niedziela, 3 maja 2020

2 maja 2020



1. Wstałem o świcie i wciągnąłem specjalnie kupioną w tym celu flagę na maszt. Z tym, że najpierw ją musiałem nieco zmodyfikować, bo był to model nasadzany na kij, a nie wciągany sznurkiem. Sznurek – mam wrażenie, że ze dwa lata temu kupiony – dał się nadgryźć zębowi czasu. Ale kiedy już urwało się wszystko, co się miało urwać okazało się, że jest w porządku.
Doktor Sibora zarzucił Prezydentowi na Twitterze, że na co dzień nie dba o flagę. Bardzo żałuję, iż Pan Prezydent nie zabiera głosu gdy wokół niego widzę dziesiątki, setki polskich popisanych flag. Tak jest zawsze podczas imprez sportowych. Wielkie flagi z napisami leżą na śniegu a Pan milczy.
Pierwszy raz zobaczyłem pana Doktora w telewizorze prawie dziesięć lat temu. Mówił chyba o brytyjskiej królowej. Bardzo ciekawie. A tak przynajmniej mi się wydawało. Kilka lat później, na samym początku mojej obecnej pracy, użyłem nazwiska pana Doktora przy ówczesnej dyrektor Protokołu Dyplomatycznego MSZ. Reakcja nie była specjalnie dyplomatyczna. Usłyszałem, że pan Doktor nie ma pojęcia o czym mówi, ale mówi to w telewizorze, co czasem słyszą politycy, którzy mają pretensję do Protokołu, że coś jest nie tak, bo usłyszeli to w telewizorze, Protokół musi potem udowadniać, że nie jest wielbłądem, co nie jest – jak powszechnie wiadomo – proste.
Po kilku wizytach zagranicznych zrozumiałem o co chodzi. Im więcej było tych wizyt, tym więcej rozumiałem. Jako że nie jestem pracownikiem Protokołu – pan Doktor bardziej mnie śmieszył niż denerwował. Szczytem było, jak przez godzinę komentował przylot Prezydenta USA. Płakałem ze śmiechu. Kamery pokazywały znanych mi ludzi, wykonujących oczywiste dla mnie czynności, a pan Doktor opowiadał niestworzone rzeczy, plótł duby smalone, banialuki, farmazony, androny (wymieniam te wszystkie słowa, by uniknąć zwrotu: pierdolił jak potłuczony). Rzewnymi łzami płakałem. Znaczy – wręcz przeciwnie, akurat tych łez rzewnymi nie można określać.

Przed uroczystościami 80 rocznicy wybuchu II wojny światowej ludzie z TVN24 poprosili mnie o pewną przysługę związaną w wizytą wiceprezydenta Pence'a. (zauważyliście, że podczas najwyższego szczebla spotkań polsko-amerykańskich TVN24 jest bardziej zachwycony naszą polityką zagraniczną niż TVP? Jak to było? Przejrzystość, wolność słowa oraz niezależne i odpowiedzialne dziennikarstwo. W tym przypadku trudno się nie zgodzić.)
Oczywiście pomogłem. A przypomniawszy sobie moich przyjaciół z PD poprosiłem, by może zaprosili do komentowania jakiegoś innego eksperta, nie pana Doktora.
–To daj nam kogoś. Nikogo innego nie ma – odpowiedzieli. I to jest zła informacja. Dyplomaci, nawet emerytowani bronią się rękami i nogami przed chodzeniem do telewizji. Etyka zawodowa. Chodzą zaangażowani politycy typu ekscelencji Schnepfa. Więc cóż mogą zrobić wydawcy? Dzwonią pod sprawdzone numery. Stąd doktor Sibora, stąd pułkownik Dziewulski. Dzwonisz – masz. Człowiek mówi po polsku, nie jąka się. Jak trzeba, ma bibliotekę na tle której można go filmować. Wypowie się na każdy temat. Kiedyś taką rolę pełnił też profesor Rzepliński – oczywiście przed karierą w Trybunale Konstytucyjnym. Ale kto to dziś pamięta.

A co do flag w śniegu. W mrokach stanu wojennego milicja stawiała przed kolegiami ds, wykroczeń za znieważenie flagi państwowej obywateli, którzy na demonstracjach nieśli biało-czerwone flagi z napisem „Solidarność”. Oskarżeni bronili się – na ogół – skutecznie. Tłumaczyli, że flaga państwowa jest biało czerwona. Flaga biało-czerwona z napisem – państwową nie jest. I tak jest do dziś. Znaczy: leżąca w śniegu biało-czerwona płachta materiału z wielkim napisem „Wieluń” flagą państwową nie jest. Albo – jeszcze lepiej – jest flagą państwową w takim samym stopniu, jakim pan Doktor jest specjalistą od protokołu dyplomatycznego.

2. Zadzwoniła rano pani Wydawca z jednej z telewizji informacyjnych, żeby dopytać, co Prezydent będzie robić. Rano PAP puścił depeszę, która była nie do końca aktualna i wyszło zamieszanie. Zacząłem referować, kiedy doszedłem do żłożenia kwiatów pod pomnikiem Korfantego, powiedziała, że to brzydki pomnik, i że Ślązacy powinni sobie go na Śląsk zabrać. I po co te kwiaty. Odpowiedziałem, że rocznica jest wybuchu III powstania śląskiego. Ona na to, że jak powstanie to tylko warszawskie. Najwyraźniej cała nasza kilkuletnia opowieść o Ojcach Niepodległości nie trafiła wszędzie tam, gdzie powinna. I to jest zła informacja. Swoją drogą – wyrazy szacunku dla dyrektora Ołdakowskiego – on ze swoim przekazem trafił. Panią Wydawcę co roku spotykam na śpiewankach 1 sierpnia na placu Piłsudskiego.

3. Najpierw zaczął padać deszcz, później zaczęło grzmieć i spadł grad. Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś rzucał we mnie z takim zaangażowaniem małymi kamieniami. Kara to musiała być boska za to, że przez moment rozważaliśmy przyjęcie zaproszenia na grilla, które wystosowali sąsiedzi. Poluzowanie dopiero od poniedziałku.

Obejrzeliśmy na Netfliksie „Into the night”. I to jest zła wiadomość. Pomysł dobry, realizacja słaba. Po czterogodzinnym maratonie Bożena miała słuszne pretensje, że obejrzeliśmy po raz chyba dwudziesty „Drużyny pierścienia”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz