Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Paweł Graś. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Paweł Graś. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 stycznia 2016

18 stycznia 2016


1. Zamiast na plac Schumana, na demonstrację K.O.D. udałem się na śniadanie. 
Takie sobie i to jest zła informacja. 
Pułkownik, z którym śniadałem sugerował, bym nie narzekał, bo nie musiałem jadać MRE – amerykańskich racji żywnościowych. Prawda. Nie musiałem, ale od tego śniadanie nie zrobiło się lepsze.
Przez hotelowe lobby co jakiś czas przeciskał się policjant z karabinkiem Steyr AUG. Z palcem na spuście. Policjant miał brodę, furażerkę i był podpisany w dwóch językach.
W hotelu było jeszcze kilka delegacji, liczba rządowych aut przekraczała miejsce na podjeździe, więc policjanci bawili się w coś jakby samobieżną wersję Sokobana. Z całkiem niezłym skutkiem. Udało im się nie blokować sąsiadujących ulic.

2. Mam dziwne wrażenie, że minister Graś wziął mnie za kogoś innego. W korytarzu na poziomie osiemdziesiątym, gdzie czekaliśmy, na ścianach wisiały zdjęcia. Wśród nich – prezydenta Kaczyńskiego. Koleżanka, która była na wizycie przygotowawczej zauważyła, że wcześniej tego zdjęcia nie było. Powieszono je specjalnie dla nas. To miłe.
Swoją drogą niezłym trzeba być megalomanem, żeby ósme piętro nazywać poziomem osiemdziesiątym.
Budynek Rady trochę brzydki. Określenie „jak za Gierka”, które zupełnie nie pasuje do wędlin, świetnie pasuje do architektury. Budynek Rady „za Gierka” otrzymałby tytuł mistera miasta, w którym by go postawiono. Gdyby rzecz jasna wybudowano go w Polsce.
Z korytarza przegnano nas do pomieszczenia, które pełniło rolę baru. Na półkach mnóstwo kieliszków, na barze kilka napoczętych flaszek. Wlazłem za bar, nalałem do kieliszka wody z kranu, wypiłem [dzięki Komisji Europejskiej woda z kranu musi się nadawać do picia] natychmiast pojawił się jakiś pan i łypnął. Gdyby to nie była Rada Europejska, można by sądzić, że sprawdzał, czy zachowuję bezpieczną odległość od napoczętych flaszek. Dolałem sobie wody. On zaczął majstrować przy ekspresie. Wypiłem. Wróciłem na korytarz.
Uczestniczenie w wizytach oficjalnych generalnie polega na czekaniu. Kiedyś prosiłem Andrzeja Hrechorowicza, by robił mi zdjęcia, kiedy siedzę w dziwnych miejscach. Przez chwilę robił, ale już wysyłać mi tych zdjęć się mu nie chciało.
Inną czynnością jest szybkie maszerowanie. Spotkanie się skończyło. Szybko przemaszerowaliśmy do sali, gdzie były oświadczenia i pytania z mediów. Zaliczyłem peryskopowy rekord. Nie wiedziałem, że tylu ludzi korzysta z tej aplikacji.

Nie chciałem oceniać samych wypowiedzi. Łatwo by mi było zarzucić brak dystansu. Ale przyznać muszę, że gdybym pracował w sztabie wyborczym #PAD, przeciw któremu startowałby #PDT przed ich debatą nie czułbym raczej niepokoju.

Przewodniczący Tusk jest dużo starszy niż w telewizorze. I niższy. Garnitury za to świetne. Raczej długo nie będzie mnie na takie stać. I to jest zła informacja.

Kiedy wyjeżdżaliśmy po demonstracji K.O.D. nie było śladu. Uczestnicy musieli najwyraźniej wrócić za urzędnicze biurka. Została grupka wielbicieli Prezydenta, która zatrzymała kolumnę i odśpiewała Prezydentowi „Sto lat”.
Nie przywieźliśmy ich ze sobą samolotem.

3. Wszystkie trzy znane mi obiekty NATO są tak samo brzydkie w środku. Pewnie chodzi o to, żeby żołnierze czuli się tam swojsko. 
Z jednego, do drugiego NATO jechaliśmy koło Waterloo. Z autostrady widać było lwa na kopcu. 
W drugim NATO, po ceremonii powitania musieliśmy się pozbyć telefonów komórkowych. I to jest zła informacja. Gdybym miał telefon, to bym próbował zrobić sobie selfie z generałem Breedlovem, który, po tym jak rozkazał przejechać strykerom przez Polskę – jest moim bohaterem.

Swoją drogą – jeżeli ktoś mi będzie powtarzał, że PiS próbuje wyprowadzić Polskę z NATO, to go zabiję śmiechem.