Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Beirut. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Beirut. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 sierpnia 2014

13 sierpnia 2014

1. Koniec jeżdżenia Z4. I to jest zła informacja. Podziwialiśmy chwilę z Kamilem linię auta. Nawiązującą do BMW 507. (Oczywiście, gdyby nie Kamil nie sprawdziłbym jak 507 wygląda.) Dowiedziałem się też, że Z4 ma skrzynię z M3. To – wbrew pozorom – wiele wyjaśnia.
W BMW był najazd obcokrajowców. W wydawnictwach prasowych, jeżeli dzieje się coś takiego – czuć napięcie. Tam – spokój. Znaczy lepsza branża.

Wiem, jak zacznę tekst o Z4. Ze dwa miesiące temu stałem z Krzysiekiem przed Beirutem. Przyjechał taką dwudziestoparoletni młodzieniec. Zaparkował pod Tel Avivem, męczył się przez chwilę z zamykaniem. Przeszedł na naszą stronę ulicy i zaczął się przechadzać bawiąc się brelokiem przy kluczach. Brelok miał dobre 10 cm długości. To było powiększone Z4.
Przeszedł jeden raz, przeszedł drugi. Ale jakoś nikt na niego, ani na jego brelok nie zwrócił uwagi. Dlaczego? Bo nawet, gdyby miał jeszcze czapkę Z4 (taką jak ja mam) i tak nikt by nie uwierzył, że to jego auto.

2. Bejrut, choć bardziej Kraken. Wpadliśmy Robertem na prezentację nowej pozycji w menu. 'Ryba w papilocie' to tilapia chyba pieczona w papierze z pomidorami (takimi małymi) ryżem, przyprawami. Dobra.
Krzysztof nie powiedział ile będzie kosztować. Powiedział tylko, że nie będzie zbyt tania, żeby nie obrazić gości.
Jeżeli to ma być jedyny efekt afery podsłuchowej, to nie jest dobra informacja.

3. Jechałem pociągiem Berlin-Warszawa-Express w przeciwną niż nazwa stronę. Spóźnił się tylko chwilę, więc nie będę na Intercity narzekać. Obyło się też bez tradycyjnych zadym z biletami.dowiedzuałem się tylko, że jeżeli człowiek przekracza granicę, to musi sobie bilet wydrukować. Nie wystarczy pokazać go na ekranie telefonu.
Jechałem wagonem bezprzedziałowym. Napierw koło mnie usuadła para Hindusów z dzieckiem, które, nie, żeby jakoś darło mordę, ale ciche nie było. Bogu dzięki przenieśli się kawałek do przodu. Ich miejsce zajęła rosyjskojęzyczna para. Po zupełnym braku smaku w doborze dodatków można było mieć pewność, że to byli Rosjanie.
On strasznie się bał, że zostanie cofnięty z granicy. Dziwne – był już w Schengen.
Im bardziej na zachód, tym w wagonie było trudniej. Za Poznaniem młody Hindus zaczął odbijać żółty balon z połową wagonu. Do tego para postenerdowców żarła chyba najbardziej śmierdzące kebaby na świecie.
Facet, który usiadł za mną. Inżynier od budowy mostów opowiadał przez telefon swoje życie koledze. Stara się o nową pracę w Niemczech. Ma dwie córki, które mają studiować: jedna w szkole artystycznej w Łodzi, druga– ekonomię w Poznaniu. Ta druga jest strasznie uczciwa. Tak uczciwa, że będzie się jej z tym trudno żyło. Ojciec sugerował jej, że czasem powinna kłamać, a ta – nie. Córki z żoną zwiedzały Wrocław, miały wrócić dopiero o 23, więc na dworzec po pana inżyniera miał wyjechać kolega. Inny niż ten, z którym rozmawiał. Na studiujące córki, to będzie potrzebował po dwa tysiące. Miał nawet propozycję pracy na miejscu, w Świebodzinie, za cztery tysiące, ale jego panie powiedziały, że się z tego nie uda wyżyć.
Będzie musiał podszlifować niemiecki. I w nowej firmie nie wiedzą o tym, że mosty dziś buduje się z żelbetu. Wszystko ze stali. O wie, że ze stali robiło się kiedyś różne rzeczy. Np. wieżę Eiffela, ale żelbet to żelbet.

Kiedy wysiedliśmy zwróciłem mu uwagę, że Eiffel wieżę zbudował z żelaza, nie ze stali. To się zawstydził. Powiedział, że wie. Że ostatnio w Bydgoszczy rozbierał XIX-wieczny kolejowy most żelazny. I to jest zła informacja, bo to na pewno była piękna konstrukcja, a teraz jej już nie ma.

8 sierpnia 2014

Mój drogi kolega Grzegorz Kapla od pewnego czasu wypisuje na swoim profilu po trzy pozytywy dziennie. Czyta się to świetnie, niestety czytelnik pozostaje ze świadomością, że świat jest dużo lepszy, niż w rzeczywistości. A to nie jest dobre, bo żeby świat poprawiać należy sobie zdawać sprawę z tego, co do poprawienia jest. 
No więc zaczynam: trzy negatywy na dziś (znaczy na wczoraj, ale Grzegorz, też pisze o dniu poprzednim). A nawet cztery.

1. Nawet się wyspałem, bo z wyjątkowych powodów dziewczęta, które wprowadziły się do kamienicy po drugiej stronie ulicy nie imprezowały od 3 do 6 rano na balkonie, (jak to mają w zwyczaju).
W sąsiedztwie grupy imprezujących dziewcząt Grzegorz pewnie by widział pozytywy, mnie niestety wzrok się psuje tak, że coraz słabiej widzę z bliska. To, co z daleka: jeszcze jako-tako, więc szybko zauważyłem, że jednak nie ma na co patrzeć.
Cóż, nigdy nie byłem klientem polskiej pornografii, która się ponoć specjalizuje w „dziewczynach z sąsiedztwa”.

Nad nowymi sąsiadkami mieszka wielopokoleniowa rodzina z dużą liczbą córek. Wieszają wielką biało-czerwoną flagę 10 kwietnia, 1 sierpnia,
11 listopada i w te inne dni, kiedy wypada.
Kiedyś, kiedy zrobiłem urodzinową obiadokolację goście podzielili się na część męską, która stała na balkonie i podglądała, córki sąsiadów; i żeńską, która dyskutowała przy stole. Kiedy córki skończyły się przebierać, koledzy się zainteresowali pijanymi niemożebnie gośćmi imprezy promującej pobliski salon gier.
Gdzie negatyw? Panowie, którzy odwiedzili mnie wtedy nie są już z paniami, z którymi przyszli. Poza jednym, który siedział cały czas przy stole. Temu się urodziło ostatnio trzecie dziecko, czego mu nieustająco gratulujemy.

2. No więc obudziłem się wyspany. Poszedłem do wanny, w których zrobiłem sobie poranny przegląd informacji. „Wirtualne media” potwierdziły, że nowy magazyn Edipresse będzie się nazywał „Uroda życia”. I to jest smutne, bo liczyłem, że będzie celował wyżej niż „Twój Styl”. A tak wyszedł luksusowy magazyn dla pań sprzedających w supermarketach.
Trochę poprawiło mi humor, gdy wymyśliłem, że – jakby co – będę ten magazyn hejtował nazywając go „Uroda Rzyci”

3. Odwiozłem Bożenę do pracy i pojechałem do wydawnictwa na literę „V”, żeby podpisać umowę. Dość przerażające miejsce. Biurowiec nieco przypominający „Lipsk”. Ludzie siedzą i gapią się w monitory.
Spotkałem człowieka, z którym pracowałem w „Ozonie” (pod sam koniec). Pogadaliśmy przez 45 sekund o Robercie Tekielim, po czym kolega uciekł tłumacząc, że nie może na tak długo porzucać stanowiska pracy.
Dzięki temu miałem trochę czasu, by pojechać do miłych pań przy Narbutta, by zamówić parę drobiazgów do BMW.
Tam się przypadkiem dowiedziałem, że ktoś właśnie zamawia blok silnika do E32. Duch w narodzie najwyraźniej nie ginie. Przy okazji usłyszałem historię o tym, że parę lat temu BMW wyprzedawało czterocylindrowe silniki (kompletne z osprzętem) z lat 70. po coś koło 2000 zł. I to jest smutne, bo chętnie taki fabrycznie nowy, czterdziestoletni silnik BMW bym chętnie miał.

Później poszliśmy z Bożeną na chwilę do „Beirutu”. Sprzedają z tam z beczki cydr. Niepolski. Bożena zauważyła, że to jednak prawda, że więcej jest atrakcyjnych kobiet niż mężczyzn. Przed 17 w „Beirucie” stosunek był mniej-więcej 6 do 1.

4. Wieczorem oglądaliśmy film o wyprawie Kon-Tiki. Pomyślałem, że gdybym był doktorantką na jakiś gender studies mógłbym zająć się badaniem wątków homoseksualnych w tej historii. Ale nie jestem, więc kolejna okazja zmarnowana.