We wtorek, w 615 rocznicę bitwy pod Grunwaldem, wiceminister Bosacki poinformował z dumą na Twitterze, że MSZ sięgnęło po potężny dyplomatyczny oręż. Wręczono Stolicy Apostolskiej démarche.
Zacytuję wiceministerialnego tweeta: „Biskupi nie mogą w oburzający sposób ingerować w wewnętrzne sprawy Państwa Polskiego ani używać mowy nienawiści. Sugerujemy wyciągnięcie przez Stolicę Apostolską wobec biskupów konsekwencji – démarche MSZ wręczone dziś w Watykanie”
Marcin Bosacki to postać – nie bójmy się tego słowa – żenująca. I naprawdę nie chodzi mi o jego wybory osobiste. O tym, kim jest, przekonałem się w maju 2016 roku, kiedy jako polski ambasador w Kanadzie przyjmował prezydenta Dudę. Przyjmował jednocześnie dyktując teksty w swoim byłym miejscu pracy, „Gazecie Wyborczej”. Teksty o tym, że prezydencka wizyta jest całkowicie pozbawiona znaczenia, że nikt ważny się z Dudą nie spotyka etc.
Sytuacja była tak kuriozalna, że mimo iż działa się właściwie na moich oczach, trudno mi było w nią uwierzyć. Później potwierdzili mi ją dobrzy ludzie z „Wyborczej”.
Tweet Bosackiego jest idiotyczny. Biskupi są polskimi obywatelami. Nie są pozbawieni praw publicznych. Więc podobnie, jak każdy inny obywatel mogą sobie pozwolić na posiadanie poglądów i dzielenie się nimi z innymi obywatelami. Chyba że łamią prawo. A jeżeli polski obywatel łamie prawo, to polskie państwo powinno wyciągnąć wobec niego wynikające z prawa konsekwencje. Tymczasem wiceminister spraw zagranicznych chwali się na Twitterze, że polskie państwo wywiera dyplomatyczny nacisk na inne państwo, by ono wyciągnęło konsekwencje wobec polskich obywateli.
Marcin Bosacki – postać dla mnie żenująca – czegoś tak idiotycznego jednak sam by chyba nie wymyślił. Czuć w tym rękę jego szefa. Bo to przecież nie pierwszy raz.
W czerwcu 2011 roku kierowany przez Radosława Sikorskiego MSZ, wystosował do Watykanu notę, w której prosił o zrobienie porządku z ojcem Tadeuszem Rydzykiem, który pozwolił sobie na stwierdzenie, że w Polsce panuje totalitaryzm.
Wydawać by się mogło, że nota przyniosła sukces, gdyż dyrektor Radia Maryja wycofał się ze swoich słów i za nie przeprosił.
Jednak jakiś czas później nastąpił wielki wyciek watykańskich dokumentów. A kolejną chwilę później pojawiła się książka Gianluigiego Nuzziego „Jego Świątobliwość. Tajne dokumenty Benedykta XVI”.
W książce tej ujawniono list nuncjusza apostolskiego w Polsce arcybiskupa Celestino Migliore do watykańskiego sekretarza stanu kardynała Tarcisio Bertone. List, w którym nuncjusz komentował sprawę noty.
Opisywał swoje spotkanie z wiceministrem spraw zagranicznych Janem Borkowskim. „Z ewidentnym zakłopotaniem powiedział on, że nie oczekuje ode mnie natychmiastowej odpowiedzi, ale byłby wdzięczny za jakiś przydatny element, o którym mógłby poinformować ministra.”
Nuncjusz pisał, że nota wywołała w kraju debatę, która może zaostrzyć klimat kampanii wyborczej. „Oczywiste wydaje mi się to, co rozmówca potwierdził na zakończenie rozmowy, a mianowicie że – choć późno – minister zdaje sobie sprawę z tego, iż podjął krok pospieszny i nieproporcjonalny, który może obrócić się przeciwko niemu w wymiarze politycznym, w przebiegu kampanii wyborczej”.
Nuncjusz podkreślił, że „nie można zabronić żadnemu obywatelowi, nawet duchownemu, posiadania opinii politycznych bądź prowadzenia działalności, którą wysoce pobieżnie, niesprawiedliwie i sprzecznie z interesami społeczeństwa określa się jako biznesową”. Brak komunikatu z watykańskiego biura prasowego w tej sprawie uzasadnił troską „właśnie o to, by Polska uniknęła kompromitacji w momencie, gdy przejmuje europejską prezydencję".
„Zanotowałem u rozmówcy wielką wolę i pośpiech, by incydent uznać za zamknięty, także w perspektywie klimatu kampanii wyborczej. Zapewniłem go, że Stolica Apostolska nie ma zamiaru podejmować wyzwania rzuconego w nocie, na wysłanie której nie pozwoliłaby sobie nawet Kuba czy Sudan”.
„Dlatego w stosunkach dwustronnych gotowi jesteśmy przewrócić kartę. Jeden krok już uczyniliśmy, przekonując Rydzyka, by się wytłumaczył i przeprosił”. Nuncjusz tłumaczył zwierzchnikowi: „Nie będą mogli (polskie władze) się łudzić: jeśli przeciągną strunę i sprowokują ojca Rydzyka (który nie ugiął się przed notą, ale wobec prośby nuncjusza i towarzyszącego mu miejscowego biskupa), igrają z lwem, który podbije stawkę. (…) W tym momencie nie będą mogli prosić Stolicy Apostolskiej o ugaszenie ognia, który sami podsycają.”
(Cytaty pochodzą z tekstu „Dziennika Gazety Prawnej”, z 3 czerwca 2012 r.)
Od lat twierdzę, że minister Radosław Sikorski jest osobą błyskotliwą, lecz niezbyt mądrą.
O mądrość chodzi mi definiowaną w dość prostacki sposób. Jako umiejętność wykorzystywania w decyzjach doświadczenia życiowego. Na przykład jeżeli człowiek wejdzie na grabie i grabie te walną go w łeb, drugi raz będzie się starał na grabie nie wchodzić.
Wielokrotne wchodzenie na grabie z założeniem, że istnieje szansa, iż się w łeb nie dostanie nazywane jest błędem perseweracyjnym, a po ludzku, słowami, które przypisuje się Einsteinowi – szaleństwem. Ale nie napiszę przecież, że minister Sikorski jest szaleńcem. Piszę, że cierpi na deficyt tego rodzaju mądrości.
13 lat po dyplomatycznej nocie, „na wysłanie której nie pozwoliłaby sobie nawet Kuba czy Sudan”, wysyłamy kolejną, która do tego pełna jest błędów, które podsumował Paweł Chmielewski: https://pch24.pl/pawel-chmielewski-kompromitacja-msz-demarche-przekazane-stolicy-apostolskiej-jest-pelne-bledow/
Co chwilę ktoś opowiada, że Radosław Sikorski, gdyby startował w wyborach prezydenckich, to by wygrał z Karolem Nawrockim. A tak w ogóle, to ostatnia nadzieja Koalicji Obywatelskiej. Że gdyby został premierem, wyprowadziłby Platformę na prostą.
Żeby nie to, że Polski szkoda, chciałbym to zobaczyć.
Ale jeszcze bardziej chciałbym zobaczyć scenę, jak Adam Kwiatkowski, ambasador Polski przy Stolicy Apostolskiej, wręcza szefowi watykańskiego protokołu, księdzu Javierowi Domingo Fernándezowi Gonzálezowi tę notę, démarche. To musiało być dla niego niezłe wyzwanie. Nie tak wyobrażał sobie raczej pracę na wymarzonej placówce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz