środa, 20 października 2021

20 października 2021


 1. No więc wywoziliśmy do stołówki chińską superwannę. Historia chińskiej wanny była taka – z dziesięć lat temu, Bożena kupiła na niemieckim ebayu superwannę. Dwuosobową. Z hydromasażem. Z ozonowaniem. Z podświetleniem. Z podgrzewaniem wody. Z radiem. I to wszystko za niezbyt wygórowaną cenę. Kiedy już kupiła, się okazało, że dostawa będzie za jakieś pół roku. I była. Wanna przyjechała. Z pomocą sąsiadów wywlekliśmy ją do łazienki na piętro. Użyliśmy jej ze dwa razy. Była super. Ale proces napełniania trwał tydzień. Przesadzam. Mniej niż tydzień. Z półtorej godziny. 

No więc superwanna stała sobie w łazience na piętrze. My przyjeżdżaliśmy, wyjeżdżaliśmy. Kiedyś, konkretnie na prezentacji audi A4 sedana. W Poznaniu była ta prezentacja. Namówiłem kolegę, z którym tę A4 żeśmy ujeżdżali, żeby wyskoczyć do Rokitnicy. Na miejscu, usłyszał (on – nie ja), że cieknie woda. No i się okazało, że chińska bateria, w chińskiej superwannie, wzięła i pękła. Zalewając łazienkę na piętrze i łazienkę na parterze. Zalewając przez jakiś miesiąc. Zima jakoś specjalnie mroźna nie była. Znaczy pękła nie tyle z mrozu, co sama z siebie. A konkretnie: ze swojej bylejakości. Skutki zalania udało się z czasem zniwelować. Ale serce do superwanny straciliśmy. Stała sobie przez lata. Do wczoraj, kiedyśmy ją z Miśkiem, z narażeniem życia ściągnęli na parter. Z narażeniem miśkowego życia, bo on szedł z przodu – znaczy, superwanna zsuwała się na niego. 
Dzisiaj, bez specjalnych problemów, udało się superwannę wrzucić na Lawinę i zawieźć do stołówki. Być może, za jakiś czas, rozpocznie nowe życie, jako ogrodowe jacuzzi. Złą informacją jest, że to mało prawdopodobne. Raczej przez dekadę będzie stać na boku w stołówce. 

2. Byłem w Zielonej. Promem. Ostatnio mam szczęście takie, że na prom wjeżdżam bez czekania. Że tak powiem – z marszu. 
Suburban jest przygotowywany do malowania. Pozatykano mu dziury. Złą informacją jest, że tylny zderzak, w znakomitej części składa się wyłącznie z chromu. 

Z Zielonej wracałem przez Świebodzin. Kolejny etap agonii Tesco. Kupiłem piękną żeliwną, emaliowaną patelnię. Na czerwono Za mniejszą połowę ceny. Patelnia miała przyczepione to coś, co się przyczepia, żeby sklepowy złodziej nie ukradł. Była tak ciężka, że pani sklepowa miała kłopot. Skomentowała: tak ciężka, to musi wytrzymać wiele lat. Odpowiedziałem, że dlatego ją kupuję. Żeby coś po mnie zostało. 
Po wystawie likwidowanego sklepu z butami, polskiej marki CCC, chodziło dziecko. Raczej nikt nie chciał go sprzedać z 30–40% zniżką. 

3. Ciepły wiatr budzi niepokój. Uwarunkowanie genetyczne. Prawnukiem górala wszakże jestem. Raz w życiu widziałem jak się chmury zbierały na linii szczytów. Ale to inna historia. No więc w lubuskim jest ciepło i mocno wieje. I to jest zła informacja, bo nasze lipy już wystarczająco wycierpiały. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz