czwartek, 5 grudnia 2024

3–4 grudnia 2024


Bóg mnie pokarał wczoraj za głód sławy i poklasku. Ale nie o tym będzie ten tekst. Będzie to kolejny tekst o rozwalaniu Państwa przez elity polityczne. 

Z tego głodu sławy poszedłem wczoraj do Kanału Zero, by komentować obecność Zbigniewa Ziobry w Sejmie, na Komisji Regulaminowej, która się miała zająć doprowadzaniem go siłą na Komisję ds. Pegazusa. LINK

Bóg pokarał mnie w sposób taki, że musiałem siedzieć w studio i przez prawie trzy godziny słuchać obrad tej Komisji. Było to bardzo dotkliwe, gdyż efekt obrad Komisji był znany przed ich rozpoczęciem. Wiadomo było, że Komisja przegłosuje, iż Ziobrze immunitet trzeba odebrać.

Cała dyskusja nie miała na to wpływu. Służyła tylko temu, by pewne rzeczy przed kamerami padły. I to po kilkanaście razy. Ale to też było bez sensu, bo wszystkie te wspaniałe przemowy nie miały raczej jakiegoś specjalnego wpływu na wyborców. 

Ziobryści o niedrukowaniu wyroków TK mówili to samo, co Platformersi o niedrukowaniu wyroków TK mówili w 2016 roku, zaś Platformersi o niedrukowaniu wyroków TK mówili to samo, co Ziobryści o niedrukowaniu wyroków TK mówili w 2016 roku. 

W efekcie ci, którzy uważali,, utwierdzili się w przekonaniu, że Ziobro to zło. Podobnie, jak ci, którzy uważali, że Ziobro to święty człowiek. Dla nich wciąż pozostał świętym. 
Tak naprawdę, obrady komisji to było więc marnowanie czasu, pieniędzy, prądu i wody mineralnej. Mogło to potrwać piętnaście minut. Efekt byłby taki sam. 

No dobrze, w sumie, to człowiek mógł sobie przypomnieć, jak działało zarządzane przez Ziobrę Ministerstwo Sprawiedliwości. Przypomnieć po tym, że Ziobry pełnomocnik mial niepodpisane pełnomocnictwo, a sam Ziobro spóźnił się na Komisję ze dwadzieścia minut. 

Zadziwiające dla mnie było, że oglądało to tysiące ludzi. 
Skoro się tak państwowymi sprawami interesują – powinni obejrzeć raczej przesłuchanie prof. Pogonowskiego. A przynajmniej to, co o tym przesłuchaniu nagrał Mazurek LINK

Bo tak naprawdę, w tym wszystkim ważniejsza jest Komisja Pegazusowa. Ważniejsza, bo bardziej dla Państwa szkodliwa. Możemy załamywać ręce, że Komisja Regulaminowa to teatr polityczny, czy raczej cyrk. Pegazusowa to też cyrk. Z różnicą taką, że szkodzi polskim służbom specjalnym. 

Jak już wielokrotnie pisałem afery Pegazusa nie ma. LINK 

Pegazus robi za żelaznego wilka. Jest jednym z wielu podobnych narzędzi. Może tylko łatwiejszym w użyciu. Służby stosowały go w legalny sposób, co potwierdził osobiście minister Bodnar, mówiąc, że nie było przypadku, żeby został użyty bez zgody sądu, bez wniosku prokuratora. 

Finansowanie zakupu z Funduszu Sprawiedliwości też raczej nie jest problemem. Powinna o tym wiedzieć przewodnicząca Komisji, bo sama głosowała za zmianami w Funduszu. Zmianami, które umożliwiały takie wydatki. Choć w sumie można podejrzewać, że nie wiedziała za czym głosuje. 
Jedyna sprawa, która jest jaskrawym złamaniem prawa, to wycieki materiałów wyciągniętych z telefonów. Z tym, że te wycieki – jestem gotów się założyć – nie wychodziły ze służb. Wychodziły raczej z prokuratury. 

Komisja niczego raczej nie ustali. Przez cały czas będzie jednak, wśród naiwnych obywateli, budować przekonanie, że służby specjalne to zło. A Państwo bez służb specjalnych nie może dobrze funkcjonować. Zwłaszcza w sytuacji wojny. A przecież sam niemiłosiernie nam panujący premier powiedział, że wojna trwa. 

Stojące na półce w studio przeskalowane książki Dickensa są puste w środku. I nie ma w nich poukrywanych flaszek. Nic w nich nie ma. 



 

wtorek, 26 listopada 2024

24–25 listopada 2024


1. Niedzielę zacząłem od lektury wątku profesora Michty, który opisywał godzinny wywiad, jakiego Ronald Reagan udzielił w latach 70. Nie będę tego wątku opisywał, lepiej samemu przeczytać. LINK
Później, przy śniadaniu, słuchaliśmy prof. Nowaka z kanału Zero. Profesor brzmi trochę jakby był księdzem. Przynajmniej biskupem. Zabawne w sumie były przejęzyczenia. Ze trzy razy w miejsce nazwiska Putin, profesor używał nazwiska Lenin. Tak, czy inaczej, warto przesłuchać. Wykład był najwyraźniej dla wyborców Konfederacji. Złą informacją jest, że większość z nich tego wykładu nie zrozumie. 

2. Przesłuchałem imprezę w krakowskiej hali Sokoła. Nie będę dziś na ten temat pisał. Zrobię to pewnie w kolejnym felietonie do WcN. 
Przez wieczór i poranek zajmowałem się odbieraniem telefonów i komentowaniem osoby kandydata obywatelskiego. Wcześniej nie byłem specjalnym apologetą pomysłu tej kandydatury. Teraz sobie myślę, że może być interesująco. Walka excusez le mot pizdy z elity z bokserem z proletariatu. 

Rafała Trzaskowskiego „pizdą” nazwał znajomy człowiek, który już trzy razy na niego, z pełnym przekonaniem, głosował. Platformiana kampania prawyborcza jakoś go z tego przekonania wybiła. Kampania i codzienne jeżdżenie po Warszawie samochodem. 

Zamiast iść spać, obejrzałem „Zero Dark Thirty”. Wciąż daje radę. I muszę oświadczyć, że za więzienia CIA nie mam do Leszka Millera pretensji. 

3. Marcinowi Przydaczowi chciało się czekać do drugiej w nocy, żeby wystąpić u Mazurka, ale obejrzeć krakowskiej imprezy to już nie. Robertowi chyba też się nie chciało, bo pytał, jakby nie oglądał. Za to Czarnek oglądał i opowiadał o tym u Rymanowskiego. 

Udało mi się naprawić zegary w audi. Wystarczyło odpięcie na chwilę klem. Jestem więc jakiś tysiąc złotych do przodu. 
Jeszcze większym sukcesem okazała się wieczorna rozmowa z kolegą Jakubem. Zadzwonił, by się pożalić, że będzie musiał robić uszczelkę pod głowicą. Po dwudziestominutowej rozmowie, doszliśmy do tego, że to nie musi byś uszczelka. I się okazało, że przy wymianie chłodnicy nie dokręcono opasek mocujących rurę z wodą. 

Koledzy z Republiki zrobili kolegom od Karnowskich numer, jaki zwykle w Stanach robią koledze Wronie. Różnica jest taka, że kolega Wrona nie kwestionuje później w mediach społecznościowych patriotyzmu kolegów z Republiki. Może dlatego, że jest starszy. 

 

niedziela, 24 listopada 2024

23 listopada 2024


 1. Platforma wybrała Trzaskowskiego. Na Twitterze parę osób napisało, że to świetna wiadomość dla Warszawy. Jest szansa na to, że ktoś może zacząć tym miastem zarządzać. 

W 2020 roku pewna pani, której nazwiska nie wymienię, patrząc na wysypujące się śmieci z podwórkowego śmietnika, westchnęła: Człowiek, który nie kocha Warszawy, nie powinien być prezydentem Polski. Wtedy dla Polski Bóg się okazał łaskaw. Teraz pozostaje tylko czekać i zobaczyć, co z tego wyniknie.

2. Gdzieś na Fejsie, w komentarzu do kolejnego posta poświęconego platformianym prawyborom przeczytałem, że Kaczyński wystawia Nawrockiego, gdyż wie, że przegra, albowiem Trzaskowskiego popierają Trumpiści.
Zacząłem się zastanawiać, w czym to poparcie się objawiło, no i wyszło mi, że to musi chodzić o panią Mosbacher, która dobrze mówiła na temat Trzaskowskiego. 
Szczerze mówiąc, nie przypominam sobie, żeby pani ambasador kiedykolwiek wypowiadała się źle o kimkolwiek. 

Byliśmy z pieskiem na dwa razy niż zwykle dłuższym spacerze. Spotkaliśmy, choć to za dużo powiedziane, raczej zobaczyliśmy ptaka. Był podobny do żurawia i cały biały. Piesek przyglądał mu się dobry kwadrans. W lesie znalazłem całkiem porządną kurkę. Prawie grudzień, a grzyby rosną. 

Rafał Ziemkiewicz czytuje mój twitterowy wątek sprzed paru tygodni. Konkretnie opowieść o tym, że Donald Tusk ma problem z USA. Nieco ją zmodyfikował. Do zaangażowanego w wybory 2015 Big Techu dołożył CIA.

W audi w miejsce przebiegu, pojawił się napis DEF. I to jest zła informacja, bo coś się poważnego zepsuło w komputerze od zegarów. Auto niby jeździ, ale w ramach walki z przekręcaniem liczników, policjanci podczas kontroli sprawdzają przebieg. A jak go nie widać, mogą zabrać dowód. 

3. Byliśmy na zakupach w mieście. Złą informacją jest, że kupionych w Mrówce rzeczy nie da się zwrócić, jeżeli od zakupu upłynęło więcej niż dwa tygodnie. Mamy więc parę kilogramów zupełnie niepotrzebnej fugi.
Pod Mrówką stał Golf, któremu ktoś na szybę od środka ponaklejał mnóstwo plasterków. Wyglądało to irracjonalnie. Z zewnątrz., bo od środka pewnie były na plasterkach jakieś obrazki. 


Kupiłem w Biedrze wiele butelek wina w promocji, oszczędzając osiemdziesiąt parę złotych. Biedra w kwestii win bije Lidla na głowę. 

Obejrzeliśmy pierwszy odcinek „Diuna – Proroctwo”. Mam mieszane uczucia. Niby ładne, ale czegoś mi brakuje. 

sobota, 23 listopada 2024

22 listopada 2024


1. U Mazurka burmistrz Głuchołazów. Panowie funkcjonowali w dwóch światach. Mazurek – realnym, burmistrz – formalnym. W pierwszym prawie nikt nie dostał kasy, w drugim, właściwie wszyscy dostali, bo decyzje są. Panowie spotkali się w jednym punkcie. Wały nie są naprawiane. 

Na gazeta.pl dwa teksty. Symetrysty Sroczyńskiego i OjcaRedaktora Madajczaka. Pierwszy o tym, żeby nie głosować na Radka, drugi, żeby nie głosować na Rafała. Trudno się nie zgodzić z podnoszonymi argumentami. W obu tekstach podnoszonymi. Wybory mogą być bardzo interesujące. 

2. Pojechałem do Punktu Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych. Uprzednio załadowawszy Lawinę workami, które zostawili panowie budowniczowie kominków.
Przyjeżdżam. Brama otwarta. Wjeżdżam. W budce pana, który zawiaduje PSZOK-iem, nikogo nie ma. Za to pod budynkiem, który tam stoi, dwa pojazdy. W środku dwóch panów. Mówią, że PSZOK nieczynny, bo pan, który zawiaduje PSZOK-iem w szpitalu. No i nie mogą mi pozwolić zrzucić śmieci, bo kamery są i by im dano popalić. Więc się pożegnałem i wracam do domu, myśląc jak to będzie jeździć tydzień z paką pełną gruzu w workach. Pod Urzędem Gminy zauważyłem, że parkuje wójt. Stanąłem więc i wysiadłem z auta. 
– Co pan tu za śmieci wozi? – zapytał. Odpowiedziałem, że do PSZOK-u, a PSZOK nieczynny i dwóch panów powiedziało, że nie mogę, bo kamery. Wójt odpowiedział, że warto mieć znajomości. Odesłał mnie z powrotem i powiedział, że gdyby panowie mieli problem, niech do niego zadzwonią. Więc udało się mojej osobie rozładować Lawinę. Dobrze mieszkać w takim miejscu. Gdyby się sytuacja zdarzyła w Warszawie, szansa bym spotkał wracającego od dentysty Trzaskowskiego jest niewielka. 
Złą informacją jest, że jest zimno i nie ma jak domyć lawiniej paki.

Piesek obszczekał Super Herculesa z Królewskich Australijskich Sił Lotniczych, który przeleciał nad domem. Leciał z Rzeszowa niewiadomo dokąd. Jak to mówią, psy szczekają, samoloty lecą dalej. 

3. Obejrzeliśmy na Applu „Blitz” Steve'a McQueena. Bardzo porządny film. 
Później nawiedziliśmy sąsiadów. Złą informacją jest, że mi się skończyło piwo. Trzeba jechać do Niemiec, a nie wiadomo, jak tam granica. 



 

piątek, 22 listopada 2024

21 listopada 2024


1. Petru u Mazurka. Jak co dzień, rozmowa o kosztach kampanii Rafała Trzaskowskiego. A tu właściwie nie ma o czym mówić. Bo PKW się sprawą nie zajmie, bo przecież nie ma trwa żadna kampania wyborcza. Nie przez przypadek mamy tak napisane prawo. Nawet nie ma jak ścigać samorządów, które organizują sale, bo często za sale płacą spółki zależne i formalnie nie ma jak do tego dojść. Można wiele powiedzieć o polskich wyborach, ale na pewno nie to, że są uczciwe i równe. Jakoś się do tego przyzwyczailiśmy. I to jest zła informacja.

2. Za pomocą wybitnego narzędzia firmy Fiskars, wsadziłem w ziemię ze sto cebulek. I to jest dopiero pierwszy krok, gdyż miałem dziwne natręctwo, polegające na tym, że gdy widziałem cebuli, to je kupowałem. Jest ich jeszcze trochę. Trochę jest te nie wiem gdzie. I to jest zła informacja. 

3. Słucham od paru dni „Zapisków Oficera Armii Czerwonej”. Śmieszne, muszę przyznać. Sześćdziesiąt lat temu były śmieszniejsze. Słuchałem idąc z pieskiem. W pewnej chwili mi się przypomniało, że dzień wcześniej była w Kanale Zero debata poświęcona prawyborom. No i słuchałem jej z przerwami do wieczora. Choć właściwie nic by się nie stało, gdybym jej nie słuchał. Można było odnieść wrażenie, że chodziło w niej o uratowanie Polski przed Giertychem. Znaczy Sikorskiem, ale to właściwie na jedno wychodzi. Zabrakło choć jednej osoby, która by miała krytyczny stosunek do Trzaskowskiego. Mogłaby mieć jeszcze bardziej krytyczny stosunek do Sikorskiego, ważne, żeby się nie zgadzała z resztą. 

W jednej z przerw w słuchaniu debaty rozmawiałem z pewnym byłym parlamentarzystą, który dziś nie jest znany z tego, że był parlamentarzystą. Jest znany czegoś zupełnie innego. 

A on parlamentarzystą był w czasach, kiedy odbyły się prawybory Komorowski/Sikorski. I opowiedział, jak to wtedy wyglądało. Ważna informacja – nie był z PO. 

Idzie on sobie przez Sejm. Podchodzi do niego poseł z Platformy, który się wcześniej do niego raczej nie odzywał. Podchodzi i mówi:

Cześć, słyszałeś, co mówią o Radku? Dlaczego karierę w Oxfordzie zrobił? Bo to w sumie dziwne, chłopak znikąd, bez kasy… Otóż mówią, że on tam wpadł w oko kanclerzowi… no i wiesz… rozumiesz. 

Idzie dalej przez ten Sejm. Podchodzi następny poseł z Platformy: 

Słyszałeś o tym, jak Radek karierę w Oxfordzie zrobił?

Potem inny poseł Platformy na niego wpada: 

Zastanawiałeś się dlaczego wkoło Bronka tylu ludzi z WSI? Otóż słuchaj, Bronek schlał się na polowaniu i chłopaczka odstrzelił. I oni, ci z WSI to zatuszowali. Mają go teraz w garści.

Po chwili następny poseł z Platformy:

Słyszałeś o Bronku, co on ma z tym WSI?

Tak, tak, zastrzelił po pijaku chłopaka na polowaniu…

Wcale nie, nie zastrzelił. Tylko się schlał, a jak oprzytomniał, to goście z WSI mu wmówili, że zastrzelił. I teraz mają trzymanie.

Prawybory wygrał Komorowski. A historia o zastrzeleniu po pijaku chłopaczka na polowaniu, z Sejmu trafiła na miasto. I się zaczęła rozchodzić. W 2015 roku powtarzana była jako pewnik. 

Można próbować sobie wyobrazić, jakie teraz historie o biorących udział w prawyborach kandydatach chodzą dziś po Sejmie, a za parę tygodni zaczną chodzić po mieście. I po kraju. 

Donald Tusk napisał na Twitterze, że obetnie budżet Kancelarii Prezydenta, TK, IPN i KRRiT. I że te pieniądze poprawią sytuację w służbie zdrowia. Nie trzyma się to kupy, bo w NFZ brakuje miliardów, a tu mamy raptem dziesiątki milionów. Z drugiej strony, wyborcy Tuska wierzą, że bez pieniędzy z WOŚP służba zdrowia by padła. 
A w tym roku likwidowana TVP dostała z budżetu więcej, niż WOŚP zebrał przez całą swoją historię. 
Stultorum Infinistus est numerus. I to jest zła informacja. 


 

czwartek, 21 listopada 2024

17–20 listopada 2024


1. Zapuściłem się w pisaniu przez Warszawę. Otóż weekend przespałem. Poniedziałek spędziłem na konferencji poświęconej bezpieczeństwu energetycznemu naszej części Europy. A właściwie w tej konferencji kuluarach. A wieczór na przyjęciu wydanym przez konferencji organizatorów. Lali bardzo porządne wino. Grzechem byłoby nie pić. Dyskutowałem na tematy energetyki jądrowej, smutnego losu prosumentów, ochronie zabytków i Trójmorzu. To ostatnie z największym zaangażowaniem, bo z wina przeszedłem na armagnac, rozmówca zaś był porządny, amerykański. 
Po wszystkim z moim byłym współpracownikiem wylądowaliśmy w zamykającej się właśnie knajpie, gdzie Białorusini udają Włochów. Ale nie za bardzo. 
Z obcymi Białorusinami lepiej nie próbować small talków o polityce. Gdyż nigdy nie wiesz, czy masz do czynienia z kimś, kto uciekł przed Łukaszenką, czy takim, kogo związana z reżimem rodzina wysłała do Europy, bo tu fajniej. zarówno jedni, jak i drudzy mogą mieć opory, by wchodzić w rozmowy o złym i brzydkim Bat'ce, ponieważ białoruskie służby chodzą po Warszawie i podsłuchują, kto co mówi. 
Myśmy w każdym razie nie rozmawiali, tylko pili Limoncello. 
We wtorek dochodziłem do siebie. Nie była to jakaś bardzo skomplikowana droga. Odwiedziłem generała Kraszewskiego z jego wiernym towarzyszem Gwizdałą. Zajmują się dronami. Takimi, które potrafią atakować rojem. 
Na Okęciu, w saloniku Polonez cięli płytki. I było to trudne, aż mi się przypomniało, że mam słuchawki, co to tłumią hałas. I się id razu zrobiło przyjemnie. 
Samolot odleciał z piętnastominutowym opóźnieniem. Ale doleciał. Mgły nie było. Za to wiało. Nawet bardzo wiało. Ubawiła mnie para, która zerwała się z miejsc, nim samolot na dobre stanął. Polecieli w kierunku wyjścia. Tymczasem schody jeszcze nawet nie ruszyły w stronę samolotu. 
W końcu schody dojechały. Wysiedli. Spotkałem ich czekających przy bagażowej taśmie. Nic nie zyskali, a jeszcze zebrali od szefowej pokładu za wstawanie, nim kapitan wyłączy „zapiąć pasy”
Wróciłem do domu. Po drodze miejscami lało jak z cebra. Obejrzeliśmy pierwszy odcinek drugiej serii „Starego Człowieka”. Złą informacją jest, że pogubiłem wątki. Pamiętałem tylko, że to dobry serial.

2. Byłem w Gminie. Było miło. Byłem z pieskiem. Piesek wybrał nietypową trasę. Skończyło się na czterdziestominutowej dyskusji, w którą stronę idziemy. Ze straszenim (kłapaniem paszczą w wyskoku, na wysokości mojego nosa), podszczypywaniem, szarpaniem. Byłem twardy i postawiłem na swoim. Niestety przez las wracaliśmy po ciemku. Znalazłem jedną kanię. Koniec listopada, a wciąż grzyby. 
Później pojechaliśmy z pieskiem na zastrzyk. Zastrzyk za siedem stówek. Mam wrażenie, że mnie bardziej bolał niż pieska. Pan weterynarz powiedział, że w Lubelskiem jest epidemia wścieklizny, która przebiega w nietypowy sposób. Można ją pomylić z kocim katarem. Jest przekonany, że to element wojny hybrydowej. 
Opowiadał, że kiedyś znikąd pojawiła się w Wielkiej Brytanii pryszczyca. No i ze śledztwa wyszło, że ktoś nią świadomie zarażał. 

3. Zostałem autorem „Wszystko, co Najważniejsze”. Ostatni felieton w „Dzienniku Polskim” poszedł w czerwcu, więc przerwa spora. Napisałem o kandydatach na kandydatów w najbliższych wyborach. LINK
Dawno takiej dyskusji nie było pod moim tekstem. 

Wieczorem obejrzeliśmy kolejne odcinki „Starego Człowieka”, nie wiem gdzie kręcili Afganistan, ale wygląda naprawdę nieźle. 


 

niedziela, 17 listopada 2024

15–16 listopada 2024


1. Kiedyś to się musiało wydarzyć. System posadził mnie obok pani poseł (niegdyś marszałek) Polak. Było bardzo miło. Zwłaszcza jak na osoby w sporze sądowym.

Byłem w Republice. Nagrać setkę o stosunkach polsko-amerykańskich. Ruch tam jak w RMF-ie na początki lat dziewięćdziesiątych. Przyjemnie było popatrzeć na wyluzowanego właściciela stacji. 

Przypomniało mi się, że poprzednim razem byłem tam (konkretnie pod budynkiem) dziesięć lat temu. Niecałe, bo konkretnie 20 grudnia. Czekałem wtedy na kandydata na prezydenta, który gotował z Gmyzem, a ja go potem, testową TT-ką wiozłem do Krakowa. Część przygód opisałem tu: https://www.3neg.pl/2014/12/20-grudnia-2014.html Bardzo się wtedy cenzurowałem. Nie napisałem, że przez chwilę miałem idiotyczny pomysł by radiowozowi w deszczu zwiać, ale bardzo szybko zareagował kandydat. Zjechałem więc na pobocze, wysiadłem z auta i czekałem na panów policjantów. I, gdy przyjechali, szybko podszedłem do radiowozu, żeby nie wpadli na pomysł sprawdzania, kto jest jeszcze w aucie, bo po co. Człowiek to miał przygody. Nie to, co teraz.

2. Byłem w Kanale Zero. Jest w budynku, gdzie kiedyś było BMW. Może nawet jest dalej. Tyle, że BMW było wyżej, bo Kanał Zero jest na parterze. No i nie ma tam takiego ruchu, jak w Republice, ale nie ma się czemu dziwić. 

Przez pierwszą godzinę wysęp w „Kolacji” jakoś mi nie szedł. Później się jakoś rozkręciłem. Z rzeczy, których nie powiedziałem, najważniejsze chyba jest to, że ekscytujemy się działalnością publicystyczną, premiera Tuska czy Radosława Sikorskiego. Ekscytujemy się tym, jak bardzo się za to na nich Trump będzie gniewał. Ktoś tam tłumaczy, że Trump jest jednak biznesmenem, że podchodzi do wszystkiego interesownie, więc będzie panował nad emocjami. A tak naprawdę ta dyskusja jest o pierdołach, gdyż dużo niż ta publicystyka, ważniejsze jest, co Tusk i Sikorski robili. Jaką politykę prowadzili. I jakie efekty ta polityka przyniosła. Tak naprawdę najważniejsze jest kim są. A to, kim są Trump wie bardzo dobrze, bardzo dobrze wiedzą Trumpa ludzie, bo Tusk i Sikorski nie urodzili się wczoraj. Przez całe lata byli wykonawcami polityki, którą Trump już w pierwszej swojej kadencji zwalczał. I robili to również wtedy, kiedy było wiadomo, iż ta polityka bankrutuje. 

W ramach odreagowania spędziłem wieczór w doborowym towarzystwach. Wieczór przedłużył się właściwie do rana. 
W jednym z towarzystw usłyszałem smutną historię. Zmarł wieloletni dyrektor finansowy Ministerstwa Kultury. Człowiek – instytucja. Pracował tam od czasów Waldemara Dąbrowskiego. 
Usłyszałem, że na jego zdrowie nie bez wpływu była współpraca z nową panią minister. 

