1. Obudziłem się w sam raz na to,
żeby obejrzeć rozmowę Rymanowskiego z Andrzejem Dudą.
Rymanowski chciał przebić Monikę Olejnik. I to jest zła informacja.
Rymanowski chciał przebić Monikę Olejnik. I to jest zła informacja.
Najwyraźniej wszystkie moje wcześniejsze teorie na temat zachowań pani Moniki wynikały z mojego seksizmu i ageizmu. Mimo iż jakoś specjalnie ich nie rozgłaszałem i tak za nie przepraszam.
Później w TVN24 widziałem wywiad z człowiekiem choinką. Chyba miało być śmiesznie. Wyszło strasznie, bo pytania dziennikarki były jeszcze głupsze niż cała sytuacja. Cóż, cała prawda – całą dobę.
2. Miałem wieczorem iść do Baru
Studio na imprezę organizowaną przez dyrektora Zydla i prezydenta
obywatela Jóźwiaka. Byłoby to bardzo interesujące doświadczenie.
Zwłaszcza, że skład gości zapowiadał się bardzo interesująco.
Niestety obowiązki wysłały mnie do Krakowa. Znaczy nie tylko
obowiązki. W każdym razie ruszyłem koło 20. Wyjeżdżało się
powoli, bo korki. I deszcz. Audi TT świetne. Co prawda ograniczyłem
możliwości wirtualnego kokpitu, bo przypadkiem wyjąłem kartę sim
i nigdzie nie mogłem znaleźć PIN-u. Piątek wieczorem, więc do
nikogo z potencjalnych posiadaczy tej informacji nie udało mi się
dodzwonić. Ale może to i dobrze, bo zamiast bawić się Audi
Connect koncentrowałem się na jeździe.
No i tak się skoncentrowałem, że w Szydłowcu przejechałem skrzyżowanie na czerwonym świetle. No i to, że przejechałem samo z siebie nie byłoby problemem, gdyby nie to, że przejechałem, bo się zagapiłem na stojący przed skrzyżowaniem radiowóz.
Przez chwilę miałem nadzieję, że nie będzie im się chciało w deszczu ruszać. Niestety. Zwolniłem więc czekając, aż biedna kia błyśnie niebieskim światłem.
Panowie poinformowali mnie, że za wykroczenie należy się 400 złotych i 6 punktów, ale w związku z tym, że nie próbowałem opowiadać, że było żółte ukażą mnie 100 złotymi i jednym punktem.
Najwyraźniej uważali, że Szydłowiec dziś wystarczająco źle się kojarzy.
Wygląda na to, że w Świętokrzyskiem budują S7. Jest to dobra informacja z wyraźnym minusem. Na bardzo długich odcinkach są zwężenia, ograniczenia prędkości i praktycznie nie da się wyprzedzać. Chwilę po północy byłem w Krakowie. Załatwiłem pierwszą partię spraw i pojechałem do Szpitala Wojskowego na Wrocławską, gdzie mój osobisty doktor pełnił dyżur w SOR-ze. Szpital został skomputeryzowany w związku z tym przemeblowano jego dyżurkę. Poszło o to, że kabel nie sięgał.
Na stole mojego osobistego doktora stanął chyba 24-calowy monitor, odpalał jakiś system. Literki w nim oczywiście były tak małe, że słabo było w nie trafić myszką. Kiedy chciał coś wydrukować, wszystko się wieszało. Musiał zaczynać od nowa.
Drugi system, jaki ostatnio widzę (po policyjnym) zaprojektowany tak, by maksymalnie utrudnić użytkownikowi korzystanie z niego.
Walcząc z komputerem mój osobisty lekarz załamywał ręce nad światem. Na przykładzie pacjenta, który rzygał krwią, miał tam niezbyt wiele alkoholu we krwi, ale równocześnie był nastukany nie wiadomo czym. Nie wiedział gdzie jest, co się z nim dzieje.
–No i biorą w tych klubach jakieś przedziwne rzeczy – opowiadał – ostatnio przyszły dwie panienki. Jedna miała otwarte złamanie podudzie, druga złamaną kość udową. W ogóle tego nie czuły. Ta pierwsza jakoś kontaktowała, druga mniej. Gdybym wiedział, co brały mógł bym stosować to u siebie w gabinecie. Poważne operacje bez narkozy. Ale nie wiem i nie mam jak się dowiedzieć”
I to jest zła informacja.
3. Z Krakowa wyjechałem po trzeciej. Udało mi się mimo zwężeń wyrównać rekord, jaki ze dwanaście lat temu zrobiłem z pierwszy dzień Świąt fordem Granadą. Dwie godziny czterdzieści.
Mimo agresywnej jazdy średnie spalanie ledwo przekroczyło 10 litrów.
Wszystko by było super ale na zakrętach gdzieś na wysokości Białobrzegów okazało się, że przy prędkości powyżej 200, może 220 km/godz. samochód traci stabilność. I to jest zła informacja.
Kolejna zepsuta testówka w tym roku?
Na razie trzymam się tej wersji. Wolę wierzyć, że to świetny samochód.
No i tak się skoncentrowałem, że w Szydłowcu przejechałem skrzyżowanie na czerwonym świetle. No i to, że przejechałem samo z siebie nie byłoby problemem, gdyby nie to, że przejechałem, bo się zagapiłem na stojący przed skrzyżowaniem radiowóz.
Przez chwilę miałem nadzieję, że nie będzie im się chciało w deszczu ruszać. Niestety. Zwolniłem więc czekając, aż biedna kia błyśnie niebieskim światłem.
Panowie poinformowali mnie, że za wykroczenie należy się 400 złotych i 6 punktów, ale w związku z tym, że nie próbowałem opowiadać, że było żółte ukażą mnie 100 złotymi i jednym punktem.
Najwyraźniej uważali, że Szydłowiec dziś wystarczająco źle się kojarzy.
Wygląda na to, że w Świętokrzyskiem budują S7. Jest to dobra informacja z wyraźnym minusem. Na bardzo długich odcinkach są zwężenia, ograniczenia prędkości i praktycznie nie da się wyprzedzać. Chwilę po północy byłem w Krakowie. Załatwiłem pierwszą partię spraw i pojechałem do Szpitala Wojskowego na Wrocławską, gdzie mój osobisty doktor pełnił dyżur w SOR-ze. Szpital został skomputeryzowany w związku z tym przemeblowano jego dyżurkę. Poszło o to, że kabel nie sięgał.
Na stole mojego osobistego doktora stanął chyba 24-calowy monitor, odpalał jakiś system. Literki w nim oczywiście były tak małe, że słabo było w nie trafić myszką. Kiedy chciał coś wydrukować, wszystko się wieszało. Musiał zaczynać od nowa.
Drugi system, jaki ostatnio widzę (po policyjnym) zaprojektowany tak, by maksymalnie utrudnić użytkownikowi korzystanie z niego.
Walcząc z komputerem mój osobisty lekarz załamywał ręce nad światem. Na przykładzie pacjenta, który rzygał krwią, miał tam niezbyt wiele alkoholu we krwi, ale równocześnie był nastukany nie wiadomo czym. Nie wiedział gdzie jest, co się z nim dzieje.
–No i biorą w tych klubach jakieś przedziwne rzeczy – opowiadał – ostatnio przyszły dwie panienki. Jedna miała otwarte złamanie podudzie, druga złamaną kość udową. W ogóle tego nie czuły. Ta pierwsza jakoś kontaktowała, druga mniej. Gdybym wiedział, co brały mógł bym stosować to u siebie w gabinecie. Poważne operacje bez narkozy. Ale nie wiem i nie mam jak się dowiedzieć”
I to jest zła informacja.
3. Z Krakowa wyjechałem po trzeciej. Udało mi się mimo zwężeń wyrównać rekord, jaki ze dwanaście lat temu zrobiłem z pierwszy dzień Świąt fordem Granadą. Dwie godziny czterdzieści.
Mimo agresywnej jazdy średnie spalanie ledwo przekroczyło 10 litrów.
Wszystko by było super ale na zakrętach gdzieś na wysokości Białobrzegów okazało się, że przy prędkości powyżej 200, może 220 km/godz. samochód traci stabilność. I to jest zła informacja.
Kolejna zepsuta testówka w tym roku?
Na razie trzymam się tej wersji. Wolę wierzyć, że to świetny samochód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz