czwartek, 18 sierpnia 2016

17 sierpnia 2016


1. Cały wtorek rżnięcia z niewielką dawką rąbania. Bardzo niewielką. Góra gałęzi znika. Nie tak szybko, jakbym chciał. I to jest zła informacja.

2. Środa – podobnie. Przy drugim akacjowym klocku szlag trafił ponoć austriacką pilarkę marki Straus. I to jest zła informacja.
Akację rżnie się słabo. Za to świetnie rąbie. Lipę – przeciwnie.
Pojechaliśmy do Tesco. Kanie [Sowy] przed Lubogórą wciąż rosną. Zareklamowałem cyfrowy prostownik, bo się okazało, że na skutek awarii systemu wciąż nie można zwracać ani wystawiać faktur. Zanim zareklamowałem – myślałem, że zniosę jajko czekając z pół godziny aż ktoś z obsługi podejdzie do punktu obsługi klienta. Po dwudziestu paru minutach, pozostawiając przy ladzie punktu panią, której źle naliczono marchewkę udałem się na poszukiwanie kogoś, a najchętniej kierownika. Spotkałem panią, która wykładała na półki coś tam ze śtaplarki. Zaczepiłem. Odpowiedziała, że skoro nikt nie przychodzi, znaczy nikt nie może. W sumie – logicznie. W końcu przyszła pani, która była tak ujmująco miła, że odechciało mi się awanturować w związku z półgodzinnym czekaniem.


3. Postanowiłem ruszyć kosiarkę. Najpierw musiałem ją zatankować. Oczywiście przy okazji rozlałem trochę benzyny. Rozlewając pomyślałem, że lepiej by było, żeby się od jakiejś iskry nie zapaliło. Później zabrałem się za poprawianie masy – bo jest problem z odpalaniem. Przypadkiem z masą zwarłem plus akumulatora. No i zaczęło się palić. Konkretnie – zaczęła się palić benzyna rozlana na plastikowym zbiorniku, w którym było dziesięć litrów benzyny. Poleciałem do beemki. Gaśnica nie dość, że była w bagażniku, to jeszcze była sprawna. Po chwili mocowania się z zawleczką udało mi się pożar ugasić nim zbiornik eksplodował. Niewiele brakowało. I to jest zła informacja.
Kiedy miałem lat ze trzy, mieszkaliśmy w Tarnobrzegu. Przy ulicy chyba Waryńskiego. No i wtedy wybuchła nam kuchenka gazowa. Znaczy, nie cała kuchenka, tylko jeden z kurków. Nagle odleciał i z miejsca po nim buchnął płomień. Taki metrowy. Odciął mnie ten płomień w kuchni. Chyba ze strachu, bo nie wiem jaki by miał być inny powód postanowiłem się z tej kuchni wydostać i rzuciłem się w ten ogień. Nic mi się oczywiście nie stało. Ktoś chyba powiedział, że kiedy dorosnę – zostanę strażakiem. Nie zostałem. Choć mam słabość do gaśnic. Jutro będę musiał kupić nową do beemki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz