Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wojciech Kolarski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wojciech Kolarski. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 20 lipca 2021

20 lipca 2021


1. No więc Kocio rano wyawanturował sobie nieco zawartości rossmannowej puszki. Bardzo rano. Za bardzo. Na mnie sobie wyawanturował. Potem gdzieś polazł. Kiedy go nie było, przyszła Rudzia. Wyjadła, co Kocio zostawił i zaczęła szukać kogoś, kto jej dołoży. Padło na mnie. Zjadła właściwie całą puszkę. 
Potem Kocio przyszedł. Coś tam zjadł. Poszedł. Spotkałem go pod stołówką. Wszedł do środka, pomiauczał. Wyszedł. Zaległ na betonie. Ja wyciągałem rusztowanie. Kiedy mi się udało je wyciągnąć. Przeskoczył przez płot do sąsiada, który ma gołębie i dwa psy w niezbyt obszernych kojcach. 
Przywiozłem rusztowanie pod dom. I za jego pomocą zacząłem demontować daszek. Nad wejściem przymocowany był daszek. Falisty. Z niegdyś żółtego sztucznego tworzywa. Bożena chciała go zdjąć od zawsze. Ja się buntowałem, gdyż doceniałem daszku użyteczność. W końcu z tego butu wyrosłem. Demontaż daszku był męczący, acz niezbyt skomplikowany. Kilka śrub okręciłem. Kilka obciąłem. Praca trzymaną jedną ręką szlifierką kątową, która nie ma osłony, bo tarcza nie chciała wejść. A to wszystko na jednaj nodze, gdyż rusztowania nie da się bliżej przesunąć. W każdym razie – daszku nie ma, a dom nieco bardziej przypomina siebie sprzed przynajmniej 100 lat. Musiałem pójść do sąsiada Józka pożyczyć tarczę do cięcia. Przy okazji kupiłem jajka (18 zł za 30). Kiedy wracałem, nad lasem za wsią przeleciał Mi-24. W zasadzie, to nie byłem pewien, co to za śmigłowiec był. Teraz powiększyłem sobie zdjęcie. I ani chybi Hind.
Przyszła Rudzia, wyjadła to, co Kocio zostawił. Poprosiła o jeszcze. Zjadła poszła. Przyszedł Kocio. Coś tam zjadł. Poszedł. Rudzia już więcej nie wróciła. Kocio przynajmniej dwa razy. 

2. Postanowiłem obejrzeć Druha Sekretarza w Polsacie. Rozmowa o odbudowie Saskiego. Z Kwiatkowskim. Tym razem Robertem. 
Rzeczony Kwiatkowski (Robert) zasugerował, że odbudowa Pałacu Saskiego służyć ma jedynie przeniesieniu pomnika Poniatowskiego z Krakowskiego Przedmieścia, by zrobić miejsce na pomnik prezydenta Kaczyńskiego. Bardziej by mi taki tekst pasował do powróconego Tuska, niż doświadczonego lewicowca. Ale z drugiej strony, po tym jak odjechał Leszek Miller – wszystko jest możliwe. 
Kwiatkowski (Robert) powiedział też, że komunizm dał Polsce Ziemie Zachodnie. O ile mnie pamięć nie myli, to 2/3 decydujących w sprawie przesuwania granic z komunizmem miało raczej niewiele wspólnego. Ale co ja się tam znam. 

3. Po zmroku zebrałem się w sobie i założyłem nowy pasek do kosiarki. Ciut był za krótki, więc łatwo nie było. Jak już założyłem, to postanowiłem chwilę pokosić. Kosiłem dłuższą chwilę. Kosiarka niby ma reflektor, ale jednak do tego, żeby zobaczyć jak mi koszenie wyszło – nie wystarczy. Zobaczymy jutro.

Mój Nowy Szef donosi, że w nocy nie było aż tak źle. A dziś pada. Więc też spokój. Bogatemu to i byk się ocieli. 

środa, 1 stycznia 2020

1 stycznia 2020


1. Rok się zaczął słabo, gdyż zamroziłem dwie butelki szampana. Naszą, lidlowską i drugą, przywiezioną przez profesorstwo Z. (jakieś arcydzieło francuskich mistrzów szampanizmu). Północ wybiła, a my z profesorem Z. wytrząsaliśmy z butelek coś o konsystencji śniegu. No i niestety śniegu nieco żółtego. A przecież każdy wie, że nie można jeść żółtego śniegu.
Sąsiad Tomek (zięć sąsiada Gienka) po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie zafundował naszej części wsi pokazu ogni sztucznych. I to nie jest zła informacja, w przeciwieństwie do tej o szampanach.
Do tego najmłodsza córka Druha (już od pewnego czasu) Sekretarza źle znosiła noworoczną kanonadę reszty wsi. Zaczęła ją dobrze znosić, kiedy wyposażyłem ją w słuchawki Bose (prezent od Bożeny), które wcześniej wielokrotnie ratowały mi życie. Na przykład podczas (słynnego w pewnych kręgach) lotu do Kuwejtu samolotem C-130 Hercules. Zintegrowaliśmy się z sąsiadami. Przyszli do nas, by zweryfikować, czy naprawdę Darek, szwagier sąsiada Gienka zostawił rok wcześniej butelkę Kłobuczanki. Zostawił. Stała za kredensem. Przed wyjściem dopełnił ją znowu i zostawił na rok przyszły. To pewnie będzie taka świecka tradycja.

Wcześniej, radująca się nadejściem Nowego Roku wioskowa młodzież zdemontowała nam bramkę. Zdemontowała i gdzieś wyniosła. Udaliśmy się z Druhem Sekretarzem na poszukiwania. Trwały krótko, gdyż ciężar bramki przeważył determinację wioskowej młodzieży. Z pomocą Dyrektora Mieszka udało nam się bramkę z powrotem zamontować. Na dwa razy, gdyż za razem pierwszym założyliśmy ją tak, że się jej nie dało zamknąć.
Wieczór zakończył się bez innych ekscesów.

2. Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski przewiduje, że Andrzej Duda wygra wybory. W pierwszej turze. W marcu 2015 przewidywał bardzo dobry winik Korwina i zwycięstwo Bronisława Komorowskiego w drugiej turze. Prawie trafił. Złą informacją jest że mi się to w ogóle chciało czytać. Tekst pojawił się chyba we wszystkich gazetach Polska Presse. Przepraszam, teraz – Polska Press (ale się ci Niemcy maskują – jakby to kolega mój pewien skomentował).

3. Dałem się nabrać na promocję Lidl Plus i kupiłem w dużej ilości tygrysie krewetki. Zaślepiła mnie chęć oszczędzenia 40% i nie zauważyłem, że są nie wyczyszczone. I to jest zła informacja. Przez godzinę musiałem im wydłubywać bebechy. Że też nikt jeszcze nie wyhodował krewetek bez przewodów pokarmowych.

Postanowiłem w Nowy Rok zrobić coś dla Planety. Otóż zostałem na Twiterze 3800030. followersem Grety Thundberg. Dlaczego jest nas tak mało?

wtorek, 24 lipca 2018

22 lipca 2018



Z życia urlopowanego urzędnika centralnej administracji.

1. Przewidywalność przedpołudniowych, niedzielnych programów publicystycznych jest właściwie przerażająca. I to jest zła informacja. Najciekawszy staje się dobór gości do „Loży prasowej”, czyli, czy red. Wołek będzie się zgadzał z jednym z braci Stasińskich, Passentem czy Michalskim a za PiS-owca będzie robił red. Stankiewicz, Czarnecki czy może Nizinkiewicz.
Zafascynowała mnie świadomość, że po latach cotygodniowego oglądania niedzielnej publicystyki nagle się okazuje, że nie chce mi się jej oglądać.

2. Druh Podsekretarz z rodziną wrócił do Krakowa. Miał jechać przez Kożuchów, pojechał trójką. I to jest zła informacja, bo im więcej ludzi zobaczy Kożuchów, tym lepiej, bo Kożuchów to niezłe miejsce. Może nie do końca jak Carcassonne, ale prawie.

3. Sąsiad Tomek przez większość niedzieli rozrzucał ładowarką górę ziemi, którą przywieziono we czwartek. Ładowarka była tak nowoczesna, że prawie jej nie było słychać. Słychać było jedynie sympatyczne buczenie.
Kiedy sąsiad tomek skończył rozrzucać swoją górę ziemi, rozrzucił dwie górki nasze, które od zyliona lat zalegały w parku. Wykazał się przy tym wirtuozerią, która przypomniała pana kopacza kanalizacji Janka. 
Tomek jeżdżąc ładowarką dzień trzeci, potrafił zegarmistrzowsko przenosić niezbyt duże kamienie.
Grupowo, wyrażając aplauz, namawialiśmy sąsiada Tomka, by kontynuował karierę operatora ładowarki. Odpowiedział, że go na to nie stać. I to jest zła informacja, bo wirtuoz ładowarki powinien jednak adekwatnie zarabiać.

niedziela, 22 lipca 2018

20 lipca 2018


Z życia urlopowanego urzędnika centralnej administracji.

1. Pierwsza noc na wsi i od razu przyjemny sen o pracy. Przyjemny, w odróżnieniu od snów śnionych w Warszawie. Te są nieprzyjemne.

Wstałem, poszedłem po jajka do Józka (ojca sąsiada Tomka). Susza. I to jest zła informacja. W całej wsi tylko jego ziemniaki jakoś wyglądają, bo sąsiad Tomek uruchomił swoją głębinową studnię i je podlewał. Zboże dla laika wygląda w porządku. Niestety – jak powiedział Józek – jest bardziej słomą, bo ziarna 1/3 tego co być powinno.

W Warszawie leje, na południu – zalewa, w Rokitnicy napadało raptem z pięć centymetrów. Trawnik przed domem właściwie nie istnieje. Wyrosło tylko coś takiego, co pamiętam z dzieciństwa, z nieużytków wokół osiedla Piaski Nowe.

2. Facebook przypomniał, że rok temu odebrałem Suburbana po remoncie skrzyni. Pojeździł do końca roku. Przed samym powrotem do Warszawy zaczął jeździć tylko na dwóch pierwszych biegach. No i wracaliśmy z prędkością równą bądź niższą niż 80 km/godz. Można było znieść jajko.
Suburban trafił do Węgrowa, do bardzo sympatycznego pana, który wcześniej skrzynię robił. Pan zawszę, kiedy do niego dzwonię mówi, że auto będzie po niedzieli. Siódmy miesiąc to mówi. Ale jest naprawdę sympatyczny. I profesjonalny. Ile się rzeczy ciekawych dowiedziałem podczas cotygodniowych z nim telefonicznych rozmów.
Kiedyś (w czerwcu) pojechałem do niego Kaplowozem, który przestał być renaultem Megane, a zaczął być E46. Oklejonym rdzawą folią.
Kabriolet oklejony rdzawą folią budzi w społeczeństwie aplauz. Kapla opowiadał, że pod rdzawą folią jest folia „Hello Kitty”. Kabriolet w „Hello Kitty” pewnie budziłby aplauz jeszcze większy. Z „Hello Kitty” wygrała rdza. I to jest zła informacja.

Pan naprawiacz skrzyń z Węgrowa ugościł mnie herbatą. Porozmawialiśmy o różnych skrzyniach w różnych samochodach i umówiliśmy na telefon po niedzieli. Pan naprawiacz skrzyń z Węgrowa jest posiadaczem jakiegoś renaulta, którym z kolei jest bardzo zainteresowany red. Pertyński. Zainteresowanym jako obiektem do swojego youtubowego kanału. Renault ma – póki co – wydmuchaną uszczelkę pod głowicą. Ale pan naprawiacz skrzyń z Węgrowa ma zamiar to naprawić. Pewnie zrobi to po niedzieli.

3. Przyjechał Druh Podsekretarz z połową rodziny. Chwilę później kolega Kapla i jeszcze jeden kolega Wojciech. Druh Podsekretarz występował w koszulce polo, kolega zaś Kapla świeżo skończył drugi z kolei swój kryminał. Kolega Kapla to już pisarz pełną gębą. Wcześniej pisał, co prawda jakieś książki podróżnicze, ale jak wiadomo, książki podróżnicze czyta bardzo ograniczona grupka wariatów. Teraz wydrukowano mu już jeden kryminał, a zaraz wydrukuje się drugi. Po lekturze pierwszego, dyrektor jednego z warszawskich muzeów powiedział, że gdyby kolega Kapla był kobietą, to by się w koledze Kapli zakochał. Seksista. Ciekawe, co będzie po lekturze drugiego.
Miałem nadzieję, że drugi kryminał zakończy się wymyśloną przez mnie sceną na górze Herzla. Niestety kolega Kapla nie był w stanie doprowadzić do takiego zakończenia. I to jest zła informacja.

Przyczepił się do mnie red. Zieliński, w sprawie wczorajszych moich pretensji do panów Nowaka lub Grabarczyka.
Pretensje podtrzymuję. W imię doraźnego politycznego sukcesu (oddanie odcinka autostrady na Euro) zbudowano coś, co w dłuższym okresie było bez sensu. Odcinek Łódź–Warszawa powinien był być od początku projektowany jako trzypasmowy. I tyle.

piątek, 19 sierpnia 2016

18 sierpnia 2016


1. Przyjechał dzień wcześniej wezwany pan od satelitarnych anten. Zasadniczo, to miał być w piątek, ale się okazało, że ma okienko.
Dawno, dawno temu czyli pewnie ze trzy lata, panowie z jego firmy zamontowali nam antenę. Kiedy montowali – wszystko było ok. Kiedy pojechali – zaczęły znikać kanały. Później zaczęły się też pojawiać, by na koniec zniknąć zupełnie. Poza chyba TVP Info, które akurat dostępne jest telewizji naziemnej. Znakomita większość kanałów dostępnych w telewizji naziemnej serwuje rzeczy tak słabe, że oglądanie ich może powodować nieodwracalne zmiany w mózgu. I to jest zła informacja.
Pan od satelitarnych anten wymienił talerz. Znaczy, użył talerza, który został po czasach, kiedy zażywałem satelitarnego internetu. Zdecydowanie większego, niż używany dotychczas. Ustawił, podłączył, zaczęło działać. Wyjaśnił, że jakiś czas temu Cyfra zmieniła sposób nadawania i teraz na małych talerzach nie działa. Nikomu nie powiedzieli, ludzie są wściekli, a on musi wysłuchiwać. Takie czasy.

2. Pojechałem do Gniezna. Przez Poznań. Droga dobra. Jedzie się szybko. Trochę się po Gnieźnie pokręciłem. Całkiem ładne miasto z całkiem zgrabnym rynkiem z widokiem na katedrę. Katedra duża. Widać ją z daleka. Kiedy patrzyłem z daleka dotarło do mnie, że nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy uzyskała dzisiejszy wygląd. I to jest zła informacja.

3. Z Gniezna pojechaliśmy na północny-wschód. W stronę Żnina. Na obóz harcerski. Poprzednio, na obozie harcerskim byłem tak dawno, że trudno mi sobie przypomnieć, kiedy to było. I to jest zła informacja.
Mieliśmy z Druhem Podsekretarzem podobne spostrzeżenie. Zupełnie niezależnie rozpoznaliśmy zapach. Mokry brezent połączony z lasem i czymś jeszcze. Zapach harcerskiego obozu.

Wracając, zgubiłem kwit na A2. Musiał mi wypaść z auta, kiedy się na chwilę zatrzymałem. Zastanawiałem się, czy Autostrada Wielkopolska aby nie naliczy mi opłaty manipulacyjnej w wysokości na przykład stu złotych. Nie naliczyła. Zapłaciłem jedynie maksymalną stawkę, jaką mógłbym zapłacić. Czyli dokładnie tyle, ile miało być.
Sowy [kanie] z pobocza znikły, mam nadzieje, że komuś smakowały.   

wtorek, 16 sierpnia 2016

15 sierpnia 2015


1. Niedzielny poranek był tak dawno, że właściwie nie pamiętam co robiłem. I to jest zła informacja. Znaczy, pamiętam, że sąsiad Gienek wrócił z ryb. Coś tam złowił, ale nie był to taki rodzaj, o jaki chodzi. Chciał mi nawet ten połów ofiarować, ale się szybko zreflektował, że raczej bym tych ryb sam nie filetował [czy jak się tam ta czynność nazywa].
Pojechałem do miasta, żeby zwrócić kolejny niedziałający cyfrowy prostownik. Stanąłem przy ladzie, ochroniarz pokazał mi kartkę – w związku z awarią systemu zwrotów nie przyjmujemy. Kupiłem więc prostownik jeszcze jeden.
W Lidlu sprzedają makrelę. Surową. Do smażenia. Polecam.
Nowy prostownik zadziałał, ca samo z siebie jest dobrą informacją. Do tego wykonał serię dziwnych czynności i martwy akumulator z Suburbana jakby ożył. Znaczy – zaczął się ładować.

2. Późnym popołudniem wpadł Cyfrowy Szogun z rodziną. Porozmawialiśmy o starych czasach. Złą informacją jest, że i ja, i oni musieliśmy jechać, więc nie porozmawialiśmy odpowiednio długo.
3. Ruszyłem w kierunku Warszawy. Tłoku specjalnego nie było. Więcej aut jechało w kierunku przeciwnym.
Zatrzymałem się na Orlenie przed Koninem. Gaz za 2,23, a w Warszawie, przed wyjazdem tankowałem z 1,37.
Na stacji była pani, która koniecznie chciała dolać olej do swojego Lupo, nikt nie mógł jej pomóc wybrać jak olej dolać powinna. Lupo miało lat nieco ponad dziesięć. Zasadniczo olej wlany mógł być dowolny. Zapytałem, czy świeci się kontrolka ciśnienia oleju. Pani powiedziała, że nie. Ale informacja, że trzeba zmienić. Powiedziałem, że powinna do Warszawy dojechać. No i pewnie dojechała.
A ja, się przez dobre pięćdziesiąt kilometrów zastanawiałem, jak rozwiązać problem, kiedy nie wiemy, jaki olej jest, a koniecznie trzeba dolać. Chyba bym dolał półsyntetyk. Ale nie jestem pewien. I to jest zła informacja.
Dojechałem do Warszawy przed północą. Wpadłem na moment do hotelu do Druha Podsekretarza. Właśnie rozstawiano barierki i znaki zakazu ruchu 15 sierpnia. Trójka w serwisach nadawała, że warszawscy kierowcy przeżyją gehennę.
Muszę sprawdzić, czy o warszawskich maratonach informuje w taki sam sposób.

poniedziałek, 18 lipca 2016

16 lipca 2016


1. Kiedy się obudziłem było już po tureckim puczu. Druh Podsekretarz, z którym rozmawialiśmy wieczorem podczas jazdy okazał się lepszym ode mnie znawcą Turcji. Być może dlatego, że w przeciwieństwie do mnie w rzeczonej bywał. Wymyślona przeze mnie skomplikowana geopolityczna intryga nie wytrzymała nocy. I to jest zła informacja, bo już się chciałem mieć za wybitnego analityka.

2. Na budowę domu sąsiada Tomka przyjechała pompa do betonu i trzy gruszki. Dom wystaje już z ziemi. I to dobra informacja.
Pojechaliśmy na targ do Świebodzina. Na stoiskach z koszulkami wśród heavy metalowych czaszek pojawili się żołnierze wyklęci. Może byli wcześniej, ale zauważyłem ich dopiero teraz. W Mrówce ruch jak na Marszałkowskiej. Jakby wszyscy się nagle wzięli za remontowanie.
Odwiedziłem Suburbana. Skrzynia znowu wyjęta, bo po założeniu się okazało, że nie działa tak samo, jak przed remontem. W przyszłym tygodniu ma wrócić do naprawiaczy.
Do tego zupełnie nowy przed awarią akumulator jest do wyrzucenia. I to jest zła informacja, bo nie był to akumulator zwykły, tylko amerykański z przykręcanymi klemami.

3. Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy czytałem książkę w celach rozrywkowych przez dłużej niż kwadrans. Kryminał. Słaby. Brytyjski. O grubej czterdziestoletniej pani archeolog. Właściwie to gorzej niż słaby. Mógłbym taki napisać.
Kiedy rozstawiałem leżaki zauważyłem, że pod modrzewiem rosną maślaki. Zawsze tam rosły. Do momentu, kiedy panowie kopacze od kanalizacji dwa lata temu rozorali ten fragment działki. Rok temu maślaków nie było. Wróciły. Ciekawe, czy pojawią się odkryte niegdyś przez dyrektora Zydla rydze. Pojawiły się tylko raz. I to jest zła informacja.

Naprawdę mógłbym napisać słaby kryminał. O, proszę:


Padał deszcz ze śniegiem. Stefan Nowak patrzył, jak powoli lecz sukcesywnie przemakają mu buty. Przepełniało go poczucie bezsensu. Stał w lesie nad kanałem, słuchając leśniczego, rozwodzącego się o przepędzonej grupie ludzi próbujących, na pierwszy rzut oka – profesjonalnym sprzętem zrobić dziurę w wykonanym przez Niemców przed osiemdziesięciu laty betonowym murku oporowym.
Tak właściwie, to przestał słuchać leśniczego po tym, jak na generatorze zobaczył naklejkę wypożyczalni sprzętu budowlanego z nie najbliższego miasta wojewódzkiego.
Leśniczy, skądinąd sympatyczny człowiek, radny gminny –jak przypomniał sobie Stefan, zadał jakieś pytanie. Chyba zadał, Stefan tego nie jakoś nie usłyszał, zaś leśniczy, patrząc na Stefana wyraźnie oczekiwał odpowiedzi. Na szczęście policjant z gminnego posterunku również zapytał:
–Może faktycznie coś tu jest schowane, może trzeba to rozwalić do końca i wyciągnąć.
–Panowie, daję głowę, że nic tu nie ma. Tym… sprawcom, najwyraźniej coś się po… pomyliło.

Stefan był pewien swoich słów. Murek był monolitem z pobliskim jazem. Najwyraźniej od powstania, w latach 30-tych ubiegłego wieku, nic nie próbowało go naruszyć. Do dzisiaj.
A raczej mało prawdopodobne, by Niemcy schowali w nim coś sześć lat przed wybuchem wojny. Stefan był pewien. Znał historię murku, technikę wykonania, wiedział, że – na pierwszy rzut oka profesjonalny sprzęt, prędzej by się rozleciał, niż murek poważnie naruszył. Wiedział. Tak jak wiedział strasznie innych dużo rzeczy. Właściwie był najwięcej wiedzącym człowiekiem, że wszystkich jakich znał. Nie wiedział za to dwóch ważnych rzeczy: skąd wie to wszystko. I, jak to się stało, że został policjantem. Ne on jeden.





czwartek, 3 marca 2016

1 marca 2016


1. W Druh Podsekretarz w łaskawości swojej podrzucił mnie do Pałacu. Na Druha Podsekretarza zawsze można liczyć.
W Pałacu odbywały się przygotowania do uroczystości. Pierwszy raz w życiu widziałem proces ustawiania do odznaczeń. Żeby właściwa uroczystość szła sprawnie, trzeba się wcześniej namęczyć. Dowiedziałem się też, że na po generalską nominację przychodzi się w generalskim mundurze. Pewnie jest tak, że generalem się nie jest od mianowania, tylko elektronicznego podpisu.
Złą informacją jest, że Sala Kolumnowa jest zbyt mała. Ale to nie jest nowa informacja.
W najważniejszym sekretariacie wziąłem udział w dyskusji o „Roju”. Ludzie, którzy nie byli mieli gorsze zdanie od tego, który był.
Swoją drogą podobnie jest z samochodami. Jeżeli ktoś kupi nowe auto, to zwykle przez jakiś czas ma o nim bardzo dobre zdanie.

2. Zszedłem na chwilę do BBN-u, by pogratulować dwóm z trzech nowo awansowanym generałom. Jeden jest saperem. Chwila rozmowy – i już dysponuję wiedzą, która mam nadzieję nigdy nie będzie mi potrzebna, ale jej brak mógłby być w pewnej sytuacji uciążliwy.

Pojechaliśmy na Łączkę. Po raz pierwszy zobaczyłem Panteon. Wygląda godnie. Dużo było wcześniej – mam wrażenie – niepotrzebnych dyskusji na jego temat. Dobrze, że jest. Znaczy – niedobrze, bo lepiej, gdyby nie był potrzebny. Na historię wpływu nie mamy. Mamy na pamięć.

Później była Rakowiecka. Wykonano ciężką pracę, by usunąć ślady po tym, co się tam działo po Wojnie. Wykonano cięższą, by ślady odkryć. Kiedy się zobaczy miejsce, gdzie zamordowano rtm. Pileckiego zupełnie inaczej się patrzy na Dzień Żołnierzy Wyklętych.
Złą informacją jest to, że raczej nigdy na ten temat nie będzie pełnej zgody. Zbyt wielu, zbyt ważnych ludzi musiałoby przyznać, że to, w czym ich rodziny brały udział było po bardzo złe.


3. Uroczystości pod GNŻ-em robiły wrażenie. Śnieg z deszczem wzmacniały to wrażenie, bo ludzie wytrzymali te godziny. Ja nie wytrzymałem – i to jest zła informacja. Nie byłem przez to na wieczornym koncercie. A ponoć był dobry. Zmarzłem na Rakowieckiej. Pod GNŻ-em tak się trząsłem, że jakiś harcerz-samarytanin wypatrzył mnie i przyniósł mi herbatę. Nie pomogła.
Dowlokłem się do domu i przez dobrą godzinę w wannie pełnej wrzątku wracałem do żywych.
To, że się znowu nie rozłożyłem, to jakiś cud.

Od paru tygodni nie mamy telewizora. Ten z domu, zaniosłem do Pałacu [budząc zdziwienie starszych kolegów – wcześniej sprzęt RTV raczej wynoszono niż wnoszono], telewizyjną publicystykę znam więc z Twittera.

W TVN-ie wystąpił ponoć katarski szejk, który powiedział, że zatrudni zwolnionych dyrektorów stadnin. Ciekawe, czy to ten sam, który miał inwestować w Polskie stocznie.

Później ktoś rozpętał burzę, że zły PAD nie zaprosił dobrego PBK na uroczystości związane z Dniem Żołnierzy Wyklętych. Podobny numer próbował zrobić PDT podczas inauguracji PAD-a – opowiadał brukselskim mediom, że PAD go na tę imprezę nie zaprosił. Bruksela to nie Polska. Media są nieco inne. Sprawdzono, że po pierwsze PDT miał zaproszenia, po drugie PAD nie był organizatorem, więc nie mógł zapraszać. No sytuacja wyszła nieco żenująco.
Bruksela to nie Polska. Polska to nie Bruksela. Tym razem nikt nie sprawdził, że i na Rakowieckiej i pod GNŻ-em PAD był tylko gościem. Obie imprezy organizowały społeczne komitety. Dlaczego nie zaprosiły PBK? Może lepiej się nad tym nie zastanawiać.




czwartek, 11 lutego 2016

8 lutego 2016


1. Nienawidzę musieć. Zwłaszcza wstać. Kiedy ustawię budzik – słabo śpię, bo czekam aż zadzwoni. Przekleństwo Jana Rokity, którego za wzór postawiła nam profesor Kabajowa [od łaciny] mówiąc, że „Janek to nigdy do szkoły przed dziesiątą nie przychodził”.

Wpadłem do Pałacu spóźniony i niewyspany. Pognałem do Wielkiej Sieni – cisza. Wygramoliłem się na górę, pytam BOR-owców. Mówią, że jeszcze spotkania nie ma. I, że ma być na górze. Że gość siedzi w Antyszambrze, bo przyjechał za wcześnie. Faktycznie siedzi. Z Profesorem Sz. Właściwie nie siedzi, bo właśnie wstali i ruszyli w stronę gabinetu.
Ja za nimi. Po drodze włączam transmisję. Znaczy próbuję. Bo się znowu okazało, że w środku stolicy sporego europejskiego państwa sieć komórkowa potrafi niedomagać. I to jest zła informacja, bo to, co wleciało na Periscope było dość słabej jakości, o czym po południu mogli się przekonać widzowie TVN24.

2. U Druha Podsekretarza odbyło się spotkanie z Panem Erykiem. Pan Eryk przyszedł z pomysłem. Pomysł interesujący, choć może trochę naiwny. Zobaczymy co z tego wyniknie.

Później w Pałacu Pan Prezydent udzielał wywiadu. Wcześniej porozmawiałem chwilę z naczelnym „Wprostu”. Wspominaliśmy czasy, kiedy był korespondentem RMF w Waszyngtonie. Wybitnym korespondentem. RMF – w co trudno dziś uwierzyć – było kiedyś radiem zdecydowanie bardziej informacyjnym niż dzisiejsze TOK FM. Do tego plejlistę układał Piotr Metz. To dobre radio było. Dziś takiego nie ma. I to jest zła informacja.

3. Wieczorem kontynuowaliśmy przygody Ray'a Donovana. Znowu do zbyt późna. I to jest zła informacja. Swoją drogą dlaczego w Polsce nie powstają takie filmy? Bo nie ma takich aktorów? Bo nie ma ludzi, którzy napiszą taki scenariusz? Bo Polska to nie Ameryka?



niedziela, 7 lutego 2016

4 lutego 2016



1. Obudziłem się bez żadnego powodu o piątej rano. Przemęczyłem się do ósmej. Poszedłem na pocztę. Do apteki. Po bułki. Wróciłem do domu i poczułem, że mógłbym pójść spać. Nie mogłem. I to jest zła informacja.

2. Bożena podrzuciła mnie na Wiejską, skąd z Druhem Podsekretarzem i Bardzo Ważnym Dyrektorem pojechaliśmy na lotnisko. Tradycyjnie panowie przy szlabanie nie mogli znaleźć wszystkich nazwisk na liście, ale tradycyjnie się udało.
W samolocie podano pączki i kanapki. Najpierw pączki. Do Krakowa leci się tak krótko, że człowiek nie zdąży nawet dobrze się na fotelu usadowić. Za to na Balicach zawsze jest ładnie. Na Okęciu jest wizualny bałagan. Na Balicach – spokój. I nie wynika to wcale z braku ruchu.
Wsiedliśmy do aut i pojechali do Lubnia.
Po drodze z Druhem Podsekretarzem zastanawialiśmy się, jak będzie wyglądać pikieta KOD-u. A konkretnie – kto w niej będzie brać udział. Wyszło nam, że jakaś asystentka Róży Thun [und Hohenstein], dwóch współpracowników „Gazety w Krakowie” i do tego może ze ktoś z okolic „Tygodnika Powszechnego”.
Dojeżdżając właściwie nie zauważyliśmy pikiety. Rozrosła się dopiero w medialnych relacjach. Mistrzem świata w rozrastaniu był fotograf z Gazety, który wyczekał aż do szkoły iść będą dzieci i bardzo zgrabnie nacisnął, później zdjęcie trafiło do serwisu podpisane: demonstracja KOD-u.
Gazeta ma z normalną gazetą coraz mniej wspólnego. I to jest zła informacja.

Nie rozumiem dlaczego Wojtek Czuchnowski wychodząc z telewizyjnego studia nie ogłosił, że w ramach protestu przeciwko „zawłaszczeniu publicznej telewizji” Gazeta zawiesza stosowanie zasad zawodowej etyki. Mam wrażenie, że by było uczciwiej.

3. Później przejeżdżaliśmy przez Lasek i Trute. Mamy tam rodzinę u której byliśmy kiedyś w wakacje ponad 30 lat temu. Po raz pierwszy wtedy obserwowałem picie w kółko z jednego kieliszka. Rytuał ten zrobił na mnie niezapomniane wrażenie.

Ostatnio wciąż opowiadam o tym, że mam również góralskie korzenie. A nic nie robię, żeby się czegoś o nich więcej dowiedzieć. I to jest zła informacja.

Słowo „dudaski” okazało się nie być rzeczownikiem w mianowniku liczby mnogiej, tylko przymiotnikiem w mianowniku liczby pojedynczej. Człowiek uczy się całe życie.


środa, 3 lutego 2016

1 lutego 2016



1. Mam wrażenie, że dawno temu obiecałem zamieścić przepis na pomidorową. I chyba tego nie zrobiłem. Więc robię teraz.
Do garnka wlewam olej (z pestek winogron). Na dno. Podgrzewam. Sypię paprykę ostrą. Albo pieprz kajeński. Do tego wrzucam cebule. Dwie, trzy. Duszę. W cebulę wrzucam łyżkę vegety. Czerwonej. Próbowałem się kiedyś dowiedzieć na czym polega różnica między czerwoną a niebieską. Usłyszałem, że to głupie pytanie. Więc nie pytam więcej. Kupuję czerwoną.
Później wkrawam parę czerwonych papryk. Znaczy dwie. To się chwilę dusi.
Wtedy zaczynam kroić pomidory. Kroić i wrzucać. Kiedy garnek jest pełen wrzucam bliżej nieokreśloną ilość czosnku. Wtedy wszystko miksuję. I już. Właściwie nie trzeba nawet gotować.

Zamiast vegety można użyć wywaru z warzyw. Pomidory muszą być świeże. I to jest zła informacja, bo w moim przypadku, by zrobić zupę muszę jechać do Makro.

2. Zupę jadł Druh Podsekretarz, z którym spędziliśmy bardzo miły wieczór. Zjadł jeszcze fasolę. Przepis na fasolę dam kiedy indziej.
Jakiś czas temu ustaliliśmy z Druhem Podsekretarzem, że się znamy od roku 1976. Konkretnie z plamy piasku na Błoniach.
Kiedyś (nie wiem, czy wciąż) na Błoniach organizowane były zawody spadochronowe, które polegały chyba na tym, kto wyląduje bliżej środka plamy piachu. Przez większość roku, kiedy zawodów spadochronowych nie było, oczywiście, jeśli pozwalały na to warunki pogodowe dzieci z półwsia były przez swoje mamusie prowadzane tam właśnie, by sobie z piasku z tej plamy robić przysłowiowe babki. Nie znam niestety żadnego przysłowia o piaskowych babkach, ale nazywanie przysłowiowymi rzeczy, które w przysłowiach nie występują jest ostatnio coraz bardziej trendy.

Od paru dni słuchamy Nicka Cave'a. Push The Sky Away. Okazało się, że poza „We No Who U R” jest tam jeszcze parę innych utworów. No i te utwory mają jeszcze teksty. Jestem zupełnie pozbawiony odporności na grafomańską poezję po angielsku. Pewnie dlatego, że zbyt słabo znam język. I to jest zła informacja.

3. Późnym wieczorem z hukiem zakończyła się moja krótka kariera HR-owca. I to jest zła informacja.


piątek, 29 stycznia 2016

27 stycznia 2015


1. Obiecałem sobie rano, że skomentuję film „Marsz KOD w Częstochowie”. Jednak tego nie zrobię. Byłoby to zbyt proste.

Nie zdążyłem zjeść śniadania, a na lotnisku skończyły się słone paluszki. I to jest zła informacja.
W samolocie, obok pana Prezydenta usiadła pani Zofia Pilecka. Cóż, udało się nam do niej dodzwonić.

2. Przylecieliśmy do Krakowa. Chwilę po nas przyleciała Chorwatka. Samolotem wyczarterowanym od LOT-u. Widać, nie tylko my mamy ten problem. Żeby było protokolarnie – musieliśmy szybko wyjechać z lotniska, żeby się z nią nie spotkać. Jechaliśmy najpierw autostradą, później bocznymi drogami. Gdzieś przed Oświęcimiem, dojeżdżając do jakiegoś ronda zauważyliśmy taki obrazek: na chodniku leżała jakaś pani. Nad nią dwóch policjantów, jeden przykrywał ją zdjętą z siebie kurtką.

Spotkanie z Chorwatką odbyło się w jakimś hotelu, który jak po zdjęciach na ścianie można poznać – jest chyba jedynym miejscem w okolicy, gdzie mogą się prezydenci spotykać.

Wcześniej jakiś obcy BOR-owiec chciał przegonić Druha Podsekretarza. Nie chciał uwierzyć, że Druh Podsekretarz jest podsekretarzem. Po wszystkim pochwalił BOR-owca. Każdy w garniturze może przecież mówić, że jest ministrem. I to jest zła informacja.

Nie będę opisywał obchodów w Auschwitz. Napiszę tylko, że na miejscu robią dużo większe wrażenie niż w telewizorze. Rok temu siedzieliśmy z kolegą Olszańskim w „Paranie” – to taka knajpa przy Marszałkowskiej, która ponoć nie zmieniła się wcale od dobrych trzydziestu lat. Piliśmy piwo, jak większość gości, nad głowami których wisiał telewizor transmitujący obchody.
Goście pili zerkając. My piliśmy zerkając, To na telewizor, to na gości, by obserwować na telewizor reakcje. Filmowa trochę sytuacja.

Tym razem oglądałem wszystko na własne oczy. Auschwitz trzeba obejrzeć kiedy się już jest dorosłym.Wycieczki szkolne są trochę bez sensu. Kiedy byłem tam dwadzieścia parę lat wcześniej mało co do mnie docierało. Nie zauważyłem wtedy oczyszczalni ścieków. Niemcy w obozie zbudowali oczyszczalnie ścieków. Trzy. Bardzo nowoczesne.

Bogu dzięki, że mój niemiecki jest tak mizerny, bo przez chwilę byłem gotów podejść do niemieckiego Ambasadora, by mu pogratulować, że jego krajanie tak wysoko stawiali dobro planety.

3. Wieczorem w Pałacu było spotkanie, które zasadniczo powinno być w sierpniu, ale to zasadniczo inna historia. W każdym razie wyszło na to, że znam mniej ludzi, niż ludzi zna mnie. I to jest zła informacja.

sobota, 23 stycznia 2016

21 stycznia 2016


1. Zacząłem dzień od Wiejskiej. Znaczy – Kancelarii. Wcześniej poszedłem na pocztę, by odebrać awizowaną przesyłkę. Okazało się, że awizowano ją po tym, kiedy ją odebrałem. I to jest zła informacja, bo liczyłem, że to coś fajnego, co Bożena kupiła na Allegro.

2. U Druha Podsekretarza wiszą obrazy. Trzy. Na każdym widać kopiec Kościuszki. Raz zza Wisły, raz z Wawelu, no i raz z Bielan. Na dwóch stoi już fort. Na trzecim – nie. Znaczy trzeci pokazuje stan pomiędzy 1823 a 1850.
Kaplicę na forcie przy kopcu projektował ten sam architekt, który postawił Collegium Novum. Feliks Księżarski. Księżarski jest absolwentem gimnazjum św. Anny [która przez chwilę – 1818–1928 – była patronką szkoły imienia Nowodworskiego]. Szkoły Druha Podekretarza, Pani Prezydentowej, mojego pradziadka, redaktora Kolanki i jeszcze paru innych osób.
Pradziadek mój Michał Rożen, góral, urodzony w Zakopanem, choć rodzina bardziej z okolic Nowego Targu. Legionista, więc piłsudczyk. Dwóch braci pradziadka zginęło w Bitwie Warszawskiej. Jego wykończyła Komuna. Psychicznie. Wziął i umarł. 
Złą informacją jest, że już nie bardzo mam kogo o niego pytać.

3. Pani Premier przedstawiła propozycję rozwiązania kryzysu T.K. Zasadniczo była to strata czasu.
Chytry plan PO i prof. Rzeplińskiego polega na tym, by namówić Prezydenta do przyjęcia przyrzeczeń od „trzech sędziów”. Gdyby Prezydent to zrobił – musiałby stanąć przed Trybunałem Stanu. Gdzie trudno by mu się było wybronić, gdyż 15+3 nie równa się 15, a artykuł 194. Konstytucji zaczyna się od słów: „Trybunał Konstytucyjny składa się z 15 sędziów…” Piętnastu.
Plan chytry. Jednak na nieszczęście planu tego pomysłodawców Prezydent liczyć nie uczył się od ministra Rostowskiego więc raczej się nie da podpuścić.

A poważnie: złą informacją jest, że wygląda na to, iż zanim się wszystko uspokoi jeszcze narobione zostanie strasznie dużo – że tak powiem – gnoju.
Rozpadająca się Platforma walczy nie walczy demokrację. Walczy o życie. Nie jest w stanie narzucić żadnej innej narracji, więc trzymać się będzie Trybunału jak pijany płotu.  

piątek, 8 stycznia 2016

6 stycznia 2016


1. Wstałem, wlazłem do wanny, wyszedłem z wanny, zjadłem śniadanie, ubrałem ubiór roboczy i udałem się do pracy. Z okazji święta wziąłem auto Bożeny. Jadę. Marszałkowska, Królewska, plac Piłsudskiego, blokada. Pytam policjanta jak do Pałacu. Mam wrażenie, że mnie nie rozumie. Jadę do Świętokrzyskiej, Tamką, Dobrą, Leszczyńską (chyba), Browarną, Karową, Przy Bristolu policjant. –Do Pałacu Prezydenckiego. –Ale tego, tu? –Tak. –Proszę jechać. Jadę. Krakowskim. Dojeżdżam. Chcę na Parking. Policjant. –A skąd się pan tu wziął? –Ja tu, na parking. –Proszę jechać. Wjeżdżam. Wchodzę. Zdążyłem. W Sieni Głównej czekają Panowie Oficerowie Borowcy. Żartujemy na temat Chin. Na filmach było widać, że było ślisko. Nie było widać, że było zimno. Strasznie zimno. Teraz mam futro. I mróz może mi nagwizdać.
Przychodzi Para. Pan Prezydent w łaskawości swojej zauważa, że w moim outficie mógłbym rozbić za któregoś z królów. Nie mówi którego. Nie pytam. I to jest zła informacja.

2. Idziemy w Orszaku. Ze zdziwieniem nie dostrzegam Obywatela Prezydenta Jóźwiaka w jego operacyjnej kurtce. Najwyraźniej na razie nie zajmuje się pozyskiwaniem konserwatywnego elektoratu. Dowiaduję się za to, że mecenas Giertych ma brata. I ten brat nie skacze. Więc w tym przypadku skakanie raczej nie jest genetyczne.

Później do Pałacu przyszli górale, którzy w Orszaku brali udział. Śpiewali po góralsku, mówili po góralsku i grali po góralsku. Nie tańczyli. Było bardzo miło. Górale zapowiedzieli, że jakby co, to zawsze mogą przyjechać.
Zawsze, kiedy górale śpiewają przypominają mi się przyśpiewki, które mojej ś.p. babci śpiewał jej ś.p. ojciec. Góral. Ale po Nowodworku. Zupełnie jak Druh Podsekretarz. I redaktor Kolanko. I wiele innych postaci.
Czasem nawet te przyśpiewki śpiewam. I to jest zła informacja. Bo nie w każdej sytuacji powinienem.

3. Po robocie z kolegą, który na imię ma jak rondo Babka pojechaliśmy do Krakena. Ponarzekaliśmy na nasze ciężkie życie. Przyszedł przedstawiciel mediów międzynarodowych. Nie narzekał. Przyszedł kolega Krzysztof. Powiedział, że nie wie o co chodzi z brakiem wina, bo było. Znaczy – ktoś kogoś wprowadza w błąd.
Obserwowałem przez jakiś czas scenkę. Przy barze siedziała chyba Rosjanka. Walentyna. Urocza, choć niezbyt ładna. Dosiadł się do niej jakiś człowiek. Rozmawiali. Stawiali sobie nawzajem chyba Bushmillsa. W pewnym momencie on powiedział jej coś na ucho. Zrobiła się najpierw czerwona, później chyba smutna. Powiedział i poszedł. Później jego miejsce zajęła para. Walentyna szybko się z nimi zaprzyjaźniła. Później przyszedł chyba narzeczony Walentyny. Duży i brzydki. A później my poszliśmy. Więc nie wiem co było dalej. I to jest zła informacja.


BBN ustami swojego szefa odpowiedział na moje zapytanie – na salut należy skinąć głową.


czwartek, 7 stycznia 2016

5 stycznia 2015



1. Dzień zacząłem od wizyty przy Wiejskiej. W Kancelarii znaczy, bo do Sejmu nie dotarłem. Na Wiejskiej jest inaczej niż w Pałacu, ale wymaga to dłuższej opowieści, bo nie chodzi tylko o stołówkę.
Druh Podsekretarz miał gościa. Też z Nowodworka [nie wiecie co to znaczy – to sobie wygooglujcie]. Rozmawiali o rocznicy odbicia więźniów z św. Michała. Siedemdziesiątej. Żołnierze Ognia bez jednego wystrzału zdobyli więzienie, wyczyścili zbrojownię, po czym załadowali się na ciężarówkę i przejechali przez Kraków metodą używaną przez płk. Kwiatkowskiego. To, że reżyser Kutz wybrał kiedyś działalność publiczną to zła informacja. 
Na więzieniu św. Michała wisiała tablica, że siedział tam Waryński. Ten ze stuzłotówki. Ale wcześniej. Jego wtedy nie wyzwolono.

2. Podrzucono mnie do Pałacu. Pod główne wyjście. Wysiadłem z Passata, dwóch stojących w podcieniach przy promiennikach żołnierzy zaprezentowało broń. Nie bardzo wiedziałem jak się zachować. I to jest zła informacja.
Nie wiedziałem jak się zachować, więc powiedziałem: dzień dobry.
Muszę chyba poprosić o konsultacje któregoś z pułkowników w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, czy kapelusz uchylać, czy co. Przed wojną to by człowiek wiedział bez pytania.

3. Po pracy zawiozłem marynarki do czyszczenia. Przy okazji wszedłem do Carrefoura, w którym przez lata robiłem raz w tygodniu zakupy. Zmieniło się. Pani przy kasie się zdziwiła, że kupuję tylko sznurówki. Ze dwadzieścia lat temu [pewnie trochę mniej, ale nie pamiętam kiedy w Krakowie wybudowano pierwszy supermarket] mój były kolega Jerzy wyjaśnił mi, że nie ma nic gorszego dla wielkiej sieci handlowej niż wejść do sklepu i kupić jedną, wyraźnie tanią rzecz. Na przykład kilo cukru w promocji. I, że tak można walczyć z systemem. Więc czasem walczę.

W Castoramie miałem kupić brykiety. Dobrych i tanich nie było. Kupiłem droższe i gorsze. Właściwie nic dziwnego. Zatankowałem LPG. Kiedyś specjalista od zbiorników wytłumaczył mi, że najbardziej się opłaca tankować, kiedy jest mróz, bo wtedy w litrze jest najwięcej gazu. Kupuje się ciecz, a spala gaz. Im zimniej – tym ciecz bardziej gęsta. Jeżeli jest na sali jakiś fizyk – to bardzo proszę, by to potwierdził. Lub nie.

W związku ze świętem Trzech Króli przypomniał mi się dowcip. Wchodzą królowie do stajenki, trzeci – Baltazar, wali głową w nadproże. –O Jezu – jęczy z bólu. Na co święty Józef: –I to jest dobre imię, a nie jakiś tam Stefan.

W dzisiejszych czasach w miejsce imienia Stefan można wstawić Ryszard. Może będzie śmieszniej. I to jest zła informacja.

środa, 6 stycznia 2016

4 stycznia 2016



1. Zaspałem. Haniebnie. I to jest zła informacja.

2. W Pałacu Druh Podsekretarz wręczał wolontariuszom Światowych Dni Młodzieży flagę od Prezydenta. Wolontariusze byli z różnych krajów, a zwłaszcza z Brazylii, Włoch i Francji. Księża, którzy z nimi z Krakowa przyjechali mówili o milionach pielgrzymów, których się spodziewają i o tym, że żadne miasto w Polsce nie jest na taką imprezę przygotowane.
I, że właściwie na świecie to tylko Seul. [I Watykan, Rzym – to dodano po chwili milczenia].
Nie ma co ukrywać – w dobry nastrój wprowadzają mnie dziwne rzeczy. Tym razem ubawiło mnie, że Campus Misericordiae położony jest w miejscowości Kokotów. Nad rzeką Serafą, znaną również jako Srawa. Nie bez przyczyny znaną.

Zapytałem Druha Podsekretarza, czy ze swoim nazwiskiem nie czuje dyskomfortu związanego z wypowiedzią Ministra Spraw Zagranicznych dla Bilda. Druh Podsekretarz się obruszył – jego nazwisko jest starsze niż ta sportowa dyscyplina. Pochodzi od kołodzieja. Nie zapytałem, czy Piasta.

Profesor Zybertowicz powiedział, że Negatywy są teraz gorsze niż wcześniej. Muszę się przyznać, że kiedyś miałem Profesora za osobę nieco odklejoną. Od kiedy go poznałem – zdanie zmieniłem diametralnie.
Profesor zasugerował, że jeden negatyw powinien być osobisty, drugi – polityczny, a trzeci metafizyczny. Na razie nie będę próbował.

Dyrektor Zydel przysłał mi fejsem jakieś badania CBOS-u, z których wynikało, że większość Polaków jeździ na rowerze. I to jest zła informacja – najwyraźniej praca u Prezydenta Obywatela Jóźwiaka dyrektorowi Zydlowi nie służy.
Odpisałem mu, że kiedy wprowadzimy obowiązkowe OC dla cyklistów – preferencje mogą się zmienić. Nie odpisał. A mógł na przykład zapytać, czy zacząłem jeść mięso.

3. Wieczorem w TVN24 wystąpił Bartłomiej Sienkiewicz. Pani Krajewska napisała na Twitterze, że to bardzo [mega] inteligentny polityk. Chyba bym nie chciał, żeby pani Ligia napisała kiedyś o mnie coś dobrego.

Muszę przyznać, że do ostatniej chwili czekałem na grom który w ex ministra walnie. Niestety nic takiego się nie stało. I to jest zła informacja.

Wystąpił później Leszek Miller. Chyba długo go w Faktach po Faktach nie zobaczymy, gdyż bezpardonowo zaatakował majestat prof. Rzeplińskiego przypominając jakieś zupełnie nieznaczące jego zachowania po samorządowych wyborach. Może i coś wtedy profesor robił i mówił, ale co to przy obronie demokracji. A poważnie – powiedział jedną rzecz, która do furii musiała doprowadzić parę osób. Otóż, że zamach stanu robi się przeciw legalnie wybranej władzy. A teraz legalnie władzą jest PiS.

Poszliśmy z Druhem Podsekretarzem do Beirutu. Dołączył kolega Zbroja, który został właśnie rzecznikiem Zbroją. Było trochę zabawnie, bo rzecznik Zbroja dzielił się z nami swoimi zdziwieniami związanymi z urzędem. Z nami – starymi wygami, którzy na przykład oświadczenia majątkowe wypełniali już w sierpniu, pogodzonymi z faktem, że ćwierć wieku na umowach śmieciowych nie liczy się do stażu pracy.  

sobota, 2 stycznia 2016

31 grudnia 2015


1. Bożena postanowiła się zabrać za porządki w parku. Dołączyłem do niej. Odpaliłem chińską pilarkę. Powinienem naostrzyć był łańcuch. Niestety nie znalazłem pilnika. Więc postanowiłem spalić trochę gałęzi. Jedynym skutkiem było spalenie połowy opakowania podpałki.
Dobrze, że nie padało, bo bym do tego zmókł. Z paleniem ognisk mam tak, że mimo sporej wiedzy teoretycznej popartej wieloletnią praktyką nie chce mi się jej stosować. Liczę na to, że się coś wydarzy i kolejny kawałek podpałki, kolejna zapałka zadziałają wbrew fizyce. I to jest generalnie zła informacja.

W przerwach pomiędzy kolejnymi próbami rozpaleń rozmawiałem przez chwilę przez telefon. A to z kolegą Zbroją, który w poniedziałek rozpoczyna nowe życie, a to z Druhem Podsekretarzem, nad którym niesprawiedliwie się trochę pastwię. Druh Podsekretarz dobrym jest z gruntu człowiekiem inaczej trudno jest wytłumaczyć jego cierpliwość w wysłuchiwaniu moich frustracji.

2. Zażartowałem sobie wieczorem na Twitterze [i Fejsie]. Żart się odbił szerokim echem.
Swoją drogą miałem się za osobę jakoś otrzaskaną w tzw. komunikacji. Najwyraźniej niesłusznie. [i to jest zła informacja] Nie wpadłbym na to, że wydawać by się mogło rozsądni ludzie mogą tak łatwo przyjmować nowe definicje słów takich jak demokracja, pluralizm, wolność słowa, solidarność, czy zamach stanu. Anarchia. O różnych symptomach. Na przykład powszechnie znana postać (mniejsza o nazwisko), zdecydowanie dorosła i utytułowana osoba pisząca na fejsie „OBY TEN NOWY NIE BYŁ TAK CHUJOWY”. Wszystko wolno.

Oglądaliśmy przez chwilę trzy imprezy sylwestrowe w trzech miastach. We Wrocławiu wystąpili The Stranglers. Czas bywa bezlitosny. W Krakowie śpiewał nie wiadomo kto. Ale za to z Wieży Ratuszowej przemawiał mój były redaktor naczelny. Była jeszcze na Polsacie impreza w Katowicach. I chyba tyle, jeśli chodzi o transmisje telewizyjne. Imprezę warszawską transmitował Obywatel Prezydent Jóźwiak. Na peryskopie.


3. Normalnie do sąsiadów chodzimy po północy. Tym razem zaprosili nas wcześniej. Dobrą informacją jest że wygląda na to, iż trwający miesiące konflikt pomiędzy sąsiadem Tomkiem, a jego teściową Jolką został zażegnany. Było miło. Przed północą powstał spór, czy otwieramy szampany w środku, czy na zewnątrz. Gienek otworzył pierwszego na chwilę przed północą, żeby był już gotowy do toastów. Wypiliśmy, Wyściskaliśmy się i udaliśmy się na zewnątrz patrzeć w niebo.

W dorocznym pojedynku góra–dół wsi wygrał dół. Czyli my. Ale i tak największe wrażenie zrobiły na mnie sąsiednie wsie. Nie było widać właściwych ogni, tylko błyski. Jak na wojnie.
Mam wrażenie, że na moich oczach w powietrze wyleciało kilkadziesiąt tysięcy złotych. Tyle do dobrze, że na wsi już prawie nie ma psów. Choć przez całą resztę roku to jest zła informacja.

Błyski zza lasu przypomniały mi o końcu Porozumień Mińskich.




czwartek, 31 grudnia 2015

30 grudnia 2015


1. Postanowiłem lokalnie wdrożyć dobrą zmianę w mediach. Powiesiłem telewizor. Na ścianie, bo przez lata stał na sztaludze. Wieszak kupiłem na Allegro. Rano przyjechał kurier. Zobaczyłem go przez okno, jak stoi na podjeździe. Powiedział, że nie był pewien, czy to pałac. Kolejna ofiara faszysty Disney'a i bawarskiego króla.
Wiszący telewizor wygląda porządniej.

Dobrze, że mój sąsiad Henryk nie zna na tyle polskiego, żeby to czytać. Mógłby zrozumieć, że wykonałem wyrok śmierci na lokalnym ośrodku TV.
Swoją drogą TVP Gorzów jest tak zła, że dla dobra świata należałoby ją zlikwidować. Albo pokazywać za pieniądze reklamując, że to najgorsza telewizja świata.

Wiszenie telewizora testowałem na TVP Info. Konkretnie na transmisji obrad Sejmu. Znaczy chyba retransmisji, bo miałem wrażenie, że większość wypowiedzi czytałem na Twitterze. Więc albo TVP Info powtarzała, albo posłowie postanowili się powtórzyć. Żeby tekstów nie zmarnować.

Testowałem, aż w końcu zaprotestowała Bożena. Nie wytrzymała po serii pytań opozycji. A to ja w tej rodzinie robię za pisowca.
Ech, Leszku Millerze, dlaczego nie wszedłeś do Sejmu z list Nowoczesnej?

Telewizor wisi trochę krzywo. Ciąży mu prawa strona. I to jest zła informacja.

2. Do chyba drugiej klasy szkoły podstawowej żyłem w przekonaniu, że w imieniu Henryk jest litera 'd'. Że zapisuje się ono 'Hendryk'

Ćwierć wieku temu nocowałem grupę francuskich skrajnie-prawicowych-narodowych-konserwatystów czyli pielgrzymów wędrujących do Częstochowy na spotkanie z Janem Pawłem II.
Zobaczyli wiszący na ścianie portret Lenina który dumnie przywiozłem sobie z Kijowa. [To był niestety druk, kolega był lepszy – przywiózł olejami malowanego Feliksa Edmundowicza] Zerkali na tego Wołodię, coś do siebie szeptali, w końcu jeden – najodważniejszy – zapytał: Jesteście komunistami?
Próbowałem mu opowiadać o Pomarańczowej Alternatywie – nic nie zrozumiał.


Przypomniało mi się to, w związku z twórczością mojego sąsiada Henryka. Z jednej strony można mieć do niego pretensje, że opisując polską rzeczywistość nie widzi niuansów.
[napisałem 'niuansów' – to bardzo śmieszne, bo będąc złośliwym można by wyciągnąć wniosek, że zasadniczo w tekstach Henry'ego nie pada 'faszyszm' chyba tylko dlatego, że ma płacone od słowa – 'ultra-conservative' to dwa, a 'deeply rooted in conservative Catholic values' to pięć]
Ale z drugiej nie wolno zapominać, że został z tymi niuansami pozostawiony sam. A trudno wymagać od – jak bardzo by nie był inteligentnym – młodzieńca, który trafił do Polski z zupełnie innej rzeczywistości, a sama Polska jest dla niego tylko jednym z punktów zainteresowania, by znał historię polityczną i pewne uwarunkowania, o których nawet polscy jego równolatkowie niekoniecznie wszystko wiedzą.

Gdyby jeszcze pozostał sam.
Byliśmy z Druhem Podsekretarzem u Henryka na imprezie chanukowej. Towarzystwo żywcem wzięte z komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego [tej nieoficjalnej młodszej części]. Był nawet poseł z mojego okręgu. Ten od precli. [Czy obwarzanków]

Redaktor Mucha donosił, że Henryk przez cały pobyt w Kijowie był indoktrynowany przez red. Wrońskiego. Czy jest się więc czemu dziwić, że w miejsce słowa 'Naród' wstawia mu się samo słowo 'Volk'?

Nasza wina. Jeżeli my nie będziemy rzeczywistości tłumaczyć, zawsze się pojawi jakiś red. Wroński. I to jest zła informacja.

3. Pojechaliśmy do Zielonej Góry obejrzeć kredens. Alternator działa świetnie. A przynajmniej ta jego część, która odpowiada za zapalenie i zgaszenie kontrolki ładowania.
Generalnie meble na Allegro wyglądają lepiej na zdjęciach niż w rzeczywistości. Kredensu nie kupiliśmy. Był z pół metra niższy niż na zdjęciu. Choć w opisie wysokość była ok.

Po raz pierwszy od dobrych paru lat trafiliśmy do Castoramy. W czasach prosperity bywaliśmy tam za każdym na wsi pobytem. Zmieniło się tyle, że Castorama wchłonęła Piotra i Pawła. Ciekawe czego to jest symptom.

Wieczorem na powieszonym telewizorze oglądaliśmy przedostatni odcinek Detektywa. UWAGA SPOJLER: Niestety przespałem połowę i nie wiem dlaczego zastrzelono kryptogeja–bohatera wojennego. I to jest zła informacja.  

29 grudnia 2015


1. Zadzwoniono z warsztatu, że alternator gotowy. Pojechaliśmy przez Skąpe. Na Urzędzie Gminy wisi podświetlany napis „Wesołych Świąt”. Cóż, sporo obywateli ma unickie korzenie.
Wpadliśmy do „Mrówki”. Dwa worki węgla „orzech”. Dopiero teraz zauważyłem, że – excuse le mot – brand to „Tani opał”.
Kupiłem jeszcze 20 kilo lokalnego brykietu z lokalnego węgla brunatnego. Za jedyna 20 zł. W Sieniawie jeszcze ze dwadzieścia lat temu działała ostatnia w tej części Europy głębinowa kopalnia węgla brunatnego. Działała, aż z Górnego Śląska nie przyjechało paru młodych sztygarów. Zjechali na dół i kazali fedrować w stronę łagowskiego jeziora. Starzy górnicy mówili, że lepiej tego nie robić, bo Niemcy tego nie robili. A jak Niemcy czegoś nie robili, znaczy mieli powód. Sztygarzy puknęli się w głowy i kazali fedrować. Bogu dzięki w piątek przed końcem szychty. W poniedziałek górnicy, którzy przyszli do roboty zastali kopalnię zalaną. I to była zła informacja, bo w ten sposób nie mamy w Polsce ostatniej w tej części Europy czynnej głębinowej kopalni węgla brunatnego.

2. Parę lat temu uruchomiono odkrywkę. Węgiel nie taki, jak był ten głębinowy, ale jakoś brykiety da się robić. Postanowiłem zmieszać je z sieczką z gałęzi i zapalić w trociniaku. Zadymiłem pół domu, zanim nie wyciągnąłem z rury [prowadzącej do komina] coś czarnego, czym właściwie była zatkana.
Odtykałem rurę rozmawiając z Druhem Podsekretarzem, który przyznał się, że właśnie zatarł silnik. W roverze. Czyli w hondzie. Da się? Da się. A mówią, że japońska motoryzacja produkuje niezniszczalne silniki.
Kłamią. Miałem kiedyś Suprę. Targę. Włożyłem w nią wagon pieniędzy. Nie pomogło. Błąd konstrukcyjny i ciągle był problem z panewkami. I to jest zła informacja, bo to jednak było świetne auto. Czasem ciekł dach.
Swoją drogą ciekawe, czy sobie jeszcze kiedyś kupię szybki samochód. Wcześniej to była dla mnie oczywista przyszłość. Teraz – zaczynam mieć wątpliwości.

3. Oglądaliśmy drugiego „True Detective”. Bożena uważa, że zamiast Ojca Polskiego Dziecka powinien wystąpić Del Toro. Ja tam nie jestem pewien.

Strasznie męczę te Negatywy. I to jest zła informacja.   

wtorek, 27 października 2015

27 października 2015




1. Obudziłem się w nowej, brunatnej Polsce nieco niedysponowany. I to jest zła informacja. To pewnie przez tę duszną atmosferę źle spałem. W drodze do Pałacu spotkałem redaktora Jemielitę, który na miejskim rowerze (aż dziw, że nie zlikwidowanym) poruszał się w kierunku zakładu pracy.
Redaktor Jemielita tryskał humorem. Porozmawialiśmy przez chwilę o polityce i cyckach, z których rezygnacji zasłynął ostatnio periodyk matka periodyku, w którym red. Jemielita pracuje.

Wsiadłem w jedno metro, przesiadłem się w drugie, wysiadłem i piechotą kontemplując Krakowskie Przedmieście jakoś dotarłem do roboty. Po drodze minęła mnie kolumna autobusów z pilotażem radiowozów Żandarmerii. Pomyślałem, że Odchodząca Partia Władzy się właśnie zaczęła zwijać, ale się okazało, że to goście imprezy z okazji rocznicy powstania Sztabu Generalnego.

W Pałacu pani sprzątaczka zamiatała pod Okrągłym Stołem.

2. Exchange, którego używa Kancelaria przypomniał mi lata 90. i to, dlaczego użytkownicy maków o ludziach pracujących na Windowsach myśleli, że są dziwni.

Przeprowadziłem kilka bardzo interesujących rozmów, w tym jedną z przedstawicielem naprawdę poważnej korporacji.
Przez cały dzień miałem fleszbeki z wieczoru 300polityki. Przypomniała mi się na przykład rozmowa z brytyjskim ambasadorem, z którym spędziłem sporo czasu w Londynie jeżdżąc jednym samochodem. Pan ambasador kończy swoją służbę w Polsce, ale zapowiada, że tu wróci. Może niekoniecznie jako dyplomata. W rozmowie można było odnieść wrażenie, że jest bardzo zadowolony z wyniku wyborów. To zupełnie nie pasuje do reakcji Zachodu, którą opisywały media.

W tym samym Viano po Londynie jeździła z nami żona ambasadora (naszego), razem z jakąś panią z ambasady. Kiedy jechaliśmy z Heathrow opowiadała tej właśnie pani o synu swoim czteroletnim. Kiedy powiedziała, że nieznający angielskiego czterolatek w przedszkolu czuje się wyalienowany, zauważyłem, że skoro nie zna angielskiego, to się raczej czuje wyobcowany. W samochodzie najwyraźniej zabrakło Druha Ministra Kolarskiego – nikt nie docenił mojej błyskotliwości. I to jest zła informacja.

3. Z rzeczonym Druhem Podsekretarzem udaliśmy się wieczorem do Krakena, żeby pozałamywać ręce nad naszym ciężkim losem. Ale to nam nie za bardzo wyszło. Druh Podsekretarz Kawaler podzielił się wrażeniami z odsłaniania tablicy pamiątkowej w II LO. Aż mi się żal zrobiło, że w tym nie brałem udziału. I to jest zła informacja.

PKW zdążyła ogłosić wyniki wyborów. O tym, że Zjednoczona Lewica nie weszła do Sejmu Janusz Palikot dowiedział się w swoje pięćdziesiąte pierwsze urodziny.