niedziela, 14 czerwca 2020

9–12 czerwca 2020


Wtorek-środa-czwartek–piątek
Jest tak wspaniale, że trudno znaleźć trzy negatywy dziennie. Choć może raczej czas na to, by je spisać.

1. Wezwany do tablicy prof. Żerko wrzucił zmontowane przez kogoś na YouTube co lepsze kawałki programu „Poligon”. Nie było tam niestety zapamiętanej przeze mnie wersji czołówki. Za to YouTube zaczął mi wyświetlać Dzienniki Telewizyjne z roku 1984. Ciekawe doświadczenie. Dotarło do mnie, skąd u niektórych moich kolegów wola walki o to, by media za każdym razem odnotowywały ich obecność w pozbawionych większego znaczenia wydarzeniach. Z dzieciństwa. O problemach działów ekonomicznych przedsiębiorstw rozmawiano na spotkaniu Mariana Woźniaka z kierownictwem Stowarzyszenia Księgowych w Polsce. 

Dotarło do mnie, że jestem dziś starszy niż ludzie, którzy wtedy byli w mojej ówczesnej świadomości starzy. I to nie jest dobra informacja. 

2. Środa. Rano zmokłem na Spokojnej. Trochę. Wysiadłem z auta, kiedy zaczęło lać. Ale to nie był specjalny problem. Impreza odbywała się w miejscu, które red. Mazurek upodobał sobie do organizacji imprez towarzyskich. Za dnia jest tam trochę inaczej. Wieczorem nie ma tylu dzieci.
„Karta rodziny”. Kiedy tylko padły słowa o „Ideologii LGBT” wiedziałem, że przykryją całą resztę. Że się zaraz rzucą postępowe media. Rzucą – ramię w ramię – wraz z przedstawicielami klasy politycznej. Jazgot będzie taki, że nikt już nie usłyszy o co tak naprawdę chodzi. I to jest zła informacja. Odezwą się wszyscy zawodowi obrońcy uciśnionych. Setki ludzi zmienią sobie awatary na tęczowe. Homofobia stanie się tematem kampanii. 

Mierzi mnie wykorzystywanie mniejszości seksualnych w rozgrywkach politycznych. Mierzi podgrzewanie do nich niechęci w imię politycznych interesów. Czymże innym było wrzucanie tematu małżeństw czy adopcji. Wprowadzenie małżeństw jednopłciowych wymagałoby zmiany Konstytucji. Czego nie da się zrobić w sytuacji, kiedy większość społeczeństwa nie chce o tym słyszeć. Po co więc podrzucanie tego tematu? Po to, by podgrzać atmosferę. Dlaczego zamiast wymyślać „Kartę LGBT” nie przygotowali projektu ustawy o osobie najbliższej? Dlatego, że nie chodzi o rozwiązanie problemu, tylko o emocje. O podkręcenie podziałów.

Po południu pojechaliśmy do Wielunia. Miło zobaczyć to miasto za dnia – nie przed świtem. Rada Miasta postanowiła uhonorować Prezydenta tytułem honorowego obywatela. Uroczystość miała miejsce w kinie Syrena. Później był więc na rynku. Przez którego większą część kilkuosobowa grupa ukrywająca się pod parasolami piwnego ogródka gwizdkami wyrażała dezaprobatę. Przeczytałem później na stronie TVN24, że Prezydent otrzymał tytuł wbrew mieszkańcom. Autor pominął informację, że tych mieszkańców było dziewięciu.

3. Czwartek. Droga na zachód. Nie spieszyło się nam, więc pojechaliśmy drogą nr 92. Kawałek przed Koninem urodził się pomysł, by skręcić do Lichenia. Poprzednio w Licheniu byliśmy prawie dwadzieścia lat temu. Jeszcze się budował. Złą informacją jest, że przez lata obrósł turystyczno-pielgrzymkową infrastrukturą.
Stołówka ma już nowe drzwi. Są na tyle fajne, że przyjdzie zrobić jeszcze jedne.

Piątek. Pojechałem dobić klimatyzację. Do pana, który zajmuje się serwisowaniem diesli. Wynikł pewien problem techniczny. Znaleźliśmy nie to przyłącze, co trzeba, Nie dało się do niego podłączyć z powodu braku przejściówki – było ono nie takie, jak być powinno. W końcu pan, który zajmuje się serwisowaniem diesli zamówił przejściówkę i zaprosił mnie na poniedziałek. Już miałem wyjeżdżać, kiedy się znalazło właściwe przyłącze – wypełzło z fałdy czasu, w której musiało być, bo nie możliwe, żeśmy go nie zauważyli.
Z panem, który zajmuje się serwisowaniem diesli rozmawialiśmy o podróżowaniu. Wybiera się z rodziną na Florydę na wakacje. Chciałby, żeby CPK był już gotowy. Teraz lata z Berlina. A wolałby z Polski. Był lepszy w udowadnianiu sensowności CPK niż prezes Wild u Mazurka.
Wariują mi klapy nawiewów. Więc klima nie działa jak powinna. Pan, który zajmuje się serwisowaniem diesli polecił mi elektryka w sąsiedniej miejscowości. Podjechałem tam i zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Pan elektryk jest drogi, robi powoli, nie da się z nim umówić na termin – trzeba zostawić samochód w kolejce. Oczekiwanie i naprawa mogą trwać nawet kilka tygodni. Z krótkiej rozmowy wyniosłem wrażenie, że samochód na pewno zostanie naprawiony.

Stolarz narzekając na upał skończył taras.

Wieczorem sąsiedzi robili grilla. Przyjechał ich kuzyn czołgista. Jego Leopard wylądował w Wesołej. Teraz strzela z T72. Nie spytałem go, czy powiedzenie „przejebane jak w ruskim czołgu” nabrało dla niego jakiegoś nowego znaczenia.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz