środa, 20 sierpnia 2014

20 sierpnia 2014


1. Kolega mój Wojtek poprosił, bym się spotkał z Bartkiem Żukiem.
Poszliśmy do CH Reduta na kawę, za którą Bartek zapłacił pieniędzmi popleczników Czang Kaj-szeka. (Nawet jeżeli były jego własne, to też dostał je z Tajwanu) Opowiedział, że do Polski będą wchodzić dwie duże firmy z Chin kontynentalnych z bardzo dobrymi smartfonami.
Kiedy zapytałem go, czy Chińczycy potrafią stworzyć coś poza śmieciami i podróbkami walnął mi przypowieść o kobiecie, która przyjechała do mistrza uczyć się kaligrafii. Wiele z tej przypowieści nie zrozumiałem, ale wniosek był taki, że kopiowanie mistrzów w Chinach jest ok.
Zaś śmieci się biorą z tego, że Europejczycy przyjeżdżają tam po tanie rzeczy. Albo jeszcze tańsze. Chińczycy robią im więc takie, jak ci chcą.

Bartek to superkoleś. Gdybym prowadził jakiś poważny biznes natychmiast bym go zatrudnił. On by sobie sam znalazł jakieś miejsce i byłby z niego pożytek. Mam parę takich osób, które bym chciał zatrudnić, bo by się na pewno przydały w hipotetycznej firmie.
Dobrze, że nigdy jej nie będzie, bo pewnie by przypominała „Przekrój” z czasów, kiedy naczelnym był Jacek „Pusty gest” Rakowiecki.
Redakcja składająca się z samych gwiazd. No, prawie samych. Byli też różni znajomi. I nic. Żaden efekt. Zmarnowane szwajcarskie miliony.

Ktoś powinien zrobić dużą analizę upadku „Przekroju” bo to niesamowita historia. Tylu – wydawać by się mogło – mądrych ludzi, tyle pieniędzy i co? I nic. Nie wiem, czy ktoś zauważył, że największym sukcesem Hajdarowicza było odebranie tytułu największego psuja polskiej prasy Lisieckiemu.

O, przypomniało mi się jak Hajdarowicz przyszedł do „Krakena”. Ale nie będę o tym pisał, bo w końcu wyszedł i więcej razy się chyba nie pojawił a to dobra informacja. A miały być złe.

No więc zła jest taka, że na zlecenie red. Barana zabrałem się za pisanie historii „Przekroju”, ale mi warsztatu nie starczyło. To musi zrobić prawdziwy dziennikarz.

2. Oddałem BMW. I to jest zła informacja. Pozałamywaliśmy z Kamilem ręce nad kondycją świata, ale też zaczęliśmy wyliczać elementy wyposażenia, które byśmy chcieli mieć w samochodach. Wbrew pozorom lista nie była zbyt długa.
Na ścianie w BMW wisi maska z trójki, na której jakiś artysta namalował silnik i w dość irracjonalny sposób powiązał jego części z danymi technicznymi. Nie wiem jak inżynierowie mogą spokojnie obok tego przechodzić.

3. Od Bartka dostałem nowe HTC One (dla kolegi Wojtka).
Nowe HTC, jak i iPhone 5 potrzebuje nanoSIM. Pomyślałem, że to dobry pretekst do wymiany karty. Wziąłem nanoSIM, wsadziłem w przejściówkę na microSIM. I zacząłem wpychać do używanego przeze mnie jednego z dwóch w Polsce dwukartowych One poprzedniej wersji. No i uszkodziłem gniazdo. I to nie jest dobra informacja, bo to był naprawdę dobry telefon, a drugie gniazdo nie ma 3G.
Drugi taki aparat jest w Bukowinie Tatrzańskiej. Mam nadzieję, że będzie żył dłużej.

Wieczorem odpaliłem Twittera, od którego zrobiłem sobie ostatnio wakacje. W sam raz, by trafić na niedysponowanego Protasiewicza hejtującego warszawiaków.
Coś się już chyba w PO popsuło – jak to mówią – na ament.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz