sobota, 4 maja 2024

3 maja 2024


1. Prawda jest taka, że mnie potwornie boli głowa, więc nie będzie to jakieś arcydzieło sztuki blogerskiej.. I jest to zła informacja, bo się przecież tyle dzisiaj wydarzyło. 

2. No więc jadąc hulajnogą na plac Zamkowy, na placu Piłsudskiego wpadłem na redaktora Sakiewicza, któremu się 3 maja pomylił z 15 sierpnia. Szliśmy więc razem przez Krakowskie Przedmieście. Po drodze, co chwile ktoś nas zaczepiał, znaczy nie tyle nas, co redaktora Sakiewicza, by mu podziękować za TV Republika. 
Złą informacją jest, że nie udało mi się sfotografować niby nieoczywistych, choć właściwie zupełnie oczywistych usadzeń. Na przykład minister, prokurator Bodnar obok pań prezes Manowskiej i Przyłębskiej. Albo siedzący obok prezesi NIK i KRRiT. 
Prezydent miał dobre przemówienie. Źli ludzie mówili, że trwało tak długo, gdyż szukał sposobu, by wkręcić w nie jakoś informację, że Wojtek Kolarski startuje w wyborach. 

3. Nie udało mi się zbudować koalicji na rzecz łażenia za Markiem Brzezińskim i wypytywania o akty antysemityzmu w amerykańskich uczelniach. Chociaż znalazłem chętnych, nikt ostatecznie się nie zdecydował. I to jest zła informacja, bo przecież akty miejsce mają. 

 

piątek, 3 maja 2024

2 maja 2024


1. No więc spałem dużo mniej, niż planowałem, gdyż piesek się potwornie awanturował. Rano się okazało, że nie bez powodu, gdyż z lipy spadł był słusznej wielkości konar. Piesek próbował tłumaczyć, że to nie jest w porządku, ale nikt go nie rozumiał. I to jest zła informacja. 

2. Za to trasa do portu lotniczego w Babimoście poszła jak z płatka. Wentylator, po wymianie modułu sterującego, zaczął ciszej pracować. Co wydaje się dziwne. Choć może nie, bo istnieje szansa, że poprzedni wysterowywał zbyt dużą prędkość. I może dlatego się spalił. 
Lot też przeleciał szybciej, niż zakładał dowodzący statkiem powietrznym kapitan. Po drodze udało mi się spisać większą część wywiadu z Kumochem. 
Lecący samolotem chłopiec zachwycony był tym, że widział prezydencki samolot. Ciekawe, czy widząc ich pięć, wyparł istnienie czterech, bo przecież nie da się naraz lecieć dwoma. Choć w sumie trzeba, bo drugi zawsze musi być w rezerwie. Choć, w pewnych sytuacjach, musi być to jakiś inny drugi. Na przykład CASA z Krakowa. W każdym razie chłopiec spotkanie z tymi samolotami przeżył bardzo. 
Do miasta dojechałem pociągiem. To w sumie zabawne, że projektowany pociąg z CPK, na Centralny dojeżdżać miał w podobnym czasie, co teraz ten z Okęcia. Złą informacją jest, że niemiłosiernie panujący nam rząd ciężko pracuje, żeby się nie można było o tym przekonać. 

3. Byłem w pewnym urzędzie centralnym, ale wcześniej chwilę stałem pod Belwederem, gdzie się odbywała uroczystość albo w związku z dniem flagi, albo dniem Polonii. Przechodził koło mnie kolejny chłopiec. Mama powiedziała mu, że zobaczy prezydenta. Zapytał – Jakiego prezydenta? 
– Polski – odpowiedziała mama. 
– Andrzeja Dudę? – zakrzyknął chłopiec i poleciał w stronę ogrodzenia Belwederu, by się móc lepiej przyglądnąć. 

Tomasz Wróblewski napisał na Twitterze, że po pięknym geście Marka Brzezińskiego, jakim było zaangażowanie w potępianie polskiego antysemityzmu, którego wykwitem był bezprzykładny atak 16-latka na synagogę, Polska powinna wysyłać delegacje na wszelkie amerykańskie uczelnie, na których trwają antysemickie ekscesy. Obawiam się, że Marek Magierowski się na coś takiego nie zdecyduje, więc może lepiej jutro, podczas obchodów 3 maja, grupowo zacząć wyrażać oburzenie wobec amerykańskiego ambasadora. Nie ma naszej zgody na antysemityzm. Również w USA, gdzie żyje tylu potomków polskich Żydów. 
Nikt, obawiam się, tego nie zrobi. I to jest zła informacja. Bo Państwo Polskie, w kontaktach z USA charakteryzuje się wyraźnym brakiem, excusez le mot, jaj. Bo gdyby było inaczej, pana Brzezińskiego by już dawno u nas nie było. A może by był, ale jako prywatna osoba. Znalazł w końcu u nas kolejną miłość życia. 

Wieczór spędziłem z panią profesor i jej Grzegorzem. Uważam, że lepiej to brzmi, niż kolega moim Grzesiem i jego panią profesor. I zachowałem się brzydko, gdyż nie pojechałem obejrzeć ich nowego mieszkania. A bardzo chcieli, bym to zrobił. Niestety za bardzo byłem zmęczony. Wszystko przez ten konar. 


 

czwartek, 2 maja 2024

1 maja 2024

 


1. W zasadzie zaspałem. Wszystko przez to, że był 1. maja, dzień dla niektórych wolny od pracy. 
Czyli, gdy się budziłem, nie słyszałem szumu maszyn panów budujących chodniki. Nie miałem też zebrania o 10:15. Nie mogłem więc jakoś rozpocząć dnia, póki nie dotarło do mnie, że nie zrobiłem wszystkiego, co miałem zrobić wczoraj, a dedlajn się zbliża. Więc generalnie początek dnia mi nie wyszedł. I to jest zła informacja.

2. Przez dłuższy czas poszukiwałem robota sprzątającego, którego od wczoraj nie widać. Z domu nie wyszedł, bo schody. Na piętro nie wyszedł, bo schody. Podobnie z piwnicą. Przejrzałem wszelkie zakamarki, gdzie zdarzało mu się zabłądzić. I nic. Może został porwany przez obcych, którzy przylecieli na Ziemię w poszukiwaniu kogoś inteligentnego. Złą informacją jest, że ten model powinien sam wracać do stacji dokującej, a nigdy mu się to nie zdarzyło.
Trochę skosiłem. Wymieniłem też w Lawinie moduł sterujący prędkością obrotów wentylatora. Poprzedni się wziął i zjarał.

3.Wróciła Bożena. Chwilę po tym, jak wysiadła z auta zauważyłem, że Rudolf rzucił się w kierunku drzewa, wkoło którego, drąc się w niebogłosy latał chyba szpak. Za Rudolfem rzucił się piesek. Rudolf więc się przez moment zawahał. I wtedy udało mi się sprzed Rudolfa pazurów i nadbiegających zębów Dracha wyciągnąć pisklę, które – wyglądało na to – składało się przynajmniej w połowie z rozdziawionego dzióbka. Schowałem pisklę do skrzynki na listy „Approved by the US Postmaster”. Przyniosłem drabinę i wyjąłem pisklę ze skrzynki na listy „Approved by the US Postmaster” i sadziłem je do gniazda. Chyba szpak przestał się wydzierać, więc raczej się udało rozwiązać problem.

Chwilę później przyjechali goście. Z córką małoletnią Elżbietą, którą sobie piesek upodobał, gdyż  łatwo mu było patrzeć jej w oczy. A tak przynajmniej może było pomyśleć. Ważne, że się nawzajem nie zjedli. To było chyba pierwsze spotkanie pieska z tak małym człowiekiem.

Złą informacją jest, że zaraz muszę wstać, bo lecę do Warszawy.





środa, 1 maja 2024

30 kwietnia 2024


1. Mazurek ogłosił koniec politycznej kariery Leszka Millera. Rzeczonego byłego premiera poznałem, nim został premierem, na imprezie z okazji pięciolecia tygodnika „Nie”. Był wtedy ministrem od spraw społecznych, rodziny etc., ubranym w czerwony dres.
Impreza była niezapomniana. Złą informacją jest, że niewiele z niej pamiętam.


2. Pojechałem do weterynarza z psią kupą. Niecałą. A właściwie dwoma. Przyjęto je z otwartymi ramionami. Choć może otwarte ramiona wzbudziło 120 zł. 
Odwiozłem też do Skwierzyny koszącego robota. Tego, który nie widzi przewodu, który służy do mówienia mu gdzie jest. Przyjechałem, wcześniej ledwo trafiłem, gdyż Skwierzyna wciąż sprawia wrażenie, jakby się wiąż nie podniosła po przejściu Armii Radzieckiej w 1945 roku, wyładowałem robota i za pomocą jego własnego napędu poprowadziłem w kierunku serwisu. Spowodowało to konsternację pracownika, który nie wierzył, że jego firma naprawia takie rzeczy. Drugi robota przyjął. Złą informacją jest, że nie był pewien, czy ma płytkę do tego modelu. Cokolwiek by to miało znaczyć.


3. Od paru dni podlewam platany. Dziś zauważyłem, że wypuszczają nowe listki. Złą informacją jest, że nie widać, żeby listki miał wypuścić orzech.


 

wtorek, 30 kwietnia 2024

29 kwietnia 2024

1. Jak zauważył Mazurek, Wojtek Kolarski po raz pierwszy występując w mediach użył zaimka osobowego „ja”. Dotychczas było tak, że zapytany o godzinę, odpowiadał: Pan Prezydent Andrzej Duda, powiedział wczoraj, że czternasta dziesięć. 

Brało się to ze szkolenia medialnego, które przerobili prezydenccy ministrowie.Wytłumaczono im, że mają być niewidzialni, że wyłącznie wspierają prezydenta. 
Teraz jest inaczej. Teraz, w znaczeniu: od czasu, kiedy pojawił się w Pałacu Marcin Mastalerek. Teraz prezydencki autorytet ma służyć do wspierania ministrów. A przede wszystkim ministra Mastalerka.
„Ja” Wojtka Kolarskiego przypomniało mi dykteryjkę o księdzu Malińskim i Janie Pawle II. Otóż przyniesiono papieżowi rękopis książki księdza Malińskiego, której tytuł brzmieć miał „Papież i ja”. – Znając Miecia – skomentował Jan Paweł II – następny tom będzie miał tytuł „Ja i papież”. A kolejny „Ja”.
Cóż ministrowi Kolarskiemu życzymy szczęścia, gdyż bardzo mu się przyda, gdy będzie o mandat walczył z Ryszardem Czarneckim. Bądź co bądź zięciem Hermaszewskiego.
Złą informacją jest,że nim skończyłem słuchać rozmowę Mazurka, do bramy zaczęli się dobijać panowie z Gaspolu, którzy raz na pięć lat myją zbiornik na gaz. Złą, gdyż proces wstawania, który planowałem zrealizować przez jakąś godzinę, trwał jakieś trzy minuty. 
Umyli. Jest znowu biały. 

2. Zająłem się kosiarką robotem. Rozebrałem, sprawdziłem miernikiem, że prąd do silnika dochodzi, tylko silnik zerwał współpracę. Dodzwoniłem się do bydgoskiej firmy, która handluje koszącymi robotami i udało mi się ustalić, że mają sprawny zespół napędowy do takiej kosiarki i są gotowi mi go sprzedać. Złą informacją jest, że zrealizują to po majówce. 

3. Razem z sąsiadami pojechaliśmy do Niemiec po piwo. Po drodze się okazało, że mój ulubiony sklep Getränke Hoffmann czynny jest tylko do dwudziestej. Wylądowaliśmy więc w Kauflandzie. I to jest zła informacja, gdyż nie było tam piw które lubię. Kupiłem cztery skrzynki innych. I już wiem, że Mönchshof mi nie za bardzo pasuje. Za to na ładne butelki. 
Wracając próbowaliśmy uratować panią spod Kielc, której w Corsie przestały działać światła mijania. Nie udało się. Niestety fabryka nie wpadła na pomysł, by opisać przekaźniki i bezpieczniki. Nie jest do końca pewne, czy udało nam się panią namówić, by zanocowała i rano poszukała elektryka. 

 

poniedziałek, 29 kwietnia 2024

28 kwietnia 2024


1. Właściwie cały dzień zajmowałem się porządkowaniem perymetru. Porządkowaniem po moich wczorajszych wyczynach. Czyli zbieraniem powycinanych gałęzi. I łodyg. Część udało się spalić. Nawet specjalnie nie zadymiając okolicy. 
Złą informacją jest, że poza platanami, mróz dotknął był oba orzechy.

2. Bożena z Józką pojechały do Warszawy. Ja poszedłem z pieskiem. Nową trasą. Bez specjalnych przygód. Chyba tyle, że komary rypały jak w „Hydrozagadce”. Lekka zima ma też minusy.

Po powrocie ze spaceru integrowałem się z sąsiadami. Respekt, jakim darzą pieska, jest chyba większy, niż potrzeba. 

3. Wieczorem zacząłem oglądać „The West Wing”. Złą informacją jest, że doświadczenie zawodowe odebrało mi przyjemność z oglądania takich seriali. 
Strasznie pretensjonalnie brzmią takie oświadczenia,ale cóż poradzić.


 

niedziela, 28 kwietnia 2024

27 kwietnia 2024


 

1. Kosiarka, po dolaniu paliwa żwawo zabrała się do pracy. Wcześniej zalałem świeżo sporządzoną mieszanką piłę i kosę. Innymi słowy, zużyłem ostatnie zapasy postobajkowego paliwa. Przyjdzie na nowo zatankować kanistry. Mówią, że znowu przyjdzie promocja. Złą informacją jest, że dziś, do sprzętu ogrodowego lać trzeba dziewięćdziesiątkę ósemkę. Dziewięćdziesiątka piątka zbyt wiele ma ekologicznych dodatków, od których niedomagają gaźniki.

2. Pojechaliśmy do Bojadeł na prezentację pałacowego wina. Prezentacji nie było, gdyż winiarze po tygodniu walki z mrozem nie mieli siły. Czyli, że imprezy nie było, ale było miło. Kościół w Bojadłach projektował architekt Bramy Brandenburskiej. A zupełnie nie są podobne. 
Z dobrych informacji, w sezonie ma jeździć autobus z Zielonej do Sławy. I ma stawać w Bojadłach. Ostani powrotny o całkiem rozsądnej godzinie.
Złą informacją jest, że się po jakiejś na drodze dziurze, zaczęła znowu świecić kontrolka klocków. 

3. Kosiłem. Kosiarką i kosą. Do kosy przypięty trójząb radził sobie z całkiem, całkiem średnicy drzewkami. Niestety, przy tym, jak sobie trójząb radził, wypuszczał zadziwiająco dużo dymu. 
Złą informacją jest, że to wszystko, co ściąłem powinienem wygrabić. A się mojej osobie robić tego nie chce. 


sobota, 27 kwietnia 2024

26 kwietnia 2024


1. Usłyszałem, że opolanie nie są zachwyceni Ustawą o języku śląskim, gdyż zauważyli, że wersja kanoniczna śląskiego będzie tworzona w oparciu o język/gwarę* (*niepotrzebne skreślić) przemysłowej części Górnego Śląska, czyli o język/gwarę* (*niepotrzebne skreślić) inny, niż ten/tą* (*niepotrzebne skreślić), który/którą* (*niepotrzebne skreślić) kultywują. Swoją drogą, w samej przemysłowej części Górnego Śląska język/gwara* (*niepotrzebne skreślić) nie jest jednorodny/jednorodna* (*niepotrzebne skreślić). Poważnie rzecz biorąc, rzeczona Ustawa może doprowadzić do zaniku wielu wersji języka/gwary* (*niepotrzebne skreślić). I to jest zła informacja. 

2. Skądinąd sympatyczny pan, w niemożebnie brudnym warsztacie wymienił hamulce. Wziął za to strasznie dużo pieniędzy, tłumacząc, że nie było to wcale takie proste, jak się mogło wydawać. Wymiana, bo wzięcie pieniędzy skomplikowane nie było. Wyjechałem, zrobiłem kółko po lidlowym parkingu, zapaliła się kontrolka klocków. Wróciłem z reklamacją. Byłem twardy, gdyż próbowano mnie przesunąć na poniedziałek. Okazało się, że problem był z zupełne nową wtyczką, w którą wtyka się kabel od czujnika w klocku. Problem rozwiązany został w sposób tymczasowy. Mam wrócić po majówce, by rozwiązać go permanentnie.
Pojeździłem po okolicy, by hamulce się ułożyły. Złą informacją jest, że niespecjalnie widzę różnicę. Ale może się to brać z tego, że nie jestem specjalnym zwolennikiem używania hamulców. 
Odzwyczaiłem się też od jeżdżenia audi. W Lawinie hamując człowiek od razu skupia się na ominięciu przeszkody, gdyż sprawność lawinich hamulców zwykle nie jest wystarczająca, by Lawinę zatrzymać. 

3. Wróciłem do domu, byliśmy z pieskiem, później wymieniłem w audi opony na letnie. Paleciak świetnie robi za żabę. Jeżeli się tylko ma odpowiednią ilość, odpowiedniego kształtu deseczek. 
Specjalnie kupiłem klucz dynamometryczny, by dociągać śruby z odpowiednim momentem. Złą informacją jest, że nie pamiętam, gdzie ten klucz wsadziłem.

Kosą spalinową wyciąłem nieco chabazi, rosnących na drodze do nowej bramki. Wyciąłbym więcej, ale się skończyło paliwo. Uruchomiłem więc kosiarkę. Pojeździłem, pojeździłem, stanęła. I nie dawała się uruchomić. Nie było to przyjemne, gdyż została mi trauma nieodpalnej kosiarki z czasów sprzed jej remontu. Wróciłem do domu, by powitać gości. Godzinę później, również bez efektu, spróbowałem odpalić znowu. Zauważyłem, że nie ma paliwa w filtrze. Chciałem przez chwilę rozbierać pompę paliwa, ale jednak wpadłem na to, by sprawdzić, czy jest paliwo w baku. Nie było. 

piątek, 26 kwietnia 2024

25 kwietnia 2024


1. Nie wysłuchałem exposé ministra Sikorskiego. I to jest zła informacja, bo człowiek, który udaje znawcę problemów polityki zagranicznej exposé ministra spraw zagranicznych powinien jednak wysłuchać. 

2. Dorosły człowiek, wydawać by się mogło, powinien unikać ryzykownych zachowań. Powinien. Ja tak najwyraźniej nie mam. Koło południa w czwartek mam dedlajn. W znaczeniu, powinienem mieć gotowy felieton. Pisać więc powinienem we środę. No i pisałem. Ale od pewnego czasu coraz mniej piszę w środę, a coraz więcej w czwartek. I to nie jest dobra informacja. Dziś zaczynałem, mając gotowe tylko jedno zdanie. Co więcej, chwilę mi zajęło, nim zrozumiałem o co mi chodziło. W sumie ciekaw jestem, czy mnie wyrzucą, nim osiągnę stan taki, że pisać będę zaczynał kwadrans przed dedlajnem.

3. Odrobiwszy zadania zawodowe, udałem się do miasta. Cele miałem trzy. Po pierwsze: zakupy; po drugie: dyskusja ze Starostwem w kwestii dojazdu, który chyba wyszedł nie tak, gdyż między nim, a naszą działką jest szafa światłowodowa Orange; po trzecie: próba znalezienia mechanika, który by wymienił hamulce w audi. Zacząłem od punktu trzeciego, zrealizowałem punkt drugi, wróciłem do trzeciego, tym razem skutecznie, by, na koniec zrealizować punkt pierwszy. Z przygód: rozmawiałem z burmistrzem elektem. O pogodzie. Konkretnie o śniegu, który właśnie zaczął padać. Zapytałem, czy jest budżet na odśnieżanie. Odpowiedział, że problemem nie jest budżet, tylko to, że już odśnieżarek nie ma, bo rozmontowane. Złą informacją jest, że go nie poznałem, bo bym mógł mu pogratulować.
Kupiliśmy w Biedrze rododendron i magnolię. Rododendrony nam nie wychodzą. Magnolie, wręcz przeciwnie. Chyba, że je przypadkiem skoszę.
Piesek nie chciał iść na spacer. W znaczeniu: wyszliśmy przez nową bramkę, doszliśmy do rozstajnych dróg. Piesek siadł i nie chciał ruszyć. Ruszył dopiero, gdy zapytałem, czy aby nie chce wracać. 

czwartek, 25 kwietnia 2024

24 kwietnia 2024


1. W związku z tym, że powinienem cały dzień spędzić przy komputerze zajmując się zawodowymi obowiązkami, zacząłem kosić. Najsamprzód naładowany akumulator, całkiem zgrabnie poradził sobie z odpaleniem. Zacząłem kosić. Kosiłem i kosiłem. W pewnym momencie doszło do mnie, iż nie koszę równo. Po rozebraniu kosiska, okazało że był strzelił pasek napędzający skrajny prawy nóż. Zamówiłem. Będzie w poniedziałek. 

Już się miałem poddać, ale sobie przypomniałem, że mam jeszcze jedno sprawne kosisko. Przepiąłem i kosiłem dalej. Słuchając Ostatniego pokolenia w Kanale Zero. Ciekawe to było doświadczenie, gdyż Mazurek i – w mniejszym stopniu – Stanowski, nie dali się aktywistom skompromitować do reszty. W znaczeniu: gospodarze mieli zbyt do gości osobisty stosunek. 
Zabawne w sumie było, że pan starszy mówił, że to, co Ostatnie pokolenie robi, to protest obywatelski i że są gotowi ponieść za to odpowiedzialność, jednocześnie mówiąc, że osobiście boi się przyklejać do ulicy. 
Złą informacją jest, że nie mogę sobie przypomnieć na ile sędzia w „Yollowstone” skazał ekoaktywistkę. To była jedna ze scen, za którą cenię rzeczony serial. Obok tej, gdzie wywierana jest presja na kalifornijskich motocyklistach.

2. Poszliśmy z pieskiem. Przez nową bramkę. Serdecznie wzruszyła moją osobę następująca sytuacja. Otóż idziemy sobie pi dwóch stronach słusznej wielkości kałuży. Ciągnięta smycz robi w tej kałuży falę, której piesek się przestrasza. A jeszcze się bardziej przestrasza, gdy smycz z kałuży wyciąga jakąś gałąź. Dociera do niego, że to tylko gałąź. Przestrach zamienia się we wkurw, a w związku z tym, że nie ma wokół nikogo poza mną, wkurw ten postanawia piesek rozładować na mnie. I to jest zła informacja.
Łatwo nie było. Dobrze, że smycz długa. Okręciłem wokół drzewa i kolega nie mógł mie podgryzać. Posiedzieliśmy chwilę, ciśnienie zeszło i poszliśmy dalej. 
A dalej były zające. Ważne że uciekły. 

3. Rozmawialiśmy z sąsiadem Tomkiem o kurach. Pan Zbyszek, który miał być teraz moim dostawcą jajek, nie może ich dostarczyć, gdyż przyjechała do niego wnuczka. I zbiera jajka dla niej. Ale kupił też nowe. Kury, nie jajka. 
Tomek mówił, że kura przemysłowo znosi przez rok. A potem mniej. Na tyle mało, że się przemysłowo nie opłaca. Złą informacją jest, że nie udało mi się dowiedzieć, ile kura żyje, Nikt nie wie. 

środa, 24 kwietnia 2024

23 kwietnia 2024

 


1. Byłem w pałacu w Bojadłach, na spotkaniu poświęconym konserwacji zabytków. Złą informacją jest, że przyjechałem za późno, by wysłuchać wszystkich wykładów.
Właściciela Bojadeł (właściwie to fundatora fundacji, której pałac przekazał) poznałem w 2015 roku w Bukareszcie. Jest dyplomatą. Wtedy był dwójką w Rumunii. Poszliśmy do jakiejś knajpy pić wino, w mieście trwały zamieszki spowodowane nieodpowiedzialnym zachowaniem Andrzeja Dudy, który bezpośrednio po przylocie na spotkanie B9 (chyba pierwsze właściwie, stąd „B” w B9), podjechał pod spaloną dzień wcześniej dyskotekę, w której pożarze zginęło ze trzydzieści osób, by tam zapalić znicz. No i jak to zrobił, podniósł się rwetes, że jak to jest, że przylatuje jakiś Polak i natychmiast jedzie na miejsce, a nikt z miejscowych polityków się tam nie pojawił, a wiadomo, że ofiar było tyle, bo ktoś łapówkę wziął za przymknięcie oczu na połamanie przepisów przeciwpożarowych. No i z tego rwetesu zrobiły się zamieszki, w wyniku których opadł rząd. Te zamieszki i upadanie rządu działy się podczas obiadu wydawanego przez prezydenta Iohannisa. Choć chyba rząd upadł dzień później. W każdym razie po powrocie okrężną trasą, bo przez zamieszki się trudni wracało do hotelu, poszliśmy z Arkiem do knajpy, gdzie się zgadaliśmy, że i skąd znamy lubuskie. I ciekawe to było doświadczenie. 
Pierwszy raz w Bojadłach byłem chyba w 2016 roku. Może rok później. Od tego czasu bardzo dużo się zmieniło. Pałac jest zjawiskowy. A rewaloryzują go właściwie bez pomocy Państwa. 

2. Byłem na spacerze z pieskiem nową trasą. Czyli przez nowo otwartą bramkę. Później, za Dębniakiem w prawo, w stronę Węgrzynic. Później w lewo, w lewo i w lewo. Po pierwszym „w lewo” potknąłem się o grzyba. Wyglądał jak prawdziwek, tyle że był ciemniejszy, miał równie ciemną nogę i od spodu był czerwony. Ojciec mówił, że ktoś mu mówił, że z Zachodniopomorskiem pojawiły się prawdziwki. Dziwny grzyb w lesie uwiarygadnia tę informację. Wieczorem chciałem odpalić kosiarkę. Akumulator nie stanął na wysokości zadania. I to jest zła informacja, gdyż akumulator ten jest nowy. Zobaczymy rano. 
Ale może nie przypadkiem ktoś dorobił w kosiarce główny wyłącznik prądu. Może było tak, że prąd którędyś uciekał. Następnym razem zostawię kosiarkę z włącznikiem wyłączonym i zobaczymy, co się stanie. 

3. Zasnąłem przy dziesiątym odcinku „Szoguna”. I to jest zła informacja, bo będę musiał oglądać ten odcinek jeszcze raz. 


wtorek, 23 kwietnia 2024

22 kwietnia 2024


1. Łażenie po Krakowie z walizką jest bez sensu. Wiem, bo łaziłem. Jeździłem też tramwajem. Najsensowniejsze jednak było jeżdżenie Boltem i Uberem. Peregrynacje związane były z podsumowywaniem wczorajszych wyborów. No więc tak: sukces mimo porażki. Przebudzenie obywatelskie – ludzie zaczęli nie głosować na partyjne szyldy. Przynajmniej część ludzi. Wynik wyborów efektem Wassermann. Wszyscy czekają na to, aż się okaże co za to dostanie. W bloku, w którym mieszkałem na Piaskach między 1978 a 1992, mieszkało z tysiąc ludzi. Różnica, to pięć takich bloków (więcej, bo dzieci jednak nie głosują). Platforma niby wygrała, ale jakby dostała łomot, bo nawet tam, widzą jak wielkie użyto środki i jak mało brakowało, by były na nic. No i nieistniejąca partia CPK. Znaczy: partii nie ma, ale są wyborcy. 
Ludzi, którym się nie podoba to, co się dzieje w Krakowie, jest procentowo więcej, niż tych, którym się nie podobało to, co się działo w Warszawie, kiedy Ruchy Miejskie próbowały odwołać HGW. Jest więc szansa, że prezydent Miszalski nie będzie się pilnował. Środowisko zaś wyborców kandydata Gibały, będzie pilnować, by się Miszalski pilnował. W każdym razie warto patrzeć na to, co się będzie w Krakowie dziać. 


2. Nie pamiętam, czy to już mówiłem, ale Balice są jakoś klaustrofobiczne. I zatłumione, w znaczeniu, że jest tam zbyt wielu ludzi naraz. Przed startem staliśmy w kolejce. Cztery samoloty czekały, bo wojskowy pilot Bryzą trenował dotykanie pasa. Bryza mała, samoloty czekające duże. Zabawnie to wyglądało.
Na Balicach parkuje jeden z ukraińskich dyspozycyjnych chyba boeingów. Już ponad dwa lata. 
W Warszawie wysiadłem bramką obok bramki, którą miałem wsiadać. Jeszcze mi się tak nie zdarzyło. I właściwie się nie zdarzyło, bo kazali nam przejść do bramki po drugiej stronie lotniska. 

Musiałem podjechać do Nowego Tomyśla, bo niesławny w pewnych kręgach „Lubuszanin” pociąg z Lublina do Zielonej Góry miał takie spóźnienie, że bardziej się opłacało pojechać czterdzieści kilometrów na wschód i stamtąd na zachód, niż godzinę z kawałkiem czekać na dworcu w Babimoście. Tak udało się być przed jedenastą w domu. 
„Lubuszanin” jest niesławny, bo się często spóźnia, Za to jest tańszy. Przypomina to trochę rysunek Raczkowskiego zainspirowany historią z Warszawy początku lat dwutysięcznych. Z taksówki wysiada człowiek z podbitym okiem. Biją, ale są najtańsi. 
W oryginale chodziło chyba o to, że kierowca taksówki pobił jakich dwóch znanych gejów. Złą informacją jest, że nie pamiętam, co to była za korporacja. 

3. Przed północą nawiedziłem sąsiada Tomka. Przez nowo założoną bramkę. Złą informacją jest, że się Białorus popsuł. Chyba uszczelka pod głowicą. Jutro ma przyjechać mobilny naprawiacz. Miałem dołożyć swoje trzy grosze do montażu bramki, montując zamek. W znaczeniu: wkładkę. Okazało się, że śruba blokująca jest o parę milimetrów zbyt długa, więc ją jutro będę musiał obciąć.  

poniedziałek, 22 kwietnia 2024

21 kwietnia 2024


1. Przespałem pół dnia. Właściwie to przedrzemałem, oglądając jednym okiem czwartą serię „24 godzin”. I to jest zła informacja, bo miałem iść na mecz „Cracovii”. Trzydzieści lat temu zdarzało mi się chodzić na drugie połowy meczów, bo wpuszczali za darmo. Teraz się już tak nie da. 

2. Zjadłem późne śniadanie w „Żonglerce”. Bardzo porządną kanapkę z krewetkami. Pojeździłem tramwajem. Odkryłem przy okazji, że po niegdysiejszej drukarni, gdzie drukowano gazety, w których w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych pracowałem, została wyłącznie dziura w ziemi, którą za chwilę wypełnią fundamenty jakichś pewnie bloków. 
Widziałem też wieczorne, grupowe wyjście, by zagłosować w wyborach. No i zaprowadzono mnie do tajskiej restauracji przy Dolnych Młynów. Ponoć wybitnej, ale nic nie zjadłem bo nie miałem czasu. I to jest zła informacja. 

3. Obserwowałem wieczór wyborczy u kandydata Gibały. Exit polls, mimo iż przegrane, dostarczyły sali wiele radości. Później zaczęły spływać wyniki z komisji, które tę radość podtrzymywały. Aż przyszło w końcu 90% i się okazało, że nic z tego nie będzie.
Prawda jest taka, że kandydat Gibała osiągnął gigantyczny sukces. W pierwszej turze dostał prawie osiemdziesiąt tysięcy, w drugie o czterdzieści tysięcy więcej. Do zwycięstwa brakło mu z pięć tysięcy (istnieje szansa, że odebrała mu je pani Wassermann). Mało brakowało. Patrząc na siły i środki zaangażowane przez kontrkandydata, można mieć wątpliwości, czy wybory były równe. Ale taki mamy klimat. 
Cóż, w każdym razie, wygląda na to, że Kraków będzie dalej podążał ścieżką wytyczoną przez profesora Majchrowskiego. I to jest zła informacja.


 

niedziela, 21 kwietnia 2024

20 kwietnia 2024

 


1. Prawie spóźniłem się na samolot. To efekt mojej poprzedniej pracy, gdzie się przyzwyczaiłem, że na lotnisko trzeba przyjechać przed odlotem samolotu. Jakieś boardingi, kolejki do kontroli nie miały znaczenia. Najpierw nie wyglądało to wszystko dobrze, gdyż boltowiec popełniał wszelkie możliwe błędy przy wyborze pasów. Poźniej zrobiło się lepiej, gdyż kolejka do kontroli nie była straszna. Na koniec, bezpośrednio przede mną otwarto nową bramkę. W każdym razie pod gate (jak to nazywają na lotnisku) trafiłem pięć minut przed boardingiem. No i się okazało, że samolot jeszcze nie doleciał. Z tego wszystkiego, wylecieliśmy z godzinę po czasie. 
Złą informacją jest, że nie jest powiedziane, że takie szczęście będę miał za każdym razem, więc powinienem się przyzwyczaić do tego, że na Okęciu powinienem być godzinę przed boardingiem. 

2. Z fascynacją obserwowałem socialową imbę: Duda zjadł pizzę. Imba rzeczona najwięcej mówi o skuteczności Marcina Mastalerka, gdyż udało mu się w społeczeństwie wytworzyć przekonanie, że jeżeli się gdzieś pokazuje, to razem z nim jest głowa państwa. Tym razem tysiące internautów Andrzeja Dudę zobaczyło w Wojtku Kolarskim.

Amerykański Kongres przegłosował pomoc dla Ukrainy. 
„Former President Trump's meeting with Polish President Andrzej Duda at Trump Tower included discussion of Russia's war in Ukraine. Duda is «staunchly anti-Russia. So, in terms of a persuasive voice on the Ukraine issue, he might be able to get through to Mr. Trump» on the aid package” – napisało parę dni temu CBS. 
Paweł Kowal ogłosił, że to na pewno efekt tweeta Donalda Tuska. Tego, w którym naobrażał republikanów. To, że Paweł Kowal gada głupoty, to nic nowego. Bardziej interesujący jest entourage w jakim te głupoty opowiada. Otóż w profesor Kowal jest szefem sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. I w związku z tym jeździ po świecie. Zdecydowanie bardziej niż poprzednicy. Ale to jakoś można uzasadnić – dawno nie jeździł i musi zobaczyć, jak się świat od poprzedniego razu zmienił. Trudniej uzasadniać, że jeździ po tym świecie ze świtą. Ma swojego fotografa i kamerzystę, którzy wrzucają w Internet obrazki. Na przykład: Kowal czyta gazetę. Kowal i wiewiórki. Kowal przed drzwiami czeka na coś. Za PiS-owskiego reżimu zdarzały się przypadki wojewodów, którzy jeździli z podobnymi ekipami. Różnica jest taka, że oni jeździli wokół komina, a Kowal lata po świecie. Dokumentowanie działalności Kowala nie ma specjalnego sensu, bo jego funkcja nie ma jakiegoś specjalnego znaczenia. Zasięgi postów w których efekty tego dokumentowania widać biorą się raczej z szydery niż zainteresowania. 
Złą informacją jest, że ludziom, którzy drą łacha z tych obrazków pewnie by nie było do śmiechu, gdyby się dowiedzieli ile pieniędzy z ich podatków na to idzie. 

3. Tymczasem w Krakowie. Ja tymczasem jestem w Krakowie. 
Idąc przez rynek zobaczyłem wiec Jaszczura Olszańskiego. Żyłem w przekonaniu, że to wszystko, co robi jest jakimś rodzajem stand-up'u. Jednak było tam parę osób, które sprawiały wrażenie, jakby brały to na poważnie. 
Kiedy przechodziłem mówił akurat, że kiedy przejmie władzę, to stworzy urząd bezpieczeństwa, który będzie weryfikował polskość i niepolaków usuwał z funkcji. Opowiedział też historię o jego znajomym, którego za niedopełnienie formalności Urząd Skarbowy ukarał kwotą 50 tys. zł. Znajomy ubrał białą koszulę, jarmułkę, poszedł do tego Urzędu i urzędniczka, jak tylko go zobaczyła, karę cofnęła. Więcej nie słuchałem. Wolność słowa ma swoje minusy. I to jest zła informacja. 

Później wszedłem do knajpy „Żonglerka”, na rogu Syrokomli i Ujejskiego. Świeżo otwartej przez mojego znajomego z czasów licealnych. Zaczęli się tam pojawiać ludzie, których nie widziałem ze trzydzieści lat. Ciekawe doświadczenie. 

No i z tego wszystkiego zrobiła się szósta rano.