Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bauer. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bauer. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 28 października 2014

28 października 2014




1. Znowu mi się śnił amerykański ambasador. Musi jest znacznie ważniejszą postacią w moim życiu niż mi się wydaje. A może mam sobie wizę zacząć załatwiać?
Chyba jednak to pozostałości po „Homeland”.

Zanim wstałem zalał mnie fejsbukowy hejt postępowej Warszawki na „Dobry Tydzień”, gazetkę wydawaną przez Bauera, która ma łączyć życie gwiazd, poradnictwo z wartościami. Pomysł świetny. Wiem czyj. Nie napiszę. Gdybym to zrobił, to przynajmniej część postępowej Warszawki bardzo by się zdziwiła. Choć raczej nie tyle zdziwiła, co nie objęła tego swoimi postępowymi umysłami.

Chyba w grudniu spotkałem się z panem, który wtedy zarządzał projektem. Coś tam miałem spróbować zrobić. Dość szybko się poddałem, bo do tego rodzaju pisania naprawdę trzeba być fachowcem. Pożytek był taki, że przypomniałem sobie „Monte Cassino” Wańkowicza.
Na spotkaniu miałem potwornego kaca, bo dzień wcześniej imprezowałem w byłej sowieckiej ambasadzie na wieczorze z okazji prezentacji A8. Rozmawialiśmy w holu, który najpierw pusty, nagle zapełnił się paniami, które wyciągnęły lanczboksy, z lanczboksów wyjęły kanapki i zaczęły jeść. A było chyba przed dwunastą. Jadły, jakby było po drugiej.
Siedziba Bauera to potwornie depresyjne miejsce.

Ale nie o tym. Dziesiątki – wydawać się mogło – inteligentnych ludzi, którzy oburzają się na to, że w Polsce żyje kilkanaście milionów katolików i na to, że ktoś chce dla nich zrobić gazetę? Słabe to jest.


2. Pojechaliśmy do Lidla. Żadnych specjalnych obserwacji. Mam czasem taki dzień, że widzę brzydkich ludzi. I to był właśnie taki dzień. Z Lidla do stolarza. Dziewczyny zanim wysiadłem wiedziały, że nic nie zrobił. Tłumaczył się problemem ze stawami, kontuzją, reumatyzmem, tym, że jego współpracownik poszedł na emeryturę, że co ucznia weźmie, to tylko kłopot, że każdy uczeń, po pierwszej wypłacie znika, że potem jest problem przy montażach.
Uciekłem.
Do pana, który dwa tygodnie temu miał skrócić akacje. Powiedział, że skróci po pierwszym. Teraz, ci politycy [samorządowi] powariowali, przed [świętem] Wszystkich Świętych, chcą, żeby przycinać, kosić, do tego wybory, istne wariactwo.
Świebodzin miasto usprawiedliwień.

Na koniec się okazało, że zapomniałem wpakować do auta okna, żeby zawieźć go do szklarza. I to jest zła informacja.

3. Ściąłem drzewo. Słusznej wielkości klon. Suchy jak pieprz, w dolnej części zamieszkany przez mrówki. To chyba piąte mrowisko w tym roku, które za moją sprawą, bądź w mojej obecności ma źle.
Ścinanie drzewa okazuje się mieć wiele wspólnego z szybką jazdą samochodem – nie wolno się przesadnie bać, bo kiedy się człowiek boi, robi głupie ruchy.

Z pomocą sąsiada Tomka podpiąłem do Suburbana włókę. No i niestety brak blokad dyferencjałów zaowocował deficytem trakcji. Przyjdzie mi zostać traktorzystą. I to chyba nie jest dobra informacja.