Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bronisław Geremek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bronisław Geremek. Pokaż wszystkie posty

piątek, 23 października 2015

23 października 2015





1. Jestem na wsi. I to jest dobra wiadomość. Bycie na wsi to świetny pretekst do niepisania o mnóstwie rzeczy. Choć o kelnerze napiszę. Na kolacji (może to protokolarnie był obiad) wydanej przez Króla Belgów kelner zrzucił mi na plecy tacę ciastek. Normalna sprawa w slapstickowych komediach. Kiedy wybierał je spomiędzy moich pleców a oparcia krzesła rozsądnie zauważył, że całe szczęście, że nie było kremu. Będąc świadom ewentualnych skojarzeń z prozą Dołęgi Mostowicza, więc jakoś łatwo mi było odpuścić. I tak miałem oddać smoking do czyszczenia. Jednak, kiedy się okazało, że krem jednak był poprosiłem o wezwanie menadżera. Przyszli z nieszczęsnym kelnerem. Wielokrotnie przepraszali. Odpowiedziałem, że zależy mi nie tyle na przeprosinach, co rozwiązaniu problemu. Menadżer obiecał, że następnego dnia przyjedzie, odbierze itd. Nie przyjechał. Firma się nazywa Belvedere. Odradzam korzystanie z usług, bo jedzenie też – średnie.
[W końcu odebrali, ale wymagało to telefonu pewnego bardzo ważnego, choć niekoniecznie powszechnie znanego człowieka. Wniosek – nie jestem wystarczająco ważnym człowiekiem, żeby być poważnie traktowanym przez Belvedere i to jest zła informacja]

2. W domu są myszy. Mnóstwo myszy. Myszy mają wadę. Robią smród. Nie wiem, czy same śmierdzą, ale miejsce gdzie jest ich dużo – śmierdzi. Nawet, kiedy jest dużym domem. Naprawdę dużym. Smród być może bierze się z tego, że myszy chodząc defekują. Zupełnie jak konie, z tym, że mysze odchody wyglądają zupełnie inaczej. I nie chodzi wyłącznie o to, że są mniejsze. Końskie trudno pomylić z kminkiem. Zresztą trudno końskie znaleźć w kuchennej szufladzie. Zwłaszcza zamkniętej.
Przyjechaliśmy z kotami. Koty zaczęły na myszy polować. Z różnym skutkiem. Z różnym, czyli również efektywnie. Kot Pawełek, kiedy mysz złapie zjada jej głowę. Nie wiem, czy inne koty też. Jeżeli tak jest – może stąd się wzięły filmy o zombie.
Generalnie większa część rodziny jest po stronie kotów. Czasem mam wrażenie, że przekracza to granice kulturalnego kibicowania. No i mam z tym problem. Bo jest mi tych myszy żal.
Zwłaszcza tej, która lubi siedzieć w zmywarce.
Chyba w zeszłym roku dotarło do mnie jak nieciekawe życie mają myszy. Cały świat ma zamiar je zeżreć. Poza ludźmi, którzy mordują je choć ich nie jedzą. No więc jakoś strasznie mi żal myszy. Choć nie wynika to z bezwarunkowo dobrego serca, bo na przykład takiej pani premier Kopacz to wcale mi nie jest żal.

Jakiś czas temu byliśmy z Panem Kolegą Druhem Podsekretarzem Wojtkiem na spotkaniu promującym nową książkę Literata Goćka. Literat Gociek przysłał mi egzemplarz autorski z dedykacją. Jeszcze zanim zacząłem czytać pomyślałem, że nie będzie mi się teraz wypadać wyzłośliwiać. Książki z dedykacją to poważna sprawa. Chyba, że się jest jak pewien redaktor, którego nazwisko pominę. Znalazłem kiedyś koło śmietnika w redakcji, którą kierował zadedykowaną mu książkę „Co z tą Polską” Tomasza Lisa. Mógłbym dać ją Literatowi Goćkowi – mógłby udawać, że to on był tym Piotrem. Swoją drogą ciekawe, czy za parę tygodni redaktor Lis, z redaktorem, który pogardził nie będą razem tworzyć jakiegoś naprawdę niepokornego medium.

Literat Gociek pisze o – jak to pięknie wymyślił Tęgi Łeb – Odchodzącej Partii Władzy. Ciekawe, czy Literat Gociek wiedział o spisku Jana Rokity i profesora Geremka, który miał doprowadzić do wykorzystania środków Platformy do wzmocnienia śp. Unii Wolności.

Trochę czasu mi zajmie, zanim tę książkę przeczytam – literaturę faktu czytam wyłącznie na wsi, na której bywam teraz rzadko. I to jest zła informacja.

3. Zmarła pani Iwaszkiewiczowa, teściowa sąsiada Gienka. I to jest zła informacja. Do końca życia będę pamiętał jej opowieść o życiu towarzyskim okolicznych księży. No i inne. O tym, co się tu działo po wojnie. Dobrze, że mogliśmy ją poznać. Gdybyśmy przyjechali te dziesięć lat później – moglibyśmy się minąć. Tak, jak z jej mężem.  

niedziela, 22 lutego 2015

22 lutego 2015


1. Eryk Mistewicz napisał przerażający tekst. http://wszystkoconajwazniejsze.pl/eryk-mistewicz-w-kazdych-wyborach-startuje-jakis-coluche-do-czasu/
Opisał historię francuskiego komika, który w 1981 roku wystartował w prezydenckich wyborach. Okazało się, że Naród ma zamiar na niego głosować. Ale od czego są struktury Państwa. Najpierw odcięto go od mediów – nie pomogło. Później z użyciem służb i zaprzyjaźnionych dziennikarzy próbowano skompromitować – nie pomogło. Odstrzelono więc jego przyjaciela. Pomogło. Francja zawsze miała w sobie coś, co mnie brzydziło. Trudno mi określić co, bo się nad tym nie zastanawiałem. Jakiś specyficzny rodzaj zepsucia. Wszyscy zgadzają się na to, że tam, tak do końca nie ma ani równości, ani wolności, ani braterstwa. Choć wciąż się na te hasła trafia.
We Francję zapatrzony był prof. Geremek.
I inni mężowie opatrznościowi Unii Demokratycznej, która zasadniczo tak była demokratyczna, jak Platforma Obywatelska jest obywatelska. We Francji elity, które dzierżą demokratyczną władzę to przynajmniej charakteryzują się jako-takim wykształceniem. Mężowie opatrznościowi Unii Demokratycznej charakteryzowali się trudno powiedzieć czym. Przekonaniem, że władza demokratyczna się im należy, bo są elitą elit. Prezydent Komorowski garściami czerpie z tej tradycji. I to jest zła informacja, bo znaczy, że się niczego z upadku tej partii nie nauczył.

Doktor Flis przeprowadził na Salonie24 analizę, z której wynika, że prezydent Komorowski może przegrać drugą turę. Źli ludzie mówią, że analizy dr. Flisa nie są zbyt wiele warte. Dużo większe znaczenie ma, że dr Flis zdecydował się napisać taki wniosek.

2. Kandydat Duda wygłosił pogadankę na temat polityki bezpieczeństwa i spraw międzynarodowych. Żeby ta pogadanka była jakoś specjalnie rewolucyjna – to nie powiem. Była w każdym razie wygłoszona z głowy, bez analogowych, bądź cyfrowych pomagaczy.
Pogadankę samą przykrył jakiś mędrzec ze sztabu prezydenta Komorowskiego, który ją zaczął komentować na Twitterze. Zaczął od tego, że większość rzeczy, o których mówił kandydat Duda, to prezydent Komorowski wcześniej wymyślił. Później się rozkręcił pisząc coraz mniej składnie i z coraz większą liczbą błędów. No i wyszło, że po pierwsze – skoro kandydat Duda na wiele spraw z dziedziny obronności ma podobne zdanie jak prezydent Komorowski, to trudno będzie mówić, że jest nieodpowiedzialny, czy że się nie zna; po drugie – skoro na oficjalnym koncie Prezydenta pojawia się kilkadziesiąt komentarzy do przemówienia kandydata Dudy, to znaczy, że nie ma powodów do tego, żeby już teraz się nie odbyła debata tych dwóch panów.

W każdym razie wygłąda na to, że wiadomo kogo w drugiej turze poprze pan Komorowski.

Później na drugim koncie pana Prezydenta pojawiły się zdjęcia z jego kampanijnej wizyty w kotlinie Kłodzkiej. Na jednym z nich był tłum, nad tłumem zapisane na tekturach hasła: „Żadamy S8 z Wrocławia do granicy”, „DK8 droga śmierci”, „Droga S8 szansą dla regionu”. Zdjęcie zostało podpisane: „Komitet poparcia w Kłodzku. Dziękuję za poparcie.”

Znaczy mistrzów od prezydenckiego Twittera jest kilku. I to jest zła informacja.

3. Pojechałem na zakupy do Makro. Z pojawienia się baranków można wnosić, że wielkimi krokami zbliża się Wielkanoc.
Tradycyjnie kupiłem mrożonego tuńczyka. Obok zobaczyłem kartony z napisem „panga sum”. Od razu pomyśłałem – ego panga sum. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy ego jest konieczne. Panga sum, czy ego panga. Nie pamiętam. I to jest zła informacja.
W Faktach TVN ni słowa o pogadance kandydata Dudy. Ni słowa o Twitterowej wpadce prezydenta Komorowskiego.
O tym drugim napisał za to korespondent „Financial Times”. Nie umie się chłopak zachować.



poniedziałek, 15 grudnia 2014

14 grudnia 2014


1. Chciałem wstać tak, żeby dojechać do Warszawy na trzynastą. Obudziłem się po dziewiątej, przez chwilę miałem nadzieje, że się uda, ale zanim się przekopałem przez tajmlajny zrobiło się przed jedenastą. Porąbałem trochę drzewa, rozładowałem zmywarkę, zrezygnowałem z oglądania w TVP Info redaktora Szackiego i ruszyłem na wschód.
Znaczy najpierw na północ, żeby zatankować na największej w Polsce chyba stacji BP.

Stację zbudowano przy starej dwójce pomiędzy Mostkami a Wilkowem. Mostki powinny być znane w Polsce z tego, że z kościołem sąsiaduje tam burdel. Z burdelem restauracja, z którą z kolei sąsiaduje Las Vegas – parking dla TiR-ów z restauracją myjnią, sklepami stacją benzynową etc.
Mostki były ufortyfikowane. I – o ile dobrze pamiętam – broniły się przed wyzwoleniem przez Czerwoną Armię.
Grupa Warowna w Mostkach nosiła imię Lwa spod Brzezin – generała Karla Litzmanna.

Lietzman odważnymi decyzjami nie do końca zgodnymi z rozkazami dowodzącym nim von Scheffer-Boyadelem, wyrwał się z okrążenia i zatrzymał marsz Rosjan na zachód.
Dostał za to Pour le Mérite – najwyższe niemieckie odznaczenie.
Swoją drogą to fascynujące, że najwyższe niemieckie odznaczenie nazywa się po francusku.
Zasadniczo Państwo Niemieckie już go nie nadaje. Ale wciąż można je dostać. W 2002 otrzymał je na przykład Bronisław Geremek.

Właściwie to niewiele brakowało, żebym to ja zderzył się z mercedesem pana Bronisława. Wystarczyło, żebym wcześniej ruszył. Jego mercedes nie zrobiłby specjalnej krzywdy, więc wypadek zniósłbym lepiej niż ten biedny człowiek, któremu pan profesor zniszczył dostawczaka.
Cóż nigdy mi się nie udaje ruszyć do Warszawy o założonej godzinie. I to jest zła informacja.

2. Jechałem sobie spokojnie A2 na wschód. Nie wiem z czego to wynika, ale w tym kierunku samochody zawsze mniej palą. Na tempomacie ustawione miałem 150, samochód palił 11 litów. Na Livestreamie oglądałem transmisję z marszu PiS-u. Znaczy bardziej słuchałem niż oglądałem, bo operator pisowskiej kamery raczej nie był orłem.
Do tego zawsze jak na marszu działo się coś ciekawego, to wjeżdżałem w miejsce, gdzie sygnał T-Mobile był słaby, więc nie wysłuchałem przemówień Kaczyńskiego. Za to mogłem wysłuchać wiązanki pieśni patriotycznych w wykonaniu chóru męskiego. I przeboju początku lat osiemdziesiątych autorstwa Jana Pietrzaka. Tego to chyba z dziesięć razy.
Swoją drogą to jakoś fascynujące. Hofmana w PiS-ie nie ma, a komunikacyjnie – jakby był.
Brudziński tracący głos wykrzykując słabo rymujące się hasła – świetny pomysł.

W Poznaniu naprawiali coś przy barierach energochłonnych na środku drogi. Był więc korek. I to jest zła iformacja.

3. Do Warszawy dojechałem chwilę po rozwiązaniu marszu. Pojechałem szybko w aleje Ujazdowskie. Jakoś nie było czuć dymu z podpalania Polski.
Co chwilę mijałem ludzi z flagami.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku będę mógł nad dom wciągać swoją.
Na kalenicy są ślady po mocowaniu masztu. Ktoś go w połowie lat siedemdziesiątych podczas remontu zdemontował. I to jest zła informacja.