Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ewa Kopacz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ewa Kopacz. Pokaż wszystkie posty

piątek, 3 października 2014

2 października 2014


1. Poszedłem na pocztę, na której nie było kolejki. W ogóle było miło, na koniec pani zaproponowała mi ubezpieczenie mieszkania. Nie skorzystałem.
Obok poczty był szewc, którego polecili mi Pawełek i Patrycja z Faster Doga.
Szewc obejrzał moje dziurawe hipsterskie buty i spokojnie wyjaśnił dlaczego nikt mi ich nie chce naprawić.
A nawet gdyby ktoś chciał, kosztowałoby to tyle, co dwie pary fry'ów w Faster Dogu.
A nowe buty, to jednak nowe buty.

Wróciłem do domu, by kontynuować zabawy samsungami.

Wcześniej, kiedy chodziłem z Note2, koledzy – aplowscy heavyuserzy strasznie się ze mnie śmiali. Od prezentacji dużego iPhone przestali, ciągle słyszę – o, ta wielkość ma sens.

I Note3 i Gear, to modele sprzed ponad roku, więc wręcz prehistoryczne.
Po premierze wszyscy się nabijali z nibyskóry, która wykończony jest Note3.
Prawda jest taka, że większość nie zauważy różnicy między nibyskórą, a skórą.
Różnicę zaś między nibyskórą a tanim plastikiem Note2 zauważy każdy.
Ważne, że gdyby ktoś zaczął płakać nad losem pozbawianych skóry na pokrycia telefonu zwierząt można odpowiedzieć, że sztuczna skóra pochodzi ze sztucznych zwierząt, a te czują sztuczny ból.

Zupełnie nie rozumiem hejtu na Geara. Jest zegarkiem, czyli pokazuje czas. Do zegarków specjalnie drogich nie należy. Ludzie potrafią płacić więcej za zegarki gorsze.
Więc za 500 zł (na Allegro) mamy szpanerski zegarek. No i ten zegarek ma wbudowaną kamerę (w cenie). No i ten zegarek wyświetla SMS-y (w cenie), mejle, tweety, wiadomości z fejsa, (wszystko w cenie). Mnie tam tyle wystarczy. Ma ponoć jeszcze inne możliwości, ale nie sprawdzałem.
A, no i jeszcze jedno. Pełni funkcję słuchawki telefonu – można robić to, o czym zawsze marzyłem – dzwonić mówiąc do ręki. Mało?
Ludzie to się do wszystkiego potrafią przyczepić. I to jest zła informacja.

2. Jednym uchem słuchałem exposé pani premier Kopacz. Jednym uchem, bo niezależnie co by mi pani premier obiecała nie mam do niej za grosz zaufania. Lata rządów Platformy przyzwyczaiły mnie do tego, że jej członkowie mają luźny stosunek do prawdy. Doktor Ewa bije ich jednak w tym na głowę.
A jeżeli kiedykolwiek będzie mi smutno, przypomnijcie mi żebym posłuchał przemówienia Janusza Piechocińskiego.
Złą informacją jest to, że bez słuchania exposé i o nim dyskusji wiedziałem jakie będą komentarze.

3. Kolega Zydel spędził pierwszy dzień w pracy na stanowisku bardzo ważnego dyrektora w Urzędzie Miasta. Z tego, co mówił mogło wynikać, że się niepokoi, że stosunek innych do niego pracowników może go sprowadzić na złą drogę.
Rano Bożena wyraziła żal, że nie kupiliśmy mu prezentu na pierwszy dzień pracy. Na przykład kubka. Najlepiej z logo PiS.
Ważny dyrektor w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy z pisowskim kubkiem. To by było coś.
Niestety nie udało nam się tego projektu zrealizować. I to jest zła informacja.

wtorek, 23 września 2014

23 września 2014



1. Po zainstalowaniu nowego iOS przestał mi działać Twitter. Znaczy niby działa, ale nie pokazuje zawartośći tajmlajnu. To jest zła informacja, choć ma tez swoje plusy. Ominął mnie na przykład problem, który z ministrów rządu Ewy Kopacz brał sobie do pomocy pana Boga. Nie przeprowadziłem też, jako Męska Blogerka Modowa, analizy outfitów składu Rady Ministrów. Właściwie nic straconego – strzelam, że minister Schetyna miał znowu źle zawiązany krawat, profesor Kolarska-Bobińska coś, co jej zostało po karnawale, pani premier zaś wymiętą spódnicę. Ciekawe, jak dużym szokiem będzie dla niej odkrycie, że istnieją materiały, które po 15 minutach w samochodzie nie wyglądają jak zwierzęciu z gardła wyszarpnięte.

2. Przyjechali po mnie kolędzy Kapla i Podłoga. Przyjechali citroenem DS5, który kolega Podłoga kupował pod koniec zeszłego roku i wciąż jest nim zachwycony. Narzeka trochę na fabryczne continentale, które się zużyły szybciej, niż się tego spodziewał. 
DS5 jeździ prezydent Francji. Nie wiem, czy narzeka na opony. Ja hybrydową testowałem dwa lata temu. Na przejeździe kolejowym w Staropolu (gmina Lubrza, powiat Świebodzin) walnąłem tak, że uszkodziłem oponę. Hybryda nie miała koła zapasowego, tylko zajzajer w spraju i malutki kompresorek. Zajzajer z kompresorkiem nie pomogły. Marta Turska zdjęła (raczej nie osobiście) koło z jakiejś innej DS5 i wysłała je kurierem. Dzięki temu mogłem jakoś wrócić do Warszawy. Odkryłem podczas tego testu inny sens istnienia samochodów hybrydowych. Mianowicie w lesie samochód jadący z napędem elektrycznym nie płoszy zwierzyny. Można więc oglądać ją z bliska. 

Bałem się że dizajnerskie przekombinowanie DS5 będzie na dłuższą metę męczące. Okazało się, że można się jakoś przywyczaić.
Kolega Podłoga dostał kiedyś ciekawą propozycję pracy w gazecie „Parkiet”. Odmówił, tłumacząc, że dziwnie by brzmiało, gdyby dzwoniąc przedstawiał się nazwiskiem i tytułem pisma.
No dobra, minus jest taki, że przejazd kolejowy w Staropolu (gmina Lubrza, powiat Świebodzin) nie jest przejazdem, bo torów nie ma. Znaczy nie ma torów po jego obu stronach. Zostały tylko te w asfalcie. A jako że pociąg nie chodzi, nikt tego przejazdu nie remontuje. Czyli jak się człowiek zagapi, to rozwalić może nie tylko niskoprofilową oponę, ale i felgę i rożne elementy zawieszenia.

3. Z kolegami Kaplą i Podłogą wbiliśmy się do CSW na konferencję przed otwarciem wystawy sześciu obiektów z kolekcji BMW Art Cars. 
Piszę „wbiliśmy się", bo nie do końca byłem pewien, czy na tę konferencję byłem aby zaproszony. 
Piszę „obiektów”, bo tu mamy do czynienia z czymś niejednoznacznym. Z jednej strony są to – jak pretensjonalnie by to nie zabrzmiało – arcydzieła sztuki inżynierskiej. Z drugiej, to, że posłużyły – jak pretensjonalnie by to nie zabrzmiało – za [tu miałem napisać „kanwę”, ale to brzmi jednak zbyt pretensjonalnie] [no i nie wiem, co napisać, chodzi o to, że pomalowali] dla – jak pretensjonalnie by to nie zabrzmiało – najwybitniejszych na świecie artystów. 
Calder, Lichtenstein, Warhol, Hockney, Holzer, Koons. 

Niestety CSW nie poradziło sobie z ekspozycją. Sprawdźcie sami. 
BMW wydało Bóg wie ile kasy na sprowadzenie do Warszawy tych samochodów. Bóg wie ile kosztowało ich ubezpiecznie. 
Śmiem twierdzić, że to najdroższa wystawa w historii Zamku Ujazdowskiego, niestety sposób ich ustawienia przypomina giełdę motoryzacyjną w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. 

CSW sucks.

Na konferencji spotkałem redaktora Pertyńskiego. Zgodzyliśmy się, że z dostępnych najbardziej nam odpowiada Koons i 850 CSi. Każdy z innych powodów. 

Próbowałem opowiedzieć redaktorowi Pertyńskiemu o tym, że moja miłość  do 850 nie jest już taka jak kiedyś. Coś tam tłumaczyłem, ale spojrzał na mnie w taki sposób, że po powrocie do domu sprawdziłem co ma do zaoferowania otoMoto. Coś ma. 

poniedziałek, 22 września 2014

22 września 2014



1. To właściwie ciekawe obudzić się ze świadomością, że ma się w brzuchu jakieś mięśnie. I, że te mięśnie bolą, więc się nie można śmiać. Płakać zresztą też nie.
Postanowiłem więc do świata podchodzić beznamiętnie, ale przeczytałem, że pan przewodniczący Tusk dał się nagrać podczas rozmowy na temat emocjonalnego stanu pani premier i się z tego wszystkiego zacząłem krztusić wodą, którą sobie w poprzedzający wieczór przygotowałem na wszelki wypadek.
Muszę bardziej uważać z płynami, bo się niestety często krztuszę.
Zjedliśmy śniadanie. Kolega Zydel przy telewizorze z „Kawą na ławę” zajmował się rozbudowywaniem swojej pozycji w mediach społecznościowych, ja zaś pakowałem samochód. Było mokro, ale nie urosły żadne nowe rydze. I to jest zła informacja.
Przechodząc obok telewizora rzuciłem jakąś pełną nienawiści uwagę w kierunku posła Szejnfelda. Kolega Zydel zdziwiony moją niechęcią zapytał: „A kto to w ogóle jest?”. Odpowiedziałem, że człowiek, którego rządząca partia wysyła do „Kawy na ławę”. Kolega Zydel coś tam burknął – czyli, że w jego mniemaniu poseł Szejnfeld nie jest wart mojej ekscytacji. (Jeżeli źle go zrozumiałem, to na pewno sprostuje)
Interesujące, że mało rzeczy było w stanie tak zjednoczyć przedstawicieli opozycji jak pani premier Kopacz. Interesujące, że parę dni temu Eryk Mistewicz napisał, że rząd PEK będzie wyjątkowo trudny do atakowania przez opozycję. Ciekaw jestem o co mu chodziło, bo idiotą na pewno Eryk nie jest. Nie ma prawa jazdy. Ale to raczej nie ma związku.

2. Ruszyliśmy do Warszawy. Muszę się jednak zgodzić z kolegą Pertyńskim, że citroen C1 nie jest tak zły jak nissan Micra. Ma idiotyczną cenę, tragiczne fotele, dziwny, trzycylindrowy silnik, tak zaprojektowaną deskę rozdzielczą, że światło może się odbijać od prędkościomierza oślepiając kierowcę, najgłupsze radio świata, ograniczone wytłumienia karoserii (przypomina w dźwiękach Malucha), ale, jeżeli się człowiek przestaje przejmować spalaniem, to nawet jedzie. Rozpędza się do około 170 km/godz. i nawet daje się prowadzić. Trzeba się tylko przyzwyczaić do reakcji na podmuch wiatru. No dobra, jeżeli nie jedzie się w nim dłużej niż cztery godziny, to nie jest taki zły.
W okolicach Konina dogonił nas redaktor Zientarski w mitsubishi w odblaskowym kolorze. Kolega Zydel pracuje w agencji, która obsadziła redaktora Zientarskiego w reklamach Toyoty. Powiedziałem, że w innym kraju redaktor Zientarski zostałby wyrzucony ze wszelkich dziennikarskich korporacji i do tego miałby problem ze znalezieniem racy w mediach. Agencja zaś, która by go zatrudniła do reklamy mogłaby mieć problem ze środowiskową komisją etyki. Kolega Zydel odparł, że u nas to się nie zdarzy, bo szef ich agencji zasiada w środowiskowej komisji etyki, oni zaś za tę kampanię dostaną pewnie jakąś nagrodę. Cóż, jaki kraj, taki terroryzm.
Po pierwszych państwowych bramkach redaktor Zientarski przyspieszył tak, że aż trudno było mi go dogonić. Kolega Zydel głośno narzekał na prędkość. Chciałem mu wytłumaczyć, że skoro taki fachowiec, jak redaktor Zientarski jedzie tak małym autem z taką prędkością, to znaczy, że jest ona bezpieczna – i nic się nam na pewno nie stanie, ale musiałem się skupiać na jeździe. Redaktor Zientarski wyciskał co mógł ze swego mitsubishi, w końcu skręcił na pierwszy parking i zatrzymał się pod toaletą. Ja nieco zwolniłem i pojechaliśmy dalej.
Kolega Zydel przyznał, że kiedy prowadzi, to się nie boi. I to nie jest dobra informacja. Ja się bać zaczynam dopiero kiedy prowadzę.

3. Dojechaliśmy do Warszawy na czas. Kolega Zydel zdążył na spotkanie, na które się spieszył.
Wieczorem przeczytałem wywiad 300polityki z ministrem Sienkiewiczem. Zauważono, że minister używa smartfonu z androidem. Czyli pewnie jest to Samsung z systemem Knox. Czyli, że MSW też wdrożyło Knox. Najlepsze, że nie ma sensu pytać w Samsungu, bo ani nie potwierdzą, ani nie zaprzeczą.
Knox to coś, co gwarantuje bezpieczeństwo danych na smartfonach, bezpieczną pocztę etc. Knox to gwóźdź do trumny Blackberry. Śmiem stwierdzić, że nawet ostatni gwóźdź do trumny. I to jest zła informacja. Ja ta, nigdy specjalnym fanem blakberaków nie byłem, ale to smutne, kiedy firmy znikają tak szybko.  

niedziela, 21 września 2014

20 września 2014



1. Zaspałem. Obudził mnie ruch na twitterze związany z konferencją pani premier Kopacz. Leżałem czytałem jak tam się wystąpienie pani premier komentuje. Niby chciałem wstać, żeby włączyć telewizor i na własne oczy oglądać, z drugiej strony przez czas wstawania i włączania nie widziałbym twittów. Kiedy się jednak zdecydowałem wstać i włączyłem, ogłaszano właśnie koniec pytań i grupowe zdjęcie. Nie słyszałem więc odpowiedzi pani premier na pytania związane z polityką zagraniczną.
Zafascynowały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze pani premier Kopacz nawet nie udawała, że jej rząd będzie miał na celu robić cokolwiek dla Polski. Jego celem jest ponowne zjednoczenie frakcji w Platformie. Jak zdążyliśmy się przekonać, pani premier ma dość luźny stosunek do prawdy, dlaczego więc nie opowiadała o tym, że najważniejsze jest dla niej dobro Polski i jej obywateli? Pewnie nikt jej nie powiedział, że tak wypada. Nikt jej nie powiedział też, że ludziom o minimalnej historycznej świadomości aula warszawskiej Politechniki w kontekście jednoczenia kojarzy się z powstałą w tym miejscu ze zjednoczenia PPR i PPS – Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Złą informacją jest, że opozycja będzie się mogła przestać zupełnie starać. Wystarczy postawić przed panią premier mikrofon i już będzie strasznie.

Później włączyłem się w dyskusję poczętą przez kolegę Jakóbczyka na zamkniętym forum motoryzacyjnych dziennikarzy. Wystąpiłem jako rzecznik Polski D. Przykrą informacją jest, że większość biorących w tej dyskusji osób funkcjonuje mentalnie w latach dziewięćdziesiątych jednocześnie używając instrumentów finansowych z roku 2014.

2. Pojechałem na stację do Świebodzina po kolegę Zydla. Robiłem wszystko, żeby się spóźnić ale i tak dojechałem w momencie, kiedy Robert wychodził przed dworzec. Pojechaliśmy najpierw do stolarza, który wciąż nie skleił thoneta Bożeny. I to jest zła informacja, bo przywiozłem mu drugiego thoneta, z tym, że ten drugi nie jest thonetem produkcji Thoneta, tylko efektem pracy Spółdzielni Pracy Mebli Giętych.

Od stolarza trafiliśmy do Tesco pod Chrystusem. Zauważyłem Bobka Makłowicza w ponad naturalnej wielkości.
Piły spalinowe kosztują już 300 zł.

3. Kolega Zydel włączył się w prace przy drewnie. Od sąsiadów pozyskaliśmy klin. Klin działa, ale zrobiło się ciemno. Kolega Zydel stwierdził, że piła spalinowa nie jest tak prostym w użyciu narzędziem, jak mu się wydawało. Prawda jest niestety taka, że posługuje się tym narzędziem jak – excusez le mot – cipa.

I to jest zła informacja, bo można z niej wyciągnąć wniosek, że skoro tak popkulturalnym narzędziem jak łańcuchowa piła ludzie tak au courant jak kolega Zydel nie potrafią się posługiwać, co będzie jeśli ojczyzna każe im sięgnąć po karabinki automatyczne Kałasznikowa.

piątek, 19 września 2014

19 września 2014



1. Obudził mnie telefon. Chwilę zajęło, zanim zrozumiałem, że dzwoni Przemek z Połczyńskiej w sprawie golfa. 
Walnięta miska olejowa. Ja nie walnąłem, ale co z tego. Niby naprawa będzie z ubezpieczenia, ale niesmak jest.

Zawiozłem kolegę Wojtka do Świebodzina na blablacara. W lesie potwierdziłem, że nie ma grzybów i wróciłem do domu wciąż nienawidząc C1.
Pisząc C1 czuję ból pleców. 
Nie rozumiem. Citroen robi naprawdę niezłe samochody. C5 – polecam wszystkim. Na DS5 nawet namówiłem kolegę Piotra. C-Elysse też ok. Berlingo – w porządku.
Najgorsze jest to, że C1 jeżdżę na własną prośbę. Zażądałem dostępu do niego, żeby sprawdzić jak działa system łączenia auta z telefonem komórkowym, ale nawet tego nie sprawdzę, bo wersja z tym systemem będzie dopiero w grudniu. I to jest zła informacja, bo będę musiał C1 jeździć jeszcze raz.

W lesie, jakiś grzybiarz zgubił grzebień. Ciekawe czym się teraz czesze.

2. W domu włączyłem twittera i zakrztusiłem się herbatą, bo przeczytałem cytat z pani premier Kopacz: „To będzie rząd merytoryczny, pełen silnych osobowości i będzie spajał PO”.
Trzeba nie mieć wstydu, żeby nazywać tych ludzi „merytorycznymi”.
No cóż prawda to taka jak z „metrem w głąb”.
„Silne osobowości”. Np. Arłukowicz.
„Będzie spajał PO”. Jest szansa, że będzie.
Lokalni działacze grupowo będą się zastanawiać przy wódce „Co ta baba gada?!?” i szukać telefonu do Gowina, który wykasowali jakiś czas temu.Wybory  idą.
 Można oczywiście do pani Kopacz podchodzić tak, jak robią to niektórzy moi PiS-owscy koledzy – czyli „Im gorzej, tym lepiej”. Ale się obawiam, że będzie aż tak źle, że aż strasznie. I to jest zła informacja.

3. Zabrałem się za drzewa w parku. Mówią, że prawdziwy mężczyzna powinien zasadzić drzewo. Zasadziłem kilka – i nie jest to specjalnie skomplikowane.
Wyzwaniem to jest drzewo ściąć. Najpierw trzeba załatwić zgodę z gminy, albo powiatu (w zależności od tego, na jakiej działce drzewo rośnie). Ale jak się już tę zgodę ma, to trzeba wziąć piłę i ciąć. I to jest wyzwanie. Bo przy sadzeniu zginąć jest raczej trudno. Można oczywiście zrobić sobie krzywdę łopatą, dostać gangreny, ale to wymaga naprawdę sporo samozaparcia.
To, żeby sobie nie spuścić drzewa na głowę czy nie obciąć nogi spalinową piłą jest już bardziej skomplikowane. Potem trzeba drzewo pociąć, zwieźć, porąbać. Nie każdy sobie z tym da radę.
Walczyłem do zmroku. Coś tam zrobiłem, ale niezbyt wiele. Przyjedzie kolega Zydel – pójdzie szybciej.

Sąsiad Tomek postanowił kupić mercedesa. W124, trzylitrowy diesel. Kamila, jego żona, potrzebuje samochód, więc zamiast kupować jej jakieś byle co, da jej volvo, a sam będzie rządził w baleronie (nie jestem mądry w mercedesach, ale chyba to baleron był po beczce).
Zła informacja – samochód nie ma klimatyzacji. Nie jest też coupe. 
Zobaczymy, co z tego wyniknie.

środa, 17 września 2014

17 września 2014



1. No więc musiałem wstać o szóstej rano. Uważam, że tego rodzaju zachowania są niezdrowe. Nie używam budzika przez Jana Rokitę. W połowie (pierwszej) liceum, pani profesor Kabaj (od łaciny), westchnęła na jakiejś lekcji „a Janek to nigdy do szkoły przed dziesiątą nie przychodził”. Rzeczony Janek był wtedy szefem komisji swojego imienia, czyli karierę zrobił. Też chciałem karierę zrobić, więc też przestałem przychodzić przed dziesiątą. No i jakoś mi to zostało do dziś. Jeśli mam się budzić budzikiem – jestem chory. Słabo śpię, bo się boję, że mnie budzik zaskoczy we śnie. 

No więc wstałem o szóstej rano i pojechałem na Żoliborz po kolegę Grzegorza. Miałem jechać Golfem R, ale się okazało, że ten postanowił zaznaczać swoją obecność plamą oleju z silnika. I to jest zła informacja, bo ostrzyłem sobie zęby na test tego auta w trasie na południe. 
Pojechaliśmy BMW 640i i to jest dobra informacja, bo siedzenia to auto ma wybitne. 

No więc przyjechałem na ten Żoliborz. Ruszyliśmy. I zanim wyjechaliśmy z Warszawy robiła się dziewiąta. Gdybym był pomyślał, to bym wywarł na koledze Grzegorzu presję, żeby przyjechał do mnie metrem. Zyskalibyśmy z półtorej godziny i paliwo na jakieś 70 kilometrów. 
Jechaliśmy i jechaliśmy. Jechaliśmy i jechaliśmy. Jechaliśmy i jechaliśmy. Jechaliśmy i jechaliśmy. Jechaliśmy i jechaliśmy. Trasa, która miała w porywach zająć godzin sześć, zajęła godzin dziewięć.

2. W warszawskich korkach słuchaliśmy TokFM. To fascynujące, że osoby walczące o równe traktowanie płci uważają, że to, że pani Kopacz jest kobietą czyni z niej wystarczająco dobrego kandydata na premiera. Tak dobrego, że można wybaczyć jej spotkania z Nowakiem Sławomirem. 
Renatę Kim pamiętam z czasów, kiedy czytała w RMF serwisy. Zapraszanie jej do studia, by komentowała cokolwiek poważnego jest podobnego rodzaju eksperymentem, co nowa funkcja pani Kopacz. 

Ciekawe, czy gdyby powstaławał rząd składający się wyłącznie z kobiet, panie z mediów zaakceptowałyby  w jego szeregach panią Kempę. Czy ona, będąc kiedyś w PiS-ie została zdrajczynią płci. 

Rząd kobiet. Świetny, bo kobiet. 
Podczas  konferencji prasowej mizoginiczny dziennikarz zadał przywódczyni naszego państwa chamskie i seksistowskie pytanie:
„Pani premier, jak chce pani rozwiązać problem deficytu budźetowego?”
Jak długo będziemy tolerować taki upadek standardów w polskich mediach? – pyta Dominika Wielowiejska.

Może jestem dziwny, ale bardziej niż to, żeby rządził ktoś taki jak ja, wolałbym, żeby robił to ktoś ode mnie mądrzejszy. 
Choć może, gdybym był kobietą, to bym myślal inaczej? 

A najgorsze jest to że zamiast słuchać TokFM mogliśmy włączyć „Lewa wolna” Mackiewicza.


3. Nie napiszę dokąd jechaliśmy i po co. W każdym razie była tam okolicznościowa metaloplastyka od Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej. Ciekawe, czy pan dyrektor Ołdakowski ma taką.

Do Warszawy ruszyłem chwilę przed północą. Miałem do przejechaniu 400 kilometrów. Udało mi się to w cztery godziny. Z trzema krótkimi postojami. Samochód spalił na setkę mniej niż 10 litrów. Wysiadłem z samochodu mniej zmęczony, niż wtedy, kiedy ruszałem. Fotel – genialny. Minus jeden. Adaptacyjne LEDy. System był jeszcze w starej wersji – długie wyłączały się czasem trochę za późno. 

Najgorsze jest to, że jeździłem już wszystkimi szóstkami BMW i póki nie zrobią czegoś nowego nie będzie pretekstu by prosić o takie auto. 
I jak tu żyć pani premier. 



środa, 3 września 2014

3 września 2014



Właściwie wystarczyłoby, żebym napisał, że nie wyjechałem z Warszawy.
To powinno starczyć za trzy negatywy.

1. Siedzę więc i obserwuję sytuację polityczną. Przypomniała mi się historia, która się komuś znajomemu wydarzyła. Jechał sobie spokojnie samochodem. Dojeżdżał do skrzyżowania na którym paliło się czerwone światło. Stanął. Aż tu nagle w tył wjechał mu rozpędzony samochód. Jakoś się w sobie zebrał, wysiadł. Idzie. Widzi wbity w jego auto kabriolet. Za kierownicą młody człowiek, obok pasująca dziewczyna. Patrzy na rozwalony tył swojego auta. „Człowieku, coś ty zrobił?” – pyta kierowcę. „Zostaw go w spokoju, on przed chwilą miał wypadek!” – odpowiada dziewczyna.
Przypomniała mi się ta historia, kiedy na Twitterze rozpętała się dyskusja o pani marszałek Ewie „Metr Wgłąb” Kopacz. I o tym, co by było, gdyby została prezesem Rady Ministrów.
Przypomniały mi się tłumaczenia, że ona naprawdę chciała dobrze, i że wyrzucanie jej drobnych błędów jest nie w porządku, bo ona przecież też tam wiele przeszła.

Teraz powinienem napisać co sądzę o pani Kopacz i to uzasadnić. Ale mi się nie chce. I to nie jest dobra informacja. Powinno mi się chcieć. Spróbuję znaleźć jakiś w niej pozytyw.
Jest skuteczna jako Marszałek Sejmu Platformy Obywatelskiej.
W przekupowaty sposób pozbawiona jakichkolwiek oporów przed kaleczeniem ducha demokracji.
Chytra baba z Radomia.

2. Bartek Żuk powiedział, że „Malemen” musiał się wynieść ze swojego lokalu. To zła informacja, bo to był najfajniejszy lokal, ze wszystkich, w których kiedykolwiek pracowałem. Ale z drugiej strony: co mnie to teraz obchodzi.

3. Jacek Pałasiński puścił na fejsie dość dziwny tekst. Dziwny jak na dziennikarza z takim doświadczeniem. Jest zasada, która mówi, że jak pijemy, to nie piszemy.
Macierzysta stacja pana Jacka miewa problemy z używkami. Mój niegdysiejszy szef opowiadał kiedyś, że dział prawny stacji zrobił im szkolenie, co zrobić, jeżeli policja złapie ich z kokainą. I było to coś bardziej skomplikowanego niż „dzwoń pod ten numer, my już wszystko załatwimy”.

Monika Olejnik życzyła na koniec „Kropki nad i” mecenasowi Giertychowi, by [w domyśle – wygrał proces i] został naczelnym „Wprostu”.
Wiek emerytalny pani Monika osiągnie dopiero za trzy lata. I to nie jest dobra informacja.

Z maserati odpadła tablica. Dobrze, że właściciel jej nie zgubił.  

piątek, 29 sierpnia 2014

29 sierpnia 2014


1. No więc zadzwonił mój kolega Grzegorz, którego już nie nazywam Grzesiem, bo sobie tego nie życzy. Ważne, żeby ludzi nazywać jak chcą, bo inaczej może to prowadzić do frustracji.
Na przykład znany w szerokich kręgach, a zwłaszcza w Krakowie, Ruski ma na imię Dmitrij, a nie Dymitr. Wszyscy zaś nazywają go Dima, a powinni Mitia.
Być może dlatego, kiedy wypije mówi tyle złego o Polsce i Polakach.

Zanim wypije – opowiada interesujące rzeczy. Kiedy Putin został prezydentem Ruski żartował:
У нас уже был один Путин – Распутин.
Ale to dygresja. Choć jakoś związana z tematem.

Otóż mój kolega Grzegorz zadzwonił, by się podzielić nurtującym go problemem. Dostał zaproszenie na festiwal filmowy do Rosji. I się zastanawiał czy jechać.
Od pewnego czasu jeździł na różne 'kulturalne' imprezy do Rosji. Pił tam za rządowe pieniądze wódkę i wracał opowiadając jacy Rosjanie są wspaniali. I, że wszystko co złe to nie Rosja, tylko Putin. I inne tego rodzaju oderwane od rzeczywistości pierdoły.
No więc zadzwonił, że nie wie, czy jechać. Odpowiedziałem w prostych żołnierskich słowach (bądź – jak kto woli – językiem polskiej dyplomacji), że go chyba pojebało, skoro dziś ma tego rodzaju wątpliwości.
I że ma odpisać, że póki Rosja nie wycofa swoich wojsk z terytorium Ukrainy nie będzie tam jeździł, albo: że jest chory i nie może.
Grzegorz ma tendencje do idealizowania rzeczywistości – najlepiej czują to bohaterowie jego tekstów, ale mimo wszystko – to, że ma w takich sprawach wątpliwości, to nie jest dobra informacja.

2. No i się okazało, że rosyjskie wojsko zaczęło przebijać korytarz na Krym już nawet jakoś specjalnie się z tym nie kryjąc. Rozwalający był prezydent Hollande, który powiedział, że jeżeli prawda okaże się prawdą, to trzeba będzie wprowadzić sankcje, które nie są w niczyim interesie. Cóż nawet rodacy nazywają Francję pod jego przywództwem Pays-Bas.
Przez cały dzień TVN24 pokazywał cztery na krzyż obrazki z Ukrainy. Np. spalony dom kultury w Doniecku.
W końcu dorwali posła Halickiego, którego komentarz sprowadził się do stwierdzenia, że widzimy jak skuteczna jest polityka Unii Europejskiej w sprawie Ukrainy. I to nie był sarkazm. Najwyraźniej albo jest idiotą, albo ma nas za idiotów. Możliwa jest też wersja, w której oba twierdzenia są prawdziwe. I to nie jest dobra informacja.

3. Na koniec, jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość, że premier Tusk ma szanse na stanowisko szefa Rady Europejskiej. Że wszyscy go lubią, że to jest dla Polski wielki zaszczyt, prawie tak wielki, jak wybór Wojtyły na papieża.
I to by była dobra informacja. Stanowisko dla Tuska – jak znalazł. Żadnych decyzji. Żadnej odpowiedzialności.
Do tego spekulacje, że Prezesem Rady Ministrów zastałaby Chytra Baba Z Radomia.
Premierowi Buzkowi musi być przykro, bo poprzednio on był na najważniejszym w historii stanowisku, a dziś nikt tego nie pamięta.

Wieczorem spotkałem się z kolegą Zydlem, który rozpocznie zaraz nową drogę życia. I należy mu życzyć na niej wszystkiego najlepszego. A może to stara droga? W każdym razie życzmy mu wszystkiego najlepszego.


Pod Beirutem zobaczyłem fragment ramki na rejestrację z jakiegoś maserati. I to jest zła informacja, bo bez tego kawałka ramki łatwo rejestrację zgubić. A posiadacz maserati ma już chyba wystarczająco dużo kłopotów.