Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gazeta Polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gazeta Polska. Pokaż wszystkie posty

piątek, 25 sierpnia 2017

24 sierpnia 2017


1. Wstałem i wpadłem na pomysł, jak spróbować wyprostować tylny zderzak w Suburbanie. Jeszcze przed śniadaniem pomysł zrealizowałem. Znaczy wyjąłem podnośnik, przyniosłem pieniek i podnośnikiem postawionym na pieńku podniosłem Suburbana za zderzak. Znaczy zderzak podparty podnośnikiem wrócił do swojej oryginalnej pozycji. Złą informacją jest, że nie ma pewności, czy w takiej pozycji bez podnośnika pozostanie.

Gazeta ograniczyła prawo komentowania swoich tekstów. Mogą to robić tylko czytelnicy, którzy zapłacili abonament. Od pewnego czasu twierdzę, że Agora kopiuje pomysł biznesowy red. Sakiewicza. Pomysł polegający na stworzeniu niezbyt dużej grupy czytelników o dość radykalnych poglądach i dostarczaniu jej odpowiednio radykalnych treści, tak by się ta grupa w swych radykalnych poglądach utwierdzała, wzmacniając swoje przywiązanie do medium.
Pomysł, by komentowanie wymagało opłacenia abonamentu to spora modyfikacja. Odważna. Jak rozumiem – chodzi o to, by czytelnicy mieli wrażenie, że cały świat myśli jak oni – mało prawdopodobne, by ktoś, kto ma inne niż Gazeta spojrzenie na świat chciał płacić za możliwość komentowania.
Jak na razie większość pomysłów Agory zbliżała jej część wydawniczą do upadku. Trudno uwierzyć, by z tym było inaczej.

2. Kontynuowałem cięcie krzaków. Niezbyt długo kontynuowałem, bo z jednej strony na drodze stanęły mi owocujące jeżyny. Z drugiej – zostały krzaki o pniach tak grubych, że łatwo było sobie wyobrazić, iż za rok będą jeszcze grubsze, czyli po ścięciu więcej będzie z nich pożytku.
Zabrałem się za czyszczenie bidetu. Częściowo skutecznie. Częściowo nieskutecznie. Robotnicy montujący bidet – excusez le mot – ujebali go cementem, który strach drapać, bo się może bidet porysować. Złą informacją jest, że co na bidet nie spojrzę w głowie zaczyna mi śpiwać Michael Jackson piosenkę „Beat it”. O to jest do wytrzymania trudne.

3. W parku, koło domu wyrósł podgrzybek. Niezbyt foremny, ale zawsze.
Strasznie luźny się zrobił pasek w krajzedze. Postanowiłem go naciągnąć. Zrealizowałem nawet to postanowienie. I to jest zła informacja, bo naciągnięty pasek wykręcił koło pasowe z silnika. I spadł. I nie było sensu go zakładać. Bo znowu by wykręcił. I spadł. Trzeba więc było tuningować.
Józek, ojciec sąsiada Tomka przejechał z walizkową spawarką i przychwycił koło pasowe.
Przy okazji zauważył, że koło pasowe na osi piły zamontowane jest w niechrześcijański sposób i bije. Znaczy – ma bicie. Umówiliśmy się, że przed wyjazdem przywlokę mu krajzegę, by w wolnych chwilach zrobił z nią porządek. Jak zrobi – będzie porządna. Będzie też dużo droższa niż zakładałem.
I to jest zła informacja.

Sąsiad Tomek układa panele. Od dwóch dni. Nie będę się z niego nabijał, choć straszył, że jak się zaweźmie, to w dzień skończy. Cóż, nie miał się jak zawziąć, bo ciągle mu ktoś przeszkadzał. Ludzie to jednak nie mają serca.








niedziela, 31 stycznia 2016

29 stycznia 2016


1. Jak za pionierskich czasów [kiedy siedzieliśmy przy Foksal] w Piekarni Szwajcarskiej przy Hożej kupiłem sok pomidorowy i dwa piwne precle. Pustą butelkę i papierową torbę wrzuciłem do kosza na placu Trzech Krzyży.
Na Wiejskiej, kawałek za Edipresse minęła mnie prezydencka kolumna. Z ochronnego audi pomachał do mnie BOR-owiec.

Kiedy mijałem wejście do Edipresse przypomniał mi się dr Kulczyk. Byłem świadkiem takiej sceny: podjechał Phaeton. Wysiadł ochroniarz. Otworzył drzwi. Po chwili ze środka wychynęły nogi w brązowych butach. Później sam Doktor. Podszedł do drzwi. Chwycił za uchwyt. Pociągnął. Nic. Jeszcze raz. Dalej nic. Zaczął szarpać. Ochroniarz skoczył w kierunku przycisku dzwonka. Zadzwonił. Drzwi otworzyły się majestatycznie. Doktor wszedł do środka.
W ubiegłym roku sporo się w naszym kraju zmieniło. Nieodwracalnie.

Zeszłoroczna przepustka sejmowa wciąż działa. I to dobra informacja. Złą jest, że nie bardzo wiadomo, kiedy zrobią mi nową.


Redaktor Adamek napisała na Twitterze, że korpus dyplomatyczny na exposé się nie za bardzo stawił. Dołożyła do tego zdjęcie pustej galerii. Pojawiły się od razu komentarze typu: nic dziwnego, kto tam będzie ględzenia Waszczykowskiego słuchał.
Problem polegał na tym, że ja, z mojego miejsca, widziałem galerię pełną. Prawie. Galerię oznaczoną literkami CD. Przelazłem naprzeciwko – do loży prasowej. No i faktycznie z tamtej strony widać było pustki. Podszedłem do znanej mi od lipca pani z Kancelarii Sejmu i zapytałem jak to z tymi galeriami jest. Odpowiedziała, że korpus siedzi zawsze między środkiem a dziennikarzami. Między Prezydentem a środkiem są miejsca dla gości Kancelarii.
W międzyczasie temat pustych miejsc korpusu zaczął żyć własnym życiem. Jako dowód na oczywistą porażkę polityki zagranicznej rządu.
Bogu dzięki obecność dyplomatów zauważyło parę jeszcze innych osób. Red, Adamek mimo to
uparła się, że dyplomatów jest mniej niż kiedyś.

2. Z Sejmu poszedłem do Kancelarii. Udało mi się załatwić kilka spraw. Nie udało się jednej. Trafiłem do tzw. BOP-u. Dyrektor Strużyna był ostatni raz w pracy.
Pracował w Kancelarii od samego początku, a nawet wcześniej, bo zaczął w 1984 roku. Czyli za Jabłońskiego.
Powinien napisać książkę, a jeżeli mu się nie będzie chciało pisać, to ją jakiemuś dziennikarzynie podyktować. Wiedza jego jest wyjątkowa. Znał wszystkich prezydentów. Prezydenckie żony. Wszystkich prezydenckich ministrów. Organizował wszystkie prezydenckie inauguracje, podróże, święta.
Już widzę, że teraz jego fenomenu nie opiszę. Powinienem wrzucić tu którąś z jego opowieści. Niestety nie mogę tego zrobić.
Niby jest umowa, że dyrektor Strużyna będzie dalej nam pomagał, ale jakaś epoka dobiegła końca. I to jest zła informacja.

3. Pan prezydent spotkał się z Wicekanclerzem Niemiec. Rozmowa trwała z pół godziny dłużej niż planowano. Wiadomo – mamy najgorsze stosunki w historii, a przynamniej tak niektórzy wybitni specjaliści twierdzą.

Wieczorem była gala „Gazety Polskiej”. Druga na jakiej byłem. Poprzednia skończyła się wieczorem z Agentem Tomkiem. Przeprowadziliśmy wtedy ciekawą rozmowę o samochodach. I motocyklach. Na przykład Harley-Davidson to świetny motor dla agenta pod przykryciem. Jeździ powoli, robi mnóstwo hałasu, a nikt jego użytkownika nie traktuje poważnie.
Tym razem Agenta Tomka nie było. Za to był mój kolega Bartek, który ma na imię Tomek. I jego ojciec Witek, który ma na imię Ryszard. Bartkowi na dniach rodzi się syn. Nie zapytałem jak będzie miał na imię ani jakiego imienia będzie używał. I to jest zła informacja.





