Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kawa na ławę. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kawa na ławę. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 stycznia 2024

14 stycznia 2024


 1. Odwoziłem wczorajszego pasażera na stację w Świebodzinie. Pasażer palacz, jechał za granicę, więc po drodze poszukiwaliśmy odpowiedniego gatunku papierosów. Nie w sklepie, bo w sklepie czasem nie mają sztang, na stacji benzynowej. Na pierwszej, korzystając z okazji, postanowiłem zatankować, postanowienie przekułem w czyn, wtedy się okazało, że na stacji nie ma odpowiednich papierosów, bo wykupili, bo były w starej cenie. Musiałem więc przerwać tankowanie, czego robić nie lubię i ruszyć na następną stację. Po przejazd kolejowy. Oczywiście zamknięty. Tym razem na cześć pociągu wiozącego volkswageny do Niemiec. W Niemczech kryzys, więc pociąg zbyt długi nie był. Dojechaliśmy na drugą stację. Podejrzewam, że projektu Alberta Speera, ale niestety zbrzydzoną przez orlenowskich specjalistów od marketingu. Czy opowiadałem, że na urodziny, parę lat temu, dostałem zegar identyczny z tym, który w „Upadku” występuje w scenie spotkania Speera z Hitlerem? (Z różnicą taką, że mój ma wahadło). No więc pasażer wszedł na stację, widać było, że ktoś zdejmuje karton z górnej półki. Chwilę po nim do środka weszła owinięta kocem pani. Wyszli osobno. Pasażer ucieszony, że kupił, niestety po nowej cenie. Dojechaliśmy na dworzec, który wygląda jakby wyszedł jednak z ciężkiego remontu. W każdym razie zdążył, pojechał. 

Najważniejszego nie napisałem. Wszystko się odbyło z minimalnym marginesem bezpieczeństwa. I przez cały czas było pod górkę. Począwszy od tego, że na opisywanym wczoraj zakręcie śmierci, walnął w coś mały, czarny samochodzik i druhowie z OSP kierowali ruchem. 
Złą informacją jest, że przez to, iż nie dotankowałem do pełna, nie wiem ile mam paliwa. 

2. „Kawa na ławę”. Część. (Nim pojechałem odwieźć) Rządząca koalicja postanowiła, że prawo łaski jest złem. Jestem gotów się założyć, że zmienią zdanie, gdy prezydentem będzie ktoś im bliższy. Do niesłusznie ułaskawionych Kamińskiego i Wąsika, doszli Magdalena Ogórek i Rafał Ziemkiewicz. Nikt oczywiście nie zauważył, że skazani byli z niesławnego paragrafu 212. Ułaskawiając ich prezydent oszczędził budżetowi państwa dobrych parę tysięcy euro, bo Polska zwykle przegrywa z takich sprawach w Strasburgu. 
W każdym razie prawo łaski mamy w konstytucji, do której stosunek miał przecież określać uczestników uśmiechniętej koalicji. 
Strasznie mnie mierzi postać Piotra Zgorzelskiego. I to jest zła informacja, bo już dawno powinienem się do tego, co sobą pan marszałek reprezentuje, przyzwyczaić. Tym razem wyciągnął jakiś przypadek wniosku o ułaskawienie i wymagał od Małgorzaty Paprockiej, by ten przypadek komentowała, czego – również z powodów formalnych – nie mogła zrobić. Później opowiadał, że ułaskawienie uniemożliwia zadośćuczynienie ofiarom ułaskawionego przestępcy. Brzmi nieźle, choć to nie jest prawda, gdyż prawo łaski procesów cywilnych nie dotyczy, więc ofiary mogą walczyć o zadośćuczynienie tą drogą.

Pan prezydent, korzystając z rocznicy urodzin Wincentego Witosa, w naprawdę dobrym przemówieniu, pojechał PSL-owi. I bardzo dobrze, gdyż jeżeli peeselowcy się nie obudzą, skończą jak uczestnicy projektu Ryszarda Petru. Większą jednak radość sprawiło mi słuchanie o Sanacji, po której pojechał jeszcze bardziej niż po Nowym PSL-u. Kiedy z pięć lat temu pozwalałem sobie w Pałacu na podobne uwagi, koledzy patrzyli na mnie, jak na heretyka. Gdyby się wyzłośliwiać, to by można się zacząć zastanawiać, czy aby bardziej niż Nowemu PSL-owi, prezydent nie pojechał Grupie Rekonstrukcyjnej Sanacji. 

3. „Czas Krwawego Księżyca”. Film tak długi, że pod koniec człowiek zapomina, jak był nudny na początku. Złą informacją jest, że tłumaczący tytuł poszedł na łatwiznę. 

poniedziałek, 14 marca 2022

13 marca 2022


1. Przez chwilę oglądałem „Kawę na ławę”. I to była akurat ta chwila, w której człowiek żałował, że to nie Konrad Piasecki jest parlamentarzystą. 
Przez chwilę oglądałem „Cztery strony prasy”. Bardzo krótką chwilę. „Loży prasowej” nawet nie włączałem. I – sądząc po twitterowych komentarzach – dobrze. 
Wysłuchałem Mazurka bez Stanowskiego. I Mazurka z Kazimierczakiem i Dobrowolskim. Dlaczego benzyna w Polsce ma być tańsza niż w Niemczech, skoro telewizory są droższe. O piwie nie mówiąc. Czy winie. 
Zabawna w sumie była niechęć Mazurka do dzwoniących słuchaczy. Słuchacze brzmią trochę jak pogrobowcy Wykopu. Więc się niby obrażać nie powinni. Ale pewności w tej sprawie nie mam. I to jest zła informacja. 

2. Kotek Rudolf. Wczoraj asystował przy ogrodowych pracach. Wlazł na grab. Myślałem, że przyjdzie mi nieść drabinę z pomocą. Jednak zlazł. Złapał mysz. Interweniowałem dając myszy fory. Nie na wiele się to zdało. Złapał ją drugi raz. I nie dal już jej sobie odebrać. I to jest zła informacja. 
Po wszystkich tych przygodach, dziś był przekonany o swojej wyjątkowości. Dziś postanowił zapolować na Lucky'ego. Lucky nie bardzo wiedział jak się zachować. W każdym razie Rudolf przeżył. 


3. Wbiłem sobie wczoraj w rękę nóż. Japoński, Więc wszedł głęboko. Ściągnąłem ranę takimi paskami do ściągania ran. Niby dobrze, ale mnie ręka boli. A właściwie obie dwie, bo wczoraj przycinając dziką różę nawbijałem sobie kolców. 
Przez ostatnie dni oglądaliśmy najświeższych „Wikingów”. Ich to ciągle coś musiało boleć i jakoś z tym funkcjonowali. 
Przyszedł sąsiad Tomek. Przerwane łańcuchy dostaw na razie go nie dotknęły. Na razie. 


eSIM T-Mobile prawie działa. Znaczy: da się rozmawiać, ale jest problem z SMS-ami. Nie działają. I to jest zła informacja.


 

poniedziałek, 7 lutego 2022

6 lutego 2022


1. Wstałem chwilę po początku „Kawy na ławę”. Włączyłem w momencie, gdy pani Leszczyna zajmowała się panią Le Pen i jej wyprowadzaniem Francji z NATO. Za panią Leszczyną nie przepadam, ale nie na tyle, że pisać, że mózg trzyma na stoliku, co widać było w kadrze. Za panią Le Pen też jakoś specjalnie nie przepadam. I nie przywiązuję wagi do jej przemówień. 
Wydawać by się mogło, że sytuacja międzynarodowa jest na tyle poważna, że większą wagę by można przywiązywać do czynów niż słów. Można by do ciekawych wniosków dojść. Na przykład, że Węgrzy nie robią (nie o słowa chodzi) niczego takiego, czego by teraz nie robiły Niemcy. 
A jeżeli już koniecznie się mamy skupiać na słowach, to co jest gorsze słowa Le Pen, że jej się NATO nie podoba, czy deklaracje pani van der Leyen, że niezależnie od tego, co Ruskie wykręcą, nie może być mowy o sankcjach na NS2?
Ostatnio się zmieniają linie podziału świata, niektórzy albo tego nie widzą, albo widzieć nie chcą. I to jest zła informacja. 

2. W środku dnia znowu wyłączyli prąd. Na całkiem długo, bo UPS od lodówki się poddał. Miłe było to, że jeszcze było jasno. Agregat się ukonkretnia. Zwłaszcza po tym, dy dotarło do mnie, że 12kW pompy to nie pobór. 
Kocia nie było całą noc i prawie cały dzień. Przeszedł, zjadł, wyszedł, przyszedł, zjadł, pobawił się chwilę z synem i poszedł. 
A przyszedł tak mokry, że wręcz z niego kapało. I to jest zła informacja, bo jeszcze się chłopak przeziębi.

3. Dzień przed telewizorem, z przerwą na brak prądu. 

Najpierw obejrzeliśmy film dla dzieci „Snake Eyes”. Nindża w garniturach wbijali w siebie miecze samurajskie i jeździło dużo elektrycznych hyundaiów. 

Dwa odcinki „The Gilded Age” – miło popatrzeć. No i ze trzy odcinki „

And Just Like That...”. Ten serial to strasznie smutna historia. I nie chodzi wcale o śmierć w pierwszym odcinku, tylko dziaderskie silenie się na progresywność. 
Ta śmierć to zła informacja, gdyż lubiłem tę postać. Dwadzieścia lat temu lubiłem. 


 

poniedziałek, 10 stycznia 2022

9 stycznia 2021



Zdjęcie, które kolega Kapla zrobił pod tablicą poświęconą Romanowi Dmowskiemu w warszawskiej katedrze. 

1. Przez chwilę oglądałem „Kawę na ławę”. Obrabiany był „Pegasus”. 
Czarzasty tłumaczył, że nikt nie uwierzy, że skoro Służby miały dostęp do telefonu senatora Brejzy, to nie używano tej wiedzy w kampanii wyborczej. 
Poparł go Arłukowicz. Dowodem na to miało być, że na imprezach wyborczych Platformy pojawiali się też Platformy przeciwnicy. 

Czarzastemu nie ma się co dziwić. Pamięta pewnie jak było w 1989. A konkretnie „Sprawę obiektową Urna 89”, czyli zaangażowanie Służby Bezpieczeństwa w kampanię wyborów czerwcowych. Każdy – jak mówią – sądzi według siebie.
Ciekawsze jest to, co mówił Arłukowicz. Jeżeli do tego, by pozyskać wiedzę o publicznych spotkaniach konieczne są służby, to znaczy, że wiedzę taką jakoś pozyskiwał KOD, który przez lata próbował przeszkadzać w prezydenckich spotkaniach, też musiał mieć dostęp do „Pegasusa”. Na to pewnie poszła kasa z lewych faktur Kijowskiego. 

Nawet jeśli kiedyś się dowiemy, że z „Pegasusem” było coś nie tak – temat będzie już tak przegrzany, że nikt się tym nie przejmie. I to jest zła informacja,

2. Goście pojechali. I to jest zła informacja. Mogliby być jeszcze z tydzień. Wcześniej przeprowadziłem pierwszy od dobrych siedmiu lat duży wywiad. Było nerwowo, gdyż nie przyzwyczaiłem się jeszcze do tego, że pracuję w dzienniku. Poprzednie wywiady robiłem do miesięczników. Tam pojęcie deadline'u miało dużo mniej konkretne znaczenie.

3. Późnym wieczorem zadzwonił do mnie człowiek, z którym ze trzy lata temu rozmawiałem przez jakiś kwadrans. Zadzwonił, żeby zaprosić na swój pogrzeb. Ma raka trzustki. Jest na morfinie. Dzwoni do ludzi, bo nie chce, żeby Katedra Polowa była pusta. Nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. I to jest zła informacja 

 

niedziela, 31 października 2021

31 października 2021


1. Z kotami wszystko w porządku. 

Kawa na ławę zmierza w kierunku „Drugiego Śniadania Mistrzów”, tyle że z przekrzykiwaniem. 
Po dzisiejszym programie zgadzam się ze zdaniem jednego z uczestników – szkoda czasu na tam chodzenie. 
W pewnym momencie Andrzej Zybertowicz próbował się podzielić informacją, że na wzrost cen gazu miała wpływ niska produkcja zielonej energii w 2020 roku. Przez którą zużyto zapasy, które trzeba było uzupełniać. Arłukowicz ze Zgorzelskim zaczęli rechotać. 
Nasze panele 9,6 kWp, w październiku 2020 r. wyprodukowały 498,85 kWh, a w październiku 2021 – 725,15 kWh, więc coś w tym jest. 
Złą informacją jest, że przy tych dwóch stałych gościach „Kawy” na merytoryczną dyskusję szans nie ma. 

2. Niemieccy goście sąsiedniej agroturystyki z całą mocą sprzętu słuchali dudniącej muzyki. A w związku z tym jak głośno jej słuchali, to rozmawiać musieli na siebie rycząc. Przez cały prawie dzień można było słuchać dudnienia i ryków. Myśmy mogli. Sąsiedzi bliżej – musieli. 
No to może inny cytat z „Cmentarza w Pradze” Eco: 
Niemców poznałem, pracowałem nawet dla nich. To najniższa kategoria rodzaju ludzkiego, jaką można sobie wyobrazić. Niemiec wydziela średnio dwa razy więcej kału niż Francuz – nadczynność funkcji trawiennych ze szkodą dla mózgowych, dowodząca fizjologicznej niższości. W czasach najazdów barbarzyńców germańskie hordy znaczyły przemierzane szlaki niepojętą ilością odchodów. Zresztą nawet w o wiele mniej odległych stuleciach francuski podróżnik zauważał natychmiast, że jest już w Alzacji, gdy widział na drogach niezwykłej wielkości kupy. Na tym nie koniec. Niemców charakteryzuje wydzielanie cuchnącego potu; dowiedziono też, że mocz Niemca zawiera dwadzieścia procent azotu, mocz zaś innych ras – tylko piętnaście.

Żeby nie było: narrator w książę opisuje też – w podobny sposób – inne nacje. 

Złą informacją jest, że tak się dobrze bawili, iż istnieje podejrzenie, że przyjadą raz jeszcze. 

3. Przyszła grupka zadowolonych z siebie dzieci z niespotykanym tu wcześniej zawołaniem „cukierek albo psikus”. Mimo iż mnie korciło, dałem cukierek. A nawet sześć. Amerykańskich. 

Misiek – poniekąd etnograf – tłumaczy, że anglosaskie świętowanie Halloween zupełnie nie pasuje do naszej tradycji, bo u nas się o duchy – w Dziady – dbało, a tam się je – w Halloween – przepędza. 

Złą informacją jest, że jak się te nasze duchy zdenerwują, to będziemy się mieć z pyszna. 

 

poniedziałek, 1 lutego 2021

31 stycznia 2021


 

1. Słoneczny ranek, słoneczne przedpołudnie, słoneczne popołudnie. Instalacja fotowoltaiczna wyprodukowała rekordowe w tym miesiącu 25 kilowatogodzin prądu. Choć raczej energii, bo prąd to w amperach. Złą informacją jest, że w styczniu słońce operowało w ten sposób tylko jeden dzień. Przez to styczeń jest najgorszym miesiącem w historii. Historii, która zaczęła się w połowie września. 

2. Sikorki zjadły już połowę zawartości niby pończochy. Jedzą dalej. Grupowo. Włączyłem na chwilę „Kawę na ławę”. Akurat na tę chwilę, gdy wypowiadała się Joanna Scheuring-Wielgus. I to jest zła informacja. 
Jeśli Sejm jest emanacją narodu – a raczej jest – to słuchając niektórych Sejmu przedstawicieli można na temat tego narodu wyrobić sobie nie najlepsze zdanie. 

3. Sąsiad Tomek ciągał po okolicy synów na sankach. Ciągał kosiarką, więc raczej nie łamał żadnych przepisów, a chłopcy mieli frajdę. Mało kto pamięta, że słowo „frajda” zostawili nam w spadku nasi posługujący się jidysz sąsiedzi. 
Chevrolet ma kierunkowskaz, pozycje i światła jazdy dziennej w jednym kloszu. W lewym pojawia się woda. Poprzedni właściciel tłumaczył, że coś tam przerabiano i nie uszczelniono odpowiednio. Postanowiłem rozwiązać ten problem. Razem z kolegą Kaplą udaliśmy się do stołówki, wyposażeni w suszarkę, maszynkę do termokleju i inne potrzebne rzeczy. Coś tam udało nam się wysuszyć. Coś tam udało nam się wytrząsnąć – woda w sobie tylko znany sposób dostała się pomiędzy dwie warstwy plastiku. Nie zdecydowałem się na tego plastiku dziurawienie, bo gdybym to zrobił pewnie by coś trzasło, a nawet gdyby nie trzasło, to by się nie udało uszczelnić. Przeróbka polegała na wklejeniu jeszcze jednej żarówki, która na żółto migała w przeciw fazie do kierunkowskazów. Nie mam pojęcia, jaka idea za tym stała. Na wszelki wypadek – gdyby jednak jakaś stała – postanowiłem tę żarówkę zachować. Niestety urwał się jeden z zasilających oprawkę przewodów. Spróbowałem przylutować. Bez sensu, gdyż urwało się to coś, do czego przewód był lutowany. Gdy próby lutowania przewodu do plastiku oprawki się nie powiodły udaliśmy się po pomoc do sąsiadów. Uratował nas Gienek, który sobie przypomniał, że ma stare lampy i tam może być oprawka. Była. Trochę większa ale na wsuwki. [Wsuwka jednak przez u otwarte – nie kłamali w peerelowskiej podstawówce]. Znalazłem to coś co się na wsuwki nasuwa, zacisnąłem i się zadziałało. Więc sukces. 
Wył silnik dmuchawy. Postanowiłem się do niego dorwać. Chwilę mi zajęło zdjęcie osłony. Okazało się, że to grubsza sprawa. Udało mi się dostać do mocowania osi wirnika. Psiknąłem sprejem, co to ma poprawiać kontakt – niczego innego nie było pod ręką. O dziwo zadziałało. Złą informacją jest, że pewnie zaraz się to coś, czym psiknąłem wytrze i silnik znów wyć będzie. Muszę kupić jakiś smar w spreju. 
Załadowałem 750 resztą gratów do beemek. Znalazłem prawą (a może lewą) lampę w wersji angielskiej, przekładnię kierowniczą i dużo kabli wysokiego napięcia. Przestawiłem 750 pod dom. I teraz obie czekają aż przyjedzie po nie laweta. Zostało mi jeszcze wyjęcie wszystkich osobistych rzeczy z 735. Poprzedni właściciel chevroleta nie zrobil czegoś takiego zbyt dokładnie. Stąd wiem, że dwa lata temu, w jego kale nie było pałeczek salmonelli. 



wtorek, 24 lipca 2018

22 lipca 2018



Z życia urlopowanego urzędnika centralnej administracji.

1. Przewidywalność przedpołudniowych, niedzielnych programów publicystycznych jest właściwie przerażająca. I to jest zła informacja. Najciekawszy staje się dobór gości do „Loży prasowej”, czyli, czy red. Wołek będzie się zgadzał z jednym z braci Stasińskich, Passentem czy Michalskim a za PiS-owca będzie robił red. Stankiewicz, Czarnecki czy może Nizinkiewicz.
Zafascynowała mnie świadomość, że po latach cotygodniowego oglądania niedzielnej publicystyki nagle się okazuje, że nie chce mi się jej oglądać.

2. Druh Podsekretarz z rodziną wrócił do Krakowa. Miał jechać przez Kożuchów, pojechał trójką. I to jest zła informacja, bo im więcej ludzi zobaczy Kożuchów, tym lepiej, bo Kożuchów to niezłe miejsce. Może nie do końca jak Carcassonne, ale prawie.

3. Sąsiad Tomek przez większość niedzieli rozrzucał ładowarką górę ziemi, którą przywieziono we czwartek. Ładowarka była tak nowoczesna, że prawie jej nie było słychać. Słychać było jedynie sympatyczne buczenie.
Kiedy sąsiad tomek skończył rozrzucać swoją górę ziemi, rozrzucił dwie górki nasze, które od zyliona lat zalegały w parku. Wykazał się przy tym wirtuozerią, która przypomniała pana kopacza kanalizacji Janka. 
Tomek jeżdżąc ładowarką dzień trzeci, potrafił zegarmistrzowsko przenosić niezbyt duże kamienie.
Grupowo, wyrażając aplauz, namawialiśmy sąsiada Tomka, by kontynuował karierę operatora ładowarki. Odpowiedział, że go na to nie stać. I to jest zła informacja, bo wirtuoz ładowarki powinien jednak adekwatnie zarabiać.

poniedziałek, 18 lipca 2016

17 lipca 2016



1. Nulla dies sine linea. I to jest zła informacja.

2. Wstałem dziwnie wcześnie. Na tyle, że obejrzałem „Woronicza 18”. Dyrektor Magierowski w swoim żywiole. W kwestiach międzynarodowych nikt nie może mu podskoczyć.
Mam jakiś problem z tzw. instalacją satelitarną. Znaczy – część programów mi nie działa, inne się pojawiają i znikają. Na przykład TVN24. Właściwie bez wiary w potencjalny sukces wykonałem zestaw czynności mających na celu obejrzenie „Kawy na ławę”. Na tyle bez wiary, że nie zauważyłem, iż czynności te przyniosły sukces. Nie słyszałem więc europosła Szejnfelda, który odkrywał w Polsce dyktaturę. Ale może to i dobrze. Usłyszałem za to jak jedna z pań posłanek z Nowoczesnej – nie wiedzieć czemu wszystkie mi się zlewają – nazwała wyrażenie solidarności z rodzinami ofiar nicejskiego zamachu – solidaryzacją. Jakoś fascynują mnie moi, wydawać by się mogło – rozsądni znajomi, którzy wciąż nazywają Nowoczesną partią polskiej klasy średniej. Patrząc w ten sposób polska krasa średnia wygląda dość średnio.
Nie zauważyłem momentu w którym redaktor Passent nazwał „Marsyliankę” „Międzynarodówką”. I to jest zła informacja, bo by mi to zrobiło dzień.

3. Wymieniłem w beemce siłowniki [czy jak je tam nazwać] maski. Znaczy najpierw szukałem instrukcji tej czynności w internecie. Znalazłem dyskusję na jednym z forów. Człowiek pytał jak to zrobić, wszyscy darli z niego łacha. Jeden nawet dostał ostrzeżenie od moderatora po tym, kiedy zasugerował konieczność odpięcia akumulatora i – po wszystkim – wykonanie pełnej komputerowej diagnozy auta.
Gdybyście kiedyś chcieli wymienić siłowniki [czy jak je tam nazwać] maski w E32 – podzielę się doświadczeniem. Najpierw trzeba zdjąć stare. Później założyć nowe.
Siłowniki [czy jak je tam nazwać] kosztują jakieś grosze. I to, że się zdecydowałem wymienić tak późno – to zła informacja.

Ciąg dalszy słabego kryminału: 
[Kryminał miał być tylko słaby, nie miał być wcale brytyjski]

Zasadniczo, to nikt nie wiedział jak to się stało, że Stefan Nowak został policjantem. Nie, no, zasadniczo ktoś wiedzieć musiał. Ktoś, kto, doprowadził do tego, że w pewne letnie przedpołudnie na biurku komendanta powiatowego policji w Międzylesiu Lubuskim zadzwonił telefon.
I nie chodzi wcale o zastępce komendanta wojewódzkiego, który numer wykręcił. Tylko o kogoś, kto stworzył ten skomplikowany – mówiąc językiem postsowieckich służb specjalnych – montaż.

Komendant powiatowy policji w Międzylesiu Lubuskim nie miał zbyt dobrego czasu. Choć, tak właściwie w tym przypadku stwierdzenie „nie miał zbyt dobrego czasu”, to eufemizm. Bo tak naprawdę komendant miał przesrane. Przejebane (jak to woli). Był w najczarniejszej z czarnych dup. I siedział tam już od dwóch tygodni.

Dwa tygodnie wcześniej kierownik jego wydziału kryminalnego został zastrzelony. Zastrzelił go, szef specjalizującej się w napadach na tiry, porwaniach, sutenerstwie, przemycie narkotyków, przerzucie nielegalnych emigrantów, haraczach (i wszystkich innych rzeczach, w których się mogła specjalizować) organizacji przestępczej.

Policjanci czasem giną na służbie. Taka, niestety, praca. W tym przypadku, było jednak trochę inaczej. Tylko nie wiadomo od czego zacząć. Zacznijmy od końca. Albo raczej od topografii. Miejscowość Płoty leży przy trakcie łączącym Paryż z Moskwą. Dwieście lat temu bogobojni mieszkańcy wsi nazwanej wtedy Plotten na jej środku wystawili kościół. 180 lat później na dużym placu obok kościoła powstały parking dla TiRów wraz z restauracją.

Dwa lata później na sąsiadującym z kościołek kawałku placu wybudowano dziwny budynek, który miał stosunkowo małe okna, w które wstawiono witraże i czerwony neon z napisem „Gentelmen's Club – Paradise”. Jadąc od strony Berlina mijało się więc najpierw kościół, potem burdel, na koniec restaurację. Restaurację polecaną na portalach zajmujących się przydrożnymi restauracjami.

środa, 30 marca 2016

27 marca 2016




1. Świąteczny poranek rozpocząłem od rodzinnej scysji. Nikt poza mną nie był zainteresowany co do powiedzenia mają bardziej lub mniej światłe umysły polskiej polityki.
Rodzina miała rację – niczego się nowego nie dowiedziałem. I to jest zła informacja.
Wczesnym popołudniem nawiedzili nas goście. Poznany w Bukareszcie właściciel pałacu w Bojadłach wraz z rodziną. Poprzednim razem byli w okolicach Bożego Narodzenia, więc ich wizyty około świąteczne stają się tradycją. Poplotkowaliśmy na tematy z pogranicza kultury, sztuki i dyplomacji. Było miło.

2. Udało się nam zrobić świątecznie dobry uczynek.
Właściwie przypadkiem, stojąc na ganku usłyszałem dochodzące z rynny dziwne dźwięki. Byłem przekonany, że mi się zdawało, żeby nie kot, który najwyraźniej też je usłyszał. Dziwne dźwięki zawsze będą mi się kojarzyć z pionierskim obozem o swojsko brzmiącej nazwie „Артек”. Chyba w liceum była czytanka o tym, że ktoś będąc na owym obozie wyszedł na plażę i usłyszał странные звуки czyli dziwne dźwięki. Tamte dźwięki wydawał delfin i na pewno nie brzmiały jak te, które wydała rynna.
Wezwałem dziewczyny i zaczęliśmy odkręcać rewizję [czy jak się ta zatkana blachą dziura w rynnie nazywa]. Odkręcała się słabo, bo śruby były zardzewiałe. W końcu się udało. Zdjęliśmy blachę i nic, bo za nią było pełno czarno-brązowej masy powstałej z błota, opadłych liści i czegoś innego, nad czego pochodzeniem woleliśmy się nie zastanawiać.
Trochę z duszami na ramionach zaczęliśmy wydłubywać tę masę wydłubywać kijaszkiem, przy każdym dłubnięciu się zastanawiając, czy ze środka nie wyskoczy jakiś zmutowany krokodyl. Albo co. Wielki robak. Albo mrowie małych. Albo wąż. No więc dłubiemy i dłubiemy. W końcu przedłubaliśmy się na drogą stronę. I wtedy z rynny wyleciał ptak. Znaczy wyleciał to za słabo powiedziane. To było 'wyleciał' do kwadratu. Brakuje mi słowa. Prosto na najwyższe drzewo nad ruinami remizy. Na najwyższą gałąź. Gdyby to była kreskówka – historia wyglądałaby tak: ptak [ciemny, nieco większy od wróbla] wieczorem zapił. Usiadł na dachu. Przysnął. Zsunął się do rynny. Stamtąd do rury spustowej [jak się ta pionowa rynna fachowo nazywa]. Budzi się rano. Ciemno, ciasno, trochę śmierdzi. Wysoko nad głową jasny punkt. Podlecieć się nie da. Wyspindrać też nie za bardzo. Jedyne, co może robić, to sobie obiecywać, że już nigdy kropli alkoholu do dzioba nie weźmie. Do tego kac, czyli suszy. No nie jest dobrze. Ten stan trwa. Nie jest dobrze.
W pewnym momencie słychać coś spod spodu. Pierwsza myśl – coś zaraz wylezie i zje. Ale może to i lepiej, bo przestanie suszyć. Nagle czuć świeże powietrze. Ziemia się usuwa spod nóg. Światło. Trzeba spierdalać [nie ponoszę odpowiedzialności za wyrazy, jakie myśli sobie ptak]. Ptak leci. Na najwyższą gałąź. Siada. I zaczyna puszczać wiąchę za wiąchą. Wśród słów niecenzuralnych cenzuralne jest tylko 'nie wierzę'.
A my mamy dwa sukcesy: uratowany ptak i wyczyszczona rynna.

3. Wpadłem wieczorem na chwilę do sąsiadów. Darek, szwagier Gienka ma brodę większą ode mnie. Niestety zamierza ją zgolić. Z dużą to będzie dla świata stratą, bo świetnie z tą brodą wygląda.
Jego żona, pielęgniarka na m.in. SOR-ze opowiedziała dykteryjkę o tym, że powiat nie płacił okolicznym izbom wytrzeźwień za usługi, więc izby przestały delikwentów z powiatu przyjmować. Co więc robi z nimi Policja? Przywozi ich do szpitala, gdzie zajmują łóżka aż dojdą do siebie. Wszyscy zadowoleni – delikwenci, bo nikt od nich nie egzekwuje kasy, do tego lepiej są traktowani niż na izbie. Powiat, bo problem ma załatwiony. Policja, bo nie musi kilometrów robić. Prawie wszyscy, bo personel szpitalny musi się z pijaczkami użerać. A, kiedy się użera – nie może się zajmować tym, czym się zajmować powinien przede wszystkim.
Nadworny Fotograf, który mi właśnie patrzy na ręce [kiedy to piszę] skomentował, że PRL jest wiecznie żywy. I to jest zła informacja.

wtorek, 2 lutego 2016

31 stycznia 2016


1. Świadomie zaspałem na kawę na ławę. Prawie zaspałem. Kiedy włączyłem telewizor właśnie kończyła się przerwa. Dwojga nazwisk pani od Petru mówiła coś o sobotniej imprezie „Gazety Polskiej”. Imprezie sponsorowanej przez Skarb Państwa.
Na imprezie GazPola byłem w piątek. Zauważyłem, że imprezę sponsorowała Biedronka. Podawano trujące wino. Na imprezę sobotnią zaproszony nie byłem. I to by była zła Informacja, gdyby nie to, że sobotnia, sponsorowana przez Skarb Państwa istniała wyłącznie w świadomości pani dwojga nazwisk od Petru.

2. Pojechałem najpierw po opał do Castoramy. W kolejce przede mną dwie panie rozmawiały o tym, w jaki sposób działają supermarkety: –Przychodzę po konkretną rzecz. Kiedyś kosztowała 7 zł. Później 8,20. 8,50. 9. Teraz 12. Różnicę zauważyłam dopiero, kiedy porównałam rachunki z paru lat.
Później byłem w Makro. Kupiłem 2 z trzech ostatnich pięciolitrowych butelek Kingi Pienińskiej. Trzecia ciekła, a nie byłem aż tak zdeterminowany, żeby brać cieknącą. Na Makro stacji zatankowałem. Przy tych cenach paliwa aż się chce jeździć. Ciekawe, co na to Minister Finansów [VAT to procent od ceny].
Potem był Lidl. Właściwie nie było wina. I to jest zła informacja. Kupiłem piwne precle. Bogu dzięki tym razem nie były słodkie. Słodki piwny precel to jak słony pączek. Z marmoladą.
Na koniec zatankowałem gaz. 1,65. Pamiętam, że lat temu z piętnaście widziałem w Radomiu lpg poniżej złotówki. Ale tylko przez chwilę.

3. Wieczorem przyszli goście. Najpierw brat mój z córką, która zaległa na podłodze i zaczęła coś malować. Poźniej Bartek z małżonką. Było miło, choć dotykaliśmy tematów poważnych.
Usłyszałem historię powstania „Idy”. Gdyby w autorzy South Park żyli w Polsce – mieliby używanie. Nie żyją. I to jest zła informacja.

wtorek, 26 stycznia 2016

24 stycznia 2016


1. I znów poranek z umysłem zadziwiająco świeżym. Po śniadaniu przebazowaliśmy się do hotelu, który gwiazdek miał mniej, ale był lepszy. Hotelu, w którym oczekiwaliśmy na przybycie Głowy Państwa wraz z Małżonką.

Nie obejrzałem „Kawy na ławę”. Znaczy widziałem kawałek na ekranie telewizora. Dyrektor Magierowski nie prezentował na ekranie swoich kul. A szkoda – bardzo wygląda z nimi godnie.
Później mignął mi skład „Loży prasowej”. Naszła mnie konstatacja, że autorzy tego programu zmierzają w kierunku „Szkła kontaktowego”. Tym razem było czworo na jednego, niedługo będzie pięć do zera. Później liczba gości zostanie zmniejszona do dwóch. A właściwie jednego. Będzie pani prowadząca i red. Passent.

Doczekaliśmy Pary. Przyjechał z nimi Doradca ds. Sportu. Z unieruchomioną stopą. I to jest zła informacja. Niestety nie wypada mi żartować. To, że unikam zimowych sportów i przeżyłem niepołamany ślizganie po Chińskim Murze nie znaczy, że się zaraz gdzieś nie wywrócę. I wyląduję w gipsie na jakieś pół roku.

2. Pojechaliśmy na skocznię. Witali najpierw górale, później publiczność. Trąbiąc w te swoje cholerne trąbki. Ewentualnie jestem się gotowy przyznać, że na tego rodzaju sportowej imprezie te trąbki mają jakieś ślady sensu. Mogę, ale tyko pod warunkiem, że przyzna mi się rację w kwestii karania ciężkim więzieniem używających trąbek poza obiektami sportowymi.

„Gazeta” zapowiadała jakieś przeciwprezydenckie działania K.O.D. Ciekaw, kiedy redaktorzy z Czerskiej pójdą w ślady red. Kurkiewicza, który w ostatnim zarządzanym rzez siebie „Przekroju” zamieścił instrukcję jak zrobić dobry koktajl Mołotowa. 
Cóż, jedyna na zawodach z K.O.D.-em związana postać antyszambrowała pod wejściem do VIP-owskiej loży, w żaden sposób nie wyrażając protestu przeciw niszczeniu demokracji.
[Swoją drogą wciąż uważam, że sprowadzanie uczestników K.O.D.-owych demomstracji do wspólnego mianownika , jakim miały by być utracone zyski jest pozbawione sensu. Ludzie przychodzą tam z różnych powodów. Część z naprawdę godnych szacunku. Złą informacją jest, że tych akurat tak mało widać]

Po zawodach było wręczanie pucharów. Podczas austriackiego hymnu ktoś z trybun rozpaczliwie ryknął „Adam Małysz, kurwa!”. I było to jakoś wzruszające.
Po wszystkim grupa fotoreporterów poprosiła o możliwość zrobienia sobie z panem Prezydentem zdjęcia. I to było jakoś zabawne.
Do hotelu wracaliśmy saniami. Droga była kamienista. I to było jakoś męczące.

3. W hotelu spotkaliśmy się z kadrą skoczków. Prezes Tajner robi się trochę na Davida Lyncha. Choć mógłby jeszcze trochę popracować nad fryzurą. Spotkanie było spoko. Skoczkowie byli spoko. Prezydent był spoko. Warto sobie obejrzeć.


Później poszliśmy na kolację. W karczmie praktykowano zwyczaj, że co czas jakiś znienacka walił czymś w komin. Brzmiało to jak wystrzał.
No więc walnął, myśmy podskoczyli. Patrzymy na państwo oficerów BOR-u. Siedzą jak gdyby nigdy nic. Znaczy – nic się nie stało. Próbowałem namówić ich na jakąś zemstę – bezskutecznie.

Wieczorem dotarło do mnie, że zgubiłem rękawiczki. I to jest zła informacja. Następne połącze sznurkiem – tak, jak robiła to moja śp. babcia.











wtorek, 12 stycznia 2016

10 stycznia 2016


1. „Kawa na ławę”. Przewodniczący Neumann poleciał Pszoniakiem w wersji tuningowanej. Wypadki kolońskie to była prowokacja. Rosyjska. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić do PO w wersji rusofobicznej. I to jest zła informacja. W moim wieku takie rzeczy nie powinny mnie dziwić.

2. Nowoczesna musiała dostać jakieś świeże badania, bo przestała się aż tak oburzać w związku z ustawą medialną. Znaczy teraz jest źle, ale wcześniej też było źle. Z tym, że z tym wcześniej Nowoczesna nie ma nic wspólnego. Wolność słowa i niezależne media są najważniejsze.

Cóż, jako Nowoczesna jako taka, to ze starym wspólnego to może i nie ma, ale patrząc na jej posłów można mieć nieco inne wrażenie.

