sobota, 13 sierpnia 2016

13 sierpnia 2016


1. Myślałem że po raz pierwszy od lat posłucham trzódki red. Żakowskiego. Zamiast wakacjującego red. Lisa i niewiemcorobiącego prof. Władyki były jakieś dwie panie. Ze stałego składu został jedynie red. Wołek. Przypomniało mi się, jak lat temu z piętnaście, kiedy red. Żakowski nie był jeszcze lewicującym intelektualistą, tylko poszukującym swojego miejsca na ziemi człowiekiem z Czerskiej, prowadził w nie pamiętam której telewizji talk show z red. Najsztubem. Zaprosili oni do tego talk show red. Wołka, który wtedy był jeszcze konserwatystą walczącym na stanowisku redaktora naczelnego śp. dziennika „Życie”. Walczącym aż tak, że w ramach tej walki udać się do gen. Pinocheta, by wręczyć mu ryngraf z Matką Boską. I gdyby udał się był red. Wołek do Chile, można by pomyśleć, że przy okazji chciał odbyć pielgrzymkę śladami Ignacego Domeyki, ale red. Wołek udał się jedynie do Londynu, gdzie gen. Pinochet przebywał zatrzymany na polecenia jakiegoś hiszpańskiego sędziego.
Żakowski z Najsztubem zaprosili go właśnie w związku z tą wyprawą. Zaprosili razem z jakimś Chilijczykiem. No i za pomocą tego Chilijczyka rozjechali go na miazgę.
Chilijczyk krzywym polskim, drżącym głosem opowiadał o pinochetowych zbrodniach, red. Wołek próbował tłumaczyć, że sytuacja była bardziej skomplikowana. Chilijczykowi głos łamał się coraz bardziej, w końcu zapłakał on rzewnymi łzami, red. Wołek znów zaczął coś tłumaczyć. Na to odezwał się chyba red. Żakowski – Tomku, uszanuj.
Red. Wołek zamilkł, Chilijczyk płakał, po studio chodził pies. Prowadzący wyraźnie czekali na koniec programu, by gruchnąć śmiechem.

Złą informacją jest, że nie udało mi się dobrze tej sytuacji opisać. Przejdę więc od razu do wniosków. Otóż red. Wołek obiektem żartów red. Żakowskiego jest od kilkunastu lat. I raczej nie tyle nic sobie z tego nie robi, co jeszcze tego nie zauważył.

2. Znowu rąbałem. Tym razem również używając klina. Rąbać nauczyłem się w harcerstwie. Swoją drogą ciekawe, czy dziś też dają dwunastolatkom siekiery, czy może prawo na to nie zezwala. Używać klinów nauczył mnie sąsiad Gienek. Złą informacją jest, że nie mam młota. Siekierą wbijać klin się da, ale to nie to samo.
Ponoć austriacka pilarka marki Straus zdała egzamin. Góra drewna zdecydowanie zmniejszyła objętość. Ponoć austriacka pilarka marki Straus wyprodukowana została w mieście台州. Moja śp. prababcia urodziła się jako obywatelka Austrii. W Krakowie, w czasach, kiedy Austria była chyba największa w historii. I tak nie sięgała na brzeg morza Wschodniochińskiego.
Kiedy znudziło mnie drewno, zabrałem się za pokrzywy. W pokrzywach spotkałem padalca. „Padalec w pokrzywach” to niezły tytuł operetki.

3. Wieczorem przez chwilę oglądałem jednym okiem „Ojca chrzestnego”. Mam wrażenie, że film zaczyna się starzeć. I to jest zła informacja.


1 komentarz:

  1. "Nie tyle nic sobie z tego nie robi, co jeszcze tego nie zauważył" - bardziej trafnej definicji tego pana jeszcze nie spotkałem. Sza-tzun!

    OdpowiedzUsuń