czwartek, 30 grudnia 2021

29 grudnia 2021


1. Redaktor Szułdrzyński napisał: Mało kto traktuje nasz kraj serio. Białorusini uznali za swego głównego partnera Litwę, Ukraińcy już dawno grają na Niemcy, wiedząc, że nie ma szans na to, by Polska wróciła do głównego stołu rozmów.
Zestawiłem to z fragmentem felietonu Jana Rokity z poprzedniego Magazynu „Dziennika Polskiego”: Ale to co mnie zdumiało, to skala mentalnego zwrotu Ukraińców, gdy idzie o Polskę. Pytani o to, z którymi krajami na świecie Ukraina winna przede wszystkim budować „głęboką więź i współpracę”, na pierwszym miejscu wskazują Polskę (aż 92%), przed Niemcami i Kanadą. Od XIX wieku patronem wszystkich niepodległościowych aspiracji Ukrainy były Niemcy, czy to wilhelmińskie, czy habsburskie (nazywające się Austrią), czy w końcu hitlerowskie. Z kolei Kanada - to wielki sentyment Ukraińców, jako kraj-opiekun ukraińskiej diaspory. A Polska? To Orlęta Lwowskie, kara śmierci dla Bandery, rzeź wołyńska i Akcja „Wisła”. Oto mamy więc całkiem nową postać ukraińskiej samoświadomości! Może się więc Czytelniku już domyślasz, jaki polityk zagraniczny jest dziś godzien najwyższego zaufania ludu ukraińskiego? Tak, tak… to Andrzej Duda, który w tej hierarchii wyprzedza Angelę Merkel i Joe Bidena. Zaś najbardziej niegodni zaufania są Putin, Łukaszenka i… (trzeba przyznać, że Ukraińcy mają niezłą intuicję) – Macron.

Od razu się pojawiły głosy, że to, co mówią Ukraińcy nie ma znaczenia, bo przecież wiadomo, że z Ukrainą mamy złe stosunki. Skąd wiadomo? No… wiadomo. Bo przecież nie możemy mieć dobrych. Dlaczego Ukraińcy większym zaufanem niż Markel darzą Dudę? Bo się nie znają. Bo co oni tam mogą wiedzieć.  
Nie to, co nasi celebryci publicystyki. Oni lepiej od Ukraińców wiedzą, jakie i z kim stosunki ma ukraiński Prezydent.

Ech, gdybym miał taką łatwość pisania głupot, to bym się wysypiał. Nie mam – więc się nie wysypiam. I to jest zła informacja. 

2. Przed domem lodowisko. Ziemia nie zdążyła odtajeć, a tu spadł deszcz. Ledwo udało mi się parę razy nie wywinąć orła. Odwieźliśmy dziewczyny na pociąg. Tym razem Szczecin–Rzeszów. Długi pociąg. Dłuższy wręcz niż peron. Kierownik pociągu się denerwował, że proces wsiadania trwał zbyt długo. Wszytko wyjaśnił mu odprowadzający kogoś człowiek, o wyglądzie burmistrza Świebodzina: ludzie stoją pod zadaszeniem. A zadaszenie jest w miejscu, gdzie staje ostatni wagon. Zanim dolecą do wagonu właściwego, chwilę zejdzie. Trudno się nie zgodzić. Najwyraźniej za Niemca, kiedy dworzec budowano, pociągi były krótsze. 
Nie chciało nam się wchodzić do żadnego sklepu, więc wróciliśmy prosto do domu.

Sprawdziłem. Kupiony w Świebodzinie pasek jest taki, jak trzeba. Proces zmiany też jest prosty. I krótkotrwały. W związku z tym, ze ślizgającym się będę jeździł do wiosny, bo nie będzie okazji na to, żeby go wymienić. I to jest raczej zła informacja. 

3. Obejrzeliśmy „1917”. Bardzo ładny film. U nas takich nie robią. I to jest zła informacja. 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz