Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Adam Bodnar. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Adam Bodnar. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 8 stycznia 2024

7 stycznia 2024


 1. Odzwyczaiłem się od codziennego pisania i to jest zła informacja. Kończy się tak, że zamiast spać, siedzę do piątej, śpię cztery godziny i cały dzień jestem nieprzytomny.


2. Przeżywam dziwną fascynację pokojami na Twitterze, (jakoś się nie mogę przekonać do nazywania Twittera X), (Jak to w ogóle zapisywać? Na „X”? Na Iksie?)
Parę dni temu trafiłem na pokój odpalony przez jakichś – użyję określenia prof. Żerki – Jebaćpisów. Zaprosili byli oni niejaką Jolę Rosiek, by opowiadała o swoim związku z Głową Państwa. No i opowiadała. Jestem złym człowiekiem, więc nieźle się ubawiłem. Rzeczoną Jolą i ludźmi, którzy traktowali poważnie jej wynurzenia. Dowodem, iż coś jest na rzeczy, ma być to, że ani Prezydent, ani Kancelaria nie zabrały w tej sprawie głosu. Jest w tym jakaś logika. 
Swoją drogą w pamiętnikach, tych, co je napiszę po 25 roku i zatytułuję zapożyczonym od płk. Górnickiego tytułem „Teraz już można”, muszę opisać historię z rzeczoną Jolą związaną. Historię śmieszną, bo bardziej o tym, jak Państwo działa, niż o inkryminowanej Joli. 

Dzisiaj, naprawiając prąd w bibliotece, bo z niewiadomych przyczyn rozłączyło się coś w jednym gniazdku, przez co prądu nie było w kilku innych i przez miesiące nie mogłem wpaść na to, o co chodzi, więc zrobiłem protezę polegającą na kablu z dwoma wtyczkami, który łącząc gniazdko z prądem z gniazdkiem bez prądu, do tego bez prądu i innych z nim połączonych prąd dostarczał i dopiero, gdy Bożena porządkując książki odsłoniła felerne gniazdko, po którym widać było, że coś jest nie tak, więc szybko odkryłem co się stało, słuchałem pokoju na temat sytuacji w publicznych mediach. Słuchałem piąte przez dziesiąte, gdyż walka z prądem była bardzo zajmująca. Zwłaszcza unikanie kopnięcia. Ale usłyszałem dwa razy, bo przynajmniej tyle razy to padło, jak Oskar Szafranowicz mówi, że Trybunał Konstytucyjny, pod przewodnictwem profesora Rzeplińskiego, wypowiedział się na temat konstytucyjności Rady Mediów Narodowych. Za pierwszym razem, myślałem, że się pomyliła RMN z KRiT-em, ale gdy padło to drugi raz, to aż sięgnąłem do uzasadnienia. Jak wiadomo, choćby z wczorajszego tu wpisu, prawa nie studiowałem, więc może czegoś nie rozumiem, ale z tego, co zrozumiałem z tego, co przeczytałem, wynika, że TK stwierdził, że konstytucyjności RMN nie badał. Najważniejsze chyba w tamtym wyroku jest to, że Trybunał podzielił wątpliwości profesora Bodnara w sprawie konstytucyjności powoływania szefów mediów publicznych decyzją ministra (Czyli tak, jak zrobił to minister Sienkiewicz). 
Ciekawe w sumie, jakie zdanie na ten temat profesor Rzepliński ma dzisiaj. Jakoś nie słychać, żeby komentował to w jakichś mediach, więc pewnie istnieje obawa, że wciąż takie samo. W przeciwieństwie do profesora Bodnara, który najwyraźniej zdanie zmienił. Ale właściwie nie ma się czemu dziwić, gdyż zachowuje się jak klasyczny prawnik. Kiedy był wynajęty na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich, zachowywał się jak Rzecznik Praw Obywatelskich. Teraz, gdy jest wynajęty na stanowisko Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego, zachowuje się jak Ziobro. Tylko bardziej, bo może jest lepszym prawnikiem. 

Pies postanowił dziś, że idziemy na spacer gdzie indziej. Poszliśmy więc gdzie indziej. Asfaltem w stronę Skąpego. Choć ten asfalt taki bardziej w łódzkim stylu. Pies szedł z takim samozaparciem, że urwał smycz. I to jest zła informacja, bo to była ostatnia cała. Jakoś go uwiązałem i później mieliśmy półtoragodzinną dyskusję na temat tego, że jak ciągnie, to nie jest dobrze. Skończyło się na tym, że mnie boli ręka od szarpania się z nim, a on się na mnie obraził.

3. Zadzwoniono do mnie z pewnej telewizji, z propozycją, bym skomentował sprawę Kąckiego. Odmówiłem. Szczerze mówiąc nie wiem, jak to komentować. I to jest zła informacja. Nie wiem też, jak komentować kolejne oświadczenia redakcji „Wyborczej”. Ciekawe, co będzie jak się ktoś zacznie grzebać w latach dziewięćdziesiątych. Czasy inne, ale sensem MeToo jest przykładanie dzisiejszych zasad, do sytuacji z innych czasów. Pamiętam jak w mojej pierwszej redakcji (obie już nie żyją) moja szefowa przystawiała się do jednej z koleżanek, która się z tym czuła naprawdę mało komfortowo. A nikomu nawet przez myśl nie przeszło, żeby coś z tym robić. 


Oglądamy „Special Ops: Lioness”. Demokraci nie wygrają raczej najbliższych wyborów. Nawet w popkulturze opowiada się tym, że wśród migrantów, z Meksyku przechodzą arabscy terroryści.


niedziela, 7 stycznia 2024

6 stycznia 2024


1. Im dłużej trwa – tu eufemizm – zamieszanie w konstytucyjnych kwestiach, tym częściej zdarza mi się żałować, że nie wybrałem kariery prawnika. Żal nie trwa zwykle zbyt długo, gdyż przypomina mi się szybko, że te trzydzieści parę lat temu byłem tak znudzony edukacją, iż nawet maturę ledwo zdałem. 

Ale załóżmy, że mógłbym być kimś innym. Gdybym końcówkę liceum, miast na robienie głupot, z których pijaństwo było jedną z mniej – jakby to powiedzieć – radykalnych, przeznaczyć na pilną naukę i nie dość, że bym się dostał na UJ, na Prawo, ale też od razu uzmysławiam sobie, że nie chciałbym tam wtedy być, bo bym musiał z bliska oglądać, co się tam działo. 
Nie wiem, czy to kwestia Krakowa, Uniwersytetu, czy specyfiki środowiska prawniczego. Może to kwestia krakowskiego środowiska prawniczego? 

W każdym razie niesamowite jest, że nie pojawiła się jeszcze jakaś młoda dziennikarka, dziennikarz, albo grupa dziennikarzy, którzy na fali MeToo zajęliby się tym, co się trzydzieści lat temu w Krakowie działo. 
I uczestnicy tych sytuacji, i tych sytuacji świadkowie są teraz polską prawniczą elitą. A nie jest tak, że nikt nigdy o niczym nie słyszał. Był pewien profesor, który przez lata w jednym z moteli miał pokój, w którym egzaminował studentki. Potem sprawa trafiła do sądu. Tyle, że nie sprawa studentek, a tego, że profesor za pokój nie zapłacił. 
Cóż, rodzime MeToo jest na etapie mediów. I pewnie będzie jeszcze długo, bo i jest się czym, zajmować. I to jest zła informacja.

Nie przeczytałem tekstu Kąckiego. Nie płacę za dostęp do Wyborczej. Najpierw dotarło do mnie oburzenie, jakie ten tekst rozniecił, później przeczytałem, co napisała jedna z jego ofiar. Na koniec oświadczenie redakcji Wyborczej. Dość – powiedziałbym – lakoniczne. 
Żyłem w – jak mawiał pewien mój były kolega – mylnym błędzie. Wydawało mi się, że w mediach molestują ludzie starsi ode mnie, a Dziennikarz Roku Kącki jest ode mnie trochę młodszy. 
Dopiero teraz sobie przypomniałem, że to przecież on pisał o pracy za seks w Samoobronie. 

2. Donald Tusk zasugerował ponoć, że nie będzie blokady push-backów. To jest akurat dobra informacja. Ciekawe, jak sobie z tym poradzi zaangażowana w kwestie migracyjne lewicowa młodzież. Ciekawe, jak się z tym czuć będzie marszałek Hołownia. Ciekawe? Chyba jednak nie. Bo pewnie czuł się z tym będzie nijak. W sumie bardziej jest ciekawe, jak się z tym czuje minister Bodnar, który z dnia na dzień okazuje się coraz bardziej gorszym Ziobrą. Gorszym, bo Ziobro nigdy nie udawał, że jest kimś innym.

W sumie zabawne (o ile w takich sprawach można używać tego rodzaju określeń, nie wychodząc na Pietrzaka) jest to, że – o czym już można było przeczytać na oko.press – push-back jest błogosławieństwem dla migranta, który przecież wcale nie marzy zamieszkaniu w obozie w Polsce, tylko o Szwecji, czy Niemczech. Gdyby go Straż Graniczna przejęła, według obowiązującego unijnego prawa, już by z Polski nie mógł wyjechać. A tak ma szansę, że następnym razem uda mu się strażników minąć. Niemieckie kontrole na granicy wciąż trwają. I to jest zła informacja.

3. Przyszedł mróz. Co prawda niezbyt duży, ale zawsze jakiś. Poza tym wieje, więc jest nieprzyjemnie. Sąsiad Tomek palił ognisko na swojej nowej działce, na której będzie budował halę, żeby mieć gdzie pracować. Zapraszał. Wymówiłem się zimnem. Jak skończył palić i wrócił do domu, zaprosił po raz drugi. Znikł pretekst mrozu, więc poszedłem. Siedzieli z sąsiadami. Zeszło na tematy historyczne. Na polach za naszą wsią było niemieckie wojskowe lądowisko. A kawałek dalej rozwalił się samolot. Z ziemi wyłażą popalone aluminiowe blachy. Po wojnie przyjeżdżali tu szabrować Wielkopolanie. W 1945 zastrzelili matkę z córką. I chyba jeszcze kogoś. W ogrodzie domu, do którego parę lat temu kupił poznański lekarz, pochowany jest niemiecki oficer, który w 1945 roku wrócił do domu by się zastrzelić. Wrócił samochodem. Wojskowym. Pewnie kübelwagenem. Samochód przez lata wrastał w ogrodzie. Nikt nie wie, co się z nim stało. I to jest zła informacja. 

wtorek, 20 kwietnia 2021

19 kwietnia 2021

 


1. Pieski poniedziałek. Seria złych wiadomości. Ale to później.
Pomaska tłumaczyła Piaseckiemu, że wszyscy powinni wiedzieć, kiedy będą szczepieni. Piasecki dopytywał po co ta informacja, skoro wystarczy, że się posypią i trzeba będzie milionom ludzi podawać nowe terminy. Pomaska odpowiedziała, że chodzi o to, żeby ludzie mogli sobie coś planować. Platforma przyciągała specyficzny tym kobiet. 
Graffiti. Jestem coraz większym wielbicielem profesora Bodnara. Czego by nie powiedział – zawsze brzmi mądrze i przekonująco. Dopiero po chwili przychodzi refleksja. I pewnie niektórych nie przychodzi. Bo nie wszyscy są refleksyjni. 
Mazurka fascynują lekarze. Mógłby zrobić serię z nimi wywiadów o Covidzie, a z tego książkę.

2. Najpierw było ciemno i zimno. Deszcz lał. Nie dało się zrobić nic na zewnątrz. Nad domem przeleciały dwa amerykańskie Herculesy. Pół dnia przesiedziałem przy komputerze. Nic konkretnego zasadniczo nie robiąc. Twitter bombardował mnie zdjęciami z moskiewskiego prosektorium. Szczerze mówiąc – nie zrobiły na mnie szczególnie dużego wrażenia. Dlaczego? Bo pamiętam, czego dowiedzieliśmy się z ekshumacji. Swoją drogą, od pewnego momentu myślę, że sporej części protestujących przeciw ekshumacjom zależało na tym, żebyśmy się nie dowiedzieli w jakim stanie są zwłoki. Ktoś z Polski poleciał do Rosji, by dopilnować identyfikacji zwłok. Ktoś się zarzekał, że przeprowadzono badania genetyczne. Ktoś opowiadał, że przekopano metr w głąb. Ktoś wyraził zgodę na to, żeby zwłoki – lepszego słowa nie ma – sprofanować. I jest to coś ważniejszego niż zdjęcia z tatuowanym gościem w niebieskim ubranku. Ktoś powinien ponieść odpowiedzialność. Karną. I powinno się to wydarzyć już dawno temu. 

3. Najpierw dogoniła mnie rzeczywistość. Okazało się, że się szybciej muszę zebrać w sobie i wymyślić jakiś plan na życie. Później się okazało, że jutro będę bohaterem mediów. Pewnie niepozytywnym, bo raczej nikomu się nie będzie chciało czytać moich tłumaczeń. 

Wieczorem grzmiało. Na wszelki wypadek zagarażowałem Lawinę. Ale burza nie była na tyle zdecydowana, żeby uderzyć. No i wcześniej zobaczyłem pierwszą w tym roku jaszczurkę. Beznogą. Pytanie: jaka to wróżba.