czwartek, 11 września 2014

10 września 2014



1. No więc wtorek okazał się kolejnym dniem, w którym postępowcy nadawali na właściciela nadmorskiej knajpy, który postanowił nie obsługiwać Rosjan. Odezwał się nawet znany i lubiany redaktor Reszka, który w zylion razy podawanym dalej felietonie napisał, że to źle, a ma prawo się na ten temat wypowiadać, bo dostał wpierdol w Moskwie i w imię wyższych celów nie żywi urazy.
To niesamowite do jakiej jedna kartka, treści „NIE OBSŁUGUJEMY ROSJAN” doprowadziła eksplozji grafomanii . 
I to jest zła informacja. Można oczywiście dyskutować, ale autor, który jedną ręką pisze, drugą… nie napiszę co robi drugą ręką, czytając, co napisał, bo mój kolega Wojtek prosił, bym bardziej ważył słowa.

Ludzie, który obcują z domowymi zwierzętami mają zwyczaj nadawania tym zwierzętom cech ludzkich, czyli, że jeżeli kotek popatrzy tak, to coś tam, a jeżeli piesek, to coś tam. Naukowcy to zbadali, wynika to ponoć z tego, że ludzie wolą funkcjonować w znanej rzeczywistości.

Podobnie jest ze stosunkiem do Rosjan.

Żeby nie było niedomówień – ja nie porównuję Rosjan do zwierząt, ja porównuję tzw. Zachodnioeuropejczyków (w tym niektórych naszych rodaków) do właścicieli zwierząt domowych.

Rosjanie są zupełnie inni niż my. Rosja jest krajem funkcjonującym w zupełnie dla nas abstrakcyjny sposób. To, co dla nas jest oczywiste, dla Rosjan oczywiste jest niekoniecznie.
Ale, jako że nawet nie próbujemy tego ogarnąć – udajemy, że jest inaczej.

Na pierwszej swojej solowej płycie Sting śpiewał, że „I hope the Russians love their children too”.
Gdyby oni „love their children” w naszym znaczeniu, to by towarzysz Lenin dość szybko zakończył karierę. Oni jednak woleli funkcjonować w zdecydowanie jednej z najgorszych rzeczywistości w historii.

Swoją drogą, gdyby do tej nadmorskiej knajpy przyszedł jakiś protestujący przeciw polityce Putina Rosjanin, właściciel pewnie by go serdecznie przyjął, bo w przeciwieństwie do większości jego krytyków, on akurat ma pojęcie na temat tego, co się w Rosji dzieje. I wie z własnego doświadczenia, jak to jest walczyć z reżimem.

2. Golf R. Kolega redaktor Pertyński zawiózł mnie do Audi na Połczyńską, bym mógł odebrać Golfa R. Bez kolegi redaktora Pertyńskiego bym się pewnie tym autem nie zainteresował, bo na słowo „golf” mam uczulenie – nie lubię, gdy mnie coś w szyję pije.
W Audi przy Połczyńskiej tradycyjnie naładowałem sobie kieszenie leżącymi na recepcji cukierkami. Lubię te cukierki tak bardzo, że właściwie powinienem zacząć je sobie kupować.

Golf R podbił me serce tym, że w przeciwieństwie do innych volkswagenów da się w do niego podłączyć telefon komórkowy w logiczny sposób. I – po wcześniejszych doświadczeniach z innymi volkswagenami – to jest niesamowite. I to jest za razem zła informacja. No bo skoro potrafią zrobić, by działało w logiczny sposób, to dlaczego nie robią tego w innych autach?

3. Zanim ruszyłem na wieś, musiałem wykonać trochę skomplikowanych czynności, bo jazda na raz dwoma samochodami. Jedną była jazda do Góry Kalwarii. I z Góry Kalwarii powrót. Przez ulicę Wiejską, gdzie przez chwilę stanąłem pod sklepem z zegarkami, gdzie – poprzez pośredników – zaopatrywał się (wciąż) poseł Nowak. Zauważyłem, że niefajne zegarki zaczynają się tam już od 860 zł. Znaczy afery mogło nie być.

Z Wiejskiej na Wilczą jechaliśmy przez plac Trzech Krzyży, kierujący pojazdem (nie mogę powiedzieć kto) zobaczył rowerzystkę.
–O, Kasia Tusk na rowerze – rzucił
–Nie, to nie ona – kontynuował wewnętrzny dialog.
–Kasia Tusk ma inny tyłek, wiem o tym, obrabiałem ją już wiele razy.


Coraz więcej ludzi prosi, bym nie pisał co mówili bądź robili. I to jest zła wiadomość.
Zagadka – czym się zawodowo zajmuje kierujący pojazdem na placu Trzech Krzyży?

1 komentarz: