wtorek, 19 marca 2024

18 marca 2024


1. Zimno, jakby był co najmniej marzec. Ważne, że nie spadł śnieg. W Warszawie ponoć spadł. Coś się z ciśnieniem stało, gdyż wszyscy spali. Znaczy koty spały i pies spał. Przez dzień prawie cały. Powinienem był wziąć z nich przykład. Nie wziąłem. I to jest zła informacja.

2. Tym razem naprawdę trudno mi napisać, co konkretnego w ciągu całego dnia zrobiłem. I to jest zła informacja. Słuchanie transmisji z komisji od wyborów kopertowych się przecież nie liczy. Podobnie jak wielokrotne puszczanie w ruch robota sprzątającego. Jutro będzie inaczej, gdyż rano muszę pojechać do apteki. I to ustawi mi dzień. 

3. Nawiedziłem sąsiadów. Tomek negocjował coś ze swoim szwedzkim kontrahentem. Kamila oglądała „M jak Miłość”. Poźniej przełączyła na Puls, gdzie szedł jakiś nowy „Transporter”. Bohater się zmienił. Samochody nie. Tomek opowiedział, że opiekujący się nim pracownik bankowości mówił mu, że już od pewnego czasu rolnicy nie są ulubionymi klientami banków. System się przygotowuje na Zielony ład. Dowód niby anegdotyczny, ale takie są przecież najfajniejsze. W każdym razie świat zmierza w kierunku samozagłady. I to jest zła informacja. 

 

poniedziałek, 18 marca 2024

17 marca 2024


1. Wstałem późno. Bliży jedenastej. Chwilę po tym, jak wstałem, zacząłem słuchać „Trzeciego Śniadania”. Jakoś tam podziwiam Jacka Bartosiaka. Za pomysł na biznes. I tego pomysłu realizację. Mój kolega, niegdysiejszy wyznawca dr. Bartosiaka, niegdyś  agresywnie reagował na jakiekolwiek próby falsyfikacji Bartosiaka myśli. Dziś, po tym, jak historia myśli dr. Bartosiaka sfalsyfikowała na – że tak powiem – pełnej piździe, mówi, że nie ważne, co Bartosiak twierdzi, że ważne, iż dzięki temu ludzie zaczynają dyskutować na ważne tematy. I z tych dyskusji, z tego fermentu, może coś dobrego dla świata wyniknąć. Jest w tym jakiś sens.
Dziś, w „Trzecim Śniadaniu” problem polegał na tym, że naprzeciw siadła pani Dyner. Naprawdę jest tak, że wystarczy liznąć kwestii bezpieczeństwa, żeby rozumieć, iż mimo wypowiadania wielkiej liczby słów (w większości trudnych), dr Bartosiak nie ma na ten temat zbyt wiele do powiedzenia. Pani Dyner ma bardzo duże pojęcie na temat bezpieczeństwa. Ma też dostęp do wiedzy, do której dostęp nie jest specjalnie popularny. Ma też inny sposób na życie, niż reszta 
śniadaniowych gości. Najprościej by było napisać, że rozniosła pana doktora, razem z jego wiernym Zychowiczem. Ale to tak nie działa. Zresztą i tak wyznawcy pana doktora tego nie zauważyli. I to jest zła informacja.
Nawet jeżeli się zgodzić, że pan doktor spopularyzował dyskurs geopolityczny, to niestety nie przełożyło się to jakoś specjalnie na podniesienie wiedzy na ten temat. 

2. Znów właściwie cały dzień mi uciekł. I to jest zła informacja. Wyprawiłem dziewczyny do Warszawy. Spacerowałem z pieskiem, naniosłem drzewa, które wcześniej porąbałem. I zmontowałem koziołek do drzewa cięcia, co było wyzwaniem, gdyż fabryka nie dołożyła odpowiedniej liczby nakrętek. 

3. Wieczorem trafiłem na jakiś twitterowy pokój o patriotycznej nazwie. Na samą końcówkę. Jakiś generał rezerwy tłumaczył kilkudziesięciu słuchaczom, że w Waszyngtonie na pewno, gdy tylko wyproszono dziennikarzy, rozpoczęto rozmowy o nuclear sharing. Mówił o tym z takim przekonaniem, że prawie uwierzyłem. 

Od pół godziny nie napisałem tu ani słowa. I to jest zła informacja, bo pół godziny temu mogłem już iść spać.


 

niedziela, 17 marca 2024

16 marca 2024


 

1. Przez cały dzień ktoś do mnie dzwonił i pytał, czy wiedziałem wczorajszą komisję. Ja napisałem wczoraj – prawie nie widziałem, ale i tak mi wystarczyło. I to jest zła informacja. 
Na koniec zadzwonił dawno nie słyszany Tęgi Łeb. Opowiedział o badaniach jakie robił. Wyszło mu, że wyborcy są zirytowani. Z tym, że wyborcy PiS-u bardziej. Są zirytowani na PiS, bo PiS wybory wygrał. Wyborcy Koalicji są zirytowani, że nie jest tak, ja miało być. Ale zirytowani są mniej niż wyborcy PiS. Tęgi Łeb czeka na wybory samorządowe. Z zainteresowaniem. Bo nie wie jaki będzie wynik. Zwykle, z grubsza, wiedział. 

2. Dzień jakoś przeciekł mi przez palce. Obejrzałem Mazurka za Stanowskim. Gorsi niż zwykle. Poszydziłem na Twitterze z przywódców Trójkąta Weimarskiego – ich sposobu komunikacji niewerbalnej. Swoją drogą trudno mnie będzie przekonać do sensowności tego formatu. Robimy tam trochę za ubogiego krewnego, Macron się najpierw spotyka z Scholzem, a później dopiero dopraszają Tuska. Niemcy przestały być liderem Europy. Francja jeszcze nie zaczęła. To nie jest 2000 rok, żeby zdjęcie z przywódcami tych krajów coś specjalnego robiło.
Później wrzuciłem na Twitter mój felieton z piątkowego „Dziennika Polskiego”. Na podobny temat, wątek zrobił dziś redaktor Mucha. To jego było lepsze. On Krakowem żyje. Ja jednak wpadam tam z doskoku. 
No i jeszcze załamywałem ręce w kwestii unijnych pieniędzy, których nie dostaliśmy na produkcję amunicji. Mam zaufanie do tego, co na ten temat napisał Jacek Siewiera. Różne rzeczy o nim można mówić, ale mimo pełnienia politycznej funkcji, jakoś specjalnie się chłop nie upolitycznił. 
Byłem w mieście. W Lidlu i cukierni. W Lidlu dałem się nabrać na promocję – kup dwie butelki whisky i dostaniesz zniżkę 20%. Dali zniżkę. Ale barek już wcześniej był pełny. 
Udało mi się w końcu domknąć okno pasażera w Lawinie. Siłowo. Powinienem rozebrać drzwi i spróbować zrobić to porządnie. Złą informacją jest, że już raz się do tego przymierzałem i okazało się, że nie jest to tak proste, jak myślałem.

3. Wczoraj skończyliśmy „Masters of the Air”. I to jest zła informacja, bo to jednak było lepsze, niż się na początku wydawało. W ostatnim odcinku zadziwiło mnie, jak to możliwe, że nowojorski żyd nie zna jidysz. 
Dzisiaj zaczęliśmy oglądać „Manhunt”. Nie ma chyba dobrego słowa na to słowa w polskim i to musi coś mówić o naszej historii. 
Jak na razie dobrze się ten serial zapowiada. Prowincjonalne było wtedy to mocarstwo. Złą informacją jest, że – z niewiadomych przyczyn – bohater, czyli sekretarz Stanton nie ma brody. A powinien chyba mieć. I to większą ode mnie. 


sobota, 16 marca 2024

15 marca 2024


1. Z niewiadomych przyczyn, wyszło jakoś tak, że miałem dzień pod hasłem polskiej dyplomacji. Choć bardziej polskiej polityki. I to jeszcze wewnątrzpartyjnej, której ofiarą pada polska dyplomacja. Historie, które usłyszałem, brzmią logicznie, choć dość sensacyjnie. Otóż cała awantura w sprawie odwołania pięćdziesięciu ambasadorów, to nie szarża Radka Sikorskiego na Pałac Prezydencki, tylko atak Donalda Tuska na Radka Sikorskiego.

Donald Tusk podjął ponoć decyzję o starcie w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Zaczyna czyścić pole. Stąd na przykład atak na szeroko rozumianego Hołownię. No i stąd chęć osłabienia Sikorskiego. Minister Spraw Zagranicznych bardzo się ostatnio wzmocnił. Z jednej strony – jak na ministra niemiłościwie nam panującego rządu – zachowywał się w zadziwiająco cywilizowany sposób, z drugiej – miał bardzo dobre tournée w Stanach, po którym chwalony był nie tylko w swojej bańce, co się zbyt często teraz nie zdarza. 
W jednej wersji historii to właśnie dlatego Donald Tusk wymusił na Sikorskim odwoływanie ambasadorów. Co prawda, o żadnym odwoływaniu na razie nie ma mowy, żadna procedura została rozpoczęta, jedynie wysłano wiadomości, że w tym roku, takie procedury zostaną rozpoczęte. Na ostro, o całej sprawie opowiedział w wywiadzie Tusk. 
Wymiana ambasadorów po zmianie władzy to normalna sprawa. Z tym, że nie robi się tego hurtem. I raczej po cichu. I spokojnie. Kiedy PiS-owski reżim doszedł do władzy, Witold Waszczykowski ambasadorów wymieniał powoli. Bardzo powoli. Na własne oczy obserwowałem trzy przypadki, które zjechać powinny natychmiast, a Waszczykowski własną piersią ich osłaniał. (Te trzy przypadki to opisania kiedyś we wspomnieniach)(zwłaszcza jeden, który Głowę Państwa raz przyjmował z żoną, a raz z kochanką).
Aktualna awantura jest zdecydowanie niedyplomatyczna. I jej niedyplomatyczność bije w Sikorskiego.
W innej wersji historii, Tuskowi chodzi o to, żeby się nie musiał wywiązywać z obietnicy złożonej wobec Sikorskiego. Sikorski miał mieć obiecane stanowisko unijnego komisarza. Po awanturze z odwoływanem ambasadorów Sikorski będzie kandydatem awanturującym się, czyli może lepiej wysłać kogoś innego. Na przykład Piotra Serafina z Sulęcina, wybitnego specjalistę od Unii, któremu ponoć Tusk też obiecał stanowisko komisarza. 
Złą informacją jest, że równie dobrze cała awantura może nie mieć drugiego dna. A Donald Tusk wyskoczył z tym wywiadem tylko dla paru lajków od tzw. jebaćpisów.
A jeszcze gorsza, że następna władza ściągnie z placowek wszystkich ambasadorów w dzień zaprzysiężenia rządu. 

2. Przyszła wiosna. Zakwitła mirabelka obok wjazdu do stołówki. Operujące na niej pszczoły słychać było z dobrych kilkunastu metrów. To razem z wczorajszym bocianem zmobilizowało mnie do rozpoczęcia procesu rozciągania węży ogrodowych. I sprawdzenia, jak się ma nasza studnia. Studnia ma się dobrze. Oczywiście rozpiął mi się calowy wąż. Próbowałem spiąć go pod ciśnieniem. Efekt był taki, że się przemoczyłem od stóp do głowy. Walcząc z wężami próbowałem słuchać komisji ds. Pegasusa. Wysłuchałem tylko trochę, bo mi się coś parkowy internet przestał fungować. Może i dobrze, że zbyt dużo komisji mi się nie udało wysłuchać. Człowiek, który dawno nie oglądał z bliska sejmowych obrad, powoli zapomina, jak głupie jest to miejsce i kim jest obsadzone. 
Transmisja się rwała. Startowała od początku. Wracała do czasu rzeczywistego. Znowu wracała do początku. A na początku jacyś komentatorzy powtarzali bzdury na temat Pegasusa. Miałem nadzieje, że ubiegło piątkowy tekst z „Rzepy”, otworzy paru osobom oczy. Nie otworzył. I to jest zła informacja. 

3. Moje podstawowe, zwykle wiarygodne, źródło amerykańskich politycznych plotek powiedziało dziś, że Demokraci się poddali. Przestali wierzyć w szanse na zwycięstwo w prezydenckich wyborach. Właściwie nie ma się czemu dziwić. Ale mimo wszystko, takie rzeczy się raczej nie zdarzają. Ech, czemuż w tych wyborach nie walczą Reagan z Wilsonem. Tak, wiem, nie żyją. I to jest zła informacja. 


 

piątek, 15 marca 2024

14 marca 2024


1. Czwartki są trudne, jeżeli się czwartkowej roboty nie zrobi w środę. A tak było w tym przypadku. I to jest zła informacja. 

2. Jak się już obrobiłem, pojechaliśmy do miasta. Bożena, oddać dekoder C+, ja – do wydziału dróg i innych rzeczy, porozmawiać o świeżo zrobionym wjeździe na naszą posesję, który to wjazd wiedzie prosto na szafę ze światłowodem Orange. I jest to właściwie śmieszne. Było śmieszne, póki się nie okazało, że szafa ze światłowodem nie stoi na powiatowej działce, tylko u nas. Od ponad dekady. Kiedy rozmawiałem z panem z Orange, ani on, ani ja, nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Teoretycznie to powinno ułatwić sprawę. Zła informacją jest, że wcale tak być nie musi. 
W Świebodzinie afera. Budują fabrykę psiego żarcia. Dowiedzieli się o tym okoliczni mieszkańcy. I protestują. Świebodziński burmistrz nie ma dobrego czasu. Najpierw cała Polska usłyszała o jego pomyśle walki z ptactwem, teraz będzie miał do czynienia z grupą wyprowadzonych z równowagi sąsiadów inwestycji. 

3. Pojechaliśmy z Józką do Zielonej by mogła skonsultować swoją złamaną rękę. W związku z tym, że miejscowa medycyna sobie z problemem nie poradziła (mimo starań). Wydzwoniłem kolegę narciarza. Kolega, to przyjaciel mojego ojca. Jego córka i wnuk używała tej samej kołyski, co ja, mój brat, córka mojego brata i bliżej nieokreślona liczba krewnych i znajomych. Kolega znał chirurga specjalistę od narciarzy. Chirurg z Krakowa. Okazało się, że właśnie dziś jedzie gwiazdorzyć do Zielonej Góry. Złą informacją jest, że ta historia szybko się nie skończy.



 

czwartek, 14 marca 2024

13 marca 2024


1. Nie wyspałem się i to jest zła informacja. 

2. Pojechałem do Niemiec – nie wchodząc w szczegóły – żeby coś, komuś zawieźć. Umówiłem się pod Getränke Hoffmann we Frankfurcie. Za Mostem Przyjaźni policja kontroluje co poniektóre samochody. Mnie znów nie. Najwyraźniej wyglądam odpowiedzialnie. Może to broda. W Getränke Hoffmann prawie nie było Augustinera. Co nie jest aż tak złą informacją, bo przede wszystkim chciałem wziąć Hofbräu (Helles). I to akurat było. Niemcom jakoś rzadko wychodzi ostateczne rozwiązywanie problemów, a jednak taki problem zwrotnych butelek udało im się rozwiązać. Łącznie z wynalezieniem specjalnych rolowych zjeżdżalni, którymi pełne butelek skrzynki wrzuca się do magazynu. 
Wracając stanąłem w słynnym w okolicy „Lamusie”. Sklepie ze śmieciami z Niemiec. Opisywałem ten sklep już kiedyś. Efekty życia martwych berlińczyków spryzmowane na półkach. Byłem twardy i nie kupiłem robota koszącego, mimo iż kosztował jakieś osiem procent realnej ceny. Złą informacją jest, że będę się teraz zastanawiał, czy nie popełniłem błędu, bo może by można kupić u Chińczyków ładowarkę. 

3. Chwilę po tym, jak wróciłem, przyjechała pani behawiorystka. Poszliśmy z pieskiem na spacerek. Pani tłumaczyła, co piesek robi i dlaczego. Była to miejscami jakaś abstrakcja. Żeby nie to, że piesek robił, co chciała, można by dopuścić do siebie myśl, że pani behawiorystka, to wszystko wymyśla na poczekaniu. A człowiek się daje nabierać. W każdym razie, wszystko, co mówi jest spójne. Wewnętrznie logiczne. Powiedziała, że przyjedzie jeszcze raz, bo więcej nie ma tu nic do roboty. I to jest zła informacja, bo znaczy to, że jeśli piesek nas nie słucha, to jest wyłącznie nasza wina. I my to ze sobą powinniśmy załatwić. 






 

środa, 13 marca 2024

12 marca 2024


1. Napisałem na Twitterze, że niemiłościwie panującą nam władza tak nie lubi prezesa NBP, że aż postanowiła podnieść VAT na żywność, by mu utrudnić utrzymanie celu inflacyjnego. 

Rzuciło się na mnie kilka postaci, pisząc, że VAT-u nie podniesiono, tylko nie przedłużono czasu obowiązywania obniżonej stawki. To prawda. Jednak niezależnie od tego, jak tę dezycję będziemy nazywać, inflacyjny efekt będzie taki sam. I to jest zła informacja. 

2. W „Rzeczpospolitej” pojawiła się druga część tekstu o Pegasusie. Mój wewnętrzny kreator teorii spiskowych natychmiast zaczął pokrzykiwać, że to jest tekst zastępczy, który miał rozładować napięcie związane z oczekiwaniem na tekst poniedziałkowy, który się nie ukazał. Ale kto by się tam, w uśmiechniętej Polsce, zajmował spiskowymi teoriami. 

Pojechałem do miasta. Do Powiatu. Pocałowałem klamkę, gdyż biuro we wtorki nie przyjmuje. I to jest zła informacja. Później pojechałem do weterynarza, po maści i inne rzeczy dla pieska. Weterynarz widział mnie u Mellera, ucięliśmy więc sobie pogawędkę geopolityczną. Później pojechałem po szyby. Później pojechałem do stolarza, zawieźć szyby. Później pojechałem do naprawiacza kosiarek. Za obie moje się jeszcze nie zabrał. I to jest zła informacja. Poźniej przypomniało mi się, że muszę oddać stelaż, na którym wiozłem szyby. Później zatankowałem. Później wróciłem do domu. Później poszliśmy z pieskiem na spacer. Piesek był zadziwiająco grzeczny. Wracając wpadliśmy na konsylium. Na podjeździe sąsiada Tomka stali: sąsiad Tomek, jego małżonka, pan Zgirski, jego syn i ciągnik z podpiętą maszyną do oprysków. Można było odnieść wrażenie, że wszyscy oglądali (przynajmniej we fragmentach) Śniadanie Mellera. 

3. Wylądowałem wieczorem u sąsiada Tomka. Pijąc piwo oglądaliśmy informacyjne telewizje, które, czekając na wywiady, odwijały obrazki ze spotkania w Białym Domu. Naszła mnie konstatacja, że trzy z dwudziestu siedzących przy stole osób było u nas na wsi.
Towarzysze Amerykańscy (jak ich nazywa generał Soczewica) dadzą nam bardzo dużo rakiet, którymi – jeżeli będziemy mieć taką ochotę – razić będziemy mogli cele oddalone od nas w bardzo zdecydowany sposób. I kredyt na śmigłowce Apache. Spełnia się scenariusz, o którym mówili Dębski z Andrzejczakiem. Amerykanie, którym brakuje środków, by w stu procentach chronić Europę, inwestują w kraj, który może jako pierwszy zacząć się tłuc z najeźdźcą. 
Później były wywiady. Widzieliśmy dwa. Głowa Państwa w formie. 
Swoją drogą, żyjemy w nowych czasach. Z Andrzejem Dudą rozmawia Polsat i TVN24, z Donaldem Tuskiem TVP Info. 
W sumie, śmieszą mnie ci wszyscy specjaliści, którzy twierdzili, że Biden zaprasza obu, by coś ważnego i strasznego im powiedzieć. W sumie nie powinno mnie to śmieszyć, bo to, że mamy takich specjalistów, to jest zła informacja. 


 

wtorek, 12 marca 2024

11 marca 2023


1. Dzień zacząłem od nieprzyjemnej rozmowy. I to jest zła informacja, gdyż lepiej dni zaczynać od rozmów przyjemnych. Tak to bywa, gdy się człowiek w złym momencie dodzwoni do gwiazdy. 

2. Generalnie niezbyt przyjemny dzień. Zimno i mżawka. I to jest zła informacja. Byłem w Mordorze. Poźniej w dwóch urzędach.W Mordorze widziałem grupę szczęśliwych ludzi. Szczęśliwych, bo wraca stare. I drugą grupę. Mniejszą. Nieszczęśliwych, bo wraca stare. W mordorowej Żabce nie było „Rzepy”. Trafiłem na nią dopiero w pierwszym z urzędów.
W piątek – jak już tu pisałem – w „Rzeczpospolitej” pojawił się ważny tekst o Pegasusie, o tym, że większość rzeczy, które o Pegasusie od zajmujących się nim polityków słyszymy, mówiąc delikatnia, nie polega na prawdzie. Usłyszałem wtedy, że w poniedziałek pojawi się jego druga część. Jeszcze mocniejsza niż pierwsza. Cóż, nie pojawiła się. Ale zamiast tego pojawił się list pani Brejzowej. Polemiczny wobec piątkowego tekstu. Można powiedzieć, że wrócił porządek, gdyż rozprawiający się z mitem Pegasusa tekst w „Rzeczpospolitej” był jednak jakąś aberracją. 
Ciekawe, czy powrót tego porządku poprzedzony był przez jakieś spotkanie koło śmietnika.

3. Kupiłem sobie rano bilet na samolot. Kiedy się postanowiłem odprawić, zauważyłem, że – nie wiedzieć czemu – kupiłem ten bilet na środę. Niewiele myśląc, napisałem z prośbą o pomoc do prezesa linii lotniczej, którego znałem chyba ze spopularyzowanej przez red. Jadczaka whatsappowej grupy „Greenberg”. Prezes nie odpisał. Zaczekałem chwilę. Dalej nie odpisał. Kupiłem więc drugi bilet. Z dobrą datą. Napisałem o tym rzeczonemu prezesowi, dodając, że to będzie mój wkład w rozwój naszego narodowego przewoźnika. Po chwili wrzucił kciuk w górę. To najwyraźniej bardzo dobry prezes. Dbający o interesy spółki. 
Na właściwy lot i tek się o mało nie spóźniłem. I to jest zła informacja. W Kancelarii nie pracuję już ponad trzy lata, a wciąż nie mogę zapamiętać, że nie powinienem się koncentrować na godzinie wylotu, tylko na godzinie boardingu. I pamiętać, że jeszcze jest kolejka do kontroli bezpieczeństwa. 
Z lotniska pojechałem do Zielonej po Lawinę, którą Misiek wrócił z doglądania Józki. 
Zielona by night ist gut. Po krakowskich doświadczeniach, puste ulice działają uspokajająco. 


 

poniedziałek, 11 marca 2024

10 marca 2024


1. No więc tak, w związku z tym, że Bożena o świcie wyjeżdżała ratować Józkę, wstałem przed szóstą. I to jest zła informacja. Nie napisałem wczoraj, o tym, że się bardzo dobrze zachowali koledzy. Kolega Misiek, który porzucił plany alkoholizowania się z kolegą Dinem, filarem drukowanej „Gazety Lubuskiej” i mój były nowy szef, który Miśka do Świebodzina, a później na wieś zawiózł. Misiek Józkę wspierał moralnie i fizycznie, póki Bożena nie dojechała do domu.

2. A dojechała mniej/więcej wtedy, gdy pan taksówkarz dowiózł mnie dacią Duster do pałacu w Rozalinie. Ani ja, ani pan taksówkarz, nie byliśmy tam nigdy wcześniej. Swoją drogą, musiałem polecieć w 2015 roku do Bukaresztu, żeby zrozumieć, skąd się wzięła nazwa „Dacia”. I to, w sumie, jest zła informacja, bo winienem był połączyć kropki wcześniej.
Śniadanie Mellera. Ciekawe doświadczenie. Niestety nie udało mi się z nikim pokłócić. Ani razu też nie padło sakramentalne – ja panu nie przerywałem. A poważnie, rozmowa była całkiem interesująca. https://www.youtube.com/live/jbOOuSGPVK0?si=ka2xBYEBbVUH-3ch


3. Popołudniem z kolegą Easy Riderem wykonaliśmy próbę wrzucenia wywiadu na Twitter. W formie dwuosobowego wątku. Prosto nie było. Kosztowało trochę zdrowia. Złą informacją jest, że się okazało, iż efekt nie jest za bardzo czytelny. 


 

sobota, 9 marca 2024

9 marca 2024


1. Mój brat (młodszy) (innych raczej nie mam) (choć tego nikt nie może być pewny) miał dziś urodziny. 

Jutro rano idę do Mellera. Zdarzało mi się tu szydzić z jego gości. Tym razem nie będę, gdyż co to za przyjemność szydzić z samego siebie.

Rano pojechaliśmy do kamieniarza za Radzymin. Do Słopska. Miejsce przywracające wiarę w ludzi, gdyż są tacy, którzy zamawiają naprawdę porządne rzeczy. A nie to, co od dekad modne jest na okolicznych cmentarzach. Może zamówimy tam schody. Jak nas będzie stać.
Złą informacją jest, że gdy byłem tam ostatni raz, to źle usłyszałem cenę nagrobka, który bardzo mi się spodobał, bo wyglądał dziewiętnastowiecznie. Otóż kosztuje on nie dziesięć, a sto tysięcy złotych. Cóż, umiera się raz. Chyba, że jest się kotem. 

2. Prawie się dałem naciągnąć Applowi na sześdziesiąt parę złotych. AppleTV+ oferuje drugą „Diunę”. Złą informacją jest, że można nie zauważyć, że to jest przedsprzedaż. Czyli płacisz za to, że niewiadomo kiedy będziesz mógł obejrzeć. 

3. Dzień zakończył dizaster, piesek, na spacerze, pociągnął Józkę tak dotkliwie, że złamała sobie rękę. Mój ulubiony (to sarkazm) szpital w Świebodzinie odesłał ją do domu, z informacją, że trzeba to będzie zoperować. Ale we czwartek, bo ręce operują w czwartek. Konsultowani lekarze zaczęli załamywać ręce, że trzeba wcześniej. Nie będę się rozpisywał, bo problem trwa. 


8 marca 2024


1. Jak na Warszawę, jakoś się nawet wyspałem. 
Panie Kacprzak i Zawadka napisały w „Rzepie” tekst, „Cała prawda o Pegasusie”. Napisały mniej-więcej to samo, co ja na temat Pegasusa piszę, tylko bardziej. Bardziej, bo jak uprawiam publicystykę, a one zrobiły porządny tekst dziennikarski, rozmawiały z ilomaśtam osobami. Operatorami programu, specjalistami od tych spraw. W poniedziałek ma być część dalsza. W ten sposób „Rzepa” się dla niektórych stała PiS-owską szmatą. Co jest właściwie zabawne. Złą informacją jest, że pewnie nie będzie to miało specjalnego wpływu na tłum ludzi, którzy uwierzyli, że Pegasus to jakieś diabelskie narzędzie. Jest to w sumie logiczne. Ci, którzy uwierzyli, nie chcą zmieniać zdania, bo by wyszli na idiotów. 

2. Spędziłem parę godzin na rozmowach o poważnych sprawach. Kosztowało mnie to sporo zdrowia. I to jest zła informacja, bo najwyraźniej się odzwyczaiłem. To jednak nie to samo, co chodzenie z pieskiem po lesie. 

3. Wieczorem przyszli kolega Kapla z prof. Katarzyną. Kapla przyniósł całkiem zgrabny album o góralach, który Grzegorz stworzył z kolegą naszym bukowińskim Krzysztofem i fotografem Krawczykiem. 

Państwo uciekli, kiedy zacząłem im puszczać wrzucone na Twitter, przypadkowe fragmenty występów Kamratów. Konkretnie, jak jakieś dziecko śpiewało piosenkę, a Olszański się wzruszał. 
Jakoś trudno mi uwierzyć, że istnieją ludzie, którzy Jaszczura traktują poważnie. A istnieją. I to jest zła informacja. 




piątek, 8 marca 2024

7 marca 2024


1. Ostatnio noce ze środy na czwartek są strasznie krótkie. I to jest zła informacja. Bierze się to stąd, że w czwartek, koło południa jest dedlajn dla większości moich zawodowych obowiązków. A że wciąż nie jestem na etapie takim, że bym wiedział ile czasu mi zajmie czegoś napisanie, nie chcę zostawiać pisania na rano i męczę w nocy. Im dłużej, tym wolniej mi idzie. Bez sensu. 

2. W zeszłym tygodniu, w Krakowie rozmawiałem z dr. Sokołowskim. Rozmowa wyszła naprawdę nieźle. Wysłałem do autoryzacji. Dr Sokołowski przeczytawszy, stwierdził, że takich rzeczy nie może mówić jako dr Sokołowski. Może jednak jako Easy Rider. Złą informacją jest, że nie mam twitterowego alter ego. Bo przecież o Męskich Blogerkach Modowych nikt już nie pamięta.

We środę, viribus unitis, udało się wciągnąć traktorek-kosiarkę na przyczepkę. Dziś ją zawiozłem do pana naprawiacza. Zajmie się w przyszłym tygodniu, bo przeżywa atak klientów, którzy mieli coś przywieźć do naprawy w listopadzie, ale jakoś nie było okazji i teraz sobie przypomnieli, bo pogoda jest w sam raz, by zacząć w ziemi robić. 
Pokręciłem się chwilę po mieście. 
W ulubionej mojej myjni samochodowej terminy prawie tygodniowe. Nienawidzę się umawiać. 

3. Wyjechaliśmy do Warszawy. Z dwugodzinnym względem planów opóźnieniem. I to jest zła informacja.
Warto było wymienić ramię Pitmana, gdyż Lawina zaczęła zajmować zdecydowanie mniej miejsca na drodze. W pewnym momencie mapa Googla powiedziała, że A2 jest zamknięta i mamy jechać na DK92. Nie poddałem się dyktatowi i pojechałem prosto. Słusznie, gdyż droga zamknięta była dwa zjazdy dalej. Dzięki temu, po raz trzeci w życiu odwiedziłem Łęczycę. Ale tylko przez chwilę. Na A2 wróciliśmy w Zgierzu. Tym, do którego leciała mucha. 
Przez całą drogę słuchaliśmy Ground Zero. O Niemczech. Nie było tak dobra, jak to o Stanach, ale i ta warto posłuchać. 

 

czwartek, 7 marca 2024

6 marca 2024


 

1. Musiałem wstać rano i to jest zła informacja. Musiałem wstać rano, by pojechać do mechanika w Wilkowie na wymianę, nazywanego wąsem, ramienia Pitmana. Konkretnie: George'a Washingtona Pitmana, inżyniera kolejowego. 

2. Przyjechałem. Okazało się, że szef o mnie zapomniał i pojechał do Gorzowa. Ale wracał. Miałem więc wolną godzinę. Pojechałem do firmy, która nam robi szyby do okien, żeby zapłacić za szesnaście, jakie zamówiłem wczoraj. Było taniej, więc pojechałem do Mrówki i kupiłem elektryczną wyciągarkę, która też była tańsza niż miała być. Obsługa w Mrówce jest zadziwiająco miła. Obsłużył mnie człowiek z innego stoiska i jeszcze na koniec zaniósł tę wyciągarkę do kasy. 
Byłem jeszcze w Biedrze. Ale tylko dlatego, że była bardziej po drodze niż Lidl. Kolega Wojciech, który mieszka w Górze, a konkretnie Kalwarii. Mówi, że u niego się mówi, że do Lidla chodzą ci, co to bardziej są związani z Warszawą, a miejscowi, to do Biedry. U nas w okolicy nie ma Warszawy, więc podział musi przebiegać inaczej. 
Na youtubowym filmie wymiana ramienia Pitmana zajmuje dziesięć minut. Nam zajęła pięć godzin. Najpierw trzeba odkręcić śrubę, która łączy przekładnię z krzyżakiem, który jest na końcu tej rury, która z drugiej strony ma kierownicę. Później trzeba odpiąć przewody wspomagania. Udało się z gumowym, bo ten metalowy nie dał się odkręcić. Potem trzeba było sworzeń ramienia Pitmana odczepić od drążka kierowniczego. Tu był problem. W międzyczasie trzeba było zdjąć osłonę, taką od spodu, na pięciu śrubach. Później się nie udało zdjąć ramienia Pitmana z wieloklinu przekładni. Trzeba więc było odkręcić przekładnię. Ale nie dało się jej wyjąć, bo się wcześniej nie udało odkręcić przewodu wspomagania. Przekładnia wisiała więc sobie na przewodzie. Ale dalej się ramienia Pitmana zdjąć nie udawało. Mimo użycia specjalnie kupionego ściągacza. Skończyło się na cięciu szlifierką. To też chwilę trwało, gdyż to było amerykańskie ramię Pitmana. Z amerykańskiej zrobione stali. Potem, w odwrotnej kolejności wszystko trzeba było zmontować. Na koniec jeszcze, w związku, że Lawina wisiała była na podnośniku, przesmarowane zostały tzw. punkty smarowania w zawieszeniu. Przez kalamitki.
Przy okazji się okazało, że olej leci mi nie z simeringu na wale, tylko z dziwnego czegoś nad filtrem oleju. W tym czymś jest uszczelka. Której pewnie już nie ma. I dlatego się leje. Złą informacją jest, że nie wiem, jak to coś się nazywa i jak szukać do tego czegoś uszczelki. 

3. Przez to wszystko ominęły mnie walki pod Sejmem. Oglądałem te obrazki później. No i miałem z tym kłopot, bo mój wewnętrzny państwowiec chciał bym był po stronie policji. Poradziłem sobie z tym w taki sposób, że mi się przypomniało, że nad policją jest polityczna władza i to ta polityczna władza ponosi za swoje decyzje odpowiedzialność. 


Obejrzeliśmy trzeci odcinek „Szoguna”. Mam przez cały czas wrażenie, że to wszystko już widziałem. No bo widziałem. Czterdzieści lat temu. Nawet dialogi bywają te same. 

Jadę jutro do Warszawy. I to jest zła informacja. 

środa, 6 marca 2024

5 marca 2024


1. Przegadywanka Zaleskiego z Mazurkiem. Prowokacja ludzi z DGP – namówili posłów (w tym Zaleskiego), żeby napisali interpelację w sprawie nieistniejącego leku dla psów. Mazurek zarzucał Zaleskiemu, że ten podpisał nie czytając. Zaleski odpowiadał, że przeczytał. I tak kilka razy. Problem polegał nie tyla na nieprzeczytaniu, co na przeczytaniu bez zrozumienia. Ciekawe co by było, gdyby w miejsce nazwy nieistniejącego leku dla zwierząt, wpisano nieznaną powszechnie w Polsce nazwę handlową jakiegoś uzależniającego psychotropu. I to, co by się wtedy stało, powinien Mazurek zapytać. Zaleski w MON zajmuje się polityką zagraniczną. Złą informacją jest, że Robert nie przeczołgał go w sprawie nowego szefa NATO. W ramach nowej, skutecznej polityki zagranicznej, godzimy się na prorosyjskiego Holendra. Sukces polegał nasz będzie na tym, że inne, duże kraje będą głosować jak my. 


2. Redaktor Mucha wrzucił na społecznościówki materiał o tym, że firma związana z kandydatem na prezydenta Krakowa Miszalskim, ma dwa hostele przy Pomorskiej, w siedzibie Gestapo. 
To interesujący budynek. Po Gestapo, było tam ponoć NKWD, kasyno milicyjne. Było też kino „Wolność”. W latach osiemdziesiątych, krakowski ZBoWiD zapraszał tam na swoje imprezy młodzież z okolicznych szkół. Młodzież przychodziła, gdyż po imprezie, która zwykle polegała na wręczaniu jakichś odznaczeń odbywała się projekcja filmu. Moja osoba, w ten sposób, po raz pierwszy zobaczyła „Parszywą Dwunastkę”. Film był co najmniej od lat piętnastu. ZBoWiD legitymacji nie sprawdzał. 
W kinie, już w latach dziewięćdziesiątych, zrobiono przerażającą imprezownię. Koks, dziwni faceci i jeszcze dziwniejsze dziewczęta. Bardzo ludzi w tej sprawie protestowało. Ale to były lata dziewięćdziesiąte. Wolność gospodarcza über alles. Potem wyjechałem z Krakowa.
Kraków dotknęła tajlandyzacja (to redaktor Kursa z krakowskiej „Wyborczej”) Lub bangkokizacja (to Rober Mazurek). W znaczeniu: polityka władz miasta zamieniła centrum z coraz większymi przyległościami na siedlisko lowcostowych biznesów turystycznych. Na mekkę przedstawicieli brytyjskiej klasy robotniczej, którzy – nie bójmy się nazywać tego językiem podobnym do tego, jakiego używali – przyjeżdżali, żeby się najebać i pojebać. Powstało wtedy mnóstwo hosteli, które tak utrudbniały życie okolicznym mieszkańcom, że ci wynieśli się z centrum. Więc tych hosteli powstało jeszcze więcej. Efekt jest taki, że kiedy przyjeżdżam do Krakowa i chcę się z kimś w okolicach Rynku umówić, to słyszę, że będzie to takiej osoby pierwsza tam wizyta, od dobrych paru lat. Polityka władz miasta, które jak tylko mogły, szły na rękę branży turystycznej odebrała mieszkańcom Krakowa, jego centrum. Co mi się nie mieści w głowie, bo w Krakowie, od lokacji wszystko się wkoło Rynku działo.
Trzeba być pozbawionym zupełnie wrażliwości, żeby w Krakowie wystawiać w wyborach prezydenckich przedstawiciela branży turystycznej, czyli kogoś, kto żyje na krzywdzie mieszkańców. 
Można oczywiście tłumaczyć, że hostel w Gestapo to nic takiego. Ja bym jednak na taki biznes wybrał jakąś inną lokalizację. Zwłaszcza gdybym planował polityczną karierę. Pan Miszalski nie widzi problemu. Jakaś część mieszkańców Krakowa ten problem widzi, ale jakie to ma znaczenie, skoro pan Miszalski propagował swoje zdjęcie, na którym występował z narysowanymi na czole ośmioma gwiazdkami. Swoją drogą jego niechęć do pisowskiego rządu nie przeszkodziła firmie z którą był związany, przytulić kilkanaście milionów rządowego wsparcia. 


3. iMac, na którym postawiłem krzyżyk i miałem zawozić go do stołówki, zadziałał. Znaczy – zadziałała karta graficzna, bo komputer niekoniecznie. Jestem na etapie poszukiwania wersji systemu, z którą ruszy. Złą informacją jest, że strasznie powoli się wersje ściągają.

Panowie od chodników jutro chyba skończą odcinek przed domem.