czwartek, 18 grudnia 2014

17 grudnia 2014


1. Odwiozłem Bożenę do pracy. Narzekała, że po tym, kiedy pan walarz wyważył wał BMW jeździ gorzej. Pojechałem do mechanika Jacka z Japan Sport Service. Jego pracownik szybko namierzył dwie dziury w układzie wydechowym. Nie udało mu się znaleźć tego, co się tłukło w zawieszeniu. Musiał wrócić Jacek. Zauważył, że jeden z tylnych amortyzatorów nie ma gazu.
No i zasadniczo mnie wyrzucił, bo wydechów nie spawa. No i jest przy Modlińskiej firma, która naprawia amortyzatory Sachsa. Więc lepiej, żebym tam pojechał, niż u niego wyciągał amortyzatory do regeneracji.
Zadzwoniłem tam. Okazało się, że mieli pożar i amortyzatorów nie wyciągają, bo się część z podnośnikiem spaliła. I to jest zła informacja. Pożyczyliśmy sobie z panem z firmy wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku i umówiliśmy się po siódmym stycznia.

2. Podjechałem do Lidla, żeby kupić coś na kolację. To coś, to w tym przypadku była sałata i do niej dodatki. Już któryś raz z rzędu przyglądałem się argentyńskim krewetkom. Już któryś raz z rzędu jakoś się na nie nie mogłem zdecydować. Pewnie to był błąd.
Z Lidla pojechałem do Leclerca, właściwie to jechałem do szwedzkiego marketu Jula, bo ostatnio Bożena kupiła tam porządnego pluszaka w rozsądnej cenie.
Takich tam już nie było. Poszedłem więc do właściwego Leclerca i kupiłem Barbie w promocyjnej cenie i pluszowego tygrysa, bo cena Barbie była zbyt promocyjna na to, żebym mógł spojrzeć w oczy Piechocie Morskiej, która jak co roku zbiera zabawki dla chorych dzieci przy okazji świątecznej imprezy u amerykańskiego ambasadora.
Na podziemnym parkingu Leclerca spróbowałem podłączyć dziwne urządzenie do BMW. Znaczy urządzenie nie było specjalnie dziwne. Coś do podłączania od OBDII dostałem od Norberta z iMagazine. Zadziałało to z Toyotą dyrektora Zydla. Od brata dostałem przejściówkę BMW-OBDII, którą sobie kupił do swojego skutera. Niestety jedno z drugim i trzecim (pierwsze lub trzecie to BMW) nie zadziałało. I to jest zła informacja.

3. Się okazało, że z „Miasto jest Nasze” w warszawskim śródmieściu wystąpił pewien problem. Problem polegał na tym, że najpierw Śpiewak [nie mylić z profesorem Śpiewakiem] [bo mimo iż to jest ukochany syn, profesorem Śpiewakiem nie jest] dogadał się z panią Waltzową ale się okazało, że Śpiewaka koledzy z panią Waltzową dogadali się bardziej.
Śpiewak na imprezie 300polityki z niewiadomych przyczyn [co to za pomysł, żeby obcym osobom opowiadać strategię negocjacji] opowiedział, że nie ma zamiaru wchodzić w jakiekolwiek dyskusje z PiS-em. Że będzie z 'pozycji kolan' załatwiać coś z panią Waltzową.
Wygląda na to, że pani Waltzowa (bądź prezydent-obywatel-Jóźwiak) się przestraszyła siły Śpiewaka i zamiast korzystać z jego na kolanach pozycji postanowiła rozbić jego ugrupowanie dogadując się poza nim z jego radnymi.
Więc Śpiewak nie dość, że zdradził wyborców „Miasto jest Nasze”, których przyciągnął niechęcią do pani Waltzowej, to jeszcze się wykazał brakiem skuteczności. Cnotę stracił i rubelka nie zrobił.


Ruchy miejskie okazały się za słabe na realną politykę i to jest zła informacja.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz