czwartek, 30 kwietnia 2015

29 kwietnia 2015


1. Zawiozłem Bożenę do pracy. Wpadłem na plotki do Emilii do Promenady. Nie jest chyba specjalnie popularną wiedza, że w Promenadzie są też biura. Dowiedziałem się o tym z siedem lat temu, kiedy przez chwilę chciałem wejść na nową ścieżkę kariery i zostać człowiekiem, który pisze dialogi do programu rozrywkowego. O tym, że nic z tego nie będzie dotarło do mnie dość szybko. Pani zapytała dlaczego nie przyniosłem wydrukowanego CV. Odpowiedziałem, że nie przyniosłem wydrukowanego, bo wcześniej przysłałem elektroniczne. Pani na to, że tak, ale dlaczego nie przyniosłem wydrukowanego? Odpowiedziałem, że jeżeli udostępni mi na chwilę komputer, to wydrukuję na drukarce, którą widziałem w sąsiednim pokoju.
Pani się zdenerwowała, wyszła, wróciła z wydrukowanym CV. Zobaczyła mój wiejski adres. I zaczęła szczebiotać, że była kiedyś na wsi. I że tam też w adresie nie było nazwy ulicy, tylko sam numer domu.
Jeżeli to był test, to go nie zdałem. I to jest zła informacja, bo w moim wieku powinienem sobie radzić w takich sytuacjach.

2. Udałem się do Beirutu, gdzie dawno za dnia nie byłem. Ogródek rozstawiony, można więc kontemplować okolicę. Bardzo było przyjemnie, choć w związku z koniecznością dalszego jeżdżenia nic nie wypiłem. Kulturalny człowiek potrafi się bawić bez alkoholu. Krzysztof wybiera się na finał Pucharu Polski. Dostał już nawet bilet. Ja tam mecze piłkarskie wokę oglądać z lóż. Ważne, żeby był alkohol i telewizor. Na telewizorze lepiej widać.
Podszedł do stolika zagraniczny człowiek i nieco krzywym angielskim opowiedział, jak wizytę w Izraelu podsumował nasz wspólny kanadyjski znajomy. Otóż nie mógł przeżyć cen. Makaron na plaży – równowartość 70 złotych.
Uważam, że patrzył na to ze złej strony. Zapomniał, że w cenie jest ochrona tej ichniej antyrakietowej kopuły. Rzeczony Kanadyjczyk gra w serialu chyba „Ranczo” Amerykanina. Chyba z sukcesem.

Wróciłem do domu i wysłałem PIT-a. Znaczy, użyłem tego wstępnie przez system wypełnionego. [Jeżeli ktoś jeszcze ma problem z decyzją, na co przeznaczyć 1% – Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego, KRS: 0000083356 w rubryce „cel szczegółowy 1%” proszę wpisać: Jacek Gruszecki]
[Państwo Polskie nie refunduje pewnych terapii SM i to jest zła informacja. Robi to np. Bułgaria, niestety nie każdy chory może wyemigrować]
[za to wydaliśmy z półtorej bańki na kampanię promującą in vitro]

3. Obejrzeliśmy film pod wiele mówiącym tytułem „Furia”. Ktoś zdanie „In WW2 American tanks were outgunned and out armored by the more advanced German tanks” przetłumaczył „Podczas II wojny światowej nowoczesne niemieckie czołgi górowały nad amerykańskimi liczebnością i siłą rażenia”. Śmiem twierdzić, że gdyby nowoczesne niemieckie czołgi górowały również liczebnością, wojna potoczyłaby się inaczej.
Film taki sobie. Za to zrealizowany z dość dużym przywiązaniem do detali. Nie wiedziałem wcześniej, że Sherman miał stabilizator lufy.

[UWAGA SPOJLER!]
Pod sam koniec filmu, kiedy bohater leży schowany pod czołgiem, zauważa go młody SS-man i nie wszczyna alarmu. –To pewnie młody Günter Grass – skomentowałem. Bożena powiedziała, że czekała aż to powiem. I to nie jest dobra informacja, bo chwilę mi zajęło nim na to wpadłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz