Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OLX. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OLX. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 kwietnia 2022

19 kwietnia 2022


1. Siemoniak u Mazurka. Gdyby mnie ktoś prosił o radę, jak nie odpowiadać Mazurkowi na pytania – poleciłbym przeanalizować sposób Siemoniaka. Złą informacją jest, że to może działać wyłącznie z Siemoniakiem. 

2. Pojechałem do Szczecina po wkład kominkowy. Wynaleziony na OLX. Za całe 500 złotych. Przecena z 1000. Najpierw w Starostwie złożyłem pismo. Ale to zupełnie inna historia. 
No więc jechałem do Szczecina. Zła informacją jest, że się zagapiłem, nie skręciłem gdzie trzeba i dojechałem do prawie Kołbaskowa. W Kołbaskowie, ostatnio byłem dwa lata temu. Wtedy nawracaliśmy kolumną w Niemczech. Tym razem udało mi się skręcić wcześniej. Zwiedzałem opłotki Szczecina. Największe wrażenie zrobiło na mnie skrzyżowanie ulic Walecznych i Poległych. Nie tyle samo skrzyżowanie, co fakt jego istnienia. 
Dojechałem. We czterech (pan, który sprzedawał, dwóch pracowników sklepu komputerowego z garażu i ja) wrzuciliśmy wkład kominkowy na pakę lawiny. A ciężki był bardzo. Supra, z podnoszoną w górę szybą. Porządny bardzo. I w dobrym stanie. Nazwy modelu nie widać, ale widać, że tani nie był. 
Wracałem przez Gorzów, gdzie odbierałem skrzynię, którą jakiś czas temu kupiła Bożena. Zwiedziłem kolejny kawałek miasta. Zobaczyłem, czym jest opisywana przez moją gazetę Słowianka.  
W Świebodzinie, na Orlenie, zaczepił mnie kierowca karetki. Zapytał, czy Lawina ma pojemność 5,3 i ile pali gazu. Powiedziałem, że Bożenie 14, a mnie 17. Stwierdził, że to nie dużo. 

3. Im bliżej byłem domu, tym bardziej nurtował mnie problem w jaki sposób wyciągnę wkład z samochodu. Dojechałem. Przyszedł sąsiad Tomek z małżonką. Sąsiad Tomek wpadł na pomysł, żeby wyciągąć prosto na ganek. Później przyjechał ładowarką sąsiad spod lasu. Przywiózł kolejną partię darni. Wsparł nas koncepcyjnie i realizacyjnie. Wykorzystując kawałek płyty OSB i dwukołowy wózek kurierski, udało się viribus unitis wkład wciągnąć na parter. Jest to sukces. Złą informacją jest, że trzeba go będzie wytargać na pierwsze piętro. Sąsiad spod lasu powiedział, że mógłby przypiąć do ładowarki widły i spróbować wsunąć wkład przez okno, ale nie po ciemku. Jest to jakaś koncepcja. Druga – sąsiada Tomka – polega na użyciu wyciągarki z wielokrążkiem. Można też we trzy osoby, po schodach, kurierskim wózkiem. Ale to chyba najgorszy pomysł.  


 

czwartek, 18 listopada 2021

17 listopada 2021


1. Na Wirtualnych Mediach przeczytałem wspominkowy tekst o Kamilu Durczoku. Nie wypowiedziała się żadna kobieta.

Spotkaliśmy się z Miśkiem w Świebodzinie ze strażakami. Strażacy zawsze na propsie. Człowieka wciąż się gasi kocem. Albo wodą. Niezbyt mocnym strumieniem. Samogaszenie odbywać się powinno przez turlanie po ziemi. Nikt niczego nowego nie wymyślił. I to jest zła informacja. 

2. Pojechaliśmy za Nową Sól. Do Nowego Miasteczka. Bożena znalazła na OLX szafę. Za zadziwiająco małe pieniądze. Na miejscu się okazało, że szafa jest w idealnym stanie i do tego, w rozłożona idealnie mieści się na pace Lawiny. 
W Nowym Miasteczku ostatnio byłem z ćwierć wieku temu. Jeszcze zanim powstała obwodnica Nowej Soli. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie jestem pewien. I to jest zła informacja.

3. Zatankowałem na Shellu w Zielonej. Za 3,19. Oleje napędowe tam sprzedawane zawierają do 7% biokomponentów w postaci esterów metylowych kwasów tłuszczowych. Te Estery to ani chybi Żydzi. 

Wieczorem trafiłem na „Glorię” Lumeta. 1999, Sharon Stone. Miałem nadzieję, że to dobry film. Nie był. I to jest zła informacja. 

Choć też zły bardzo nie był. 

 

środa, 27 stycznia 2021

26 stycznia 2021


1. Siemoniak u Mazurka. Fascynujące jest tempo w jakim potrafi diametralnie zmieniać zdanie. Przypomniał mi zabawkę mojego brata. Latający talerz. Jeżdżący znaczy. Z napisem Mars z boku. To były jakieś wczesne lata osiemdziesiąte. Od tego czasu wiem co znaczy „mars” od tyłu. Wyprowadziłem kiedyś z równowagi – dzięki tej wiedzy – pracownika firmy tytoniowej. Prywatnie męża koleżanki mojej z „Gazety Krakowskiej”. Przyniósł kiedyś przedpremierowo parę paczek marsów. Wyciąga. Z dumą pokazuje. Mówi, że to hit będzie. A ja na to – a wiesz jak jest „mars” od tyłu. Nie wiedział. Sprawdził. 

Jeżdżący latający talerz jeździł prosto, kiedy na coś wpadał, praktycznie bez zmiany prędkości zmieniał kierunek. Znowu jechał prosto. Aż na coś wpadł. Zmieniał kierunek. I tak dalej. Zupełnie jak Siemoniak u Mazurka. Mówił jedno. Mazurek go punktował. Zmieniał zdanie. Dalej jechał. Znowu zderzenie z Mazurkiem. Znowu zmiana. Zupełnie jakby miał z boku napis Mars. Zła informacją jest, że robił to w takim tempie i takim przekonaniem, że pewnie mało kto to zauważył. 


2. Siemoniak przypomniał wczorajszego Hołownię. Bożena była pod wrażeniem pustki, którą wypełnione były jego słowa. Zasadniczo trudno jest wypełnić coś pustką. Najpopularniejszym wyjątkiem są słowa polityków. Naprawdę mogą być pełne pustki. Zauważyła, że jedyne co miał konkretnego do powiedzenia, to zgrabnie przeprowadzona krytyka władzy. Ale nic więcej. Żadnej wizji. Zacząłem jej tłumaczyć, że najwyraźniej z badań wyszło, że do uzyskania dwucyfrowego wyniku w wyborach to wystarczy. Że plany – przepraszam za wyrażenie – konstruktywne, się robi, kiedy się idzie po władze. A po władzę aktualnie nikt się nie wybiera. 
Badacze nie wymyślą idei która może ponieść. [Jedyny, znany mi, który miewał takie przebłyski, to Tęgi Łeb] Badacze będą będą pytać na fokusach. A, że ludzie na fokusach nie mają pojęcia, jak należy zmieniać świat, więc zapytani czy walić w PiS kulturalnie, czy ostro? Odpowiadają jak chcą badacze. Kulturalnie, bądź ostro. Ci od Hołowni wolą kulturalnie.
Czy się komuś to podoba czy nie – jak na razie jedynym poważnym politykiem, który ma jakąś spójną wizję politycznej przyszłości jest Jarosław Kaczyński. 
W 38 milionowym kraju wypadałoby, żeby było takich ludzi więcej. Nie ma i to jest zła informacja. 

3. Pojechaliśmy w do gazownika. W dwa auta. Gazownik, jak gazownik. Tylko czystszy niż średnia. Wymieni świece. Siedem. Złą informacją jest, że zapomniałem, którą z ośmiu wymienił Jacek. Może zostanie rozpoznana po stanie. Gazownik powiedział, że zrobi auto jutro. Albo pojutrze. Gdyby zrobił pojutrze – rozwaliłoby to moje plany. Ale powinien jutro. Chyba, że coś znajdzie, co się nie uda jutro zrobić. 

Od Gazownika pojechaliśmy do skupu palet. Wcale nie po to, żeby sprzedać paletę, tylko kupić skrzynie, które Bożena wypatrzyła na OLX. OLX* kiedyś nazywał się tablica.pl. Jakiś marketingowiec pewnie wymyślił, że to nie jest wystarczająco nowocześnie, bo nie ma V, Q albo X w nazwie. Pewnie to jeszcze przebadał i wyszło mu oczywiście to, co chciał. Tak to zwykle z badaniami jest. {Dyrektor Zydel to teraz Dyrektor Muzeum Zydel, więc się nie powinien – jako były badacz – oburzać. Ma większe problemy.]
Skrzynie, w których Bożena chce sadzić różne rosnące rzeczy, okazały się opakowaniami na coś, co przyszło z Niemiec. Porządnie zrobionymi opakowaniami. Nie na tyle porządnie, żeby wyglądały na opakowania na rakietową amunicję, ale i tak na tyle porządnie, że będzie można w nich siać i sadzić. Podwiózł je sympatyczny młody człowiek. Sztaplarką. Ze strasznie długimi widłami. Skoro wózek widłowy, to pewnie są to widły. Pomógł mi załadować je na pakę chevroleta. Paka, to po amerykańsku bed. Jakoś to mnie – nie wiedzieć czemu – śmieszy. 
Otwarta klapa paki przedłuża ją o dobre pół metra. 

Ze skrzyniami na pace pojechaliśmy do Lidla. Szczerze mnie ubawiły przecenione wegańskie hamburgery w lodówce z mięsem. 

Nie chciało mi się ściągać skrzyń z paki, więc wstawiłem chevroleta do stołówki. Żeby wjechać trzeba składać lusterko. Ale się mieści. Nawet przedłużony o pół metra otwartej klapy. 
Wieczorem przez moment oglądałem Paszporty Polityki. Dziadersi łaszący się do progresywnej młodzieży. Nawet śmieszne. 


*Historia z nazwą OLX jest nieprawdziwa. Zmienił się właściciel. Nowy miał już globalną sieć o tej nazwie. 

niedziela, 3 stycznia 2021

3 stycznia 2021


1. Na początku marca pojechałem do Końskich. Beemką. Z Końskich do Chęcin. Z Chęcin do Warszawy. Znaczy kawałek przejechałem. W Warszawie, przy pomniku Lotnika beemka się zagotowała. Dotoczyłem się na Orlen (za Skrą). Tam przez dobrą godzinę ją odpowietrzałem. Stamtąd pojechałem na chwilę do p.p. Zybertowiczów, później do domu. Następnego dnia rano – do Pałacu. Dojechałem, znowu się zagotowała i już się jej nie udało odpalić – woda w cylindrach. 
Stała biedaczka na Krakowskim z pół roku, później emerytowany BOR-owik Ryba – człowiek, którego ręka jest wielkości dwóch moich – przywiózł mi ją na wieś. Stanęła pod domem. I stała. A ja nie mogłem znaleźć w sobie energii, żeby ją wepchnąć pod dach. I to jest zła informacja, bo się zaczęła degradować. 
Nie wiem, czy to w związku z Nowym Rokiem, czy nową drogą życia, naszła mnie myśl, że raczej nic z nią nie zrobię i biedaczka zgnije. A była z nami 15 lat. Ze trzysta tysięcy nią przejechaliśmy. No i postanowiłem ją sprzedać. Razem z 750, która stoi od jakichś czterech lat tyle, że pod dachem. 

2. Zmajstrowałem ogłoszenie na OLX. Zapłaciłem ze 30 złotych. Nawet zdjęcia zrobiłem, choć się ściemniało. 
Oglądanie „Wojen samochodowych” idiotycznego na pierwszy rzut oka programu na TVN Turbo, ma jednak jakiś sens. Dwóch panów, jeden bardziej, drugi mniej denerwujący kupują samochody, później je cyzelują, na koniec sprzedają. Ten, który więcej zarobi – wygrywa. Przez cały program słyszymy ich monologi. Później dyskusje z kontrahentami przerywane monologami, w których tłumaczą swoje sprzedażowe strategie.

Przydało mi się to, gdyż łatwiej mi było przebrnąć przez dziesiątki pytań, którymi mnie zarzucono. –Ile za jedną? –Sprzedaję dwie. –A za jedną ile? –A jaka cena ostateczna
W końcu odezwał się pan Adrian. Chciał przyjechać o 9 rano. Udało mi się go przemówić na południe. 
W nocy spadł śnieg. Później też padał. Przyjechał 730d z tych nowszych. Na letnich oponach. Z okolic Gorzowa przyjechał. Opowiadał, że na S3 po rowach leżą samochody. Zima zaskoczyła drogowców. I kierowców. Powiedział, że ma trzy E32: 730, 740 i 750. Od razu było widać, że chce mieć ich pięć. Opowiedziałem mu o wszystkich przypadłościach beemek. Wszystkich, o których pamiętałem. Nie robiło to na nim specjalnego wrażenia. Chciał je kupić. No i kupił. Znaczy prawie, bo się okazało, że ich dokumenty są w Warszawie. Wpłacił więc zaliczkę, a ja muszę polecieć do Warszawy i je znaleźć. I to jest zła informacja, bo się tylko domyślam, gdzie mogą być. Pan Adrian miał drobny problem z wydostaniem się od nas. Letnie opony. Kiedyś były całoroczne i komu to przeszkadzało. 

3. Śnieg padał cały dzień. Pojechaliśmy na chwilę do Świebodzina. Ni kawałka czarnego asfaltu. Jestem już w takim wieku, że mogę sobie pozwolić na jeżdżenie jak dziad, więc podróż nam chwilę zajęła.

Kocio chyba nie przepada za śniegiem. Dlaczego więc natura uczyniła go białym? Nikt mu na to pytanie raczej nie odpowie. I to jest zła informacja. 


Nie chce mi się komentować afery szczepionkowej. Zacytuję więc Roberta Mazurka, który skonstatował kiedyś, że głupsi od dziennikarzy są tylko aktorzy. Kiedy jedni zaczynają bronić drugich chwilami robi się nawet śmiesznie. 
Ale coś czuję, że naprawdę śmiesznie będzie, kiedy poznamy całą listę.


 

 

piątek, 11 sierpnia 2017

11 sierpnia 2017




1. W nocy padało, choć się wieczorem wcale na to nie zanosiło. Choć, w związku z tym, że wczoraj w nocy padało, choć się wieczorem wcale na to nie zanosiło, do tego niezanoszenia można było podejść z pewną rezerwą. Nie dość, że padało, to grzmiało i – co przed tym idzie – błyskało.
Błyśnięcie takie o 4:25:57 zapisała kamera monitoringu. W tej samej sekundzie zapisała również brak błyśnięcia. I to jest zła informacja, bo wydawać się mogło, że błyśnięcie trwa przynajmniej chwilę.

2. Dziewczyny rozpoczęły proces sprzątania drugiego piętra. Asystowałem Michałowi w rozwaleniu rusztowania, jakie od dobrych ośmiu lat zajmowało tam dobre dwadzieścia procent powierzchni. Nie należę do tej, wielkiej grupy, której członkom rozwalanie sprawia jakąś specjalną satysfakcję.
Później kosiłem. Kosiłem aż razem z paskiem spadła sprężyna ten pasek napinająca. Nie wiadomo jakim sposobem udało mi się tę spadniętą sprężynę skosić. I skoszona sprężyna się trochę przekosiła.
Grafomania moja najwyraźniej narasta. I to jest zła informacja.

3. Obraziłem się na kosiarkę i zabrałem się za kosę. Dwa dni temu zgubiłem jej obudowę filtra powietrza. Odpalanie jest łatwiejsze, ale obawiam się, że bez filtra powietrza silnik rychlej zakończy swój i tak, jak na sprzęt za złotych trzysta zadziwiająco długi żywot.
Z rzeczy, za złotych chyba trzysta – zaniemogła krajzega. Mimo świadomości tego, że należy chronić język przed germańskimi makaronizmami używam tej nazwy, bo przecież nie będę pisał „stołowa piła tarczowa z napędem elektrycznym”. W każdym razie – zaniemogła. Prąd wychodzi w stronę silnika i nic z tego nie wynika.
Wypatrzyłem na OLX pana, który w okolicy krajzegę sprzedawał. Porozmawialiśmy chwilę przez telefon. Piła odziedziczona. Na siłę. On siły nie ma. Wcześniej pożyczał od sąsiada. Teraz kupił piłę na 220. Stara mu zawadza. Działa świetnie, choć stara. I można by wymienić pasek.
Pojechaliśmy do Starego Dworu. Pan mieszkał koło kościoła. Kiedy wysiadłem z samochodu – śpiewano „Boże coś Polskę”. Przypomniało mi się, jak 10 listopada 2015, w Katedrze odśpiewano „pobłogosław Panie”. Historyczne doświadczenie.
Pana nie było. Był jego syn i syna wuj. I pies. Sympatyczny z lekkim ADHD. Krajzega trochę wrosła w grunt. Viribus unitis udało się ją wepchnąć do auta. 
W Rokitnicy zawlekliśmy ją pod siłowe gniazdo sąsiada Gienka. Natychmiast wywaliła stopki. Istniało podejrzenia, że winę za to ponosi woda w gniazdku. Szybko udało się je rozwiać. Krajzega wywala stopki i już. I to jest zła informacja.
Sąsiad Tomek, który przez cały czas się wyzłośliwiał, opowiedział historię o edukacji.
Sąsiad Tomek jest biznesmenem w branży spawalniczo-metalowej. Firma mu się rozwija. Nie może znaleźć ludzi do roboty. Wymyślił więc, że pójdzie do szkoły, której jest absolwentem, a konkretnie do szefa warsztatów, żeby się dowiedzieć, czy któryś z uczniów rokuje, bo chętnie by takiego rokującego zatrudnił i zapłacił mu bardzo poważne pieniądze. Spawacz może zarobić wielokrotność płacy praktykanta w gazeta.pl. Do tego na legalu, nie żadnej śmieciówce.
Plan prosty: uczeń zobaczy, że praca na niego czeka, więc się będzie pilniej uczył. Niestety okazało się, że nierealizowalny. Samorząd, który nad tą szkołą ma pieczę, postanowił, że raczej będzie inwestował w szkoły średnie, bo zawodowa nie jest odpowiednio nowoczesna. Szkoły średnie z kierunkiem np. hotelarstwo.
Świebodzin jest jednym z kilku miejsc na świecie, gdzie produkuje się do bardzo dawna kotły próżniowe [cokolwiek to znaczy]. Miejsc pracy dla spawaczy jest zdecydowanie więcej niż dla absolwentów hotelarstwa. Ale hotelarstwo brzmi tak europejsko.
Wieczorem oglądaliśmy „Dwie wieże”. Moją ulubioną sceną jest powrót do zdrowia króla Teodena. Mam wrażenie, że w pierwszym numerze tygodnika „Do rzeczy” był tekst o tym, że Polacy są jak hobbici. Głupi tekst. Nie są. Polska bardziej przypomina Rohan. Widać to jak na dłoni. Wystarczy obejrzeć „Władcę pierścieni” ze dwadzieścia razy.  

czwartek, 21 lipca 2016

19 lipca 2016


1. Trawa. Gdybym był kozą, bodź kóz hodowcą – powinienem był być zachwycony. Rok mamy taki, że zielone rośnie jak szalone. Nie jestem. I to jest zła informacja.
Zadzwonili dwaj kurierzy. Pierwszy z kosiarką dla Bożeny,drugi z Bang Olufsenem, którego wypatrzyła na OLX. Swoją drogą trzeba być kimś dziwnym, żeby nazwę tablica.pl zamienić na OLX.
Kosiarka elektryczna. Bang Olufsen – Century. Jak ten, którego kupiłem z dziesięć lat wcześniej.

2. Cały dzień z parkietem. Układanie klepek może przypominać „Redutę Ordona”. A konkretnie ten kawałek, który opisuje proces ładowania i oddawania strzału. Cóż obrońcy reduty mieli gorzej. Funkcjonowali w stresie, a do tego nie mogli słuchać PolskiegoRadia24.
No dobra, ułożyłem. Znaczy kiedy miałem dociąć ostatni trójkącik cztery na cztery na pierwiastek kwadratowy z trzydziestu dwóch [chyba] – zdechła krajzega, znaczy: piła stolikowa. Łożysko. I to jest zła informacja, bo zasadniczo nie powinienem mówić, ze skończyłem. A chciałbym.

3. Przyszedł sąsiad Gienek. Ze swoim młodszym wnukiem Bartkiem. Bartek – rozsądny gość – trochę się mnie bał. Teraz mu przeszło.
Jego starszy brat Karol, w jego wieku mówił ręką, Bartek robi to werbalnie. Używając jedynie końcówek słów. Ma to jakiś sens. Wszyscy go rozumieją, Naładowałem kosiarkę, zabrałem się za akumulator 750. Nie zachowuje się zbyt dobrze. I to jest zła informacja.