1. Sobota. Zaczęła się od tweeta dyrektora Dębskiego. Wolę go tytułować „dyrektorem” niż „profesorem”. Sarkastycznie napisał, że „na szczęście jeszcze tylko dwa miesiące polskiej prezydencji w Radzie UE i będziemy się mogli aktywnie włączyć w ten krytycznie ważny dla bezpieczeństwa Europy proces dyplomatyczny. Dopust Boży z tą prezydencją… prawdziwy pech, że w takim czasie padło na nas.” Napisał w kontekście braku udziału Polski w rozmowach na temat Ukrainy.
Pamiętam plany, które jeszcze w 2023 roku czynione były w związku z prezydencją. Mieliśmy, jako Polska, zajmować się odbudową relacji transatlantyckich. Władza się zmieniła. Nowa postanowiła abdykować.
W 2014 roku, Polska nie usiadła do stołu, przy którym negocjowano Porozumienia Mińskie, bo prezydent Komorowski (na obchodach D-Day) nie był zainteresowany. Albo nie zrozumiał, że zainteresowany być może.
Swoją drogą, powinno się na tym – przepraszam za wyrażenie – kejsie uczyć dyplomatów, dlaczego powinni reagować, kiedy widzą, że VIP nie ogarnia sytuacji, w której jest, a sytuacja ta może mieć bardzo ważne polityczne skutki.
Dekadę później trudno uwierzyć, by Donald Tusk, czy Radosław Sikorski, nie zdawali sobie sprawy z tego, że prezydencja dawała nam pewne miejsce przy negocjacyjnym stole. Postanowili do tego stołu nie siadać. O tym też się kiedyś będzie uczyć.
Później ktoś wrzucił zdjęcie Hołowni z pogrzebu papieża Franciszka. Potem ktoś wrzucił inne zdjęcie, na którym widać z jakim niesmakiem na fotografującego marszałka patrzy Kozioł z ochrony osobistej Prezydenta.
Nie należy łączyć funkcji pajaca z funkcją marszałka Sejmu. Dlatego nigdy bym nie chciał być marszałkiem Sejmu.
2. Niedziela. Obejrzałem całą konwencję Karola Nawrockiego. Coraz częściej czuję się, jakbym był dziesięć lat młodszy. Coraz częściej widzę podobieństwa z kampanią z 2015 roku. Powinienem o tym napisać, ale mi się nie chce. Mógłbym komuś udzielić wywiadu.
W 2015 roku, gejmczendżerem była konwencja. Po niej coś się zmieniło. W znaczeniu: ludzie, najpierw cicho, żeby nie zapeszyć, zaczęli mówić, że Andrzej Duda może te wybory wygrać. Tym razem gejmczendżerem były Końskie. Po których ludzie zaczęli mówić, że Trzaskowski może wybory przegrać. Jeżeli odpowiednio wielu ludzi mówi coś cicho, to przestaje być cicho.
Konwencja była bezbłędna. Jak ta w 2015, tylko bardziej. Pawłowi Szefernakerowi udało się przekonać Andrzeja, żeby się w Łodzi pokazał. Udało się to zachować w tajemnicy, również wobec pewnych ludzi z otoczenia Prezydenta. Tych, którym bardzo zależało na tym, żeby się w Łodzi (i gdziekolwiek indziej w tym kontekście) nie pokazał. Pojawił się, walnął przemówienie w najlepszym swoim stylu. No i powiedział to, co już wielokrotnie sugerował, czyli że zagłosuje na Karola. Podkreślając, że mówi to, jako obywatel Duda, a nie prezydent Duda.
Zresztą nawet formalnie to była jego prywatna wizyta, więc czepianie się, że złamał słowo, bo wcześniej mówił, że prezydent nie będzie uczestniczył w kampanii, jest nieco naciągane. Obywatel Andrzej Duda nie stracił praw obywatelskich.
Karol Nawrocki nauczył się przemawiać. A w związku z tym, że niesie go fala, będzie to robił coraz lepiej.
Jestem się gotów założyć, że Paweł Szefernaker będzie tu kiedyś premierem. A jak będzie, to ja będę z tego dumny, jakby to była moja zasługa.
Tymczasem w Poznaniu występował Rafał Trzaskowski. Kilkunastu polityków Platformy napisało na Twitterze, że na wiecu było ponad 10 tys. ludzi.
Tweety na ten temat policzył Paweł Olszewski.
Policzył i napisał, że na wiecu było tysięcy kilkadziesiąt.
3. Oglądamy na Applu „Your Friends and Neighbors”. Bożena mówi, że się trochę ciągnie. Dla mnie serial jest wyśmienity.
Bohatera gra ten gość z „Mad Men”. Ten co chwilę temu wystąpił w „Landman”.
Pierwszy raz w życiu zrobiłem czerwony barszcz nie w grudniu. Złą informacją jest, że nie wyszedł taki, jakbym chciał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz