wtorek, 10 maja 2022

9 maja 2022


 

1. Złą informacją jest, że akurat dzisiaj newsletter 300polityki się nie wysłał. 

Przydacz vs. Mazurek. Cóż, jestem po stronie Marcina. Pytanie o KPO (Europejski Fundusz Odbudowy?) zaczyna przypominać: Czy przestał już pan bić żonę? Tak, czy nie? 
Choć może istnieje satysfakcjonująca Mazurka odpowiedź: Panie redaktorze, graliśmy w hokeja, nagle się okazało, że to siatkówka. Próbujemy się odnaleźć w nowych zasadach. Niestety nie ma pewności, że za chwilę Komisja siatkówkę zamieni w rugby.
W każdym razie najważniejsze, że się wyspałem. 

2. Postanowiłem raz jeszcze się przymierzyć do remontu Macbooka. Zauważyłem, że coś jest nie tak z taśmą od klawiatury. Nie było to łatwe, gdyż wzrok już nie ten. Nie było łatwe, ale zauważyłem. Wymieniłem więc touchpad. Nie pomogło. I to jest zła informacja. 

Jakiś czas temu się okazało, że strzeliła była rura w stołówce. Od mrozu, choć się wydawało, żeśmy spuścili wodę. Przez to nie dało się podlewać świeżo zasadzonych krzaków. Szlifierką kątową obciąłem. Kluczem gigantem odkręciłem. Pojechałem do Mrówki po calowy korek. Korek calowy wkręciłem. Można podlewać. Złą informacją jest, że przy okazji zatankowałem. I wyszło na to, że Lawina przepala. Znacznie. 

3. No i do tego wszystkiego trwały moje urodziny. Mój nowy szef przywiózł mi sprzęt audio firmy Nordmende. Zintegrowany z gramofonem firmy Dual. Sprzęt powstał w halach, w których budowano fockewulfy. Nasze nieodżałowane BMW miało – jak głosi legenda – silnik, którego protoplastą był ten, montowany w fockewulfie 190. Złą informacją jest, że się mi tej legendy nie udało nigdy potwierdzić.

Najważniejsze w urodzinach jest, że się kończą. Więc depresja z nimi związana powinna zniknąć. 

poniedziałek, 9 maja 2022

6–8 maja 2022


1. Piątek. U Mazurka wiceszef KAI. Smutna w sumie historia. Zwłaszcza argument, że wywiad w „Corriere della Sera” był nieautoryzowany. Autoryzacja nie jest czymś specjalnie popularnym w świecie.  
Obrońcy Franciszka przypominają znane w literaturze postaci zdradzanych mężów, którzy zamiast się z sytuacją zmierzyć, bądź pogodzić, udają że nie ma miejsca i leją po mordach kolegów, którzy mówią im o zdradach żony – z dobrego serca – mówią.

Kupiłem w Mrówce kilka elementów systemu irygacji. Zobaczymy na jak długo wytrzymają, bo w wodzie mamy coś, co się osadza i unieruchamia obracane ciśnieniem wody elementy. I to jest zła informacja.
Zmontowałem lidlowski system do podlewania kropelkowego. Niby działa, choć nie do końca jestem przekonany, że w sposób taki, o jaki chodziło jego projektantowi. Kropelkowo podlewany będzie bób, który Bożena wsadziła w grządkę, którą przekopał mój brat. Chwilę mi zajęło, nim ustawiłem ciśnienie, które nie rozrywało połączeń. 


2. Sobota. Cały dzień zszedł na przygotowaniach do wieczornej imprezy. Proces świętowania jubileuszu rozłożony został w tym roku na kilka dni. Niektórzy mają pracę, która utrudnia im alkoholizowanie się w poniedziałek. Impreza wyszła kulturalnie. Po raz pierwszy od ćwierci chyba wieku spotkali się moi rodzice. Istniała pewna szansa, że się w zeszłym roku spotkają na moim pogrzebie. Nie wyszło. Ale to może i dobrze. 
Właściwie walczą we mnie spóźniony kryzys wieku średniego ze zdroworozsądkową satysfakcją z tego, że udało się przeżyć kolejny rok. Satysfakcją – gdyż to przeżycie nie jest wcale takie oczywiste. 


3. Niedziela. Od pewnego czasu obserwuję pewną prawidłowość. Otóż dzień po tym, gdy popiję załamuje się pogoda. Spada ciśnienie, czasem pada deszcz, robi się chłodniej. Wcześniej podejrzewałem, że część góralskich genów namawia mnie do picia w przeddzień zmiany, ale dziś dotarło do mnie, że piłem z konieczności, a pogoda się zmieniła. Można z tego wnioskować, że gdybym pił częściej, częściej by padało. No i by się może rozwiązał problem suszy w Polsce. 

Miałem plan, że dzień spędzę przed telewizorem. Nie wyszło, gdyż tuner satelitarny definitywnie przestał się komunikować z anteną. Okazało się, że zardzewiało coś, co niektórzy nazywają beczką. Póki nie kupię nowej – nici z telewizji.

Spalił też dziś na panewce plan uruchomienia mojego, wykończonego przez kotka Rudolfa, macbooka. I to jest zła informacja. Przełożenie płyty głównej się nie udało. Mimo tego samego kodu modelu, połączenia płyty głównej nie do końca pasują. Zaczęło działać ładowanie baterii, ale tym razem nie udało mi się komputera uruchomić. 
Przyjdzie coś sobie nowszego kupić, co się wcale mojej osobie nie uśmiecha, bo jedenastocalowy Air to jeden z lepszych Appla wynalazków. 


 

piątek, 6 maja 2022

4–5 maja 2022


1. Środa. Wielkie plany, a wyszło jak zawsze. 
Drzemałem rano słuchając u Mazurka szefa OSW. Mówił to samo, co dzień wcześniej, w pałacowych ogrodach. Później zajmowałem się pracą. Rzeczy, które powinny mi zająć godzinę, zajęły trzy. Później pojechałem odebrać obrazek. Jakiś czas temu, dotarło do mnie, że nie lubię manewrów placowych, cofania, parkowania etc. Lubię jeździć do przodu. Skręcać też lubię. Radzę sobie z tym nawet przy sporych prędkościach. Odbieranie obrazka wymagało cofania. Zwykłego i po łuku. Udało mi się bez szkód, ale i ez przyjemności. Później odwiedziłem prezesa pewnej spółki. Prezes ma naprawdę niezły widok. Później odwiedzałem byłe miejsce pracy. Wychodzenie stamtąd zajęło mi tyle czasu, że spóźniłem się na spotkanie z dyrektorem Ołdakowskim, z którym zastanawialiśmy się nad tym, czy zjeść zupę rybną, czy hummus. Kiedy podjęliśmy decyzję, okazało się, że zupy rybnej dziś zjeść się nie da. Powymienialiśmy się historyjkami. Później dyrektor Ołdakowski poszedł do doktora, a ja zacząłem pakować samochód. 
To pakowanie, to w sumie smutna historia, gdyż wiąże się ono z nieodwracalną destrukcją dzieła, jakim było mieszkanie przy Wilczej. Dwadzieścia lat pracy. A z kompozycji zostaną tylko zdjęcia.
Trasę do domu pokonałem spokojnie w cztery godziny. 

2. Czwartek. Próbowałem słuchać Mazurka. Niestety przespałem chyba większość rozmowy. Nie wiem z kim była. Jakimś chyba ekonomistą. Ekonomista mówił swoim językiem, co oburzało Mazurka. W każdym razie, niczego z rozmowy nie zapamiętałem. Niczego, poza tym, że Mazurka–polonistę oburzały słowa, których chyba ekonomista używał. 
Kurier przyniósł komputer, który ma być dawcą elementów dla komputera, który kotek Rudolf uszkodził. Zacząłem skręcać. Prawie wyszło. Prawie, bo nie działa klawiatura i ładowanie baterii. I to jest zła informacja, bo będę musiał rozłożyć i złożyć znowu. 

3. Pojechałem do Gorzowa na spotkanie z Szymonem Hołownią. Ciekawe doświadczenie, bo przypomniał mi się wykład Krzysztofa Zanussiego, którego słuchałem dwadzieścia parę lat remu w w Teatrze Słowackiego. Otóż pan mistrz Krzysztof opowiadał potworne bzdury, ale nikt nie zwracał na to uwagi, gdyż pan mistrz Krzysztof opowiadał je w naprawdę piękny sposób.
Podobnie było z Hołownią. Mówił wewnętrznie sprzeczne zdania. Ale nikomu to nie przeszkadzało. Jedyny na sali głos pretensji się odezwał, gdy Szymon pomylił Leca z Mrożkiem. 
Głos ten jednak nie był zbyt głośny. 
Swoją drogą teleewangielczność Hołowni była tak duża, że się zdziwiłem, iż biletów na to spotkanie nie sprzedawał. 

Złą informacją jest, że się w audi rozpięły przewody od spryskiwaczy. A bez kanału/podnośnika ciężko je będzie naprawić. 



 

środa, 4 maja 2022

3 maj 2022

 


1. Dzień zacząłem od wyprasowania koszuli. Zwykle tego nie robię. W czasach, nim wyjechał do Ameryki, mój ojciec codziennie chyba prasował sobie koszule. Mówił, że przyzwyczajenie zostało mu po liceum, bo kiedy chodził do liceum, wszyscy musieli nosić wyprasowane koszule. Ćwierć wieku później, gdy ja do liceum chodziłem, nie było takiego obowiązku, więc przyzwyczajenia prasowanie koszul nie nabyłem. I to jest, w sumie, zła informacja. 

2. W wyprasowanej koszuli i dawno nie używanym garniturze, tak dawno, że pięć dych, które znalazłem w spodniach warte pewnie było z dzisiejszych siedem, wsiadłem na hulajnogę. Wsiadłem i pojechałem na plac Zamkowy. Hulajnogę chciałem zostawić przy dzwonnicy kościoła świętej Anny, obok dwóch niedomytych pawi, okazało się jednak, że plac cały prawie jest terenem zastrzeżonym i muszę hulajnogę porzucić gdzieś indziej. Na przykład na Miodowej. Udałem się więc na Miodową. Złą informacją jest, że cały czas, w związku z zastrzeżeniem strefy, awanturowała się aplikacja, a ja na to nie zwracałem uwagi.

3. Obchody. Naprawdę niezłe przemówienie. Mogłoby być bardziej skondensowane. Znaczy, nie mogło, bo wtedy by było zupełnie inne. Dobry też był toast w ogrodach Pałacu. 
3 maja to nie tylko polskie święto. Niby oczywistość, a tak mało ludzi sobie z tego zdaje sprawę. I to jest zła informacja. 




wtorek, 3 maja 2022

2 maja 2022


1. Śniło mi się, że mam wystąpić w RMF-ie. Wystąpić, komentując jakieś edukacyjne kwestie. Tłumaczyłem komuś, kto raz był Berendą, raz kimś innym, że się na edukacji nie znam. W odpowiedzi słyszałem, że sobie jakoś poradzę. Później się okazało, że mam mówić o służbie zdrowia. I to było łatwiejsze. Niestety po chwili się okazało, że mam jednak mówić o edukacji. Niestety, gdyż przez tę chwilę, w której myślałem, że będę mówił o służbie zdrowia, zdążyłem zapomnieć, co sobie przygotowałem do mówienia o edukacji. Wiec przez tę pustkę w głowie, naprzeciw mikrofonu się obudziłem. I było to zdecydowanie za wcześnie. I to jest zła informacja. 

2. Właściwie to nie byłem pewny, czy dziś ktokolwiek w mojej redakcji pracuje. Więc jednak z pewnym zdziwieniem po podłączeniu do telekonferencji skonstatowałem, że jednak pracuje większość. Postanowiłem więc, że popracuję i ja. Poszedłem więc do Beirutu, zająłem stolik z widokiem na ulicę i nieopodalnym gniazdkiem i zacząłem pracę przerywaną obserwacją ulicy, na której stała mazda MX-5. Biała. I chodzili ludzie. Różni. Przeważnie kobiety, Pracowałem tak do prawie siedemnastej. Zrobiłem zakupy u sympatycznego Turka przy wspólnej i wróciłem do domu, gdzie kontynuowałem pracę, łypiąc od czasu, do czasu na mecz, w którym Kolejorz przegrał z Rakowem (cokolwiek by to miało znaczyć). Mecz, po którym Poznaniacy raczej nie zagłosują na Rafała Trzaskowskiego. 
Później zaocznie brałem udział w „Jeden z dziesięciu”. Złą informacją jest, że w pytaniu, którego odpowiedź znałem – pomyliłem Indie z Pakistanem. A to, w pewnych kręgach może się bardzo źle skończyć. 

3. Później się spotkałem z człowiekiem, który w zadziwiający sposób wciąż wierzy w moją plenipotencję. Później wróciłem do domu, żeby jeszcze chwilę popracować. Później poszedłem do apteki na plac Zbawiciela. Później się spotkałem z moim byłym padawanem. Były padawan wyciągnął mnie do naprawdę niezłej knajpy przy Nowogrodzkiej. Muszę spróbować zrobić fasolę Jaś z sosem oglio-olio jakoś serowym. 
Później wróciłem do domu. I to później jest właśnie teraz. Złą informacją jest, że mimo iż na pracę przeznaczyłem dziś z dwanaście godzin, nie udało mi się napisać tego, co właściwie wymyśliłem wczoraj. I nie wiem, jak to będę pisał jutro, skoro tyle się ma jutro dziać. 





 

poniedziałek, 2 maja 2022

29 kwietnia – 1 maja 2022


1. Piątek. Zacząłem kosić. Bateryjną kosiarką. Systemowo ma to sens. Człowiek kosi. Bateria się wyczerpuje. Kiedy się wyczerpie – człowiek niesie ją do ładowarki. Bateria się ładuje. Człowiek zajmuje się czymś innym. Bateria się naładowuje. Człowiek niesie ją do kosiarki. Człowiek kosi. I tak dalej. Aż się zrobi ciemno. Wtedy można iść wypić piwo z sąsiadami. 
Wróciłem i zasnąłem na kanapie przed telewizorem. Złą informacją jest, że nie pamiętam co w tym telewizorze było. 

2. Sobota. Wstałem rano. Choć nie za bardzo rano. Miałem ambicje wyjechać przed południem. Wyszło jak zwykle. Najpierw pojechałem do Zielonej. Przez prom w Brodach. Z Zielonej, przez Zabór i prom w Milsku do Sławy. Na promie w Milsku inne zwyczaje, niż w Brodach. Trzeba wysiadać z auta. Ze Sławy przez różne Drzewce, gdyż był objazd, do Wschowy. Ze Wschowy, w stronę Leszna, do S5. S5 do Trzebnicy. W Trzebnicy się źle skręciłem. Dzięki temu zobaczyłem więcej klasztoru. A klasztor był przecież właścicielem Rokitnicy. Był, ale przyszedł Napoleon i zburzył porządek, więc później Prusak mógł zsekularyzować. Z Trzebnicy w stronę Oleśnicy. Tam na S8. Z S8 w Walichnowach zjechałem na Wieluń, który minąłem obwodnicą. Gdzieś udało mi się zatankować LPG za 3,25. Na BP. Ciekawe doświadczenie. Jechałem w stronę Bełchatowa. Zjechałem w Szczercowie. Przejechałem przez Trakt Puszczański. Miejscowość taką. Ani puszczy, ani traktu. W pewnej chwili dojechałem do szlabanu. Pomyślałem, że mnie Google wkręca i się zacząłem wycofywać. Ale zauważyłem, że co chwilę pod szlaban podjeżdża jakaś osobówka, szlaban się podnosi i osobówka jedzie dalej. Wróciłem pod szlaban. Wyszedł pan, zapytał dokąd jadę. Odpowiedziałem, że za Kielce. Brzmiało to dość abstrakcyjnie. Pan mnie przepuścił i powiedział, że nie można stawać ani fotografować. I że są kamery. I potem jeszcze jeden szlaban. Nie kłamał. Pan od drugiego szlabanu wypuścił mnie bez konwersacji. Później przekroczyłem Gierkówkę. No i się zaczęły miejscowości, które przestałem ogarniać. I to jest zła informacja. Odnalazłem się dopiero w Chęcinach. Zamek a wieże podświetlone na niebiesko, a mury na żółto. Przejechałem przez Morawicę (nie tę, pod Krakowem). W Chmielniku poszukiwałem bankomatu. Prosto nie było, gdyż ukrył się w spożywczym sklepie. No i w końcu, po ośmiu godzinach jazdy dojechałem do Celin, gdzie od piątku trwał wieczór kawalerski kolegi Mieszka. 
Nie pamiętam kiedy brałem udział udział w jakimś wieczorze kawalerskim. W każdym razie nie było, jak na amerykańskich filmach. Polskich też. 
Podróż ciekawa. Pięć województw. Polska się różni. Bardzo nawet.

3. Niedziela. Po śniadaniu i paru godzinach zbierania sił, pojechaliśmy do Bodzentyna. W Bodzentynie, na Rynku zjadłem chyba jedną z gorszych w życiu pizz. Nie dość, że niedobrą, to jeszcze nietanią. Bodzentyn ładny. W kościele św. Stanisława jest ołtarz z Wawelu. Z trzysta lat temu usunięty ponoć dlatego, że sporym elementem obrazu jest koński zad. I ktoś postanowił, że w katedrze nie wypada. Zad jest. To prawda. Ale obraz porządny. 
Pozostawiłem kolegów na mszy. Mnie – niestety – zniechęcił organista. Pojechałem do Warszawy. W Warszawie poszedłem na spacer. Na spacerze spotkałem kolegę Jerzego. Kolega Jerzy pracuje w ZAiKS-ie. Uzasadnia więc sensowność istnienia ZAiKS-u. Złą informacją jest, że odkrył dziś, iż ktoś mu ukradł rower. Kolega Jerzy jest rowerzystą. Bez roweru będzie mu więc ciężko. Rowerzysta bez roweru, to jak kapitalista bez kapitału. 


 

piątek, 29 kwietnia 2022

27–28 kwietnia 2022


1. Środa. Zaspałem. Naimskiego odsłuchiwałem później w przerwie między zebraniami. Naimski, zasadniczo jeden z mądrzejszych ludzi, z jakimi miałem do czynienia, ma na Mazurka sposób. Po prostu się nim nie przejmuje. 

Udało mi się ustawić wkład kominkowy. I podłączyć go do komina. Wymagało to przycięcia rury. Ledwo się udało, gdyż tnąca tarcza znikała w oczach. No i oczywiście nie udało mi się ciąć równo. W każdym razie wkład działa. Skutecznie. 

Na koniec dnia zasnąłem przed telewizorem. W ten znany sposób, gdy oglądasz jakiś film, zasypiasz, budzisz się, idzie film inny, a ty próbujesz połączyć oba w jakiś logiczny sposób. 
I to jest zła informacja, bo nie dość, że śpiąc się nie wyspałem, to jeszcze później długo mnie męczyła niemożność połączenia dwóch filmów. 

2. Czwartek. Czarzasty ma hotel, ale się nie chce do tego przyznać. Przynajmniej na to wygląda. Słuchając, miałem ambicje obśmiać koncepcję europejskiego państwa. Już mi się odechciało. I to jest zła informacja. Bo argumenty aż się obśmiewania prosiły. 

3. „Game changer” Kolanki. Muszę przyznać, że jeżeli się weźmie poprawkę na poglądy jego rozmówców, no i ich chęć autopromowania, można coś ciekawego wyczytać. 

W mediach społecznościowych trwa dyskusja o tym, kto (i gdzie) zbudował gazoport. 
Przypomniała mi się historia opisana 10 października 2014 r.

Pan Janek, wirtuoz koparki odłączył koguta, w którym się spalił silnik.

W Świnoujściu, bez koguta bym nie mógł zacząć roboty – powiedział.
Okazało się, że pracowali tam przy budowie Gazoportu. Rano musieli z checklistą sprawdzać, czy wszystko spełnia warunki. Zajmowało to sporo czasu. Koparka bez koguta nie mogła rozpocząć pracy. I to jest zła informacja.

To prawda, że gazoport budowany był za czasów Platformy. Był bardzo dokładnie budowany. A dokładność wymaga czasu i cierpliwości.