Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sun Tzu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sun Tzu. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 sierpnia 2017

21 sierpnia 2017



1. Człowiek, który w niedzielę wstaje o siódmej rano, mimo iż nie ma nic specjalnego do roboty jest najprawdopodobniej głupszy niż kilo gwoździ.
Wstałem o siódmej rano. I to jest zła informacja.

2. Woronicza 17. Red. Rachoń tytułował Pawła Rabieja ministrem. Rabiej zwykle nazywany bywa posłem, którym nie jest. Minister to coś nowego. Zapytałem na Twitterze o co chodzi. Po chwili w telewizorze red. Rachoń odpowiedział, że członkom komisji weryfikacyjnej taki tytuł przysługuje. XXI wiek – telewizja interaktywna.
Ryszard Petru, gdy wróci z wycieczek i się dowie, że ten jest ministrem za rządów PiS-u, pewnie wyrzuci go z partii.
Profesor Zybertowicz pod koniec programu zacytował mem. Po czym poznać lewaka? Uważa, że się nie da kontrolować granic, ale da się kontrolować globalny klimat.
Słowa zrobiły szybką karierę. Szybko pominięto fakt, że Profesor nie był ich autorem.
W Ławie polityków występował Adrian Zandberg. Mam wrażenie, że chłop się postarzał. I to jest zła informacja, bo znowu nici z młodej lewicy.

Jednak Sun Tzu przez cały czas siedzi mi w głowie. Dotarło do nie twierdzenie, że wódz może się przeciwstawić władcy, jeżeli jego rozkazy są głupie. Dyskusje o zwierzchnictwie nad siłami zbrojnymi są najwyraźniej odwieczne.

3. Przez lata żyliśmy w przekonaniu, że jedynym zachowanym elementem wyposażenia pałacu jest bidet. Zdemontowany ze dwanaście lat temu czekał na swój czas na poddaszu. W związku z tym, że dziewczyny zaczęły tam sprzątać, wyniosłem bidet na zewnątrz i zacząłem myć. Udało się przetkać odpływ. Bateria niestety jest niekompletna. Raczej nie uda się jej naprawić. I to jest zła informacja.
Od spodu na bidecie wyciśnięta jest data. Albo 12 8 22, albo 17 8 72. Dwie możliwości. Jeżeli to data produkcji i pierwsza wersja jest prawdziwa, to bidet faktycznie pochodzi z wyposażenia pałacu. Jeżeli druga – wstawiono go podczas remontu w 1976. Czyli z oryginalnego wyposażenia nic nie zostało. Resztki baterii, chromowane rurki odpływu wyglądają coś za porządnie jak na polską produkcję z ery wczesnego Gierka. Zresztą czy wtedy produkowano w Polsce bidety?

Po dwóch prawie tygodniach pobytu koty złapały mysz. Złapał Stary. Szybko ją wykończył. Siedzieli chwilę nad nią z Pawłem po czym gdzieś wynieśli. Wielkość szkód, jakie w tym roku myszy w kuchni narobiły wyleczyła mnie z wcześniejszego dla nich współczucia.

Wieczorem oglądaliśmy „Rogue One”. Strasznie niedisneyowski film. Dobrzy giną w imię Sprawy. I ta śmierć ma sens – prowadzi do nowej nadziei.


No i się wieczorem okazało, że jestem jednym z bohaterów plotkarskiej rubryki „Wprost”. Błędu w nazwisku nie było. W takiej sytuacji inne błędy nie miały znaczenia.  

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

20 sierpnia 2017



1. Burza raczej przeszła bokiem. Ponoć udała się na Pomorze. Mówią, że ciężki sprzęt przyciąga pioruny. Poranek był rześki. Mam wrażenie, że pogoda w te wakacje jest jak z lat osiemdziesiątych. Ale mogę się mylić.
Wydaje mi się, że w zeszłym roku o tej porze pod modrzewiem rosły już maślaki. Teraz ich nie ma. I to jest zła informacja. Zasadniczo to jest słabo z grzybami. Są tylko kurki. Gdzieniegdzie.

2. Przyjechał Stolarz. Wciąż żyje, choć wypadło mu parę zębów i tradycyjnie ma coś nie tak z ręką. Trzy lata temu pisałem, że Bóg nie da mu zginąć, nim w Świebodzinie nie pojawi się inny stolarz. No i jak na razie wygląda na to, że miałem rację.
Stolarz ma przyjechać za tydzień. Ciekawe, czy coś do tego czasu zrobi.

Strasznie mnie śmieszy opowieść o złych WSI, które opanowały gnuśny BBN. Za miesiąc z kawałkiem możemy [jeśli ktoś uważa] obchodzić jedenastą rocznicę likwidacji rzeczonych służb. Likwidacji, która jest bezapelacyjnie jednym z większych sukcesów tych służb Likwidatora.
Skoro zostały skutecznie zlikwidowane, to skąd by się wzięły jedenaście lat później w urzędzie, który od dwóch lat objęty jest kontrolą kontrwywiadowczą służb nadzorowanych przez Likwidatora? Do tego spora część w tym urzędzie urzędników przyjmowana była do pracy w czasach, gdy Likwidator kierował służbą, która tych urzędników certyfikowała.
Logicznie rzecz biorąc – ludzie sączący opowieść o złych WSI, które opanowały gnuśny BBN, sugerują tym samym, że Likwidator nie zlikwidował, a teraz pozwala, by niezlikwidowane WSI rosły w siłę. Więc ustawiają się w jednym szeregu z red. Piątkiem. 
Logicznie rzecz biorąc.
Ale co ja tam wiem o logice. 
Może tyle, że ktoś, kto nie ma akwarium jest homoseksualistą.


Przeczytałem, co napisałem przed chwilą i konstatuję, że coraz bardziej potrzebuję redaktora. I to jest zła informacja.

3. Krajzegowałem. I trochę kosiłem. Słuchając Sun Tzu. Choć ponoć raczej Sun Zi. Ale też Sun Wu i Chang Qing. Przeszło mi poprzednie wrażenie oczywistości, kiedy dotarło do mnie, że dzieło pochodzi z piątego wieku. Przed naszą erą piątego wieku.
Krajzega wymaga naciągnięcia klinowego paska. I to jest zła informacja, bo będę musiał wymyślić na to jakiś patent.
Wieczorem przespałem pozostałe odcinki „Defenders”. Usłyszałem, że nie straciłem zbyt wiele. Więc może i dobrze.  

sobota, 19 sierpnia 2017

18 sierpnia 2017


1. Kupiłem na ebayu tylne lampy do Suburbana. Stare się trochę pomięły. Obserwuję jak podróżują z Ontario w Kalifornii do Erlanger w Kentucky. Znaczy nie tyle obserwuję podróż, co czekam na to, aż dojadą. W Erlanger ebay ma jakieś centrum, które zbiera wszystkie międzynarodowe przesyłki ze Stanów i rozsyła w świat. Ponoć się zdarza, że opóźnia to termin doręczenia. I to jest zła informacja, bo z pomiętymi lampami trochę nie wypada jeździć.
Z Orlando do Erlanger samochód – wg map googla – jedzie trzydzieści godzin. Ciekawe ile może jechać ciągiem kierowca amerykańskiego UPS. Kiedy miałem z jedenaście lat, myślałem, że będę kierowcą amerykańskiej ciężarówki. Nie wyszło. Ciekawe gdzie popełniłem błąd. Później
większość pomysłów na życie udawało mi się realizować.


2. Myszy pogryzły kabel od stojącej trochę w holu, trochę salonie lampy. Pogryzły w sposób taki, że co jakiś czas w salonie błyskało i wywalało bezpieczniki.
Od kiedy nie ma z nami Miśki koty przestały się myszami interesować. Rok temu kot Pawełek przynosił przynajmniej jedną mysz dziennie. Dziś – nic.
Myszy rządzą. Zaczęły mi jeść jedną z moich ulubionych koreańskich zupek w proszku.
Sąsiad Tomek poluje na nie, bo zaczęły podgryzać jego świeżo wmurowaną garażową bramę. Poluje wiaderkiem z wodą, na którym zamontowana jest metalowa pochylnia. Zamontowana w tak sprytny sposób, że mysz jeśli na nią wejdzie i zbliży się do jej końca, musi wpaść do wody, bo się pochylnia przewraca. Na ten newralgiczny koniec pochylni sypie się zanętę dla ryb. Myszy wariują na jej punkcie, zdecydowanie bardziej niż na punkcie sera. Dzisiejsze sery to nie to samo, co kiedyś. I to jest zła informacja.

3. Najpierw kosiłem kosiarką. Później kosą. Słuchając Sun Tzu. Wysłuchałem z połowę. Niczego nowego się nie dowiedziałem, ale utrwaliłem sobie pewne rzeczy. Kosiło się dobrze. Pasek prawie nie spadał. Z kosą było gorzej. Zaczęła się rozpadać. Rozpadała. Aż rozpadła. Odpadła jej kierownica. To poziome, za co się kosę trzyma kosząc to właśnie kierownica. Tyle dobrze, że udało mi się wykosić pół parku. Złą informacją jest, że będę musiał podjąć decyzję: naprawiać czy kupić nową. A później tej decyzji ponieść konsekwencje.

Przez cały dzień podśmiechiwałem się z kryzysiku komunikacyjnego MSZ–u. Chciało by się rzec – widziały gały, co brały.