piątek, 18 lutego 2022

17 lutego 2022


1. No więc w nocy zaczęło wiać. I to jest zła informacja, bo zaczęło wiać skutecznie. Obudziło mnie combo: ADHD kotka i przedśmiertnie popiskujących UPS-ów. Wstałem. Okazało się, że prąd jest, ale nie całkiem. Wywaliło bezpiecznik. A nawet dwa. Włączyłem. Wszystko zaczęło działać. 
Później przestało. Zaczęło. Przestało. Zaczęło. Przestało. Po wsi kręciło się auto pogotowia energetycznego. Dobra nasza – pomyślałem. Płonne nadzieje. Auto odjechało. Prąd nie wrócił. 

2. Ruszyłem do Gorzowa. Po drodze, koło Międzyrzecza, w rowie leżał bus. Wiatr przerzucić go musiał nad barierką. W Gorzowie jest bardzo porządna filharmonia. Z podziemnym parkingiem. Mam wrażenie, że zwykle się nie pamięta o filharmonicznych parkingach. Ale mogę się mylić, gdyż większość filharmonii, które zdarzało mi się odwiedzić, powstawało w czasach, gdy się do nich jeździło fiakrem.
Z moim nowym szefem, wyskoczyliśmy na chwilę do Skwierzyny. Wiatr zdjął dach z domu. Dom poniemiecki. Dach – nie. Wojewoda opowiadał mediom o sytuacji, obok zdjętego dachu stała grupka strażaków. Dyskutowali o technice dekarskiej. Jeden twierdził, że gdyby blacha była jakoś inaczej zamontowana, to by dachu nie zwiało. 
Wróciliśmy do Gorzowa, gdzie w końcu trafiliśmy na imprezę, na której, z konieczności byłem reprezentantem niepijącej mniejszości. Przeprowadziłem kilka interesujących rozmów, przekrzykując całkiem sprawnego saksofonistę. Saksofonista specjalizował się w motywach z przełomu lat 80. i 90. Impreza odbywała się w obiekcie z przełomu lat 90. i 2000. Wbiłem się na parking. Lawiną. I to był błąd. Gdyż się okazało, że nie będzie się łatwo stamtąd wydostać. Dopiero gdy większość niepijącej mniejszości wsiadła do samochodów i odjechała – pojawiła się wystarczająca ilość miejsca, by zawrócić. Nim się pojawiła prawie ogłuchłem. I zdarłem gardło. Przez saksofonistę. I to jest zła informacja. 
Wychodząc, zauważyłem człowieka w dresie z napisem: Obsługa siłowni. 

3. Niby się miejsce na zawrócenie zrobiło, ale i tak robiłem to na osiem razy. Całkiem za to sprawnie udało mi się wrócić. Wiatr wywiał auta z S3. W Ołoboku dogoniłem auto pogotowia energetycznego. Skręciło w kierunku Rokitnicy. Jechałem za nimi przez las, za którym widać już było, że prąd jest. 
Kocio zażądał wypuszczenia. Okazało się, że kocia kamera nie działa. Szlag trafił zasilacz. Wymieniłem. Nie pomogło. Kamera się powiesiła i daje się zrestartować. 
Udało mi się uruchomić starą – dotarło do mnie, że też szlag trafił jej zasilacz. Uruchomiła się gdy Kocio zrzucał jakiegoś innego kocura z tarasu. Koty walczyły później na miny pod drzewem. Na miny i na miauki. Nic nie robiły sobie z wiatru, który parę godzin wcześniej zrywał berlińskie dachy.
Złą informacją jest, że kamera ma zaparowany obiektyw. Od środka. Więc obraz jest średnio ostry.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz