Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Raport Pelikana. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Raport Pelikana. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 sierpnia 2018

7 sierpnia 2018



Z życia urlopowanego urzędnika centralnej administracji.

1. Tym razem obudziła mnie krajzega konkretnego sąsiada. Konkretnie tego konkretnego, którego obejście jest między nami a kościołem. Robi chłop drewno. Na zimę. Albo na handel. Obudziłem się z bolącym przy przełykaniu gardłem. I to jest zła informacja, bo mało jest rzeczy tak męczących jak szeroko rozumiane przeziębienie przy trzydziestoparostopniowym upale.

2. Udałem, że nic mi nie jest i zabrałem się za przerabianie fragmentu parku na trawnik. Czyli grabienie, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, ciąganie włóki, grabienie, zbieranie zagrabionego, wywożenie zagrabionego, grabienie, ciąganie włóki płaską stroną, sianie i walcowanie.
A wszystko to z „Raportem Pelikana” z Audioteki. Grisham cudownie jedzie po wynaturzeniach powodowanych dożywotnią nieusuwalnością sędziów amerykańskiego Sądu Najwyższego. Książka z 1992 roku. Wszyscy palą papierosy. Również studenci na zajęciach. Wykładowca prawa romansuje ze studentką. Zupełnie jak natenczas na Prawie na UJ-ocie. Z tym, że w książce naraz tylko z jedną. I romans nie jest wymuszony zaliczeniem.
To właściwie niewyobrażalne jakim bagnem był na początku lat dziewięćdziesiątych Wydział Prawa. Dziś niewyobrażalne. Zwłaszcza kiedy się słucha wielkich słów ówczesnych tego wydziału profesorów.
Film „Raport Pelikana” pomija chyba osiemdziesiąt procent skomplikowania książki. I to jest zła informacja.
Zwalcowany przyszły trawnik podlałem. Teraz trzeba będzie parę dni zaczekać.

3. Rozgrzany pracą postanowiłem naprawić lodówkę. Side by side. Samsung. Chyba przeklętą. Od zeszłego roku wymieniliśmy dwa kompresory. Naprawy trwały, bo naprawiaczowi z Zielonej Góry zawsze czegoś brakowało i musiał przyjeżdżać drugi raz. Psuł mu się samochód, jechał do sanatorium i tym podobne.
Lodówka w końcu zaczęła działać. Trwało to nawet ze trzy miesiące. Aż nagle stało się tak, że zamrażarka mroziła jak trzeba, za to lodówka nie schodziła poniżej 12 stopni. Miało to swoje plusy – piwo było w przyjemnej temperaturze. Gorzej zresztą zawartości. Godzinami patrząc na ręce zielonogórskiego naprawiacza czegoś tam się nauczyłem. Wyszło mi, że skoro mrozi, to nie jest problem z czynnikiem i kompresorem. Dobrałem się do wymiennika w części chłodzącej. Okazał się zalodzony. Z kolei jego grzałka, która powinna być do niego przymocowana, spadła i zaczęła wytapiać plastik obudowy. No i czujnik temperatury wiszący zupełnie nie tam, gdzie być powinien. Udało mi się to wszystko jakoś poskładać. No i lodówka zaczęła znowu chłodzić. Marnuję się w tej centralnej administracji. I to jest zła informacja.
Przypomniało mi się, że mnie boli gardło. No i się wyleczyłem połową butelki Beefeatera. Cóż, jak dokładnie trzy lata wcześniej raczył stwierdzić ksiądz infułat Bielański – sierpień jest miesiącem trzeźwości, nie abstynencji.

czwartek, 11 sierpnia 2016

10 sierpnia 2016



1. Obudziło mnie koło piątej. I to jest zła informacja. Próbowałem spać dalej – bez efektu. Obejrzałem więc trzy odcinki serialu. Zasnąłem dopiero przy poranku TokFM. Zasnąłem na tyle dobrze, że nie zapamiętałem ani kto prowadził, ani kim byli goście.
Ubrałem się wyjściowo. Po roku w garniturach na wsi chodzę w byle czym. W pełnym tego określenia znaczeniu. Więc gdy wybieram się do miasta staram się wyglądać przynajmniej jak pracownik budowlany, który na chwilę porzucił miejsce pracy, by w pobliskim markecie kupić wodę o smaku „3 cytryny”.
No więc ubrałem się wyjściowo, zagoniłem koty do domu, otworzyłem bramę, wsiadłem do auta, przekręciłem kluczyk – a tu nic. Akumulator zdechł. Podłączyłem prostownik – nie dał rady. Poszedłem do sąsiadów po drugi. Zaczął ładować. Wylałem garnek nakapanej wody i zacząłem rżnąć drewno krajzegą. Zapełniłem cały wózek i dotarło do mnie, że nie za bardzo mam gdzie to drewno układać. Wziąłem więc siekierę i zacząłem rąbać zalegające pod murem pniaki. Rąbiąc zrozumiałem, że rąbanie to było coś, czego mi było bardzo brak. Od razu poczułem się lepiej. I przypomniało mi się, że mam naładowany akumulator, który został po przedświątecznej jeździe bez alternatora.
Akumulator w E32 jest pod tylnym siedzeniem. Mając praktykę można go wymienić dość szybko.

2. Pod Mrówką zaczepiło mnie trzech czerwonych z przepicia czterdziestoparolatków. Tłumaczyli, że wracają z Woodstock i że brakuje im do piwa. Było to o tyle dziwne, że piwa już mieli w rękach. Zastanawiałem się przez chwilę, czy gdyby powiedzieli, że wracają ze Światowych Dni Młodzieży to czy bym im dał. Ale chyba też nie.
W Mrówce kupiłem klucze potrzebne do dokręcenia cybantów. W Tesco – dziennik „Fakt” i pilarkę elektryczną Straus. Ponoć austriacką.
Kiedy wyszedłem – panowie od Woodstock leżeli w rowie koło parkingu i sącząc piwo kontemplowali Chrystusa. Na stacji próbowałem dopompować koła. Z tylnymi udało mi się bez specjalnego problemu. Z przednimi – wręcz przeciwnie. Kiedy ruszałem – panowie od Woodstock ładowali się do chyba Astry na dolnośląskich blachach. Więc chyba faktycznie wracali z Kostrzyna.
W domu skręciłem nyple tak, że przestało ciec. Przy okazji okazało się, że niskie ciśnienie ciepłej wody wynika nie z problemu z zaworem, tylko baterią. I to jest zła informacja, bo wymiana baterii wymaga sporej rujnacji.

3. Zmontowałem ponoć austriacką pilarkę marki Straus. Nalałem olej do smarowania łańcucha, przy okazji rozlewając go w paru miejscach, w których nie powinien być rozlany. Podłączyłem przewód zasilający. I okazało się, że ponoć austriacka pilarka marki Straus nie działa. Wylałem więc z niej olej do smarowania łańcucha, przy okazji rozlewając go w paru miejscach, w których nie powinien być rozlany. Rozmontowałem części pakując do odpowiednich foliowych worków. Wszystko wsadziłem do pudełka. Na koniec znalazłem paragon. No i wytarłem olej. W tych miejscach, w których musiał być wytarty.
Wróciłem do rąbania. Jako rębacz nie zarobiłbym na chleb, gdyż nie rąbię wystarczająco efektywnie. I to jest zła informacja, bo tak – miałbym jeszcze jeden fach w ręku.

Bartek – młodszy syn sąsiada Tomka mówi tylko końcówki wyrazów. Kto ma zrozumieć – zrozumie. Karol, jego brat zanim zaczął mówić, że tak powiem – werbalnie, mówił ręką. Robił to tak sugestywnie, że kto miał zrozumieć – zrozumiał. Ja miałem problem, kiedy opowiadał, że na polu za domem wylądował balon. Kiedy usłyszałem o co chodzi – dotarło do mnie, że Karol przed chwilą wszystko mi dokładnie pokazał.
W każdym razie Bartek mówi o mnie całym słowem. Nie wiem, czym sobie na taki przywilej zasłużyłem.


Wracając do „Raportu Pelikana”. Dr Cenckiewicz wyciągnął jakiś kwit, z którego może wynikać, że słynny wybuch gazu w Gdańsku, na początku lat dziewięćdziesiątych to spieprzona akcja służb specjalnych. Cóż, gdyby ktoś chciał pisać taki polski thriller polityczny powinien go osadzić w czasach prezydenta Wałęsy. Political fiction powinno być choć trochę prawdopodobne.


środa, 10 sierpnia 2016

9 sierpnia 2016


1. Ruszyłem do Świebodzina. Trochę z duszą na ramieniu, wyobrażając sobie próby tłumaczenia policjantowi z drogówki, żeby się wstrzymał chwilę z odsyłaniem dowodu rejestracyjnego do warszawskiego Wydziału Komunikacji bo przecież zaraz przegląd zrobię.
No więc jechałem. Pierwszy radiowóz (tajny) trzepał jakiegoś delikwenta pod elewatorem, którego właściciel chyba występuje w „Służbach specjalnych”. Następny – przy Łużyckiej.
W Krakowie z piętnaście lat mieszkałem przy Łużyckiej. Wyglądała zupełnie inaczej, niż ta w Świebodzinie. Na przykład nie było nad nią wiaduktu, pod którym podczas rzęsistych deszczów zbierałaby się woda. Był za to podjazd, z którego w czasie gołoledzi zsuwały się miejskie autobusy. Choć może, na tym odcinku, to była jeszcze Trybuny Ludów.
W Mrówce kupiłem zaworek, trójnik i dwa nyple. Musi istnieć jakieś polski tego słowa odpowiednik. Z czasów rugowania rzemieślniczej niemczyzny. Coś fajniejszego niż „złączka hydrauliczna”.
W Tesco wypłaciłem gotówkę na przegląd. Po drodze kupiłem pasek klinowy do kosiarki i wpadłem do Lidla, gdzie okazyjnie kupiłem wkrętarkę. I mniej okazyjnie – sześciopak Żywca.
Pan diagnosta ze średnim przekonaniem pozachwycał się przez chwilę 750. Rzucił, że kiedyś samochody miały dusze, a dziś komputery. Najwyraźniej nie wiedział, że E32 miała prawdopodobnie najdłuższą instalację elektryczną w historii samochodów osobowych.
Pod spodem się okazało, że korozja napoczęła podgryzanie przewodów hydraulicznych. I to jest zła informacja.

2. Pasek klinowy okazał się w sam raz. Mimo iż kupowany był na oko. Stuningowana kosiarka zyskała dodatkową efektywność. Kosiłem obserwując jednym okiem, jak na budowie domu sąsiada Tomka rurami wylewany jest beton.
Później się zabrałem za hydraulikę. Z podłączonej do wody lodówki zaczęło się lać. Zanim znalazłem przyczynę, którą okazała się przerwana rurka doprowadzająca wodę do drzwi – zrobiłem w kuchni straszny bałagan. Rurkę udało się połączyć takim czymś termokurczliwym i srebrną taśmą. I to była dobra informacja. Zła – ciekło spomiędzy nypla i trójnika.
Nie miałem czym dokręcić. Więc podstawiłem garnek i postanowiłem naprawić drzwi pasażera w 750 [otwierają się tylko z zewnątrz]. Okazało się, że klamka ma ułamane to coś, do czego przymocowany jest drut prowadzący do zamka. Czyli z naprawy nici.

3. Postanowiłem więc uruchomić radio. Przekonany, że musiałem sfotografować kod do radia, kiedy je montowałem – zacząłem przeglądać zdjęcia z ostatnich lat. To w połączeniu z muzyką z playlisty, do której wrzucam różne znaleziska, w znakomitej większości z lat osiemdziesiątych oraz testowaniem lodu ze świeżo uruchomionej kostkarki zaowocowało atakiem kryzysu wieku średniego.
Atak był całkiem mocny. Wyrwał mnie z niego sąsiad Gienek. Ale wcześniej, oglądając zdjęcia doszedłem do wniosku, że życie moje było dotychczas bardzo interesujące.
I gdybym zmarł dziś wieczorem, pochowajcie mnie w moich ulubionych żółtych lakierkach.

Z sąsiadem Gienkiem piliśmy piwo na jego podwórku. Z podwórka przegnała nas burza, która zalała mi skrzynkę z narzędziami. Mimo iż stała owa na ganku. Nie znoszę mieć mokrych narzędzi.

Wieczorem w telewizorze był „Raport Pelikana”. Chwilę oglądałem. I zupełnie nie wiem dlaczego przypomniał mi się taksówkarz z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. Ten, który opowiada o pościgach w Ameryce.
Swoją drogą jakoś nie mogę sobie wyobrazić informacji czy tekstu prasowego, który by w Polsce mógł być dla kogoś tak niebezpieczny, że mógłby zmobilizować kogoś do takich takich działań, jak w tym filmie.
Może dlatego, że w Polsce zasadniczo nie ma mediów. I to jest zła informacja.