Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PolsatNews. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PolsatNews. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 27 kwietnia 2020

26 kwietnia 2020


1. Nie chce mi się już oglądać porannych niedzielnych dyskusji w kanałach informacyjnych.
Wcześniej było tak: włączał człowiek Polsat News, przełączał na TVP Info, kończył dwugodzinnym maratonem na TVN24. Teraz trzeba wybierać: Info czy Polsat, Politycy na TVN24 czy dziennikarze na Polsat News. A do tego ta nieznośna świadomość, że nic nas nie może zaskoczyć. Człowiek się musi koncentrować na smaczkach typu: przewodniczący Czarzasty cytujący prominentnego lecz anonimowego pisowca, który miał opowiadać przewodniczącemu Czarzastemu, że jeżeli nie będzie (razem z innymi prominentnymi pisowcami) przy władzy, to będzie siedzieć.
Jestem na tyle stary, że pamiętam lata dziewięćdziesiąte. I pamiętam ile razy w kierunku kolegów przewodniczącego Czarzastego krzyczano, że będą siedzieć. Nie pamiętam, żeby to do czegoś doprowadziło. Przewodniczący Czarzasty jeszcze nie krzyczy. Ale niewiele mu do tego brakuje.
Przewodniczący Czarzasty wystąpił w marynarce. Jest to o tyle interesujące, że występował z domu. Po Skype. Najwyraźniej po domu chodzi przewodniczący Czarzasty w marynarkach, do telewizji w kolorowych sweterkach.
Redaktor Miziołek oświadczyła, że nie odbiera poczty. Podobnie jak Przemysław Szubartowicz. Zaś red. Łaszcz ma na tyle słaby internet w domu, że nie da się oglądać jej rozmówców chcących powiedzieć coś innego niż red. Wielowieyska.
Generalnie stracone przedpołudnie. I to jest zła informacja. Lepiej by było oglądać „Gardeners World” na Domo+.

2. Redaktor Wroński w ogniu dyskusji na Twitterze napisał, że Bereza Kartuska leży w polskich granicach. Zrozumiały błąd. Ciągle się słyszy, że Polska to druga Białoruś. Można uwierzyć, że Białoruś to też Polska.

Od paru miesięcy pijemy barszcz. Kwas buraczany. Kiszony sok z buraków. Różnie to nazywają. Przez ostatnich dwadzieścia lat kisiłem buraki w grudniu, na świąteczny barszcz. Przez kilka lat Bożena wywierała na mnie presję bym robił to częściej. Zacząłem. Robota prosta. Trzeba się tylko zdecydować.
Był spory zapas, bo zrobiłem na wsi, a ze dwa litry przywiozłem też z Warszawy. Proces kiszenia trwa około tygodnia. Przepis mojej świętej pamięci babci, nieco zmodyfikowany wygląda tak: buraki obieram. Kroję w plastry. Wrzucam do słoja. Lub kamionki. Co parę warstw buraków – jarzyny. Marchewka, pietruszka, seler. Cebula. Czosnek. Kiedy naczynie się wypełni – zalewam przegotowaną wodą. Solę. Przed zalaniem.
Użyłem złego noża. Zbyt ostrego i za krótkiego. Zrobiłem sobie dziurę w kciuku. I to jest zła informacja. Nie lubię mieć poranionych rąk.

3. Kupiłem na Allegro bezprzewodowy dzwonek do drzwi. Taki z kamerką. Ktoś dzwoni, kamerka w outdoor unit kameruje, wysyła radiowo do indoor unit, indoor unit via chmura wysyła na komórkę. I człowiek wie, kto dzwoni. Działało. Udało mi się zamontować outdoor unit do furtki. Nie było to proste, bo musiałem wiercić w kawałku blachy, na którym kalkotekstem ktoś kiedyś napisał „uwaga zły pies”. Albo mój sąsiad Gienek, albo jeszcze jego świętej pamięci teść. No więc zamontowałem. O się okazało, że nie działa. I to jest zła informacja. Albo jest zbyt daleko. Albo ekranuje ten kawałek blachy. Coś trzeba będzie wymyślić.

„Shazam!” na HBO. Nie polecam. Nie do końca z czystym sumieniem, bo przespałem finał.

wtorek, 24 lutego 2015

24 lutego 2015


1. W łaskawości swojej zacytował mnie redaktor naczelny tygodnika „Wprost”. W edytorialu. Niestety bez nazwiska, więc nie ma +10 do fejmu.
„»Ja w magazynach dla kobiet naczytałem się takich materiałów. Anonimowe bohaterki, anonimowi napastnicy. W godzinę można napisać« – skomentował na Twitterze jeden z dziennikarzy. Cóż, w takim razie gratuluję pismom, z którymi współpracował.
Zastanówmy się czego gratulować moim poprzednim miejscom pracy może red. Latkowski. Sarkastycznie gratulować.
Jakież z mojego postu musiał wyciągnąć wnioski? Albo, że czytam wyłącznie magazyny, w których pracuję. Albo nawet, że tylko te, które sam piszę.
Jakież my tego możemy wyciągnąć wnioski? Albo że sądzi po sobie. Albo zawsze wyciąga wnioski, które potrzebne mu są do tezy. To drugie jest dużo bardziej prawdopodobne.
Cóż, przy okazji zauważyłem, że użyłem jakieś potwornej: „Ja w magazynach dla kobiet naczytałem się…”. A pozwalam sobie szydzić z języka innych, dużo ważniejszych ode mnie osób. No i to jest zła informacja.

2. Zapisano mnie do fejsbukowej grupy Ludzie SE. Grupy grupującej grupę pracowników „Super Expressu” z początków jego historii.
Ciekawy zbieg okoliczności, bo posty z grupy zaczęły mi wyskakiwać w podobnym czasie jak komentarze do sprawy Durczoka. A ojciec i matka Superaka to taki wypisz-wymaluj Durczok. Tylko drobniejszy. Nie słyszałem też, żeby Durczok posuwał się do rękoczynów. No i chyba najważniejsza różnica – Durczok się znał na robieniu mediów, ten drugi – tak sobie. Co przez jakiś czas czyniło z niego medialnego Antymidasa.
No więc na grupie Ludzie SE pojawiają się opisy jak rzeczony człowiek się awanturował, jak opierdalał, jak wyzywał od takich czy owakich. Wszyscy (prawie) są zachwyceni.

Ludzie, którzy zaczynali pracę w mediach dwadzieścia parę lat temu byli przyzwyczajeni do paru rzeczy. Wśród nich do tego, że szef darł mordę. Dobrze, jeżeli był fachowcem – niestety często bywał idiotą.
Ja tam średnio wspominam moją pracę w Superaku. Najważniejszym doświadczeniem, które strasznie mnie zadziwiło to, że kiedy przyjechałem do centrali w Warszawie na tygodniową praktykę odkryłem, że 80% energii ludzie w stolicy zużywają na ukrywanie własnej niekompetencji. Dziś mi to już tak nie przeszkadza, jak 20 lat temu. I to jest zła informacja.

Pani profesor Grabowska postanowiła stanąć w obronie honoru kierowanego przez nią CBOS-u. Jeżeli w podobny sposób ośrodek robi badania – nic dziwnego, że się nie sprawdzają.

3. Oglądałem na Polsat News urywek „To był dzień” z Jatrzębowskim i Majewskim. Interesujący widok. Naczelny tabloidu, który raczej znany jest z poszukiwania granic, ocenia moralnie reportera śledczego teoretycznie poważnego tygodnika.
To właściwie bardzo zabawne. „Bandyta Latkowski” stara się tłumaczyć, że znaczenie ma to, co robi dziś, teraz – ujawnianie prawdy. Jeżeli coś takiego samego próbuje robić redaktor naczelny dziennika, który puścił Matkę Madzi w bikini na koniu – ten argument ma nie działa, bo jak naczelny tabloidu może mówić prawdę.

To jeszcze bardziej zabawne, bo za Matkę Madzi na koniu chyba najbardziej odpowiada TVN24. Bo jeżeli teoretycznie poważna telewizja informacyjna informuje na żółtym pasku o tym, że Matka Madzi zjadła śniadanie, to co pozostaje tabloidowi.

Chciałbym żeby w Polsce było choć jedno poważne medium. Poważne, czyli takie, żeby funkcjonowało w zgodzie ze sztuką. Żeby można było mieć zaufanie do tego, co się tam przeczyta, obejrzy czy usłyszy. Coraz mniej wierzę, że kiedyś coś takiego powstanie.

Zacząłem czytać „Zwykły Polski Los”. I to jest zła informacja.