1. Czwartek, piątek.
Dwie myśli zostały mi po środzie. Jedna, że warto słuchać przemówień wygłaszanych w czasie uroczystości przekazania postanowienia o wygranych wyborach. Dziesięć lat temu Andrzej Duda ostrzegał przed skutkami powołania ponadnormatywnych sędziów TK. Platforma nie posłuchała i mamy to, co mamy.
Tym razem do większej liczby ludzi dotarło istnienie sędziego Marciniaka. A to jednak jest prawdziwy bohater.
Swoją drogą ciekawe ilu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że podział głosów w PKW to efekt niepozbierania PiS-u. Plotka głosi, że próbowała w tej sprawie interweniować Małgorzata Paprocka, jednak nie chciał z nią rozmawiać pewien prominentny działacz, a nie chciał, bo był obrażony o to, że Pałac, w konflikcie PiS vs Sztab Generalny kilka razy stanął po stronie generałów. Słusznie stanął, ale to już inna sprawa.
Innymi słowy: mogłoby nie być całej awantury z zablokowaniem subwencji.
Siedziałem w piątkowy poranek na dachu krakowskiej kamienicy z kolegą moim Krzysztofem. Bardzo zachwyconym wynikiem ostatnich wyborów. Wcześniej kolega Krzysztof miał epizody głosowania na przykład na Hołownię, co później ciężko odchorowywał. Kolega Krzysztof opowiadał o wielkim sukcesie Donalda Tuska, jakim było doprowadzenie do tego, że w półtora roku z PiS-u, na widok którego kolega Krzysztof rzygał, zrobił partię o której powrót do władzy kolega Krzysztof się modli. A wszystko dzieje się w Krakowie, mieście Igrzysk Europejskich Jacka Sasina.
No i druga rzecz ze środy. To jeszcze z dyskusji przed votum. Jeżeli traktujemy in vitro jako program mające na celu zwiększenie dzietności, tak mówiono, zastanawiam się, co by było, gdyby podzielić budżet, przez liczbę urodzonych dzieci. Uzyskaną kwotę podzielić przez pięć i zaoferować jako becikowe. Ciekawe, jaki by się wtedy uzyskało efekt. To nie ja wymyśliłem uzasadnianie programu in vitro walką o dzietność.
2. Tak jakoś wyszło, że siedziałem za szybą podczas fokusów. Jedną z grup byli wyborcy Rafała Trzaskowskiego. Grupą wybraną tak, by reprezentowała wyborców typowych.
Przeczytałem setki tweetów o tym, że mają się za nadludzi, że funkcjonują w bańce, że są oderwani od rzeczywistości. Jednak, muszę przyznać, że ichnia rzeczywistość mnie przerosła. Najwyraźniej zbyt wiele we mnie wiary w człowieka.
Kilka próbek:
Kobieta ze łzami w oczach opowiada o tym, że Rafał Trzaskowski był ofiarą internetowego hejtu na skalę dotychczas niespotykaną. Że nie wiadomo kto za tym stał, że było to w niejasny sposób finansowane, że stały za tym obce siły, że były to fejkniusy. Moderator pyta: jakie fejkniusy, czy może podać jakiś przykład. Ta odpowiada, że nie wie, bo nie widziała.
Ogólna zgoda na to, żeby odebrać prawo głosu Polakom z zagranicy. Do kogoś w końcu dociera, że Trzaskowski za granicą zebrał 160 tys. głosów więcej, więc proponuje, by odebrać prawo głosu starej emigracji.
Ktoś załamuje ręce, że zaraz w ramach ustawek kibice się będą mordować maczetami na ulicach. Wiecie, przykład idzie z góry.
Moderator pyta: co byście chcieli zmienić w Polsce? Ludzi – odpowiadają.
Albo dyskusja o Radku Sikorskim. Byłby lepszym kandydatem. Ktoś przypomina o jego żonie. No tak, prawicowcy by tego odpuścili. Polska jest antysemicka. Moderator przypomina, że żona Andrzeja Dudy też ma żydowskie pochodzenie. – To nie może być prawda – ktoś odpowiada.
No i oczywiście to, że większość wyborców Nawrockiego ma podstawowe wykształcenie.
Powiedziałbym, że nawet wszyscy. Nie da się chyba zrobić habilitacji nie kończąc wcześniej podstawówki.
Moderator wspomniał w pewnym momencie o raporcie OBWE. Przez chwilę wyglądało, że któreś się na niego rzuci z pięściami.
To nie ma być kolejny tekst o wyższości wyborców prawicy nad resztą. Ale co zrobić? Oczywiście, wśród wyborców prawicy są też ludzie o podobnym zasięgu horyzontu, ale nie jest ich sto procent.
Swoją drogą, ktoś po prawej stronie powinien zacząć pracować nad sposobem, by do tych ludzi dotrzeć. Nie będzie to proste zadanie. Ale – jak to mawiał lord Baden Powell, twórca scoutingu – trudności są solą życia.
Profesor Kloc obiecał, że wróci do publikowania „Przedśmiertnych figli”. Złą informacją jest, że nie wiadomo kiedy.
Na lotnisku w Balicach książka „Rafał” wciąż jest na siódmym miejscu wśród bestsellerów. Może to oczywiście wynikać z tego, że nikt tam nie kupuje książek, ale może też chodzić o to, że ludzie są dziwni.
3. Sobota. Nie wyspałem się, bo mi się śniło. Konkretnie, że zostałem zaproszony na jakąś konferencję, by wygłosić wykład. Wygłaszanie wykładów nie należy do moich specjalności, więc postanowiłem, że nie przyjdę i nie wygłoszę. Tłumacząc się innymi zajęciami. Ale jakoś tak wyszło, że trafiłem na tę konferencję. No i przeczytałem mejla od organizatorów, że im bardzo zależy, bym ich nie wystawił, bo nie znajdą zastępstwa. A to bardzo byli mądrzy ludzie.
Nie wiem więc co robić, uciekać, zostać, coś na chybcika przygotować. Zacząłem więc słuchać wykładu jakiegoś człowieka, który miał mówić o elektromobilności.
A człowiek – excusez le mot – pierdolił jak potłuczony. Zajmował się tym, że samochody mogą mieć napęd na przednią oś, albo na tylną oś. Kübelwagen miał na przykład na tylną, a świetnie się sprawdzał na frontach i ich zapleczach. A gdyby pomysł napędu na przednią oś był dobry, to by ludzie chodzili na rękach. Dotarło do mnie, że istnieje spora szansa, iż czego bym nie powiedział, to tak głupio brzmieć nie będzie.
Zacząłem sobie układać w głowie opowieść o tym, na czym polega prezydentura z punktu widzenia kogoś, kto wcześniej nie miał do czynienia z bliska z polityką, ale się nagle w jej środku znalazł i był świadkiem różnych rzeczy. O tym, że zwykli ludzie, jak i większość komentariatu, nie ma pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Albo raczej pojęcie ma, tyle że spaczone. No więc plan w mojej głowie zaczął się układać. Jednak szybko dotarło do mnie, że zakałapućkam w szczegółach. I wtedy mnie natchnęło: wykład powinienem zamienić w rozmowę. Zacząłem więc szukać kolegi Dębskiego, który wcześniej występował na jakimś panelu z – oczywiście, bo z kimże innym – bezprzymiotnikowym generałem Andrzejczakiem. Szukałem Dębskiego, nie mogłem go znaleźć, czas płynął. Było coraz bardziej nerwowo. No i z tego wszystkiego się obudziłem. Niewyspany. I to jest zła informacja, bo ta rozmowa z nim mogłaby być interesująca.
Wieczorem ratowałem jeża, choć bardziej pieska, który nie mógł sobie emocjonalnie poradzić z istnieniem czegoś takiego, jak jeż. Myślałem, że już z tego wyrósł.