Jeżeli przypomnimy sobie sprawę Gzela i Pawlickiego, proces, z którego wynikło, że obaj zatrzymani zostali na polecenie Kancelarii Prezydenta. [był to jedyny w ostatnim 26-leciu przypadek zatrzymania wypełniających obowiązki zawodowe dziennikarzy na tyle czasu i do tego postawienia ich przed sądem] W Kancelarii Prezydenta pracowało wtedy dwoje obecnych posłów Nowoczesnej. Jeden z nich – swoją drogą – w pokoju, z którego zniknęła „Gęsiarka”. Ale dziś to raczej nikogo nie obchodzi. I to jest zła informacja.

3. Obejrzeliśmy „Zjawę” i „Marsjanina”. „Zjawę” zawinszowała sobie Bożena, „Marsjanina” – ja. Ciekawe, czy gdybyśmy postanowili obejrzeć coś innego, to to coś innego wygrałoby „Złote Globy”. Nie wiem jak to sprawdzić. I to jest zła informacja.

Koty po doświadczeniach rokitnickich nie przejęły się specjalnie „Światełkiem do nieba”. Ciekawe co o panu Owsiaku sądzą warszawskie psy. Ktoś w przyszłym roku mógłby zrobić akcję: „Drogi Jurku, zapłacimy ci coś ekstra, tylko nie marnuj pieniędzy na ognie sztuczne”.  




wtorek, 29 grudnia 2015

27 grudnia 2015



1. Święta, święta i po świętach. [ile czasu czekałem, żeby to móc napisać]. Wstaliśmy na „Kawę na ławę” w której występował dyr. Magierowski.
Dyrektora Magierowskiego jestem głośnym wielbicielem. Niestety mam wrażenie, że był zbyt – że tak powiem – wysofistykowany. I to jest zła informacja. W dyskusjach z pewnym eurodeputowanym z Wielkopolski lepiej by sobie poradził Paweł Sito, który nie pijąc zachował zdolność nazywania rzeczy radykalnie po imieniu – normalnie przynależną wypitym.

2. Obejrzałem ostatni odcinek 5. serii „Homeland”. Mógłbym wybaczyć rosyjski akcent polskich policjantów, ale tej dziwnej, składanej blokady drogi, jaką używają – już nie.
„Homeland” w nowym wydaniu jest świetny. W nowym, czyli od śmierci Brody'ego.
W zeszłym roku zapytany o realność sytuacji z 4. serii serialu, ambasador Mull odesłał mnie do recenzji (już nie pamiętam na którym portalu). Dwóch anonimowych emerytowanych pracowników CIA mówiło, że serial – poza jednym – świetnie opisuje pracę CIA. Poza jednym – mała szansa, by agencja zatrudniała kogoś chorego psychicznie.

[UWAGA – SPOJLER] Pomysł zamachu gazowego na berliński Hauptbahnhof zrealizowany przez muzułmanów syryjskiego pochodzenia z rosyjskim błogosławieństwem – wygląda bardzo realnie.


Ciekaw jestem, czy to neofickie zawodowe skrzywienie, czy zdrowy rozsądek, ale bliżej mi było do  BND i CIA niż ograniczonej intelektualnie dziennikarki broniącej praw człowieka. 
Do następnych odcinków trzeba będzie czekać prawie rok. I to jest zła informacja. 
Zobaczymy, czy następne odcinki też będą się działy gdzieś w naszej okolicy.

3. Wcześniej zobaczyłem kawałek „Taking Chance”. Tylko kawałek. I to jest zła informacja, bo lepiej oglądać w całości.
Z miesiąc temu wracałem do Warszawy z Bukowiny z Hirkiem Wroną. Od słowa, do słowa – zgadaliśmy się, że wrażenie ten film robi nie tylko na mnie.

Ktoś na Twitter wrzucił link do tekstu o admirale Unrugu. 
Tak się kończy:
Na koniec przypomnę, że 22 października 2012 r. w zamku Montresor w Francji w wieku 82 lat zmarł Horacy Unrug, jedyny syn wiceadmirała Józefa Unruga, współtwórcy Polskiej Marynarki Wojennej. Horacy Unrug, po upadku komunizmu, wielokrotnie odwiedzał Polskę, szczególnie bliskie były jego związki z Gdynią. Polska Marynarka Wojenna starała się o sprowadzenie prochów admirała do Gdyni. Jednak Horacy Unrug wielokrotnie przypominał –Ojciec zastrzegł sobie, żebym nie dopuścił do tego, żeby był przeniesiony do Polski, dopóki jego koledzy zamordowani w okresie stalinowskim nie dostaną przynajmniej takiego samego pogrzebu jak on. Nie wiadomo jednak, gdzie są potajemnie pochowane ciała pomordowanych oficerów Marynarki Wojennej II RP. Możliwe więc, że admirał Unrug pozostanie w Montresorze na wieki.

Niemieckie wpływy na naszą kulturę bywają nie do przecenienia.


poniedziałek, 28 września 2015

28 września 2015


1. Po raz pierwszy od czasów niepamiętnych zrobiłem coś, co wcześniej było moją codziennością – zaspałem. Nie na tyle, żeby nie zdążyć na „Kawę na ławę”. W roli posła Szejnfelda wystąpił minister Tomczyk.
Rzeczony na koniec programu wykonał numer, przez który nie wypada się na niego wyzłośliwiać. I to jest zła informacja, bo mógłbym zapełnić złośliwościami sporą część Internetu.

2. Kiedy w weekend nic nie robię, robię się głodny. W parę godzin zjadłem więcej niż przez ostatni tydzień. I to jest zła informacja.
Kolega minister Wojciech odczytał na Łączce list PAD. Bardzo ładnie odczytał. Aż za ładnie – nie popełnił czytając pewnego językowego błędu, który PAD zawsze popełnia, więc dla niektórych mogło to brzmieć niezbyt wiarygodnie. Znakomita większość rodaków tego błędu nie zauważa, więc tych niektórych pewnie nie było zbyt wielu.
W każdym razie wyszło godnie, co nie do końca było w smak kilku osobom. Ludzie są dziwni.

3. Wieczorem z kolegą ministrem Wojciechem udaliśmy się na spotkanie z Interesującym Człowiekiem. Czego się dowiedzieliśmy – to nasze. Mnie zafascynowało, że nad spłuczką napisane zostało – z krakowska napiszę – flizami: flush here. Interesujący Człowiek nie ma najwyraźniej zaufania do swoich anglojęzycznych gości. 
Podczas drogi o mały włos nie wlazłem na pasach pod auto. Oburzony tłumaczyłem koledze ministrowi Wojtkowi, że Sejm uchwalił parę dni temu zmianę przepisów i że teraz pieszy ma pierwszeństwo. Kolega minister Wojtek przypomniał mi, że istnieje coś takiego jak vacatio legis. I to jest zła informacja.  

środa, 15 lipca 2015

13 lipca 2015


1. Obudziłem się z lekkim kacem o wschodzie słońca. Wcześniej rzadko mi się to zdarzało. Znaczy nie tyle lekki kac, co wstawanie o wschodzie słońca. Na wsi ma to o tyle sens, że wschodzące słońce oświetla kuchnię niesamowitym kolorem. Trwa to tylko chwilę, ale wrażenie jest niesamowite.

W telewizji nie było literalnie nic. Zacząłem więc czytać tekst z „Wyborczej”. Tekst pod nieco może częstochowskim tytułem „Kraków: stolica prawdziwych Polaków”. No i muszę przyznać, że tekst – jak to się dziś mówi w pewnych kosmopolitycznych kręgach – zrobił mi dzień.


