Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wojtek Jakóbczyk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wojtek Jakóbczyk. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 grudnia 2014

5 grudnia 2014


1. Rano przeczytałem w „Wirtualnych Mediach”, że według wydawcy „Uroda życia” sprzedała „około 75 tys. egz.” z 230 tys. nakładu. 
Słabo. 
Mimo iż to było do przewidzenia, to zła informacja. Edipresse będzie tłumaczyć, że czytelnik nie dojrzał, że rynek jest slaby. Mała szansa na to, że zacznie pracę nad jakimś nowym projektem. 
Mała szansa, że jakoś wykorzysta tę nauczkę. .

Przeczytałem kolejne dwa teksty w „Esquire”. Powoli narasta we mnie wrażenie, że cierpi na tę samą chorobę, co „Uroda życia”. Zawartość jest skierowana do kogoś innego, niż czytelnik sprzedawany reklamodawcom.

Tekst o Maybachu.
Może jestem dziwny, ale zwrot „30 centymetrów tuż za zderzakami” nie jest dla mnie informacją o tym, że samochód jest o 30 centymetrów dłuższy. Jest informacją nie wiem o czym.

Autor musi być zachwycony sobą.

Skonsultowałem się z kolegą, który ma dużo większe niż ja pojęcie o polskim dziennikarstwie motoryzacyjnym. Natychmiast zdiagnozował zespół Frankowskiego. Chorobę objawiającą się nienawiścią do wszystkiego, na co chorego nie stać i pogardą dla wszystkich, którzy to mają.

W drugim tekście znalazłem literówkę. Nie, żeby mnie się nie zdarzały, ale ja nie czerpię z 84-letniej tradycji jednego z lepszych męskich magazynów świata.

2. Pojechałem wyważyć wał w BMW. Od kiedy silnik pracuje równo słychać zupełnie nowe rzeczy. Nie wpadłem na to, że na wjeździe na most Śląsko-Dąbrowski mimo ukończenia budowy metra jest szykana, i trzeba najpierw odstać swoje w korku, później objeżdżać w jakiś kretyński sposób wręcz przez Wisłostradę.
Droga zamiast dwudziestu minut zajęła mi ponad godzinę. Na miejscu okazało się, że muszę zostawić samochód. Zastanawialiśmy się chwilę jak mam wrócić z tych Ząbek. Jeden z panów, który dojeżdżał z daleka powiedział, że pociągiem na Wileńską, a później metrem.
Ciekawe ile osób w Warszawie wierzy, że druga linia metra już działa. Bo reszta Polski wierzy w to na pewno. Widzieli przecież, że pani Kopacz tym metrem już jeździła. 
Przed jakimiś wcześniejszymi wyborami podobnie było z obwodnicą Kielc. W spocie PO była gotowa. W rzeczywistości gotowa była jej połowa. Ale kto w Szczecinie zdawał sobie z tego sprawę.

Wróciłem autobusem. Właściwie dwoma. Trafiłem na taki, który miał maszynę do sprzedawania biletów przyjmującą karty kredytowe. 
Wróciłem szybko. 
Zawiozłem Bożenę na jakąś imprezę do Mercedesa i pojechałem do Lidla na zakupy.
Wracając źle skręciłem i wylądowałem w JSS u Jacka. Było późno, ale jeszcze był w warsztacie. Chciałem, żeby rzucił okiem na chłodnicę Suburbana, z której cieknie woda.
Składał silnik Datsuna 280Z. A konkretnie: dorabiał uszczelkę pod pompę wody. Zawory też trzeba było dorabiać. Nissan to jednak nie BMW. Do starych samochodów to nie ma nawet dokumentacji.
Chłodnicę z Suburbana trzeba wyjąć. I to jest zła informacja.

3. Odebrałem Bożenę i wróciliśmy do domu. Wjazd do bramy zastawiała toyota kombi. Pomyślałem, że dam Miastu szansę i zadzwoniłem po Straż Miejską. Przyjechali po dziesięciu minutach. Zszedłem na dół. Na dole się okazało, że panowie strażnicy namierzyli już kierowcę. Dokładniej sama się znalazła, bo zobaczyła z balkonu radiowóz. 
Zapytali, czy chcę, żeby nałożyli mandat. W Warszawie wykroczenia drogowe najwyraźniej nie są ścigane z urzędu.
Pani okazała się w ciąży. Swoją drogą interesujące, czy na pewno to ona zaparkowała. To niezły właściwie pomysł mieć kobietę w ciąży do wysyłania na pierwszą linię.

Dyrektor Zydel został jeszcze ważniejszym dyrektorem. Teoretycznie tak ważnym, jak wcześniej był dyrektor obywatel Jóźwiak. Ale tylko teoretycznie, bo tak ważnym to raczej szybko nie będzie. I to jest zła informacja.  

niedziela, 21 września 2014

20 września 2014



1. Zaspałem. Obudził mnie ruch na twitterze związany z konferencją pani premier Kopacz. Leżałem czytałem jak tam się wystąpienie pani premier komentuje. Niby chciałem wstać, żeby włączyć telewizor i na własne oczy oglądać, z drugiej strony przez czas wstawania i włączania nie widziałbym twittów. Kiedy się jednak zdecydowałem wstać i włączyłem, ogłaszano właśnie koniec pytań i grupowe zdjęcie. Nie słyszałem więc odpowiedzi pani premier na pytania związane z polityką zagraniczną.
Zafascynowały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze pani premier Kopacz nawet nie udawała, że jej rząd będzie miał na celu robić cokolwiek dla Polski. Jego celem jest ponowne zjednoczenie frakcji w Platformie. Jak zdążyliśmy się przekonać, pani premier ma dość luźny stosunek do prawdy, dlaczego więc nie opowiadała o tym, że najważniejsze jest dla niej dobro Polski i jej obywateli? Pewnie nikt jej nie powiedział, że tak wypada. Nikt jej nie powiedział też, że ludziom o minimalnej historycznej świadomości aula warszawskiej Politechniki w kontekście jednoczenia kojarzy się z powstałą w tym miejscu ze zjednoczenia PPR i PPS – Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Złą informacją jest, że opozycja będzie się mogła przestać zupełnie starać. Wystarczy postawić przed panią premier mikrofon i już będzie strasznie.

Później włączyłem się w dyskusję poczętą przez kolegę Jakóbczyka na zamkniętym forum motoryzacyjnych dziennikarzy. Wystąpiłem jako rzecznik Polski D. Przykrą informacją jest, że większość biorących w tej dyskusji osób funkcjonuje mentalnie w latach dziewięćdziesiątych jednocześnie używając instrumentów finansowych z roku 2014.

2. Pojechałem na stację do Świebodzina po kolegę Zydla. Robiłem wszystko, żeby się spóźnić ale i tak dojechałem w momencie, kiedy Robert wychodził przed dworzec. Pojechaliśmy najpierw do stolarza, który wciąż nie skleił thoneta Bożeny. I to jest zła informacja, bo przywiozłem mu drugiego thoneta, z tym, że ten drugi nie jest thonetem produkcji Thoneta, tylko efektem pracy Spółdzielni Pracy Mebli Giętych.

Od stolarza trafiliśmy do Tesco pod Chrystusem. Zauważyłem Bobka Makłowicza w ponad naturalnej wielkości.
Piły spalinowe kosztują już 300 zł.

3. Kolega Zydel włączył się w prace przy drewnie. Od sąsiadów pozyskaliśmy klin. Klin działa, ale zrobiło się ciemno. Kolega Zydel stwierdził, że piła spalinowa nie jest tak prostym w użyciu narzędziem, jak mu się wydawało. Prawda jest niestety taka, że posługuje się tym narzędziem jak – excusez le mot – cipa.

I to jest zła informacja, bo można z niej wyciągnąć wniosek, że skoro tak popkulturalnym narzędziem jak łańcuchowa piła ludzie tak au courant jak kolega Zydel nie potrafią się posługiwać, co będzie jeśli ojczyzna każe im sięgnąć po karabinki automatyczne Kałasznikowa.

sobota, 13 września 2014

12 września 2014


1. Nawiedził mnie brat z córką. Córka wymagała włączenia telewizora, na któryś z tych potwornych kanałów, na jakich ludzie mówią cienkimi głosami i śpiewają dziwne piosenki.
Kiedy moja bratanica pojechała zwiedzać okolicę, a konkretnie do miejsca, gdzie dorośli wrzucają dzieci do zbiornika pełnego kolorowych kulek, przełączyłem na TVN24.

Trafiłem na breaking news, że na polu wylądowały helikoptery. Od razu mi się przypomniał dowcip o UFO, które wylądowało na polu. Nie przytoczę go w tym miejscu, bo nie chcę wyjść na antysemitę, a – jak wiadomo – każdy dowcip, w którym pada słowo „Żydzi” jest z definicji antysemicki. I lepiej z tym nie dyskutować.
Kiedyś wdałem się w bezsensowną dyskusję z twitterowym profilem „Amerykanie w Polsce” (albo jakoś tak). Napisałem, że „Jebać żydów” nasprajowane naprzeciw prokuratury w podkrakowskiej Bochni nie jest antysemickie, bo nie dotyczy ani ludzi pochodzenia żydowskiego, ani obywateli Izraela, ani wyznawców judaizmu tylko kibiców klubu sportowego „Cracovia”. Czyli, że nie ma to nic wspólnego z kwestiami narodowościowymi. Z podobnych powodów, kiedy kibice klubu sportowego „Cracovia” piszą na murze „Jebać psy” nie sugerują wykonywania wciąż jeszcze zabronionych przez prawo czynności zoofilskich, zresztą w obu przypadkach nie chodzi o nic związanego z seksem. Tu „jebać” znaczy – w uproszczeniu – nie darzyć szacunkiem. Zaś „psy” to kibice Towarzystwa Sportowego „Wisła”.
No i się dowiedziałem, że nie mam racji. Od tego czasu staram się nie używać słowa „Żyd”. Zwłaszcza w piśmie.

Helikoptery wylądowały. Reporterzy TVN24 przeprowadzili zakrojone na szeroką skalę dziennikarskie śledztwo. Wylądowały w trzech miejscach naraz. Gdzieś chciały zamówić pizzę, ale się nie udało. Gdzieś dostały ciasto. Gdzieś pozwoliły komuś zasiąść za sterami. Gdzieś przyjechała polska Żandarmeria i zabraniała podejść. Ktoś dostał – o ile dobrze zrozumiałem – medal za wspieranie amerykańskiej armii. W jednym z miejsc była studentka, która znała angielski, więc z helikopterami porozmawiała. Słowem – cała prawda, całą dobę.
Matka Madzi zjadła już śniadanie.

Rano pan ambasador Mull powiedział, że helikoptery lądowały związku z procedurami bezpieczeństwa. Nasi eksperci – jak powszechnie wiadomo, mamy najwięcej i najlepszych ekspertów lotniczych na świecie – powątpiewali. Mówiąc, że wojskowe helikoptery mogą latać – cokolwiek to znaczy – na przyrządach.

Później była konferencja pani rzecznik od gazu. Powiedziała ona, że Rosjanie przysyłają nie tyle gazu ile chcemy. A powinni tyle ile chcemy. Jakiś orzeł z TVN24 koniecznie chciał się dowiedzieć, czy wcześniej przysyłali więcej, czy my więcej chcemy. Pani rzecznik od gazu nie chciała odpowiedzieć. Zadał więc to pytanie więcej razy niż cała „Gazeta Polska” pytała premiera Tuska o to, kiedy się poda do dymisji.
Później orzeł z TVN24 był strasznie dumny, że przyparł panią rzecznik od gazu do muru.

Powiedziałem bratu, że coraz częściej dziennikarze telewizji informacyjnych przypominają tych z magazynów typu „Party”, „Gala” czy „Show” [więcej tytułów nie wymieniam, ale wiadomo o co chodzi]. Brat odpowiedział, że się mylę. Że jeszcze nie przypominają.

I to jest zła informacja, bo znaczy, że może być jeszcze gorzej.

2. Kolega Jakóbczyk wrzucił informację, że nowy samochód Opla będzie się nazywał Karl. Chwilę nie mogłem sobie przypomnieć, co mi to imię w kontekście maszyny mówi.
Ale sobie przypomniałem.
Najcięższy samobieżny moździerz 60-cm Karl Gerät 040. Ten, z którego pocisk w tak widowiskowy sposób walnął w Prudential. Zdjęcie tego walnięcia (zrobione przez Sylwestra „Krisa” Brauna) Bożena dała na obwolutę albumu o Powstaniu, który robiliśmy dziesięć lat temu.
Ze zdjęcia PAP-u dowiedziałem się, że prezydent Kaczyński dał w prezencie ten album Benedyktowi XVI. Niestety jakoś specjalnie oprawiony, więc obwoluty ze zdjęciem nie było.

Warszawski Karl ochrzczony był „Ziu” [to nie chodzi o dźwięk pocisku]. Przetrwał wojnę, stoi w Muzeum Czołgów w Kubince. I to jest zła informacja, bo kto by tam teraz jechał.

Karle produkowała Rheinmetall AG. Dziś należąca do niej firma KSPG produkuje części do samochodów. Również opli.

3. Pojechałem z sąsiadem moim Tomkiem do Świebodzina. Docenił możliwości Golfa, choć było mokro i jechałem bardziej niż rozsądnie. Wracając wpadliśmy do pracownika sąsiada Tomka, Tomka. Tego, który wcześniej prasował przy kasacji aut. Zwłaszcza Golfów III. Tomek, pracownik sąsiada Tomka, Golfa R również docenił. Uważa jednak, że gdyby miał wolne 200 tysięcy, to by raczej dom wybudował, zwłaszcza, że Golfa już ma. Golfa I. Ze zdrową blachą.
Tomek, pracownik sąsiada Tomka obiecał żonie, że nie będzie już jeździł na ścigaczu i chce sobie kupić jakiś fajny samochód. Odradziłem mu mitsubishi 3000GT, bo wszystkie które widziałem na własne oczy były zepsute. Zrobiłem chyba dobry uczynek. Opowiedziałem mu za to o silniku M70 BMW. I to może być zły uczynek. Może, ale nie musi.

Smutne jest to, że te 200 tys. za tego Golfa to naprawdę nie jest dużo pieniędzy. I każdego z nas powinno być na niego stać. Sąsiada Tomka, to już stać.
Kiedy usłyszał cenę, powiedział „O tyle samo, co moja plazma” [nie chodziło mu o duży telewizor, tylko o sterowaną komputerem maszynę do robienia dziur w blasze] „Tyle, że moja plazma zarabia na siebie”. Golf nie zarobi. Chyba, że znajdziemy jakiś sposób na monetyzację radości, której dostarcza prowadzenie go. Dużej radości.

Informację o helikopterach na polu przekazały światowe media. Ze zdjęciami wsi fotografującej się pod jednym z nich. Cały świat już wie, że do tego, żeby mieć na polu amerykański helikopter nie trzeba mieć amerykańskiej bazy.