sobota, 30 stycznia 2016

28 stycznia 2016


    1. Policja nawiedziła młodzieńca, który w dość [trochę wstyd przyznać, że mnie takie rzeczy bawią] zgrabny sposób przemontował film z Panem Prezydentem, wyszło, że się on zatacza i zabiera wieniec spod pomnika chyba Dmowskiego. Zrobiła się burza, której nie nazwę tak, jakbym chciał.
    Pan Prezydent na Twitterze od sprawy się odciął. I właściwie byłoby na tyle, żeby nie to, że pewien problem jest. Pojawiły się głosy, że trzeba natychmiast zlikwidować przepis dający tę specjalną ochronę Głowie Państwa, że prokuratorzy będą tego przepisu nadużywać i że będzie on służył do tłumienia wolności wypowiedzi w Sieci. Cóż, gdyby tak miało być, to by już było. A nie jest.
    A jednocześnie co jakiś czas pojawia ktoś, kto po prostu przegina.

    W każdym razie na koniec się okazało, że Policja weszła w sprawie gróźb karalnych, a nie obrazy Majestatu. Ale jak już się zdążyliśmy przekonać – w polskich mediach prawda ma ograniczone znaczenie.

    Jakiś czas temu rozmawiałem z cenionym korespondentem cenionego, zagranicznego dziennika. Narzekał, że praca jego jest trudna, bo nie ma czego czytać. „Gazeta Wyborcza” stała się aktywnym uczestnikiem walki politycznej – z dziennikarstwem jej działania mają mało wspólnego, do „Gazety Polskiej” przekonać się nie może. „Rzeczpospolita” to już nie to, co kiedyś. Co więc biedak ma robić. Powinienem był go odesłać do „Faktu”, ale o tym nie pomyślałem. I to jest zła informacja.

    2. Z Druhem Podsekretarzem pojechaliśmy do Pałacu witać Chorwatkę. Było godnie. Zawsze jest godnie. Mamy jeden z lepszych ceremoniałów jaki widziałem. U Niemców trzeba przejść przez pałac, co jest mało logiczne. Chińczycy witają pod dachem – w wielkiej sali Pałacu Ludowego. I mają podskakujące dzieci. Ukraińcy witają właściwie na ulicy. Rumuni – w parku. Francuzi na dziedzińcu szpitala. A my – jak trzeba. Przed wejściem.

    Chorwatka [przez niektórych urzędników nazywana chyba z przyzwyczajenia Chorwatem] i Pan Prezydent z Pałacu udali się do Krajowej Izby Gospodarczej. Było tam ciasno. Bardzo ciasno – i to jest zła informacja. Wśród widzów z radością zobaczyłem prezesa jednej z agencji, któremu w listopadzie nie udało się zachować pełni przytomności w pekińskiej filharmonii. Tym razem też przysnął. Podczas przemówienia szefa Hrvatskiej Gospodarskiej Komory. Podczas przemówień prezydenckich walczył dzielniej.

    3. Na oficjalnym wydawanym na cześć Chorwatki obiedzie niestety nie ubierało się smokingów. A na to byłem przygotowany. Więc to była zła informacja. Poleciałem więc do „Próchnika” do Złotych Tarasów by spróbować wymienić garnitur na mniejszy. Wymienić się nie udało, za to pan sprzedawca najpierw wyjaśnił mi, że ten co mam nie jest wcale zbyt duży. Wymierzył tylko o ile muszę skrócić spodnie i wysłał mnie do pani w pralni, która zrobiła to strasznie szybko, ale i tak na ostatnią chwilę.

    Obiad był dla mnie ciężkim przeżyciem. Opiszę to kiedyś we wspomnieniach. Albo i nie.
    W każdym razie Państwo Polskie wisi mi jakiś medal.

    W nocy, zasypiając oglądałem sejmowe głosowania. Nie widać specjalnej przyszłości przed Platformą. Co trzeba mieć w głowie, żeby zamiast korzystać z tego, że jeden poseł strony rządowej nie głosuje tylko drzemie w palarni, więc przewaga jest o jeden głos mniejsza – żądać jego powrotu na salę obrad?