1. No więc w związku z wizytą kolegi Kuby położyłem się późno. Za to wstałem wcześnie, gdyż musiałem kolegę Kubę zawieźć na pociąg. Bardzo wcześnie. Gdyż kolega Kuba miał w południe wystąpić w Warszawie w radio. Dojechaliśmy na dworzec, doszliśmy na peron. Postaliśmy chwilę. Z głośników popłynął głos, tym razem nie nieco bełkoczącego kolejarza, lecz jakiejś sztucznej inteligencji. Informujący, że pociąg przybędzie z dziesięciominutowym opóźnieniem. Po dziesięciu minutach usłyszeliśmy, że opóźnienie wzrosło do minut siedemdziesięciu. Czyli nie było szansy na to, żeby kolega Kuba dojechał na tę dwunastą. Postanowił więc, że będzie z radiem rozmawiał przez telefon. Wróciliśmy więc do domu. I to jest w sumie zła informacja, bo gdyby podjął tę logiczną decyzję wcześniej, spałbym dłużej niż trzy godziny. A brak snu wzmógł u mnie urodzinową depresję.
2. Szedłem z psem słuchając, jak kolega Kuba komentuje epokowy traktat pomiędzy Tuskiem a Macronem. Rozsądnie nie przywiązywał do rzeczonego traktatu zbyt wielkiej wagi.
Ubawił mnie prowadzący, który powiedział, że Polska po latach wraca – nie pamiętam, która to była kalka – do pierwszej ligi światowej polityki.
Dowodem miało być, że premier jedzie do Kijowa z europejskimi przywódcami.
Pamiętam czasy, kiedy to Polskę pytano, czy może z nami do Kijowa jechać kanclerz Niemiec. A my odpowiadaliśmy, że nie może. I nie jechał. I generalnie wielu było nam za to wdzięcznych, bo Niemiec nie powinien jeździć na gapę.
Wcześniej w rzeczonym radio ktoś opowiadał, że najważniejsze francuskie gazety piszą, że Polska jest ważna i że to dla nas jest ważne. A to jednak nie tak działa. Gazety te pisząc, że Polska jest ważna robią dobrze nie Polsce, tylko Macronowi, który jak kania dżdżu, wygląda sukcesu.
Z ciekawych rzeczy usłyszałem, że Putin dziękował Chińczykom za wkład w walkę z państwami Osi. Ciekawe, jak się czuł Xi, przecież nie jest z tych, którzy kultywują tradycję Kuomintangu.
Piesek całą drogę był grzecznym pieskiem. Co mu się chwali.
3. Jack Daniel's zrobił bardzo dobrą żytniówkę (Bonded Rye). Wypiliśmy pół butelki z Głównym Wykonawcą, który nas nawiedził w celu sprawdzenia, czy architekt na pewno dokładnie wymierzył schody, bo będzie zamawiał piaskowiec.
Rozmawialiśmy o polityce, narciarstwie, polityce, portugalskich i wielkopolskich zwyczajach weselnych, samorządowcach, alkoholu. Generalnie było miło. Złą informacją jest, że nie obejrzałem przez to debaty. Obejrzeć więc muszę Trzaskowskiego i debatę.
Korzystając z tego, że piszę to już parę lat, przypomniałem sobie, co mi się zdarzało robić tego dnia poprzednimi laty. Napisać, że to zła wiadomość, to nic nie napisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz