1. Panowie tynkarze narobili w międzyczasie gzymsów. Mieli obawy w kwestii zewnętrznego tynku. Kiedy przyjdzie. Czy przyjdzie na czas. Mieszanie go, gdzieś w Czechach, może potrwać ze dwa tygodnie.
Tymczasem radio, którego słuchają, nie nadaje pana, który próbuje łączyć rozstane pary. Za to piosenki, jak ta, której refren utkwił mojej osobie: „Nie ma mocnych na Mariolę, którą całowałem w szkole”. Chyba wolałem pana. Może dlatego, że nie znałem żadnej Marioli. W każdym razie żadnej nie pamiętam.
Dom w każdym razie zaczyna wyglądać.
Awantura związana z tweetem śląskiego parlamentarzysty, w którym komentował morderstwo na warszawskim uniwersytecie przypomniała mi, co kiedyś opowiadał zaprzyjaźniony lekarz. To było dawno temu. Mówił o jednej z krakowskich klinik. Że gdyby miał trafić tam na stół, przed operacją zażądałby użycia alkomatu. I jeśli chirurdzy mieliby poniżej dwóch promili, nie pozwoliłby się im kroić.
Rzeczony parlamentarzysta, kiedy wypije – a tylko takim go widziałem – to jest naprawdę miłym, wrażliwym chłopakiem. Może więc nie powinien trzeźwieć.
2. Za pomocą spalinowej kosy poczyniłem pewne spustoszenia. Czyniłbym je dalej, ale się paliwo skończyło.
Postanowiłem więc wyrychtować kosisko. Udało mi się zdjąć środkowy nóż. Co jest pewnym sukcesem. Złą informacją jest, że rozleciało się łożysko wałka tego noża. Jeszcze gorszą informacją jest, że nie bardzo wiem, co z tym fantem zrobić.
3. Przyjechał na chwilę kolega Kuba. Raz chyba w miesiącu wykłada coś na zielonogórskim uniwersytecie. Przyjechał pekaesem. Pekaes był bardziej niż punktualny.
Przyjechaliśmy do domu. Otworzyłem bramę. Już miałem wjechać, kiedy piesek czmychnął na wieś. Poleciał tym razem w stronę byłego sklepu. Poszczekał sobie przez bramę z dwoma czarnymi psami, które zwykle szczekają na niego przez bramę, drogę, stawek i płot. I dał się spacyfikować. Trzymałem go za tzw. wszarz i nie bardzo wiedziałem, co zrobić. W końcu sznurkiem poratował mnie sąsiad mieszkający za przystankiem. Swoją drogą nie widziałem, żeby piesek zjeżył się tak na jakiegoś obcego człowieka. Zwykle tak jeży się na mnie, kiedy wkraczam w jego strefę komfortu, w której leży coś, do czego jest akurat bardzo przywiązany.
Najwyraźniej sąsiad ze sznurkiem nie skojarzył mu się dobrze.
Wieczór spędziliśmy słuchając opowieści o domu na Mazurach. Kolega Kuba, z urodzenia Lubuszanin, mówi, że na Mazurach jest ładniej niż tu. Nie jestem przekonany.
Złą informacją jest, że nie obejrzałem Trzaskowskiego ze Stanowskim. Znaczy, to samo z siebie złe nie jest. Złe jest, że będę to musiał kiedyś zrobić, a tak miałbym to z głowy.
Przyznam, że Dom robi wrażenie. Szacun Wam. /Maciek
OdpowiedzUsuń