Autorzy parę tygodni wcześniej nie byli w stanie ogarnąć imion latorośli Wojtka Kolarskiego, tym razem postanowili podzielić się ze światem swoimi wyobrażeniami na temat intelektualnego zaplecza #PAD. No i dla każdego, kto ma na ten temat choć blade pojęcie tekst był potwornie śmieszny.
„Kierunki polskiej polityki na najbliższe pięć lat wytycza grupa znajomych w wilgotnej księgarni pod Wawelem”.
Jest coś takiego w krakowskich dziennikarzach – wiem, bo sam tak miałem – że wydaje im się, iż w związku ze swoją krakowskością są najmądrzejsi na świecie. Problem polega na tym, że gdyby faktycznie byli najmądrzejsi na świecie, to by ten świat ich zauważył i zatrudnił w tym „New Yorkerze” albo innym „Economiście”. A tu nic. Czasem tylko jakaś warszawska redakcja daje się nabrać i drukuje te bzdury. I to jest zła informacja mimo iż bywa to strasznie śmieszne.
Swoją drogą wyobrażam sobie, że niektórzy z mianowanych zapleczem intelektualnym #PAD będą gotowi w to uwierzyć. I to dopiero będzie śmieszne.

2. Obejrzałem trzy odcinki profesora Tutki. Dziś się już takich filmów nie robi. I to jest zła informacja. Nie pamiętam niczego z „Kawy na ławę”. Poza tym, że to był ostatni odcinek przed wakacyjną przerwą.


3. Odkryłem w sobie wrodzony talent dekarski. Znaczy: pozatykałem dziury w dachu. I to właściwie jest bardzo proste. To niesprawiedliwe, że w aż tyle talentów mnie wyposażono.
Powinienem jeszcze poprawić rynnę i piorunochron. Ale tego bez podnośnika nie zrobię. I to jest zła informacja.

Wróciliśmy do Warszawy. Cóż, służba nie drużba.  

wtorek, 7 lipca 2015

6 lipca 2015




1. Kawa na ławę. A właściwie wcześniej jeszcze Woronicza 17, ale z tego programu nic nie pamiętam. I to jest zła informacja, bo po coś ten program oglądałem.
W Kawie na ławę pan Protasiewicz musiał się nieźle spocić, bo nie tyle brakowało mu argumentów, co wręcz słów. No i się zawieszał. Młodzieniec z SLD, którego nazwisko zapomniałem, próbował ze dwa razy zabłysnąć, ale z miernym skutkiem. Mastalerek był naprawdę niezły. Podobnie jak Bielan. Pana ministra z PSL świadomie pomijam. Bo sam poprosił o odrobinę mniej populizmu.
Wszyscy poza red. Rymanowskim zdjęli marynarki, więc trochę wyglądało to jak piżamowe party.

2. W Loży Prasowej debiutował Filip Memches. Rolę Daniela Passenta/Janusza Rolickiego/Tomasza Wołka pełnił Janusz Majcherek. Pozwolił sobie na stwierdzenie, że nacjonalizm gospodarczy jest w UE niedopuszczalny. Profesor bądź co bądź.

Lożę przerwano by pozwolić przemówić panu Petru. I to jest zła informacja, bo jego przemówienie było jeszcze gorsze niż średnia Loży Prasowej z trzech miesięcy. Populizm dla klasy średniej.

3. Pojechaliśmy do Reduty do H&M, Bożena chciała coś wymienić. Nie udało się. I to jest zła informacja. Ja kupiłem koszulę. Białą. Nigdy nie miałem tylu białych koszul, co teraz. A i tak mam ich zbyt mało.
Zauważyłem, że sklep motoryzacyjny przy wejściu z parkingu nazywa się Autokompleks. Nie jest to raczej najlepsza nazwa.

Jechaliśmy chwilę za autobusem promującym budżet partycypacyjny. Na reklamie brakowało gwiazdki i dopisku małym drukiem – Budżet partycypacyjny to tylko forma konsultacji, która urzędu do niczego nie zobowiązuje.

Na balkonie zakwitły kolejne słoneczniki.  

poniedziałek, 29 czerwca 2015

29 czerwca 2015


1. Już miałem przestać oglądać „Kawę na ławę” – zobaczyłem posła Szejnfelda – ale zmieniłem zdanie. Skoro w taki czas ktoś podejmuje decyzję o wysłaniu tak ważnego programu akurat tego europosła, pewnie ma to jakiś głębszy sens. Sensu nie znalazłem, ale z pewnym rozbawieniem obserwowałem jak poseł Szejnfeld delikatnie mruga oczkiem do wyborców Kukiza. Za te parę lat, kiedy się kadencja skończy nie wiadomo jak będzie.

Poźniej próbowałem oglądać „Lożę prasową”. Mam wrażenie, że program wyczerpał już swoją formułę. I to jest zła informacja.

2. Przez zbieg okoliczności zauważyłem na fejsbuku fejkowy cytat z #PAD. Zobaczyłem na profilu człowieka o nazwisku Jeziorek. Pan Jeziorek ponoć był (a może nawet wciąż jest) jakimś stosunkowo ważnym człowiekiem w publicznej telewizji. Uwierzył w fejk i zaczął go propagować, zarzekając się, że widział te słowa na własne oczy. Robił to mimo iż kolejni ludzie sugerowali mu, by to przemyślał.

Napisane było, że Onet cytuje Rzepę drukującą wywiad. Wywiadu nie było. (ostatni był Mazurek). Zadzwoniłem do Onetu. Onet nie napisał.
Pan Jeziorek zaczął tłumaczyć, że brak słów na Onecie jest dowodem na to, że były i zostały usunięte przez naciski.
Z jednej strony trochę mnie to podbudowało, bo zasadniczo jeżeli ktoś miałby naciskać to ja. Ale tylko trochę.
Później się okazało, że fejka promował (za całkiem spore pieniądze) fejsbukowy Sokzburaka. Często udostępniany przez ludzi związanych z Platformą.
Zobaczymy, czy pan Jeziorek nie wystąpi aby u redaktora Lisa. Razem z panem Sikorskim, który będzie opowiadał o pełzającym zamachu stanu.

Złą informacją jest, że ten hejt jest na tak żenującym poziomie. Ciekawe, czy kiedyś zobaczymy faktury.

3. Pojechaliśmy na Koło. Kupiliśmy album o Powstaniu Warszawskim. Z 1989 roku. I numer Stolicy z 1957 roku. Cały o Powstaniu Warszawskim. Do tego jeszcze takie coś, żeby z kominka się popiół nie rozsypywał i reprodukcję zdjęcia Getta (gdzie stoi sam kościół) od syna autora. Potwornie gadatliwego pana, który od zawsze stoi w tym samym miejscu.
Nie kupiliśmy zegara bijącego kwadransy. I to jest zła informacja, bo chciałbym taki zegar mieć.
Bożena mówi, że Koło się znowu ucywilizowało. Ceny są rozsądniejsze niż na Allegro. A i ze sprzedawcami łatwiej się dogadać.

Później pojechaliśmy do Ikei. Po ramki. Nienawidzę Ikei. I to jest silniejsze ode mnie.



niedziela, 21 czerwca 2015

22 czerwca 2015


1. Nasamprzód się obudziłem przed szóstą. Przejrzałem tajmlajny, no i się okazało, że wszyscy śpią. Postanowiłem więc spać dalej. #punktzwrotny Było trudno, ale jakoś się udało. Przyśnił mi się prezes Kaczyński. Próbował mnie nastraszyć, ale się nie dałem. #punktzwrotny
Obudziłem się i tak niewyspany. I to jest zła informacja. Koło jedenastej, więc – jak za dawnych czasów – zaspałem na „Kawę na ławę”.

