środa, 24 stycznia 2024

23 stycznia 2024


 1. Mam wrażenie, że Mazurek nie dał profesorowi Piotrowskiemu szansy na wypowiedzenia całego zdania. Nie w znaczeniu gramatycznym. Całej myśli. Która, po przetłumaczeniu na język prosty, brzmiała by mniej-więcej tak: nie ma sensu kombinować, póki nie zdecydujemy się na przestrzeganie prawa, będzie słabo. Jakiekolwiek próby doraźnego dostosowywania prawa do sytuacji, w której się znajdujemy nie mają sensu, gdyż nie jest powiedziane, że jeżeli raz dostosujemy doraźnie prawo do sytuacji, nie będziemy dostosowywać za chwilę, gdy się sytuacja zmieni. Złą informacją jest, że nie jestem pewien, czy aby „doraźne dostosowywanie prawa do sytuacji, w której się znajdujemy” to nie tautologia. 

W każdym razie, można odnieść wrażenie, że profesora Piotrowskiego obecna sytuacja bawi, gdyż zna on z niej wyjście i jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, co się może wydarzyć, gdy zamiast z tego wyjścia skorzystać, będziemy kombinować. 

2. Piesek ugryzł pana. Było tak, że poszliśmy jak zwykle. Psa zza bramki nie było. Piesek niepocieszony, nie za bardzo chciał iść dalej. Przeszliśmy kawałek. Wtedy pies zza bramki pojawił się po naszej stronie ogrodzenia. Pan, który go wypuścił, widząc nas szybki zagnał go z powrotem. Niestety znikąd pojawił się Lucky i przeprowadził atak na bramkę. Piesek nie zdzierżył i rzucił się by Lucky'emu sekundować. Rzucił się z taką determinację, że urwał smycz. Poleciałem za nim. Zacząłem go od bramki odciągać. No i nie było to zbyt mądre, gdyż odciągany chapnął, co miał w zasięgu. Czyli pana. Cytując klasyka: to był moment. W efekcie pana na pogotowiu szyto. A ja będę musiał zapłacić za nowy dres, który ucierpiał i wyrównać utratę zysków, których pan mieć nie będzie, bo przez chwilę nie będzie mógł pracować. Dobrą informacją jest, że pan, właściciel grupy wilczurów, stwierdził, że nie ma pretensji, bo pewnie jego psy by się zachowywały podobnie. Złą, że trzeba będzie zaordynować pieskowi kaganiec, bo będzie za nim chodzić legenda ludojada. Prawda jest taka, że gdybym nie ingerował w jego atak na bramkę, to by się nic nie stało. 

Pojechaliśmy do miasta, by kaganiec przymierzyć. W zoologicznym koło Biedronki, piesek, jak to piesek był bardzo miły, grzeczny, przyjacielski etc. z tym, że panie ze sklepu zauważyły, że jest potwornie wystraszony. I faktycznie. Niby trzymał fason, ale coś z nim było nie tak. W sumie to nie jest fajnie być psem, którego mało kto rozumie. 

W drodze do miasta zabrałem autostopowicza. Powiedział, że idzie wiosna. Że już nie będzie zimy.


3. Pojechałem do Warszawy. Jechało się dość zgrabnie. W Warszawie, w Jerozolimskich, przywitał mnie billboard: Witamy w Bydgoszczy. Czegoś nie rozumiem. I to jest zła informacja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz