwość odzyskiwania energii hamowania, której Leaf nie miał (w każdym razie ten Leaf którym jeździłem). Siedemset kilo ładowności, wchodzą dwie palety. Rozsądne, oszczędzające prąd patenty. Podgrzewana kierownica i fotele zużywają mniej prądu niż ogrzewanie całej kabiny. Jeździłem pewnej zimy autem, w którym nie działało ogrzewanie. Działało podgrzewanie foteli. Mimo ostrych mrozów dało się przeżyć.
Razem z redaktorem naczelnym magazynu „Manager” miast wytyczoną przez organizatorów trasą, pojechaliśmy po drewno do Baniochy. Samochód dostawczy, więc idealny test. W połowie drogi redaktor naczelny magazynu „Manager” przypomniał sobie, że za chwilę musi być na GPW. Wracałem więc z Baniochy w sposób zupełnie sprzeczny z zasadami optymalizacji jazdy elektrycznym samochodem – znaczy szybko i agresywnie. No i powyżej 90 km/godz. samochód przestaje być wyścigówką. Ma jeszcze jedną wadę – kierowca ma bardzo ograniczoną widoczność (w prawo). Po za tym – w porządku pojazd. Udało nam się wrócić z Baniochy na Puławską w kwadrans, nie zużywając całego prądu. Mam nadzieję, że redaktor naczelny magazynu „Manager” zdążył na swoje spotkanie.
Pojechałem jeszcze do stacji szybkiego ładowania – baterie, w związku z tym, że są jak w Leafie, ładują się tyle samo czasu, co te w Leafie. Czyli jakieś ich 80% w pół godziny. Gdyby baterii było więcej ładowałyby się pewnie dłużej.
Na konferencji wystąpił pan z łódzkiej firmy kurierskiej, która używa Leafa i testowała e-NV200. Dziennikarze nie wierzyli mu, że Leaf się opłaca, on tłumaczył, że się opłaca, a jeszcze bardziej by się opłacał, gdyby miał dostęp do szybkiej ładowarki.
Za jakiś czas Nissan ma zarejestrować samochód testowy. Mam zamiar sobie nim jeszcze pojeździć. Więc gdyby ktoś się chciał przeprowadzać, to mogę pomóc, ale bez wnoszenia.

3. Wracałem do domu w korku na Puławskiej. Jednym okiem oglądałem na telefonie konferencję Sasina. O co zapytał go pierwszy dziennikarz? O sytuację w PKW.
Tego na pewno chcieli się dowiedzieć wyborcy od kandydata na stanowisko prezydenta miasta.
Wróciłem do domu w sam raz na konferencje prezesa Kaczyńskiego, który po spotkaniu z Leszkiem Millerem ogłaszał swój plan. Kiedy ogłosił dziennikarze zaczęli zadawać pytania. Nieco idiotyczne. Bardzo raczej idiotyczne. Mówiąc „koledzy z SLD” takie wrażenie najwyraźniej musiał zrobić prezes Kaszyński, że nie mogli dojść do siebie.
Nie pomógł im Leszek Miller. Ten z kolei powiedział „pan premier Jarosław Kaczyński”. Więc jakaś dziennikarka zaczęła go pytać o skrócenie kadencji. Sejmu.
Strasznie ci reporterzy sejmowi wrażliwi są. I to jest zła informacja.

Poszliśmy z Bożeną do Krakena. I było bardzo przyjemnie. Krewetki z wybitnym sosem. Pojawił się dyrektor Zydel, ale nie udało mi się wyciągnąć od niego żadnych interesujących informacji.
Potem Krzysiek wrócił z krótkiego koncertu Morrisseya. Bardzo krótkiego. Ale wyglądał na zadowolonego.

Kiedy wróciliśmy do domu zacząłem szukać informacji, czy dr Sokała dalej pracuje na kieleckim Uniwersytecie. I chyba pracuje. 




Pani poseł Agnieszka Kozłowska-Rajewicz napisała na Twitterze:
„Pomyliłam tubki i umyłam zęby kremem dermosan. Teraz mam bardzo nawilżone dziąsła. Płukanie nie pomaga. Co robić?!!”
Pani Agnieszka zanim została wybrana do Europarlamentu, była Pełnomocnikiem Rządu do spraw Równego Traktowania. Ma Donald Tusk rękę do kobiet.



środa, 12 listopada 2014

11 listopada 2014


1. Paulina Chorążewska dostała list od prezydenta Obamy. Pochwaliła się tym na fejsie. Właściwie nic dziwnego, że dostała, bo robi dla Stanów Zjednoczonych kawał naprawdę dobrej roboty. Gdybym był EmeSZetem, to bym natychmiast próbował podkupić Paulinę Departamentowi Stanu.
Nie jestem. Choć właściwie byłbym idealnym kandydatem – języków nie znam, polityka zagraniczna mnie nie interesuje, lubię wypić i zjeść za cudze. Ale nie to jest złą informacją.
Prezydent Obama nie miał problemu w przestawieniu klawiatury w komputerze i poprawnie zapisał „ą” i „ż” w nazwisku Pauliny.
Gdyby ten list pisał minister Boni, z polskimi znakami mógłby być problem. No i złą informacją jest, że zajmuje się on Bóg jeden wie jak ważnymi sprawami w tej Brukseli. I pewnie o tych sprawach też ma podobnie ograniczone pojęcie jak o obsłudze iPada.

2. Pojechaliśmy do Gminy by profilaktycznie poskarżyć się na panów kopaczy, którzy znikli zostawiając syf. Gmina nie przedłużyła sobie weekendu. Czuć wyborczy tydzień.
Kiedy parkowałem samochód w okno zastukał mi pan i wręczył gazetę wyborczą PiS-u i własną ulotkę. Startuje do rady świebodzińskiego powiatu. Gazeta wyborcza PiS-u okazała się dużo lepsza niż myślałem.
Mój ulubiony pan od inwestycji, budownictwa i innych spraw uświadomił nam dwie sprawy. Informacja była zła i dobra. Pierwsza – zła, że wbrew temu, co mówili panowie kopacze nie kończą wcale wiosną. Więc obietnica ich, że wszystko, czego nie zdążą teraz, zrobią później zasadniczo była pobożnym życzeniem. Druga – dobra: wykonawca dostanie pieniądze dopiero, kiedy przedstawi oświadczenia wszystkich właścicieli posesji o tym, że usunął wszelkie szkody, które powstały podczas budowy.
Więc mamy ich w garści, bo tak naprawdę oni sami nie wiedzą co zepsuli.
Pieniądze, które od tego zależą to czterdzieści procent wartości inwestycji.
A tak naprawdę złą informacją jest to jak wielką satysfakcję czuję myśląc jak będę mówił – o, tu krawężnik się ukruszył. Bo tak naprawdę nie będę tego mówił.

3. Przed budynkiem Gminy wpadliśmy na pana Wójta, który walnął nam pogadankę wyborczą. Zaczął od pochwalenia skody. Później mówił jak dobrych urzędników ma Gmina. Oświadczył, że zarabia najmniej ile może. Jako, że rozpoznał we mnie PiS-owca opowiedział o dość idiotycznej historyjce, którą opowiedział w Świebodzinie na spotkaniu Jarosław Kaczyński [o okręgach jednomandatowych, że i tak partia decyduje], później ponadawał na Platformę. Ale tak naprawdę chodziło o to, że teraz, kiedy wygra (a wygra), będzie wójtem czwartą kadencję. I że to nic złego.
Argumenty, których używał były – delikatnie mówiąc – dyskusyjne. Ale i tak go jakoś lubię.
To nie jest jego wina, że ten system nie działa. Samo ograniczenie maksymalnej liczby kadencji nic nie zmieni. Przez 25 lat ludzie nie nauczyli się do czego służy lokalny samorząd. Zresztą w znakomitej części służy do niczego. I to jest zła informacja.
Przydałaby się nowa konstytucja.

Wieczorem przypadkiem trafiliśmy na rozmowę prezydenta Komorowskiego z redaktorem Lisem. Na fragment o ograniczaniu liczby kadencji. Bóg mi świadkiem, że nie wiem, co pan prezydent mówił na ten temat. Redaktor Lis ciągle mu przerywał. Ale to nie ważne.
Bożena zauważyła, że Bronisław Komorowski to groźny polityk. Nie wolno go nie doceniać.

Męskie Blogerki Modowe zauważyły, że na spotkanie z redaktorem Lisem prezydent Komorowski nie założył obrączki. Wybrał sygnet.


poniedziałek, 10 listopada 2014

9 listopada 2014


1. Jarosław Kaczyński ogłosił, że będzie się z partii pozbywał Adama Hofmana i od razu się obudziłem. Gdybym się obudził z 15 minut wcześniej mógłbym być tego prawie świadkiem. Znaczy słuchać tego na żywo. Choć raczej nie mógłbym. Gdyż nie wiem na jakiej częstotliwości nadaje RMF. A radio nie ma RDS. Choć jednak mógłbym. Note 3 ma wszystko, więc musi mieć radio. A jak ma, to na pewno z RDS-em. Ale musiałbym znaleźć słuchawki. A nie wiem, gdzie są i to jest zła informacja. Choć gorszą jest, że nie widziałem kolegi Mężyka, który w TVP Info ponoć ogłosił, że usunięcie Hofmana to koniec PiS-u. Ktoś na Twitterze zapytał, czy Mężyk jest od Kolanki. I to właściwie jest strasznie śmieszne.

2. Przedpołudniowy czas przeszedł na pakowanie Superba i oglądanie komentarzy na TVN24. Komentarze już nie pamiętam, więc pewnie nic ciekawego nikt nie wymyślił. Za to Superb pakowny jest bardzo. I bardzo mu się rozkłada tylna kanapa.
Ruszyliśmy w deszczu. Narastającym. Zamiast produkować telewizyjne spoty, które w sposób zaprzeczający fizyce i zdrowemu rozsądkowi próbują namawiać publiczność by fordami Mondeo kombi nie przekraczali prędkości 50 km/godz., ktoś mógłby zacząć namawiać ludzi, by na autostradzie w deszczu włączali tylne światło przeciwmgielne.
I w ogóle włączali światła. Bo chyba mało kto wie, że samochody ze światłami do jazdy dziennej mają je tylko z przodu. Czyli, jeżeli włączą pozycję „auto” nie jest powiedziane, że cokolwiek czerwonego im się z tyłu zaświeci. A jeżeli do tego jadą lewym pasem z prędkością 110 km/godz., to się kiedyś mogą zdziwić.
Kiedyś to trzeba było mieć chlapacze. Ojciec opowiadał, że tłumaczył milicjantom, że Garbus ma tak skonstruowane błotniki, że chlapacze nie są potrzebne. Dawali się przekonać. A jak się nie dawali, to pewnie wyciągał odpowiednią legitymację i się przekonać dawali.
A teraz? Nie ma czegoś takiego jak chlapacze. Może ta mgła, która się robi za jadącym 140 km/godz. samochodem nie bierze się z braku chlapaczy?
To nie jest kraj dla starych ludzi.
I to jest zła informacja.

3. Padać przestało. W międzyczasie na fejsie redaktor Pertyński napisał, że mu trochę głupio z Hofmanem, że „Tyle rzeczy nawywijał, tyle razy błagał na kolanach, żeby mu skuć mordę, a za taki drobiazg poleciał… Na kilometr pachnie mi to wystawką.” I poprosił mnie o komentarz.
Odpisałem, że to nie drobiazg. Chciałem kontynuować na jakiejś stacji benzynowej, ale jak dojechaliśmy, to dyskusja pod postem tak się rozkręciła, że już mi się pisać odechciało.
Uczulenie na PiS red. Pertyńskiego w pewnych sytuacjach stawia go w jednym szeregu z ministrem Kuczyńskim [w tym wpisałem jeszcze kilka nazwisk, ale je wykasowałem, bo aż tak zgryźliwy nie jestem]. Złą informacją jest, że to uczulenie ogranicza pole widzenia.
Otóż Hofman ma kłopoty dlatego, żeby wyraźnie pokazać, że PiS to nie PO.
[I od razu poszedł taki komunikat.]

Na stacji benzynowej, gdzieś na wysokości Koła, o mały włos nie walnąłem volkswagena up!, który pojawił się znikąd. Tak szybko, że czujnik w lewym przednim nadkolu go nie zauważył. Cóż Superb to nie A6.

Ktoś obsługujący platformowego Twittera zapomniał o tym, że rząd PO zrezygnował z budowy autostrady A3.

Po pięciu latach rozważania tego kroku zdecydowałem się skręcić, by zobaczyć klasztor w Lądzie. Pocysterski. Polecam. 
Przy okazji można oszczędzić – omija się kawałek kulczykowej autostrady.