3. Kampania prawyborcza dostarcza coraz to nowych atrakcji. Złą informacją jest, że będzie trwać tylko tydzień.
W ramach dochodzenia do siebie przetestowałem dwie nowe knajpy. Meksykańskie wege i koreańską. Ani za jednym, ani za drugim razem nie było to coś, czego potrzebowałem. 







piątek, 15 listopada 2024

14 listopada 2024


1. Michał Wróblewski napisał na WP, że premier Tusk powiedział był Radosławowi Sikorskiemu, że o pochodzeniu Applebaum mówią nie działacze KO, a politycy PiS, których dziennikarze podpisują jako „rozmówców z PO”. 
Donald Tusk jest jednak mistrzem. Wyborcy Platformy będą się czuć spokojniej. Przynajmniej ta bardziej aspirująca część wyborców Platformy.
Tak, czy inaczej prawybory w Koalicji Obywatelskiej dostarczą nam jeszcze wiele wrażeń. A jak już panowie kandydaci obrzucą się taką ilością excusez le mot gówna, że trudno będzie ich spod tego excusez le mot gówna zobaczyć, wjedzie Tusk. Cały na biało. I powie: nie chciałem, ale nie mam wyjścia. 

2. Przeoczyłem moment zatrzymania Jacka Sutryka. Zauważyłem dopiero kolejnych polityków Platformy oświadczających, że Sutryka nie znają. 
Zatrzymanie prezydenta Wrocławia zostało szybko wpisane w walkę przedwyborczą w Koalicji Obywatelskiej.
Teraz czekamy na to, aż ludzie Trzaskowskiego zaczną się dokopywać powodów dymisji Sikorskiego z funkcji Ministra Obrony Narodowej w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. 
Ale realnie, na prawyborach, najwięcej stracić może Trzaskowski. Jest z nim trochę jak było Bronisławem Komorowskim w 2014. Wysokie poparcie biorące się z tego, że większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, kim realnie jest, dopiero kampania to pokazała. 
Dla większości wyborców KO w Polsce, Trzaskowski to świetny prezydent Warszawy. Gdyby o tym, jak warszawa dziś wygląda pisały tzw. PiS-owskie media, po prostu by na to nie zwracali uwagi, a tak, dostaną te informacje ze źródeł zdecydowanie niepisowskich, więc istnieje spora szansa, że do nich te informacje dotrą.
Tak, czy inaczej prawybory w Koalicji Obywatelskiej dostarczą nam jeszcze wiele wrażeń. A jak już panowie kandydaci obrzucą się taką ilością excusez le mot gówna, że trudno będzie ich spod tego excusez le mot gówna zobaczyć, wjedzie Tusk. Cały na biało. I powie: nie chciałem, ale nie mam wyjścia. 

3. Byłem w mieście, z pieskiem u doktora. Doktor przyjechał na motorze. Motor nazywa się Drag Star 1100. Zastanawiałem się, czy drag star to jak drag queen, tylko bardziej? 1100 to więcej niż ma Seicento mojego brata. 
Piesek potwornie się wystraszył. Żeby nie to, iż mi było go żal, to bym się z niego nabijał, bo pogromca szopów, goniciel kotów, wielki podszczypywacz gości, trząsł się jak galareta. A jedyna czynność, jaka na nim została wykonana, to było ważenie. Jak już od doktora wyszliśmy, piesek sam wskoczył do samochodu, czego wcześniej nie robił.

Krzaki po drodze do lasu wypuściły pąki. Mogłoby już nie być zimy. 

Wieczorem oglądaliśmy „Shrinking”, który jakiś orzeł translacji zatytułował „Terapia bez trzymanki”. Ależ to przyjemny serial. 



 

czwartek, 14 listopada 2024

13 listopada 2024


1. Przez noc Monika Olejnik mianowana została naczelną żydożercą Polski. Razem z TVN-em zresztą. Grupowo wyrażano solidarność z Radkiem Sikorskim i jego małżonką. Pół tajmlajnu wykrzykiwało, że ataki na rodziny polityków są niedopuszczalne. Bywało to miejscami dość śmieszne, gdyż krzyczeli również ci, którzy atakować rodziny polityków lubią. 
Tymczasem na Fejsie rabin Schudrich wydał pani Monice świadectwo koszerności. Przywołał go 
do porządku ks. Lemański, sugerując by się nie mieszał w polityczne gierki.
Mnie w tej całej imbie fascynuje to, że po raz kolejny Platforma i jej wyborcy okazują się być PiS-em. Takim, jak opisuje go Platforma i jej wyborcy. Bo to przecież na PiS głosują antysemici. 

2. Otwarto bazę w Redzikowie. Na imprezie zabrakło premiera Tuska. W przemówieniu powinien podkreślać, że był tej inwestycji wielkim admiratorem. Premier wie, że może powiedzieć wszystko i wcale grom z jasnego nieba na niego nie spadnie. Sprawdzał to już wiele razy. 

3. Piesek przegonił mnie przez las. Niepraktykowaną trasą. Przemokło mi obuwie. Z ciekawostek: są grzyby. Kurki. A listopad, to chyba nie jest miesiąc na kurki. 

Ojcu przyszedł rachunek za prąd. Ma – szczęściarz – dopłacić tylko 1000 złotych. Taki mechanik, u którego wymieniałem olej, dopłacić ma 20000. Chciał być ekologiczny i grzeje podczerwienią. 
Pamiętajcie, biomasa jest neutralna klimatycznie. Dla dobra planety palcie drewnem!

Tymczasem w Krakowie się okazało, że obietnica wyborcza – jedyna właściwie konkretna – rozpoczęcia budowy metra, raczej nie będzie zrealizowana. Z dokumentów wynika, że będzie budowany tramwaj. Wiceprezydent się tłumaczy, że jak dostaną zgodę na budowę tramwaju, to wystąpią o jej zmianę. Tak, by zamiast tramwaju, budować metro. Nie wystąpili o zgodę na metro, bo by się zmarnował wniosek na tramwaj. A tyle pieniędzy kosztował. To wszystko brzmi tak idiotycznie, że trudno jest uwierzyć. 


 

środa, 13 listopada 2024

12 listopada 2024


 

1. Cyrulik – lwowiak, choć zupełnie bez zaśpiewu, przez sporą część swoich czynności przekonywał nie do elektrycznej obroży. Odpowiadałem półsłówkami. Mam z niewiadomych przyczyn tak, że na fryzjerskim fotelu głuchnę, a najchętniej bym zasnął. Potem zaczął mi serwować wykład z politycznej historii Ukrainy. I to było na tyle ciekawe, że muszę kogoś dopytać, o co chodziło z zamordowanym kandydatem na prezydenta. 
Po wyjściu od cyrulika zwykle wyglądam młodziej, ale wcale tak się nie czuję. I to jest zła informacja. 

2. Już tu kiedyś pisałem, że IKEA to zło. Pojechałem tam, żeby kupić stelaż łóżka. Na Targówek. 
Najpierw musiałem ikeowskim labiryntem dojść do łóżek. Tam odczekać swoje, gdyż jacyś państwo kupowali, ale nie byli pewni, czy się zmieści. W końcu zajął się mną sympatyczny pan. Powiedział, że muszę kupić dwa stelaże po 70 cm każdy i belkę podpierającą. Stelaże w magazynie na miejscu, belkę w tym drugim magazynie. Potwierdził, że elementy do mocowania belki do ramy łóżka są w zestawie. Ikeowskim labiryntem dotarłem do magazynu. Znalazłem stelaże. Okazało się, że wyglądają zupełnie inaczej niż na wystawie i nie rozwiążą problemu. Poszedłem do kasy, opłaciłem zamówienie na belkę. Wróciłem do samochodu. Przejechałem pod drugi magazyn. Wziąłem numerek i czekałem. Zadzwoniło, idę do pana, daję zamówienie. On mnie pyta o paragon. Szukam, nie ma. Mówię, że widzi w systemie, że opłacone. On, że widzi, ale procedura wymaga okazania paragonu. Ja: no nie mam. On: wyjątkowo mogę odstąpić od procedury. Podziękowałem mu bardzo, biorę belkę, a ta nie ma elementów mocujących. Pytam. On, że nie wie. Proszę o pomoc. On odmawia. Wrzuciłem belkę do auta i wracam (piechotą) do właściwej Ikei. Labirynt do łóżek. W łóżkach kolejka. Dwie przestawicielki mniejszości seksualnych zastanawiają się nad twardością materaca. W końcu biorą twardy. Inna pani szuka sposobu, żeby jej się materace nie rozjeżdżały. Okazuje się, że patent na to jest, ale nie taki, jak sobie wyobrażała. Moja kolej. Opowiadam pani na czym polega problem. Pokazuję jej na przykładzie. Okazuje się, że mocowania są w zestawie z ramą. Ale mogę je kupić, jako część zamienną. Albo przez stronę (wysyłka gratis), albo na miejscu, w punkcie obsługi za kasami. Znowu przez labirynt. Najgorzej trafić na małżeństwo z wózkiem. Ciężko ominąć. Za kasy. Biorę numerek. Czekam. Element kosztuje 7 zł. Ale nie ma śrub mocujących. Trudno. Biorę. Wyjeżdżam. Wszystko zajęło mi dwie godziny. I jeszcze zmarzłem łażąc między że tak powiem lokacjami. 
A potem jeszcze musiałem wrócić na europejską stronę. 
Na skrzyżowaniu Wilczej z Marszałkowską jakaś pani obrzuciła mnie wyrazami, gdyż zostawiłem jej zbyt mało miejsca do skrętu w prawo. No i zabrałem orłów Trzaskowskiego. Tych od ruchu drogowego. Organizacja tam (też) jest idiotyczna. Dwa pasy. Jeden do skrętu w lewo, drugi do jazdy prosto i skrętu w prawo. I zielona strzałka. Wystarczyłoby ruch prosto przerzucić na pas do skrętu w lewo. I od razu by się zrobiło płynnie. Ale najwyraźniej nie o to chodzi. 
Nim wyjechałem z Warszawy, podrzuciłem Milenę do Złotych Tarasów. Proces skrętu z Emilii Plater w Jerozolimskie zajął mi piętnaście minut. Jeszcze parę wizyt w Warszawie i będę pisał petycje do Donalda Tuska, by wystawił Trzaskowskiego. A potem na niego zagłosuję. Mam pomysł na hasło kampanii: Rodacy, ratujmy Warszawę!

3. Przez całą właściwie drogę do domu słuchałem Stanowskiego, który zbierał pieniądze dla tej dziewczynki, która potrzebuje ośmiu milionów. Ludzie dzwonili. Pytali. Stanowski odpowiadał. 
Rano oglądałem Stanowskiego o Elizie Michalik. Pracowałem z nią w Ozonie, ale teraz nie będę o tym pisał. Pada tam zdanie, że plagiat to zwykła kradzież. Wieczorem zadzwonił pan i pytał Stanowskiego, jak, uważając, że plagiatowanie to zło, może promować Bartosiaka. 
Stanowski odpowiadał, że szanuje Bartosiaka za to jakim jest człowiekiem i inne takie. I w sumie, w kontekście materiału o Michalik, jest to jakoś śmieszne. Bo można wyciągnąć wniosek, że szanuje go jako złodzieja. 
Ale w sumie program budujący. Przez trzy godziny udało się zebrać kupę kasy. Chciałem nawet zostać dawcą szpiku, ale się okazało, że zbytnio chorowity jestem.

Wieczorem dotarła do mnie imba z Sikorskim u Olejnik. Pani Monika zacytowała Tygodnik Powszechny, cytujący anonimowych członków Koalicji Obywatelskiej, dla których pochodzenie małżonki Sikorskiego jest problemem. Gremialnie rzucono się na Olejnik. Tygodnik został pominięty. Podobnie jak antysemityzm partyjnych kolegów pana Radka. 
W każdym razie, prawybory w Platformie dostarczą nam jeszcze wiele wzruszeń. 

wtorek, 12 listopada 2024

10–11 listopada 2024

 


1. Zasadniczo najważniejszym, co mi się wydarzyło w niedzielę, była podróż do Warszawy. Przez Łódź. Niesamowite jest w sumie, że autostrada (płatna) kosztuje więcej niż paliwo potrzebne, by ją przejechać. Lawiną, więc tego paliwa jakoś mało nie idzie. Choć w sumie, po wymianie skrzyni jeżdżę wolniej. 
Łódź po zmroku ładniejsza jest niż przedpołudniem. Zwłaszcza jesiennym. 
W Warszawie wylądowaliśmy w Noli, później w Beirucie, później w Noli. W Beiruto-Krakenie człowiek może zachować kontrolowaną osobność. W Noli nie ma takiej szansy. Przez to ciężko jest wyjść. Przez to późno idzie się spać. Przez to się człowiek nie wysypia. I to jest zła informacja.

2. Wstałem wcześnie. Za to się nie wyspałem. Otrzeźwiły mnie dwie rzeczy. Najpierw konwersacja Kumocha z Rzeczkowskim, później materiał Grucy o Siewierze.
O Rzeczkowskim dawno temu mówił mi utytułowany dziennikarz śledczy, że jest typowym przykładem dziennikarza, który odkrył pisanie książek, a konkretnie, pisanie książek z palca., za to zaangażowanych. Roboty mniej niż przy materiałach dziennikarskich, za to pieniądze wielokrotnie większe. A do tego poklask. 
Rzeczkowski promował swoją kolejną sensacyjną książkę w słynnym programie pani ambasadorowej Schnepfowej. Gadając potworne bzdury na temat tego, co się działo przed wybuchem pełnoskalowej wojny na Ukrainie. Odpaliło to Kumocha, który jako uczestnik tamtych wydarzeń nie zdzierżył. Czemu nie ma się co dziwić. Spora część opowieści Rzeczkowskiego była żywcem brana z rosyjskiej propagandy. No więc Kumoch się odpalił, jako że z Rzeczkowskim pracował, był w tym bezpośredni. Rzeczkowski poczuł się dotknięty. Nazwał pretensje Kumocha mową nienawiści i zażądał od MSZ wyciągnięcia wobec Kumocha konsekwencji. Co nie jest wcale takie głupie, gdyż jakiś czas temu, te same bzdury, na przykład o planach rozbioru Ukrainy głosił Radosław Sikorski. Dziesięć lat temu – swoją drogą – opowiadał dziennikarzowi chyba Politico, że propozycję rozbioru Ukrainy premierowi Tuskowi składał Władimir Putin. 
Minister Sikorski jednak się nie zdecyduje, żeby w czasie kampanii prawyborczej przypominać o tych swoich występach, gdyż wiedza o tym, że PiS Ukrainy rozbierać z Putinem rozbierać nie chciał, jest ogólnoświatowo powszechna. Amerykanie książki nawet o tym piszą. Więc apel Rzeczkowskiego przejdzie bez echa. 
Z drugiej strony Sikorski to osoba błyskotliwa, ale niezbyt mądra. Zdarzało mu się już wielokrotnie robić rzeczy, które generalnie mu nie pomagały. Zobaczymy.
W każdym razie Kumoch został poparty przez wielu całkiem poważnych ludzi. Czekałem, aż ktoś napisze, że mógłby być kandydatem na prezydenta. Zwykle jest, kiedy ktoś zrobi coś oklaskiwanego na Twitterze, to szybko zostaje kandydatem na kandydata.

No i ta druga rzecz, czyli Gruca. Jacka Siewierę wszyscy już chyba znają. Zwłaszcza jego mało klasyczny sposób wypowiadania się w mediach. Przyczepił się do niego Gruca. Można by się zastanawiać – w stylu prozy Rzeczkowskiego – komu zależało na tym, żeby taki materiał się ukazał. Można, ale mi się nie chce. Zarzuty są miejscami śmieszne. Miejscami głupie. A miejscami właściwie niezrozumiałe. Generalnie Grucy chodzi o to, żeby widz uwierzył, że z Siewierą jest coś nie tak. Nie wiem, może coś i jest. 
Trzeba jednak wiedzieć, że mówi to człowiek skazany za szarpanie się po pijaku z policjantem. Policjantem który chciał mu uniemożliwić, po tym pijaku, jazdę samochodem. Człowiek, który opowiada potem, że to były polityczne represje. A sąd tym tłumaczeniom nie daje wiary. 
Wiarygodność więc tego materiał jest wątpliwa. Mimo iż polecany jest przez prof. Schwertnera, który swoją drogą zastanawiał się rano na Twitterze, za co Waszczykowski dostaje Orła Białego. 
(A nie dostawał – jakby ktoś nie wiedział).
Dziwne te czasy.

3. Byłem na placu Piłsudskiego. Byłem w Pałacu na spotkaniu z okazji Święta. Nie będę tego opisywał, bo już nie mam siły. Głowa Państwa wzniósł toast z mądrość, której gdy brakowało, traciliśmy suwerenność. I to był naprawdę dobry toast. Prezydent z coraz większą rezerwą odnosi się do rządów Sanacji i to jest w sumie dobra informacja, gdyż przez całe lata działa tej Sanacji grupa rekonstrukcyjna.

Wieczorem wpadłem do wracających z Ameryki państwa Kaplów (mam nadzieję, że mi pani Profesor wybaczy, iż ją tak seksistowsko marginalizuję). Usłyszałem, że się wcale nie zdziwili wynikiem wyborów, gdyż się Ameryka sypie. Że szaleje antysemityzm. I w ogóle jest dziwnie. No i dostałem aktualną czapkę MAGA. 
Chciałem w niej wyjść, ale odradzono mi to, gdyż nie wiadomo było, jak Muhammad w Uberze zwanym Boltem na tę czapkę zareaguje. No i zamiast być twardy, się poddałem. A to przecież Warszawa, a nie Waszyngton. Też na W, ale różnica spora. 
Muzeum Sztuki Nowoczesnej wygląda słabo. Niezależnie od pory dnia. 


niedziela, 10 listopada 2024

9 listopada 2024


1. Spałem do południa. I wstałem właściwie zdrowy, a kładłem się spać zdecydowanie chory. Na tyle zdrowy, że aż postanowiłem odkurzyć samochód. Cóż, dość szybko się okazało, że bateria w odkurzaczu się wyczerpała. Więc odkurzać będę pewnie jutro. A to zła informacja, bo – jak mówią – niedzielna praca w gówno się obraca. Ale czy odkurzanie samochodu to praca?

2. Idąc na spacer z pieskiem odsłuchałem kolacji Mellera. Bez Mellera. Za to z Dymkiem. Jednym z głównych tematów była owacja PiS-owskich posłów. Ta dla Trumpa. Dla wszystkich to była – excusez le mot – murzyńskość. Nikt nie zauważył prostej w sumie rzeczy. Otóż niekoniecznie musiało chodzić o wyrażanie miłości wobec nowego prezydenta USA, mogło chodzić o to, że przedstawiciele niemiłosiernie panującej nam władzy bardzo wyraźnie stali po stronie antytrumpowej. A PiS-owscy posłowie z taką euforią wyrażali radość, że przedstawicielom niemiłosiernie panującej nam władzy nie wyszło. 
A co do – excusez le mot – murzyńskości. Czy nie większą jest kłamanie w żywe oczy, że się czegoś nie powiedziało, bo za oceanem wygrał nie ten kandydat co trzeba? Tego też nikt z uczestniczących w kolacji nie zauważył. I to jest zła informacja. 

3. Postanowiłem wymienić sworzeń górnego wahacza. By to zrobić, najpierw musiałem wyprowadzić kosiarkę, by to zrobić, najpierw musiałem załadować akumulator, a wcześniej, wymienić w kosisku mocowanie środkowego noża. 
Na youtubie pan wymienił sworzeń w niecałą minutę. Film, co prawda, przyspieszył, ale i tak wydawało się to proste. 
Najpierw odkręciłem koło, później podniosłem samochód, później oparłem go na klocku, gdyż nie mogłem znaleźć koziołków, później odkręciłem śrubę sworznia, później próbowałem ten sworzeń wyciągnąć ze zwrotnicy. Nie poszło. Poszedłem więc po posiłki. Sąsiad Tomek i sąsiad Piotrek. Po pół godzinie walki się udało. Później podjęliśmy próbę wyciągnięcia sworznia z wahacza. Nie szło. Kupiony na allegro chiński ściągacz okazał się ściągaczem pełnym współczucia dla ściąganych rzeczy. Znaczy, sam się krzywił, biorąc na siebie sporą część energii.
Poszedł w ruch palnik. Po rozgrzaniu wahacza sworzeń dał się namówić na porzucenie swojego dotychczasowego miejsca. Założenie nowego to była łatwizna. 
W każdym razie to, co pan na youtubie robił sam przez niecałą minutę, my, we trzech robiliśmy godzin trzy.
Złą informacją jest, że powinienem szybko wymienić sworzeń górny z drugiej strony. I może dolne też. 

 

sobota, 9 listopada 2024

8 listopada 2024


1. Pojechałem rano do Wilkowa wymienić olej. Miałem wcześniej ambicje zrobić to samemu, ale zauważyłem, że na silniku są ślady oleju i dobrze będzie, gdy ktoś, kto się zna, się temu przyjrzy. 
Jechałem zamkniętą drogą przez Borów. Nie udało mi się nią wrócić, bo drogowe roboty się zintensyfikowały. 
Muszę zamówić uszczelki korka oleju. Są nietypowe, a w Stanach kosztują jakieś grosze. 

2. Słuchałem Millera u Mazurka. Powtórzył bzdurę o żarcie wiceprezydenta elekta o Polakach. Kolega Mucha wyjaśniał to jakiś czas temu. Dowcip pada w filmie. Tym na podstawie książki J.D. Vance'a. Tyle, że w książce tego dowcipu nie ma. W całej rozmowie Miller był rozkosznie nieuczciwy intelektualnie. 
Odsłuchałem później „Twoje Słowa Brzmią Znajomo”. Specjalnością Kanału Zero stają się formaty, w których uczestnicy programu bawią się lepiej niż widzowie. 

3. A tak właściwie, to cały dzień w plecy. Dawno mnie tak szczepienie nie przeczołgało. Mam nadzieję, że jutro będzie już w porządku. 



 

piątek, 8 listopada 2024

7 listopada 2024

 


1. Kontynuując historię wczorajszej podróży. Samolot do Poznania okazał się boeingiem 737 MAX. Ostatni raz, takim LOT-owskim leciałem chyba do Astany (czy jak ona się teraz nazywa). Wysiadłem posiniaczony, gdyż glock siedzącego obok funkcjonariusza Służby Ochrony Państwa wbijał mi się przez całą drogę w biodro. A może to nie był MAX, tylko 737-800? A 737 MAX, rządowym jeszcze przed zmianą konfiguracji, wracałem z Sycylii. Po tym locie została mi pamiątka w postaci oświadczenia Szefa Sztabu Wojska Polskiego. Generał Andrzejczak, własnoręcznym podpisem, zaświadczał, że jestem członkiem.
Samolot w Poznaniu był z półgodzinnym opóźnieniem. Wsadzili nas do dwóch busów, które zawiozły nas do Babimostu. O 2:15 na lotnisku. Chwilę po 3:00 w domu. 
Po drodze słuchałem komentarzy w sprawie amerykańskich i porozmawiałem z moim amerykańskim źródłem. Pewnie dlatego nie zasnąłem. Źródło mówiło ciekawe rzeczy.

2. Bardzo ciekawe rzeczy mówił też u Mazurka profesor Lewicki. Najciekawsza od dawna rozmowa Roberta. Powinni tę rozmowę przesłuchać funkcjonariusze opozycji. Obawiam się, że nawet jeżeli przesłuchają, to i tak nic nie usłyszą, gdyż po co mają słuchać, skoro – po zwycięstwie Trumpa – doszli do wniosku, że Bóg jest po ich stronie, a jak to wyryto w portalu nad wejściem na wawelski dziedziniec: Si Deus nobiscum quis contra nos?
Druga strona polityki jest na etapie udawania, że nie powiedziała rzeczy, które powiedziała. A to z kolei w myśl zasady: Si te manu comprehenderint, dic non tuam esse manum.
Kłopot polega na tym, że wszystkich śladów usunąć się nie da. 
Dominik Tarczyński oświadczył, że takie ślady dostarczył do sztabu Trumpa. Rozpoczęła się dyskusja, czy tak można. Jest to (oświadczenie) tak idiotyczne, iż zastanawiałbym się, czy nie jest tak, że on tylko oświadcza, że to zrobił. 
Pisarz Żulczyk zaczął chwalić protrumpowską politykę, że nie spalono mostów. Napisałbym, że to w sumie debilne. Niestety słowo „debil” zaczęło mi się kojarzyć z Markiem Suskim.
W każdym razie sytuację mamy taką, że nawet jeżeli zwycięstwo Trumpa ma jakiegoś wielkiego znaczenia dla polskiej polityki, to ta polska polityka takie znaczenie mu nada. Będzie więc śmiesznie. I strasznie. 

W międzyczasie pojechałem do Zielonej. Mechanik zarejestrował Suburbana. Znaczy, można nim legalnie jeździć. Chcę, żeby jeszcze wymienił zbiorniki gazu, coś zrobił z cieknącym po napełnieniu bakiem i trochę wyciszył silnik. Złą informacją jest, że istnieje spora szansa, iż zajmie mu to z pół roku. 

Korzystając z pobytu w mieście, zaszczepiłem się na COVID. Kolejki nie było. Właściwie zainteresowanych szczepieniem (poza mną) nie było wcale.