2. W „Kawie na ławę” zasadniczo wszyscy byli przeciw panu Protasiewiczowi. Tak bardzo, że właściwie nikomu się nie chciało jakoś specjalnie go punktować. A były szanse. Pan Czarzasty znów występował w sweterku. Żółtym.

„Lożę prasową” sobie odpuściłem. #punktzwrotny Wziąłem prysznic testując nową deszczownicę. Działa bardzo dobrze.
Wykosiłem kawałek parku i zaparkowałem kosiarkę w stodole. Następnym razem muszę naostrzyć noże. Wykoszoną dzień wcześniej łąkę obsiadły ptaki, chyba szpaki. Obżerały się robactwem, które po skróceniu trawy wylazło na wierzch. Koty miały je gdzieś, gdyż trawa – mimo iż krótka – była zbyt mokra.

Posadzone po śmierci babci z pomocą dyrektora Zydla platany rosną nierówno. Te w parku sprawiają wrażenie dwa razy większych, niż te z drugiej strony.

Ruszyłem do Warszawy godzinę spóźniony. #punktzwrotny Później się okazało, że planując pomyliłem się o godzinę, czyli i tak miałbym za mało czasu. I to jest zła informacja.

3. Jak wcześniej zauważyła Bożena, dziecię bocianów z Ołoboku jest już całkiem wyrośnięte. W Świebodzinie przy wyłączonych światłach stał policjant i grzebał w smartfonie. Przy kinie, kątem oka zauważyłem orkiestrę chyba dętą. Dotankowałem na stacji benzynowej na pierwszy rzut oka projektu Alberta Speera. Pani przy kasie powiedziała, że są właśnie dni Świebodzina. Iże wczoraj były Piersi, ale bez Kukiza.
Wjechałem na A2 i podjąłem rozpaczliwą próbę gonienia czasu. Efektem jej była jedynie konieczność dolania paliwa, bo za Skierniewicami był korek. #punktzwrotny
W który o mały włos się nie wbiłem, bo w Polsce zbyt powszechnym nie jest zwyczaj włączania świateł awaryjnych w takiej sytuacji. Odstałem swoje. Zobaczyłem chyba forda, z którego wycięto kierowcę.
Dojechałem do domu. I się okazało, że nie mam kluczy, więc i nawet gdybym przyjechał wcześniej to by z tego nie było żadnego pożytku, bo bym się nie przebrał.

No i się okazało, że moja ulubiona apteka zmieniła godziny pracy. #punktzwrotny I to jest zła informacja.

Wpisywanie byle gdzie hasztaga #punktzwrotny to jednak idiotyczny pomysł.  

poniedziałek, 15 czerwca 2015

15 czerwca 2015


1. W „Kawie na ławę” pan Czarzasty wystąpił w marynarce. Może trochę dyskusyjnej. Ciekawe, czy kupił ją dwadzieścia lat temu. Generalnie najfajniejsze były jego dialogi z panią z PSL-u, która – mam wrażenie – zauważyła, że pana Czarzastego nie przegada.
Później była „Loża prasowa”. W pierwszych słowach redaktor Stasiński raczył zauważyć, że skoro z Andrzeja Dudy w parę miesięcy można było zrobić prezydenta, to…” coś tam.
Mam wrażenie, że panu Stasińskiemu nie udałoby się zrobić ważnej osoby nawet z Baracka Obamy po pierwszej kadencji.
I to, generalnie jest zła informacja.

2. Pojechałem w okolice Muzeum Ziemi, żeby odebrać od red. Pertyńskiego Audi A1. Udało się, choć żal mi było oddawać..W każdym razie A1 nie jest zła
A1 pojechaliśmy z Bożeną do weterynarza, Z kotem Pawełkiem. Pawełek dzielnie pozwolił sobie wyjąć kleszcza. Później przyjął zastrzyk. Pan weterynarz kota Pawełka za zachowanie postawy pochwalił.

[piszę to wsztstko zasypiając. Znaczy: istnieje poważne niebezpieczeństwo, nikt z tego, co piszę nie zrozumie. I to jest zła informacja.

Kiedy próbowałem wyjechać spod weterynarza, okazało się, że dokładnie na wyjeździe z parkingu stoi pogotowie. Stoi i udziela pomocy nieprzytomnemu rowerzyście – ofierze wypadku. Dobrze, że prawie rowerem nie jeżdżę, bo to zbyt niebezpieczn.

3. Pojechaliśmy w odwiedziny pod Warszawę. Kontemplując przyrodę pomyślałem, że pod Warszawą nie jest aż tak źle. Myślałem tak jednak tylko przez chwilę. I to jest zła informacja.

wtorek, 9 czerwca 2015

8 czerwca 2015


1. Najpierw była burza. Przed piątą. Było już jasno. Piorun walnął w coś blisko ale nie było widać szkód. Wstaliśmy, pozamykaliśmy okna, bo mimo doświadczenia wciąż otwieramy dolne połówki, gdybyśmy robili to z górnymi – nie byłoby niebezpieczeństwa powodzi.
Wyszedłem na pole zobaczyć czy równo leje. Okazało się, że kot Pawełek siedzi pod Suburbanem. Znaczy siedział przez chwilę, później czmychnął. Na szlafrok naciągnąłem przeciwdeszczowe coś z Ikei (bardzo dobra rzecz, gdyż ma wszyte odblaski, czyli chroni przed deszczem i mandatem za nie manie odblasków) i udałem się w celu odnalezienia kota Pawełka.
Siedział pod bocznymi schodami i darł mordę. Wywlokłem go stamtąd i zaniosłem dodom. Koty nie psy, nie potrafią się z wody otrząsnąć. Bożena wytarła kota Pawełka w ręcznik i poszliśmy spać. Złą wiadomością jest, że takie spanie na dwa razy jest bez sensu.

2. Wstałem na „Kawę na ławę”. Występował poseł Szejnfeld, więc nie chciało mi się oglądać. Pan Czarzasty występował w koszuli z krótkim rękawem, co warte jest zaznaczenia.
Niedziela wyjazdowa jest bez sensu. Większości planów się nie realizuje. Najpierw próbowałem wyprostować akacje, które burza powykrzywiała. Z miernym efektem, dopiero obcięcie gałęzi nieco pomogło. Nieco.
Zauważyłem dziwnego ptaszka. Wielkości wróbelka, z w pewien sposób pomarańczowym ogonem. Posadziłem wierzbę. Przesadziłem jeżyka. I ruszyliśmy. Z takich, czy innych powodów spieszyło się nam do Warszawy. Nagle się okazało, że V40 z najsłabszym dieslem zadziwiająco dobrze daje sobie radę. O ile czas potrzebny do uzyskania prędkości przejazdowej jest dość spory, to kiedy już jedzie – to jedzie. Udałoby się nam dojechać w rekordowym czasie, żeby nie to, że z jednej strony ktoś, kto projektował odcinek między Łodzią a Warszawą nie wpadł na to, że Polacy mają samochody, z drugiej – że Polacy mający samochody nie nauczyli się nimi jeździć. Na przykład nie mają zwyczaju patrzeć we wsteczne lusterka.

3. Wieczorem wpadł kolega. Przyniósł flaszkę z orłem. Później przyszedł sąsiad. Gadali do pierwszej w nocy. Po angielsku. I to jest zła informacja, bo mój angielski jest zdecydowanie niewystarczający do tego, żebym brał aktywny udział w takich dyskusjach.
Pozytyw taki, że się dowiedziałem ilu mieszkańców ma wyspa Man.