Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mini Cooper. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mini Cooper. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 21 czerwca 2015

22 czerwca 2015


1. Nasamprzód się obudziłem przed szóstą. Przejrzałem tajmlajny, no i się okazało, że wszyscy śpią. Postanowiłem więc spać dalej. #punktzwrotny Było trudno, ale jakoś się udało. Przyśnił mi się prezes Kaczyński. Próbował mnie nastraszyć, ale się nie dałem. #punktzwrotny
Obudziłem się i tak niewyspany. I to jest zła informacja. Koło jedenastej, więc – jak za dawnych czasów – zaspałem na „Kawę na ławę”.

2. W „Kawie na ławę” zasadniczo wszyscy byli przeciw panu Protasiewiczowi. Tak bardzo, że właściwie nikomu się nie chciało jakoś specjalnie go punktować. A były szanse. Pan Czarzasty znów występował w sweterku. Żółtym.

„Lożę prasową” sobie odpuściłem. #punktzwrotny Wziąłem prysznic testując nową deszczownicę. Działa bardzo dobrze.
Wykosiłem kawałek parku i zaparkowałem kosiarkę w stodole. Następnym razem muszę naostrzyć noże. Wykoszoną dzień wcześniej łąkę obsiadły ptaki, chyba szpaki. Obżerały się robactwem, które po skróceniu trawy wylazło na wierzch. Koty miały je gdzieś, gdyż trawa – mimo iż krótka – była zbyt mokra.

Posadzone po śmierci babci z pomocą dyrektora Zydla platany rosną nierówno. Te w parku sprawiają wrażenie dwa razy większych, niż te z drugiej strony.

Ruszyłem do Warszawy godzinę spóźniony. #punktzwrotny Później się okazało, że planując pomyliłem się o godzinę, czyli i tak miałbym za mało czasu. I to jest zła informacja.

3. Jak wcześniej zauważyła Bożena, dziecię bocianów z Ołoboku jest już całkiem wyrośnięte. W Świebodzinie przy wyłączonych światłach stał policjant i grzebał w smartfonie. Przy kinie, kątem oka zauważyłem orkiestrę chyba dętą. Dotankowałem na stacji benzynowej na pierwszy rzut oka projektu Alberta Speera. Pani przy kasie powiedziała, że są właśnie dni Świebodzina. Iże wczoraj były Piersi, ale bez Kukiza.
Wjechałem na A2 i podjąłem rozpaczliwą próbę gonienia czasu. Efektem jej była jedynie konieczność dolania paliwa, bo za Skierniewicami był korek. #punktzwrotny
W który o mały włos się nie wbiłem, bo w Polsce zbyt powszechnym nie jest zwyczaj włączania świateł awaryjnych w takiej sytuacji. Odstałem swoje. Zobaczyłem chyba forda, z którego wycięto kierowcę.
Dojechałem do domu. I się okazało, że nie mam kluczy, więc i nawet gdybym przyjechał wcześniej to by z tego nie było żadnego pożytku, bo bym się nie przebrał.

No i się okazało, że moja ulubiona apteka zmieniła godziny pracy. #punktzwrotny I to jest zła informacja.

Wpisywanie byle gdzie hasztaga #punktzwrotny to jednak idiotyczny pomysł.  

21 czerwca 2015


1. Więc najpierw zasnąłem w wannie. Z telefonem w ręce. Trochę zmókł, ale nie widać, żeby jakoś ciężko to przeżył. Zdarzało mi się drzemać w wannie, ale zazwyczaj w kontrolowany sposób. Tym razem kiedy się obudziłem woda prawie się wylewała.
No i właściwie, to lepiej by było, gdybym w tej wannie został. Budynek, w którym spałem to były niegdysiejsze koszary 15 Pułku Ułanów Poznańskich. Pomieszczenia, w założeniu dość ciemne, doświetlono dziurami w stropie, które wyglądały nieźle, niestety nie dało się ich niczym przysłonić. Więc od jakiejś czwartej z kawałkiem robiło się bardziej niż jasno. Rozmawialiśmy o tym przy kolacji. Redaktor Perczak powiedział, że jeżeli człowiek nie ma niczego na sumieniu, to może spać w pełnym świetle. Byłem przekonany, że nie mam sumienia. Okazało się, że się myliłem. I to jest zła informacja.

2. Po całkiem niezłym, jak na polskie warunki hotelowe śniadaniu ruszyłem na wieś. Po drodze wpadłem do Leroi Merlin kupić deszczownicę, bo jedna z naszych dwóch się – na skutek twardości wody – rozleciała. Jednym z sukcesów ostatnich dziesięciu lat jest to, że deszczownice zdecydowanie potaniały.
Jechałem starą dwóją na Pniewy. MINI Cooper, po obcowaniu z autami MINI Cooper Works zrobił się jakoś słaby.
Jechałem spokojnie łypiąc jednym okiem na konwencję PiS transmitowaną na Livestreamie. No i się okazało, że w kwestiach pisowskich przestałem być dobrze poinformowany, bo imprezie zdecydowanie zmienił się scenariusz, a ja nic o tym nie wiedziałem.
Po przemówieniu prezesa Kaczyńskiego dojechałem do Gronowa, gdzie się dowiedziałem, że dalej nic nie wiadomo, co to będzie ze skrzynią do Suburbana. Niczego, poza tym, że ci, od rozkładanego Tahoe, ze skrzynię chcą cztery tysiące. Za dużo. I to jest zła informacja.

Do domu dojechałem na przemówienie Beaty Szydło. Później TVP Info przeskoczyło na panią premier Kopacz. Zauważyłem, że w pewnej warstwie oba przemówienia były bardzo podobne. Różniły się jakością wygłaszania. No i tym, że to, pani Premier, było doprawione przez ministra Kamińskiego hejtem. No i tylko ten hejt powodował jakąś reakcję zebranej publiczności.
Nie będę się wgryzał w kwestie merytoryczne. No dobra. Jedna rzecz mnie uderzyła. Skoro umowy śmieciowe są takie złe, to dlaczego osoba tak wrażliwa, jak pani Premier pozwalała, bym na śmieciówkach był przez prawie cały czas rządów PO? Czy w ramach wrażliwości swojej zapłaci mi za ten okres składki?
No i druga rzecz. Na miejscu pani Kopacz poważnie bym się zastanowił przed zarzuceniem komukolwiek kłamstwa. Nie rozumiem. Czyżby spindoktorzy Platformy stracili resztki kontaktu z rzeczywistością? O pani Premier można mówić, że jest wrażliwa, ale że wiarygodna? Przy takich udokumentowanych wpadkach? Bez sensu.

3. Wziąłem się za koszenie. Wyrosło trochę zasianej przez panów kopaczy trawy. Z ziemi powyłaziły kolejne kamienie. Jak w końcu kupimy gabionowy kosz, to zaczniemy budować szaniec.
Drzewa rosną. Wierzba też. Znalazłem pierwszego w tym roku grzyba – dziwną niby pieczarkę. Kosiłem, aż zaczęło lać.
Zdrzemnąłem się przy Bondzie. Przespałem „Kill Billa”. Znaczy – nie tak do końca, bo momentami słuchałem ścieżkę dźwiękową. No i znowu zaraz będzie druga. I to jest zła informacja.


piątek, 19 czerwca 2015

19 czerwca 2015



1. Oj tym razem zdecydowanie zbyt krótko spałem. I to jest bardzo zła informacja. A3 e-tronem przyjechał red. Pertyński. Przyjechał i odwiózł się na lotnisko. Po raz nasty w tym roku leciał do Barcelony, w której miał być też w zeszły weekend, ale samoloty Lufthansy nie były kompatybilne z warszawską burzą i nie wylądowały w przeddzień wylotu. Tym razem redaktor Pertyński wyleciał, ja zaś zostałem sam na sam z e-tronem. Rację miał Leszek Kempiński zapowiadając rok temu, że to będzie niesamowite auto. Wracałem z Okęcia elektrycznie. Spalanie – 0 litrów. Lubię.
Dojechałem do pracy. Miły pan z lusterkiem zajrzał pod samochód. Dalej niezbyt przytomny odbyłem godzinną rozmowę z już nie tak młodym, a wciąż dobrze się zapowiadającym dziennikarzem. Chyba bardzo mi brakowało codziennego precla i soku pomidorowego.

2. Korzystając z uprzejmości nowego kolegi wymieniłem A3 na MINI Coopera. Zawsze, gdy piszę nazwę Cooper przypomina mi się, jak lat temu parę na targach w Genewie Max Suski zauważył, że Cooper to świetne nazwisko, bo gdyby Cooper nie nazywał się Cooper tylko na przykład Grzyb – MINI Grzyb brzmiałoby dużo gorzej.
Po tym, jak redaktor Majewski podzielił się ze swoimi czytelnikami wiedzą, którą każdy rozsądny człowiek trzymałby dla siebie – mój telefon dzwonił praktycznie bez przerwy. No dobra. Z przerwami. Zresztą cały ten akapit to żart. Hermetyczny.
Pod Porsche przy Połczyńskiej stało dużo samochodów porsche podobnie pomalowanych. Pewnie będzie jakiś – przepraszam za wyrażenie – event. Niestety przez ministra Zdrojewskiego przestałem bywać na eventach Porsche. Znowu hermetyczny żart.
Strasznie hermetyczny. Nawet ja nie rozumiem za bardzo o co mi chodziło. Trudno.
Wróciliśmy w ostatniej chwili. I to jest zła informacja, bo nowy kolega mógł się poczuć nieco wykorzystany.

3. Nawiedził nas dzisiaj bardzo ważny człowiek. Przy okazji się dowiedziałem jak należy ustawiać flagi. Wewnątrz. Bo na zewnątrz ustawia się inaczej. Wiem już też, że są kraje, gdzie dyplomaci chodzą we frakach. Nie udało mi się dowiedzieć, czy do fraków mają cylindry. Cylinder mógłbym właściwie mieć. Choć nie chciałbym być dyplomatą. 
Właśnie sobie przypomniałem, że MINI ma trzy cylindry, ale to nie à propos.

Wieczorem poszliśmy z Bożeną do sklepu Perełka. Później na pizzę, która z niewiadomych przyczyn lepsza jest na miejscu niż, kiedy zaniosę ją do domu. Mam właściwie podejrzenie graniczące z pewnością, że ta pizza nigdy nie jest dobra. Być może terroryzuję wszystkich, żeby ją jedli, bo jedzenie niedobrych rzeczy uszlachetnia. Choć to chyba nieprawda. I to jest zła informacja.

No i znowu jest druga w nocy. Kiedy ja się w końcu wyśpię.  

środa, 11 marca 2015

10 marca 2015



1. Obudziłem się pełen dobrej woli. Cokolwiek by to miało znaczyć. Pojechałem oddać MINI. Nie pojeździłem nim jakoś specjalnie dużo, więc na Wołoską jechałem nieco okrężną drogą. I chciałem przeprosić wszystkich współuczestników ruchu za dziwne manewry, które wykonywałem. Cooper SD przestawiony na tryb sportowy robi z człowiekiem coś dziwnego.
W budynku, w którym się mieści BMW nie działały windy. Starałem więc się bawić Kamila rozmową jak najdłużej, żeby miał pretekst do jak najdłuższego odpoczynku, przed wychodzeniem na 7 piętro. Było to dla mnie łatwe, gdyż rozmowy z Kamilem są zawsze przyjemne, gdyż w geopolitykę zgrabnie wplata tematy motoryzacyjne. Dzięki temu mogę pisząc teksty o samochodach udawać, że mam większe o nich pojęcie. Udawać? Nie! Mam większe o nich pojęcie.

Wracałem do metra ulicą Woronicza. Po wysokim budynku Telewizji (nie pamiętam jaką miał literkę) została kupa gruzu. Swoją drogą to zabawne, że plan prezesa Wildsteina, żeby na Woronicza nie został kamień na kamieniu realizuje prezes Braun. Z tym, że o ile Wildstein chciał na tym gruzowisku coś zbudować, to Braun tylko rozwala. I to jest zła informacja.

2. Dwa razy sprawdziłem plan metra, żeby czegoś nie pomylić i bezpiecznie dojechałem na stację Politechnika. Swoją drogą, kiedy parę dni temu szukałem jarzębiaku ze sklepu przy Pięknej wysłano mnie do monopolowego „przy Politechnice”. Długo nie mogłem zrozumieć gdzie jest ten monopolowy, dopóki do mnie nie dotarło, że „Politechnika” to nie Politechnika, tylko stacja metra.
Na pl. Zbawiciela zobaczyłem redaktora Kurkiewicza z rowerem i exkandydatką Partii Zielonych [to chyba była ona, bo znam ją wyłącznie ze zdjęć] [podkreślam to, że znam ją wyłącznie ze zdjęć, żeby udowodnić, że należę do pewnego rodzaju elity, ale nie będę się nad tym specjalnie rozwodził].
Zastanawiałem się nawet przez chwilę, czy rower i red. Kurkiewicz to zestaw, który wystarczy do poliamorii, ale zobaczyłem kolegę Zbroję, który siedział w Szarlocie.
Ze Zbroją i jego rowerem poszliśmy do Beirutu, gdzie pijąc piwo Dawne patrzyliśmy jak wypiękniała nam Poznańska.
Żeby było idealnie brakuje liści na robiniach. I jeszcze chwilę potrwa zanim się pojawią. I to jest zła informacja.

3. W „Tak jest” oglądałem starcie profesorów. Zwyczajnego z nadzwyczajnym. Zwyczajny był nadzwyczajnie dobry. Nadzwyczajny – zwyczajnie słaby. Aż się zdziwiłem.
Nie posądzałem prof. Glińskiego o taką sprawność. Teraz wyobrażam sobie jak mógł rozjeżdżać niewystarczająco przygotowanych studentów.

Wieczorem u red. Olejnik wystąpili Adam Bielan i mecenas Giertych. Pan Bielan nie powinien grać w pokera. Kiedy mecenas Giertych zamiast jechać po kandydacie PiS zajął się profesorem (nadzwyczajnym) Nałęczem we oczach pana Bielana można było zobaczyć karetę asów.
Później, w „Czarno na białym” oglądałem materiał o sztabach wyborczych kandydatów. Trojga kandydatów. Pan Palikot się nie załapał. Istnieje obawa, że red. Olejnik będzie mu chciała to wynagrodzić w przyszłym tygodniu. I to jest zła informacja.

wtorek, 2 grudnia 2014

1 grudnia 2014


1. Ruszyliśmy. Bożena zakładała, że przy Powązkach kupi jakiś nagrobny kwiatek. Udało się o tyle, o ile. Zachwycając się mini jechałem A2 do Wiskitek. To dziwne skąd miejscowość o tak litewskiej nazwie znalazła się pod Żyrardowem. Wiskitki w każdym razie są starsze niż Warszawa. Ale to nie jest specjalnie trudne.
DK 50 przeskoczyliśmy na Gierkówkę do Mszczonowa. Gierkówka piękna, nowa. Tylko z niewiadomych przyczyn ktoś postawił na niej co chwilę ograniczenia do 100 km/godz. W miejscach tak irracjonalnych, że aż zacząłem się zastanawiać, czy nie stanęły po to, żeby ułatwić pracę załogom radiowozów z wideorejestratorami.
Mini mimo swojej gokartowości nie było jakoś specjalnie męczące. Może opony były trochę zbyt głośne, ale inne pewnie by nie były tak ładne.
Mini to dziwny samochód. Ale dużo lepiej wymyślony niż nowy Garbus, czy pięćsetka. Człowiekowi, który się przyzwyczai do pewnych rozwiązań trudno będzie jeździć samochodem nie premium. A kiedy dotrze do niego, że w mini wygląda jak w samochodzie narzeczonej, zacznie się rozglądać za BMW. A to, że w BMW pewne elementy wyposażenia, do których się przyzwyczaił kosztują dwa razy więcej niż w mini? Nie będzie miało znaczenia.
Ciekawe tylko, czy z nowym samochodem wcześniejszy użytkownik mini nawiąże taki sam związek emocjonalny.
Wydaje mi się, że mógłbym mieć mini. I to jest zła informacja, bo taki samochód zupełnie nie jest dla mnie. I to, że mi się tak wydaje, świadczy o tym, że mini jest wymyślone tak dobrze, że można przez nie stracić rozsądek.

2. Kiedyś Gierkówką jeździłem często. Najlepsza średnią uzyskiwałem na odcinku między Piotrkowem a Częstochową. Droga prosta jak drut. Bez terenów zabudowanych. Ze skrzyżowaniami, na których ciągle zdarzały się potworne wypadki. Prawym pasem TiR-y dziewięćdziesiątką. Lewym – przedstawiciele handlowi dwa razy szybciej. Czasem ktoś z mocniejszym niż 1,9TDI silnikiem mogący jechać szybciej niż 180.
Tym razem mało kto przekraczał 140.
Ludzie inaczej jeżdżą. Przez dziesięć lat sporo się zmieniło. I to nie jest kwestia fotoradarów, bo akurat na tamtym odcinku nie ma ich dużo.
Nie zmieniło się to, że z perspektywy Drogi Krajowej nr 1 Częstochowa jest potwornie brzydka. Nie pomógł temu nowo wybudowany wiadukt, nie pomogła Galeria Jurajska. Jest strasznie.

Za Siewierzem zauważyliśmy niesamowite zjawisko. Zmierzch, chmury, a w nich punktowa łuna. Trudno mi to opisać, ale warto to zobaczyć. Stoi tam wielka szklarnia, której lampy odbijały się od chmur. Chłodne kolory zmierzchu wymieszane z żółtym światłem lamp. Nie potrafię tego opisać i to jest zła informacja.

3. Szopienice rozkopane. Chwilę zajęło zanim udało nam się objazdy ogarnąć. Na cmentarzu zmarzłem. Zawsze marznę tam na cmentarzu. Może dlatego, że nie bywam tam w lecie?
Żeby dojechać do domu zrobiliśmy jakieś gigantyczne kółko. W bramie na obiecanego psa czekał młody człowiek. Doczekał się i wyglądał na zadowolonego, choć było ciemno. Zostawiłem Bożenę i ruszyłem do Krakowa.
Nie chcąc walczyć z nawigacją pokonałem chyba z pięć zakazów ruchu (nie dot. poj. budowy). Jakoś mi się jechało, aż w Olkuszu nie zatrzymała mnie Policja. Wyciągnęli mnie z grupy pięciu samochodów. Na laserowym urządzeniu pokazali, że przekroczyłem prędkość o 27 kilometrów. Zdziwiony byłem bardzo, bo wyhamowałem kiedy zaczynał się teren zabudowany. Okazało się, że wcześniej stał znak ograniczenia do 50. Panowie byli mili. Tłumaczyli, że gdybym jechał 72, to by mnie nie zatrzymywali. Sto złotych i cztery punkty.
Przy okazji zobaczyłem policyjny system komputerowy. Do szyby kii przymocowany jest stosunkowo duży ekran. Warunki przetargu musiały być fascynujące. Okno, które interesuje policjantów zajmuje połowę ekranu. Na reszcie widać pulpit WindowsXP. Ekran niezbyt ostry, więc widać słabo. Wszystko działa jakby chciało a nie mogło. Zaprojektowane tak, żeby było trudniej. Te Windowsy to chyba po to, żeby było można grać w sapera.

Pojechałem dalej. Pierwszy mandat od dobrych trzech lat. No i mogło być gorzej.
Po jakimś czasie dopadły mnie wątpliwości. A może tam nie było ograniczenia. Może się dałem zrobić. Sprawdziłem później na street view – ograniczenie było. To, że miałem wątpliwości to bardzo złą informacja. Obywatel do Policji powinien mieć zaufanie. Ale jak tu mieć zaufanie po takiej akcji jak ta w PKW?

Ojciec oglądał transmisję z komisji sejmowej, która wezwała ważnego policjanta, by go przepytać w sprawie zatrzymania dziennikarzy. No i ważny policjant plątał się w zeznaniach. Jego wyjaśnienia były sprzeczne z tym, co usłyszałem na procesie. Od zeznających funkcjonariuszy.
I co? I nic.

Dojechałem do Krakowa. Zagłosowałem. Mój kandydat przegrał.

Wracałem do Szopienic autostradą. 18 złotych za jakieś 70 kilometrów.  

niedziela, 30 listopada 2014

29 listopada 2014


1. Najpierw pojechałem oddać mercedesa. Trochę na około.
Przyzwyczaiłem się do tego, że testowe samochody miewają dziwnie archaiczne nawigacje. Rok temu (i dwa tygodnie) jeździłem audi R8, któremu świat kończył się na Odrze. C220 nie do końca pogodzony był z istnieniem największego sukcesu w historii Polski – Autostradą Wolności. Znaczy – niby dopuszczał jej istnienie, ale nie traktował poważnie z niej zjazdów.
Skoro nic innego nie mogę znaleźć, to znaczy, że C220 to dobry samochód. Bardzo dobry.
Pojechałem przez Aleje, Szucha, Wołoską. Racławicką i Korotyńskiego dojechałem do Grójeckiej. Grójecka to popularne nazwisko w Krakowie, choć chyba nieco inaczej się pisze.
Nie wiem kiedy wybudowano połączenie pomiędzy ulicą Instalatorów a alejami Jerozolimskimi. Połączenie nazywa się ulica Szybka. Dużo szybciej można się nią dostać do Mercedesa na Daimlera.

Czekając na pana, który miał ode mnie samochód odebrać obejrzałem inny obraz artysty Dwurnika. Mniej brzydki, niż ten, który oglądałem odbierając auto.

Rozpocząłem proces umawiania się na test CLA. Pomyliły mi się modele. I to jest zła informacja, bo wypada, żebym zaczął je ogarniać.

2. Do BMW postanowiłem pojechać pociągiem. Tym na lotnisko. Pociąg stał przy peronie, kiedy wsiadałem do windy. Stał, kiedy z niej wysiadłem. A przez całą podróż windą szlag mnie trafiał, że następny pociąg będzie za jakieś pół godziny.
Pociąg stał, więc do niego podbiegłem, co nie było zbyt łatwe, bo obniżony krok spodni – zgodny z dzisiejszą modą – utrudnia chodzenie, nie mówiąc o bieganiu.
Trzymając spodnie udało mi się dobiec. Pociąg ruszył. Jechał z prędkością, która przypomniała kolejkę wąskotorową z Ełku do Zawad-Tworek.
Zbudowanie połączenia z Okęciem to jeszcze jeden największy sukces w historii Polski. Trudno się z tym nie zgodzić, bo często to najszybszy sposób, by się dostać na lotnisko. Ale dlaczego przez część trasy pociąg jedzie z prędkością maszerującego mężczyzny?

W pociągu okazało się, że nie mam na bilet. Brakowało mi 60 groszy, a żadna z maszyn do biletów nie przyjmowała kart. Próbowałem zainstalować sobie aplikację do płacenia telefonem, ale mimo prędkości nie zdążyłem przed stacją Służewiec, na której wysiadałem. Więc pojechałem na koszt trudno powiedzieć kogo. I to jest zła informacja.

3. Szedłem do BMW przez Domaniewską podciągając co chwilę spodnie, które, przez ich modny krój ciągle mi spadały. Żeby je podciągać musiałem rozpinać kurtkę, więc strasznie zmarzłem. W BMW podratowano mnie kawą. Odtajałem.

Mini diesel okazało się Cooperem, niebieskim. Na białych felgach. Ładnym. Pasującym do moich modnych spodni. Poprzednim mini, benzynowym, byłem w górach. Sprawił mi wtedy bardzo dużo radości. Z tym powinno być podobnie, tylko taniej, bo to diesel.
Wróciłem na Wilczą. Poszedłem na pocztę. Po raz pierwszy do nowej jej siedziby, bo z MDM przeniosła się na Poznańską. Odebrałem książkę i pismo z ZDM. Książka to prezent dla redaktora Pertyńskiego, ZDM chce 100 złotych za parkowanie Suburbana po tym, kiedy skończył się abonament.
Ojciec opowiadał, że w stanach, kiedy kończyła się ważność prawa jazdy odpowiedni urząd dzwonił, żeby o tym przypomnieć i zapytać pod jaki adres wysłać dokument. U nas Urząd chce być bliżej obywateli, więc chce ich oglądać.
A to przecież Miasto wydaje i dowody rejestracyjne i zajmuje się meldunkami, więc wie to wszystko, na co dowodów żąda przed wydaniem abonamentu.

Wieczorem pojechaliśmy po wino do Lidla. Spotkałem pana, który przy ul. 17 Stycznia przegląda nasze samochody. No i przypomniało mi się, że zaraz trzeba będzie zrobić przegląd Suburbana. I to jest zła informacja, bo coś nie styka w prawym tylnym pozycyjnym świetle. I muszę to naprawić, bo nie wypada na przegląd jechać z niesprawnym oświetleniem.