Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Plus Minus. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Plus Minus. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 7 listopada 2021

7 listopada 2021



1. Znów nie pamiętam, co mi się śniło. Śniło się w każdym razie zbyt długo. Choć raczej nie tyle zbyt długo, co do zbyt późna. Wstałem więc i zlawszy niedzielną publicystykę zamontowałem deskę. Samoopadającą. Później powiesiliśmy lustro. Dwa razy wieszaliśmy, gdyż za razem pierwszym, z niewiadomych powodów, wyszło zbyt wysoko. Za drugim razem wyszło dobrze, tylko krzywo. I to jest zła informacja, gdyż to ja wierciłem. 

2. Odwiozłem Miśka do Zielonej. Zatankowałem. Również benzynę. Za 5,99. Minus dziesięć groszy z promocyjnego bonu. 
Mam nową zabawę. Dziaderską. Próbuję dojechać z Zielonej do domu z jak najmniejszym wskazaniem komputera od spalania. Dziś wyszło 6,1. We czwartek wyszło 6,0. To, że się zacząłem tym fascynować, to jednak jest zła informacja. Przy najdroższym, jaki się mi udało spotkać gazie, różnica 0,1 litra to trzydzieści pięć groszy. 

3. Przyjechali goście. Nie napiszę kto. Osoba jedna z gości przywiozła ze sobą gazetę. „Dziennik Gazetę Prawną” i „Plus Minus”. Siedzi teraz i czyta. Złą informacją jest, że mnie dziwi iż ktoś czyta gazety. Te papierowe. Jestem przecież wicenaczelnym największego w województwie dziennika.


Na zdjęciu przedziwnie oświetlone niebo, które mnie czekało w Rokitnicy, gdym z Zielonej wracał. 


 

niedziela, 31 stycznia 2021

30 stycznia 2021


 1. Poprzednim razem, gdy byliśmy w Lidlu, Bożena kupiła jedzenie dla ptaków. Orzechy i trudno powiedzieć co napchane do niby pończochy. Powiesiła to coś na balkonie i martwiła się, że wisi nie tak i nie tam, gdzie trzeba, że ptaki się nie zjawią, że się będą bać kota etc. 

Wstałem – jak ostatnio – zbyt wcześnie. Śnieg, który ledwo padał gdy wczoraj dojeżdżaliśmy zmienił zdanie. I zasypał wszystko. Było bardzo atrakcyjnie wizualnie. Wkoło wiszącej na balkonie niby pończochy uwijało się z tuzin sikorek. Bogatek. Była też jedna uboga – bardziej szara. Podlatywały, dziobały, właziły jedna na drugą. Odlatywały. Niby pończocha się kiwała komplikując im działania. 
Przypomniało mi się, że poprzednim razem oglądałem jedzące ptaki na skwerze przed hotelem Lombardy w kowidowo pustym Waszyngtonie. To były wróble. Rzucaliśmy im z kolegą Kunstetterem czipsy. Prawie wydziobywały nam je z rąk. Pusty Waszyngton robił niesamowite wrażenie. Poza nami i wróblami na skwerze funkcjonowało dwóch chyba narkomanów, z tych, których życie ma znaczenie. Może to nie byli narkomani, tylko wariaci, a może nawet nie wariaci. Tylko po prostu dzieliła nas przepaść kulturowa i nie rozumieliśmy ich ekspresji. Na elektrycznej skrzynce ktoś porzucił „Patriot games” Clancy'ego. 
[Pamiętam miny dwojga urzędników Departamentu Stanu, gdy w 2014 roku powiedziałem, że lubię książki Clancy'ego. Bardzo mili ludzie. Od paru tygodni pewnie znów czują się dobrze w swoim kraju wolnych, ojczyźnie dzielnych ludzi.]
Puste ulice, witryny ogacone płytami ze sklejki, duże banery #endracism, wróble, nas dwóch i wydziobywane czipsy. Jutro mi się kończy amerykańska wiza. I to jest zła informacja, bo takiej fajnej już raczej miał nie będę. 

2. W związku z tym, że na śniadanie zjedliśmy resztkę chleba – pojechaliśmy do miasta. Przez zaśnieżony las. W latach osiemdziesiątych, kiedy jeszcze TVP nie emitowała reklam, między programami były różne zapchaj dziury. Na przykład obrazki z drogi przez zaśnieżony las. Zupełnie takie same, jak te, które mogliśmy oglądać przez okna samochodu. 
Wracaliśmy też przez las, tylko bardziej, bo zjechałem z głównej na drogę leśną, z nietkniętym kołami śniegiem. Audi, prócz wszystkich swoich plusów ma też minus – nie da się wjeżdżać nim do lasu, bo ma zbyt niskie zwieszenie. Więc przez parę lat nie oglądałem tych dróg. A sporo się pozmieniało. Coś wycięto, coś wyrosło, coś posadzono. Tylko drogi gorsze. Leśne maszyny je rozjeżdżają, nikt od wojny nie poprawia. I to jest zła informacja, bo kiedyś będę musiał spełnić swoje marzenie z dzieciństwa i kupić M113. Jeżeli oczywiście gdzieś będzie można takie znaleźć.


Z pomocą kolegi Kapli wyprowadziłem ze stołówki 750. Było to trudne, gdyż samochód nie miał ani hamulców, ani wspomagania. A trzeba się było nakręcić. 

Wstawiłem chevroleta. Gdybym go wstawił wczoraj – nie musiałbym się zastanawiać, co zrobić z wodą, w którą zamienia się przywieziony na aucie śnieg. 

3. Obserwowałem twitterową awanturkę wywołaną przyznaniem przez Wprost tytułu „Człowieka Roku” Danielowi Obajtkowi. Fascynujące, że po trzydziestu edycjach tak trudno jest zrozumieć, że „Człowiekiem Roku” zostaje człowiek roku.

Przeczytałem rano Zarembę w „Plusie Minusie”. Mieszanka autocytatów, nieprawdziwych plotek i oczywistości. 
Spora część naszych politycznych analityków zajmuje się tworzeniem medialnych rzeczywistości równoległych. Złą informacją jest, że często te równoległe rzeczywistości medialne wpływają na tę realną robiąc niepotrzebne zamieszanie. 


niedziela, 21 sierpnia 2016

20 sierpnia 2016



1. Wstałem wcześnie. Przeczytałem w „Plus Minus” sylwetkę Michaiła Gorbaczowa pióra Andrzeja Łomanowskiego.
Andrzeja poznałem w „Przekroju”. Dla rozmów z nim przy papierosie warto było wtedy palić.
Dziś zbyt rzadko mogę czytać jego większe teksty. I to jest zła informacja.

2. Pojechaliśmy z Bożeną do miasta. Do Grene, po paski klinowe do kosiarki i na targ, po pomidory. Gruntowe są po 2,50.
Jeden ze sprzedających na targu [nazywanym tu rynkiem] panów stwierdził, że przypominam mu prof. Modzelewskiego.I nie jest to dobra informacja, bo o samym profesorze nie miał zbyt wysokiego zdania. Porozmawialiśmy chwilę o podobnościach. Pan uważał, że każdy ma swojego sobowtóra. Opowiedział, że spotkał kiedyś człowieka identycznego z kolegą, którego dwa tygodnie wcześniej pochował. I, że nie było to przyjemne. Przysłuchujący się rozmowie klient opowiedział, że oskarżył kiedyś nie tego, co trzeba brata. Byli tak podobni, że mu się pomylili. Ledwo się udało wyprostować sprawę przed zarzutami prokuratorskimi. Opowiedziałem na koniec, jak kiedyś ktoś wynalazł zdjęcie, na którym syn płk. Kadafiego wygląda zupełnie jak mój brat. Nie udało mi się teraz znaleźć tego zdjęcia. I to jest zła informacja.
Na stacji przy Tesco kupiłem gaśnicę. Jestem więc znowu przygotowany.

3. Nowy pasek klinowy zrewolucjonizował pracę z kosiarką listwową – nie spada, mimo iż zacząłem wykonywać dziwne rzeczy.
Sprzątnęliśmy kolejny kawałek parku. Może nie tak spektakularny, jak przed tygodniem, ale zawsze jakiś.
Bożena uporała się z właściwie całym drewnem, jakie podwykonawca Enei odzyskał z resztek wyciętego przez siebie sadu.
Wieczorem wpadliśmy na chwilę do sąsiadów. Było tradycyjnie miło. Pojawiły się grzyby. Nazbierali ich sporo.
Ja, wcześniej po tym, jak dolałem olej do skrzyni w 750, pojechałem na krótką przejażdżkę. W miejscu, gdzie zwykle sprawdzam, czy nie ma grzybów – grzybów nie było. Nie było też części lasu, bo został wycięty. Za to ten kawałek, który wycinany był lat temu dziewięć – już trochę odrósł. Dopiero, kiedy tu przyjechałem dotarło do mnie, że las to zasadniczo takie samo pole, jak na przykład z kukurydzą. Tyle, że żniwa nie są co roku. Redaktor Wajrak pewnie ma ten temat inne zdanie. Ale kiedyś, na papierosie w „Przekroju” usłyszałem, że tłumaczył kiedyś przed laty, że zwierzęta mają taką blokadę, która uniemożliwia im rozmnażanie się wewnątrz rodzeństwa. Tłumaczył koleżance, która w to uwierzyła, bo to przecież redaktor Wajrak.
Strasznie łatwo stać się w Polsce autorytetem. I to jest zła informacja.  

poniedziałek, 1 lutego 2016

30 stycznia 2016


1. Pierwszy od nie pamiętam kiedy dzień, w którym nic nie musiałem. Złą informacją jest, że tak mnie to fascynuje.

2. Zagapiłem się na „Wakacje z duchami” więc się spóźniłem na „Drugie Śniadanie Mistrzów”. I to jest zła informacja. Włączyliśmy w momencie, kiedy prof. Bralczyk mówił, że trudno znaleźć socjologa, czy politologa, o którym można powiedzieć, że jest obiektywny.
Obok prof. Bralczyka siedział socjolog Wasilewski też profesor.
Po raz kolejny namawiam do oglądania tego programu.

3. Bożena przeczytała prawie cały „Plus Minus”. A przede wszystkim tekst Krzysztofa Mazura.
Szkoda, że nikt takiego tekstu nie wydrukował parę tygodni temu.

Wdałem się później w sieciową dyskusję z wydawać by się mogło rozsądnym człowiekiem. Bardzo szybko zacząłem tego żałować.
–Łamanie kręgosłupa demokracji.
–Co jest tym kręgosłupem?
–To wszystko, co jest w Europejskich Traktatach
–A konkretnie?
–No wiadomo
–Czyli co?
–No, zasady demokracji, które są banalnie proste
–Gdzie one w tych Traktatach?
–Nie każ mi szukać teraz. Wolne, niezależne media, trójpodział władzy, równość wobec prawa, szacunek dla konstytucji
–W Polsce nie ma wolnych mediów?
[nie na temat]
–?
[coś tam o narracjach]
–Czy reżim zakazał wychodzenia Newsweeka, Gazety, etc?
–Nie zakazał, ale w Rosji też wychodzą opozycyjne gazety […]
–To nie ma w Polsce niezależnych mediów?
–Media publiczne są zależne od władzy


Wydaje mi się, że prof. Bralczyk mówił coś o tym, że próbuje się dziś nadawać słowom nowe znaczenia.
Jak cholera się próbuje. I to jest zła informacja.  

poniedziałek, 4 stycznia 2016

2 stycznia 2015


1. No i dogonił mnie chiński mróz. Chwilę mu zeszło ale nie leciał Dreamlinerem.
Pojechałem do Świebodzina zrobić przegląd. Powoli pojechałem, bo z lewego przedniego koła zejszło powietrze. Z tego mrozu zejszło. Nie miałem jak napompować, bo nie było prądu. [Drogie dzieci, w Polsce powiatowej może nie być prądu. Czasem przez nawet cały dzień]
Sąsiad Gienek ma kompresor zrecyclingowany ze starej lodówki. Pompuje powoli, lecz skutecznie. Niestety bez prądu – nie. I to jest zła informacja.

2. Powoli lecz skutecznie jechałem. Udało mi się z bożą pomocą nie zniszczyć opony. Pan diagnosta przyjmował w czapce, gdyż na hali było zimno. Dowiedziałem się, że podczas naprawy po nieszczęsnym marcowym wypadku wstawiono światło od tzw. anglika. Znaczy święcące nie w tę stronę, co trzeba. Czyli do tego, że naprawa trwała dłużej niż miała trwać, kosztowała więcej niż miała kosztować, to jeszcze częściowo musi być powtórzona. I to jest zła informacja.
Terminal pana diagnosty nie rozliczył jeszcze zeszłego roku, więc musiałem pojechać do bankomatu po brakujące 10 złotych.
Pojechałem do Tesco. Przy okazji kupiłem „Plus Minus”. Okazało się, że Morawiecki, z którym rozmawiał Mazurek, to Kornel nie Mateusz, jak mi się nie wiedzieć czemu wydawało.
Kornek to ważne imię w życiu Mazurka – więc się nie powinienem był mylić.
Na zdjęciu za panem Marszałkiem jest rama. Parę dni temu Mazurek na Twitterze pytał z którym malarzem ma rozmawiać. Ciekawe, czy chodziło o rozmowę do tego numeru.
Pan Marszałek zawsze wart przeczytania.

3. Pojechałem do Boryszyna. Zapaliłem babci świeczkę. Mam wrażenie, że cmentarz ma nową bramę. Kutą niemiecką zastąpiła nowa chyba chińska. I to jest zła informacja.
Na środku wsi, na zbiorniku przeciwpożarowym postawiono armatę. Bardzo poważnie wygląda. Chyba we wszystkich wsiach w okolicy są zbiorniki przeciwpożarowe. W Boryszynie podziemne. U nas – stawy. Ciekawe, czy to pomysł Bismarcka. Profesor Żerko powinien wiedzieć [gdzie się można dowiedzieć].

Po powrocie rozpocząłem proces sprzątania garażu. Poszło mi nawet całkiem szybko. Z części śmieci drewnianych zrobiłem ognisko. Całkiem spore. Wyemitowałem więc sporo dwutlenku węgla. Nie zrobiło się cieplej, więc z tym globalnym ociepleniem to jakaś ściema.


wtorek, 28 lipca 2015

26 lipca 2015


1. Wstałem za późno, ale w parę minut dojechałem na Wołoską. Nie wziąłem sobie żadnej dodatkowej lektury, więc kiedy skończyłem bardzo zły kryminał, zacząłem go czytać od nowa. No i się okazało, że autor zapomniał, że nie wyjaśnił kim był człowiek, do którego strzelał milicjant. Ale może ta wiedza nikomu do niczego jednak nie jest potrzebna. Ciekawe ilu ludzi przez 44 lata od ukazania się książki zauważyła to przeoczenie. Pewnie niezbyt. I to jest zła informacja.

2. Wróciłem do domu, zjadłem śniadanie i zacząłem rozbierać BMW, wychodząc z założenia, że uda się mi coś naprawić. Było gorąco, w znienawidzonej przeze mnie „Warce” ludzi siedzieli w ogródku. Ja miałem delikatny opór przed hałasowaniem motorem. Opór mi przeszedł, kiedy sobie przypomniałem, że obsługa rzeczonej „Warki” nie próbuje nawet ogarniać gości, którzy potrafią do świtu – excusez le mot – drzeć ryja w warkowym ogródku.
Udało mi się rozebrać kawałek auta, postukać ze dwa razy w potencjometr i wszystko zaczęło działać. Złożyłem do kupy, przestało. Rozłożyłem – nie zaczęło. I to jest zła informacja.

3. Postanowiłem kupić sobie coś do picia i sprawdzić, czy auto się nie naprawi od stania. Przy okazji kupiłem „Plus Minus”, żeby przeczytać wywiad red. Mazurka z niegdysiejszym artystą estradowym, dziś działaczem (może radnym). A skoro już byłem po wschodniej stronie Marszałkowskiej, to wpadłem do Fastrer Doga, w którym miejsca nie zagrzałem, bo się szybko zamykali. Było miło. Pawełek zrobił w Berlinie zdjęcie panu na stacji. Zdjęcie wrzucił na fejsa i – nie wiedzieć czemu – choć właściwie wiedzieć – zobaczyło to zdjęcie zylion ludzi. Pawełek trochę narzekał, że nie podpisał się na zdjęciu, bo wtedy ten zylion ludzi by wiedział, że ono Pawełkowe. Następnym razem pewnie to zrobi.

Wróciłem do auta. No i się nie naprawiło. No i to jest zła informacja. Pojechałem do Makro, kupiłem pomidory i zatankowałem. Kupiłem też nowy kabelek do telewizora. Nie pomógł. Po HDMI nie przechodzi dźwięk.

Wieczorem spotkaliśmy się z dawno niewiedzianym kolegą Grzegorzem. Naświetlał kulisy kampanii wyborczej tzw. drugiej strony. Nie wiem, czy świadomie – udowodnił, że inwestowanie w celebrytów nie ma sensu. Taka sytuacja.

Miło było widzieć kolegę Grzegorza w zdrowiu, choć noga go bolała.
Spotkaliśmy też niewidzianego od chyba dekady kolegę Beniamina. Ale tylko przez chwilę. Może jeszcze będzie okazja, bo po powrocie z zagranicy postanowił zamieszkać w Warszawie.

No i z tego wszystkiego gdzieś posiałem „Plus Minus”. Nieprzeczytany. I to jest zła informacja.


czwartek, 23 lipca 2015

21 lipca 2015


1. Piszę o poniedziałku, a jest środa, więc nic właściwie z poniedziałku nie pamiętam. I to jest zła informacja.

2. Od rana kontynuowany był temat toskański. Później, w związku z tym że wystąpiłem w kilku tekstach w mejnstrimowej prasie, a zwłaszcza w roli ogrodowego krasnala u redaktora Mazurka, dużo ludzi postanowiło chcieć mnie poznać. Więc przedpołudnie mi zeszło na oddzwanianiu na telefony, których nie mogłem odebrać bo oddzwaniałem, na telefony, których nie mogłem odebrać.
Pojechałem do komory, po drodze odbierałem, w komorze – nie. Więc kiedy wyszedłem z komory znowu musiałem oddzwaniać. W komorze za to przeczytałem cały „Plus Minus”. Znaczy – nie cały, bo minąłem tekst o piłce nożnej. I to jest zła informacja, bo ponoć był ciekawy.

3. Z komory (oddzwaniając) pojechałem po Bożenę, która zawiozła mnie na Kępę. Saską Kępę, gdzie umówiłem się z kolegą Piotrem, który przywiózł mi naszą jeszcze jedną beemkę. E32, 750. Beemkę, której nie widziałem ze dwa lata. Wciąż piękną, choć nadgryzioną zębem czasu. No i się niestety okazało, że coś się z nią stało niedobrego i nie jest w stanie przekroczyć 2500 obrotów, więc auto mimo dwunastu cylindrów i pięciu litrów pojemności – prawie nie jedzie. Złą informacją jest, że nie będę miał czasu podjechać do kogoś mądrego, kto popatrzy i powie, że jedna pompa paliwa stanęła, albo filtr się zamulił, albo coś w przepustnicach nie styka, albo Bóg jeden wie co.

Wieczorem obejrzeliśmy zaległego i nowego „Detektywa”. Strzelanina była mocna.

środa, 22 lipca 2015

20 lipca 2015


1. Z tego upału ciężko się spało, więc wstałem przy pierwszym pretekście. Znowu się zasiedziałem w wannie, więc wylatując z domu zapomniałem zabrać „Plusa Minusa” z mazurkowym Bujakiem i panią Jakubiak. Na miejscu, obok sterty kolorowych tygodników Bauera leżały książki. Pismo Święte w kilku wersjach, jakiś thriller Mastertona, ze dwa Harlequiny i wydana w pięćdziesiątym którymś roku „Zbrodnia Sylwestra Bonnard” Anatola France'a.
Nie zabrałem do komory Mastertona. I to jest zła informacja. W komorze ciśnienie psuje wzrok. Czytanie książki wydrukowanej chyba siódemką jest trudne samie w sobie. Przy ciśnieniu 1,5 bara jest złe bardzo. Pierwsza część, żeby nie forma – potwornie pretensjonalna. Pniaczek. Jak w „Twin Peaks”.

2. Z Wołoskiej na Szaserów. Próbowałem oglądać Woronicza 17, ale ciągle ktoś dzwonił. Ogólnie ciągle ktoś dzwonił. I to jest zła informacja. Fascynujące doświadczenie: komentowanie afery, którą jest – excusez le mot – z dupy, dziennikarzom, którzy mają pełną świadomość, że afera jest – excusez le mot – z dupy i – co właściwie najbardziej racjonalne – właśnie to zamierzają napisać.

Poszedłem do apteki. Leki kosztowały prawie 300 zł. Lepiej być młodym i zdrowym. I to jest zła informacja. Na bycie młodym i zdrowym szanse coraz mniejsze.

3. Znowu Szaserów. Ostatnia kroplówka. Wychodząc już poczułem tęsknotę. Strasznie jestem sentymentalny.

Wieczorem przyszedł do mnie nowy numer „Newsweeka”. Nie wypada mi nazywać ten – bądź, co bądź – światowej sławy tygodnik – satyrycznym. I to jest zła informacja.
Rzuciłem się na materiał redaktora Krzymowskiego. Było warto. Z nieprawdziwych (łatwych do zweryfikowania) informacji autor wyciągał piętrowe wnioski.
To fascynujące. Wielokrotnie słyszałem, że polskie dziennikarstwo śledcze w znakomitej większości polega na puszczaniu dalej bez weryfikacji informacji uzyskiwanych ze służb. Redaktor Krzymowski udowadnia, że tak samo można działać pisząc o polskiej polityce. Z tym, że w miejsce służb wchodzą partyjne frakcje. Partyjne, bądź już poza partyjne. Taka sytuacja.  

niedziela, 28 czerwca 2015

28 czerwca 2015




1. Wyspałbym się jeszcze bardziej, gdyby nie jakaś starsza pani, która seryjnie dzwoniła do Bożeny, nim w końcu nie dotarło do niej, że się nie myli wybierając numer, tylko ma ten numer źle zapisany.
Tak, czy inaczej poszedłem po bułki. I ogórki małosolne. I „Plus Minus”.
Przy śniadaniu próbowaliśmy oglądać jakiś film o tornadach. Było trudno. Później, przez chwilę oglądałem „Drugie śniadanie mistrzów”. Wojciech Orliński opowiadał takie pierdoły o transporcie samochodowym, że aż dziwne, że pani Waltzowa nie zatrudniła go jeszcze na stanowisku wiceprezydenta Warszawy odpowiadającego za komunikację.
Ludzie, którzy zamieszkali na dalekich przedmieściach są sami sobie winni. To, że nie ma publicznych środków transportu, które by ich mogły do centrum zawieźć jest bez znaczenia. Sami postanowili mieć duże domy i jeszcze większe ogrody. Miasta powinny być zamknięte przed samochodami. Jak Londyn.
Orliński nie zauważył, że Londyn ma metro. Ma też rozbudowaną sieć kolei.
Moi poważni znajomi z niewiadomych przyczyn traktują to, co Orliński głosi poważnie. I to jest zła informacja.

2. Pani Premier wsiadła do pociągu. Postanowiła w ten sposób walczyć o głosy obywateli. Specjalnie na tę okazję puszczono hasztag #KolejNaEwę. Nie będę się z tego nabijał. To zbyt łatwe.
Napiszę tylko, że ktoś nie sprawdził, że Polska jeżeli chodzi o kolej w europejskim pociągu jest tym wagonem z czerwoną latarnią. I to jest zła informacja. 

Gazeta.pl puściła materiał o tym, że ktoś nagrał uprawiających seks w urzędzie Rosjan. Tak, wiem, że Wyborcza i Gazeta.pl są oddzielone murem. Chińskim murem.

Z panią Lisową rozmawiał marszałek Karczewski. Pani Lisowa pytała pana Marszałka w jaki sposób PiS chce walczyć z umowami śmieciowymi. [Pani Lisowa średnio ogarnia rzeczywistość. Uważała, że ustawa o in vitro trafi na biurko Prezydenta z ominięciem senatu.] Tłumaczyła, że na śmieciówkach pracuje się u mikroprzedsiębiorców. Interesujące. Pan marszałek próbował się przebić przez nawijającą panią Lisową przebijać. Z różnym skutkiem.
Nie powiedział jednej rzeczy. Do walki ze śmieciówkami wystarcza obowiązujące prawo. Trzeba je tylko zacząć egzekwować.
Swoją drogą ciekawe co będzie z niektórymi inicjatywami medialnymi, kiedy sądy zaczną zmieniać umowy o dzieło w umowy o pracę. Może się sporo zmienić. I może to być równie dotkliwe jak przykręcenie kurka z państwową kasą.

3. Pojechaliśmy na zakupy Michałowym SVX-em. Po czwartkowej wizycie w Radomiu inaczej patrzyłem na rejestrację tego auta.
W Lidlu nie było crocsów. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak wyglądały o nie walki. Crocsy były za to w Makro. Droższe. Była też ziemia do kwiatków po jakieś trzy złote za dwadzieścia litrów.
Prześladowały mnie stare Legacy. W lepszym bądź gorszym stanie. Ich właściciele nie rozpoznawali w SVX-ie subaru. Cieniasy.

Wieczorem oglądaliśmy beznadziejną komedię z McConaugheyem [Co to za niechrześcijańskie nazwisko] Ile się ten chłop musiał wymęczyć, zanim zaczął grać.

Później „Jackass: Bezwstydny dziadek”. Muszę przyznać, że mnie strasznie śmieszył. I to jest zła informacja.